Zanim przeczytacie aktualną korespondencje Lecha Parella, pozwolę sobie przypomnieć zeszłoroczny news SSI pt. „Między asekurantyzmem i i zazdrością” (15 września, 1462 czytań) http://kulinski.navsim.pl/art.php?id=3535&page=0 oraz fragmencik niedawnego maila od Tomasza Konnaka. Rzecz jest o tym jak oficerowie zawiadujący VTS Zatoka widzą i szanują żeglarzy. Lata mijają i nic w tym „wątku” nie ulega zamianie. Od czasu PRL w tym kręgu mówi się, że „jachty to chwasty morza”. Niby to żarty (niewybredne), ale zorientowani pewnikiem przyznają mi rację, że jednak coś jest na rzeczy. Dwa słowa o praźródle – dawnymi czasy kapitan (bo to musiał być kapitan !) podczas odprawy wyjściowej z portu był przepytywana „na okoliczność” nazwy następnego portu. Jako człowiek brzydzący się rygorami, gardłujący za liberalizacją polskiego żeglarstwa morskiego – zawsze odpowiadałem przekornie – „nie wiem”. Taka postawa skippera jachtu „Milagro” odbierana była jako ostentacyjna niegrzeczność. Ostentacyjna – zgoda, ale dlaczego od razu niegrzeczność ?
- Jak to pan nie wie ???
- No, nie wiem jeszcze skąd będzie wiało. Jak z zachodu to chyba Kłajpeda, a jak ze wschodu, to chyba Sassnitz.
- Jak to - chyba? Nie wie dokąd pan płynie ?
- No nie wiem, bo widzi pan - ja teraz mam urlop i NICZEGO NIE MUSZĘ
- Ależ panie – ja tu do książki odpraw MUSZĘ wpisać port docelowy.
- Up to you – nie jestem pieniaczem – krakowskim targiem - wpisz pan Kopenhaga.
Władze kochają inwigilację. Przecież niedawno w tym celu zarządzono rejestrację telefonów „na kartę’. Teraz ludzie „Pana Zero” zawsze mogą sprawdzić gdzie jestem. Chyba, że nie zabiorę z sobą telefonu. No i „pozwoleństwa” wszelkiego rodzaju. Władza ma prawo zaspakajać swoje ciekawości i egzekwować polecenia. Nawet, a może szczególnie te najgłupsze. Tylko czekać na powrót rejestracji rowerów i tabliczek rejestracyjnych pod siodełkiem. Przecież to już było. A jak na przykład wygląda kohabitacja statków i jachtów można na przykład zobaczyć latem na podejściu do Marienhaminy.
/
Ale do rzeczy: przy okazji przygotowań do i tradycyjnych regat Gdynia – Władysławowo – Gdynia organizator imprezy Tomasz Konnak zwierzał mi się mailowo: „…Ciekawe jaką „zgodę” da nam tym razem Kapitanat? Ale nie spodziewam się wiele, wygląda na to, że swoboda żeglugi jest solą w oku władz portowych i zatokowych. (Kuriozalny przypadek innego jachtu podczas MP w Gdańsku - może armator opisze, bo warto.)”
A dzis nadeszła ilustrowana memem korespondencja Lecha Parella.
Poczytajcie.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
---------------------------------------------------
Don Jorge,
Bitwa o Gotland już cichnie ale w mojej głowie kołacze wciąż refleksja związana z jej początkiem. Zastanawiałem się czy poruszać ten temat, ale chyba jednak warto. Otóż gdy ub. niedzielę wypłynęliśmy na Zatokę żegnać żeglarzy ruszających na Bitwę, ciśnienie podskoczyło nam jeszcze bardziej po usłyszeniu komunikatów wypowiadanych przez dyżurnego VTS Zatoka. Wywołania dotyczyły żądania natychmiastowego zejścia z toru wodnego, w związku z planowanym wyjściem w morze statku z portu w Gdyni. Trzeba uznać ilość tych wezwań oraz ich formę za ponadstandardowo obcesowe i irytujące.
Jest rzeczą naturalną, że my żeglarze rekreacyjni, szanujemy tych, którzy orzą morze zawodowo. Schodzimy statkom z drogi zawczasu i staramy się nie robić swoim zachowaniem zbyt dużo zamieszania. Ale nie może to oznaczać, że mamy się z morza usunąć całkowicie. Jest kilka czy nawet kilkanaście sytuacji w roku, gdy zaplanowana wcześniej impreza powinna mieć prawo się odbyć a inni uczestnicy ruchu wodnego powinni być zobowiązani to uszanować.
Czy rzeczywiście jest aż takim problemem, żeby statek handlowy, widząc kilkanaście jachtów w zwartej grupie, nieco zwolnił - powiedzmy z 14 do 6 węzłów - i umożliwił wszystkim, w tym sobie, bezpieczne, bezkolizyjne przejście? Przecież ewentualne utrudnienie dotyczy bardzo krótkiego czasu i nie oznacza niemożności przejścia. Nie mówimy przy tym o jakimś kręceniu piruetów czy manewrowaniu w główkach portu, gdzie faktycznie wjeżdżanie przed statek przez żeglarską drobnice, mogloby byc niebezpieczne. Niestety, przewiduję, że na ktoś z VTS Zatoka powie, że byłaby to niewyobrażalna tragedia a świat mógłby się od tego zawalić.
Tymczasem wygląda na to, że trend luzowania bezsensownych obostrzeń i znajdowanie sposobów na godzenie żeglugi profesjonalnej i przyjemnościowej to już przeszłość. Absurdalne żądanie aby regaty organizowane na Zatoce nie przecinały torów wodnych jest jednym ze znaków tego końca. Podobnie jak coraz częstsze żądania meldowania się w główkach, przy przecinaniu torów czy maglowanie sterników nawet z takich szczegółów jak nazewnictwo przystani. Może mi ktoś wyjaśnić, jaką różnicę robi w Kapitanacie to, czy idę na stację paliw czy do mariny cesarskiej?
Żyj wiecznie, Jurku
Lech Parell
Szanowny Jurku
Słów kilka do wątku “SIO - ŻEGLARZE !”
Oficerowie pracujący w Kapitanacie Gdańsk są różni.
Jako armator jachtu stacjonującego w Górkach mam bardzo często – nawet siedząc w porcie – włączony kanał 14 lub 71 i słucham sobie rozmów – ot, takie hobby krótkofalarskie ze starych czasów...
Tak się złożyło, że w chwili startu Bitwy o Gotland płynąłem z Helu do Górek i słyszałem całą omawianą przez autora wątku rozmowę na radiu a w chwili owego rzekomego zagrożenia ze strony żeglarzy mijałem właśnie boję GN.
“Problem” z omawianym statkiem, który wychodził z Gdyni polegał na fakcie, iż temu statkowi tak naprawdę NIKT nie przeszkadzał ani nie zagrażał.
Pływając na Zatoce mam zwykle radia włączone na dwóch kanałach - 16 oraz kanale Kapitanatu Gdańsk czyli kanał 14 lub kanał VTS czyli 71.
Po pierwszym wezwaniu VTS-u znalazłem sobie na AIS ten statek i uważnie go obserwowałem.
Wskazania AIS mam na ploterze tak ustawione, że wszelkie jednostki pokazują przed sobą wektor 30 minut wyprzedzenia co daje znakomitą możliwość oceny kto przed kim przejdzie i kto komu ewent. zagraża.
W tym przypadku nikt nikomu nie zagrażał ani nie powodował sytuacji kolizyjnych.
Żeglarze startujący w Bitwie płynęli swoimi kursami i w żadnym przypadku nie widziałem możliwości kolizji omawianego statku z żadnym z jachtów.
Statek wychodzący z portu w Gdyni płynął rutą gdyńską do boi GN, tam wykonywał zwrot w lewo na północ na boję HEL.
Żeglarze z Bitwy płynęli z Górek swoimi kursami także na północ, ale ich kursy były przesunięte daleko na wschód od ewentualnej ruty omawianego statku i jego trasy i jakby tego nie oglądać nie było tam żadnej sytuacji kolizyjnej.
Oficer z VTS rzeczywiście przez dobry kwadrans wywoływał kolejno jachty Bitwy po nazwie z AIS i zganiał je z jakiejś wyimaginowanej trasy kolizyjnej.
Jest jak piszę – oficerowie z VTS są przeróżni – jednym niewiele co przeszkadza i wystarcza im zgłoszenie, że się wchodzi do Mariny Gdańsk a inni muszą dopytać się o wszystko z mniejszym lub większym – najczęściej uszczypliwym – komentarzem co do zgłaszania się jachtów na radiu.
Akurat powyższy przypadek trafił na wyjątkowo nadgorliwego oficera z kapitanatu.
Ja nie wiem co i na czym widzą panowie z VTS kontrolując ruch na Zatoce, ale z pozycji żeglarza płynącego tuż obok rzekomej sytuacji kolizyjnej i widzącego naocznie omawianą sytuację nie było w trasach jachtów Bitwy oraz owego statku nic, co usprawiedliwiało by takie zamieszanie w eterze ze strony Kapitanatu.
Dodatkowo faktycznie oficer z VTS mógł – a nie zrobił tego, bo całą rozmowę słyszałem – poprosić ów statek, aby na odcinku tych kilkunastu mil zwolnił i zwrócił baczniejszą uwagę na jachty startujące w Bitwie, ale jak było widać VTS wybrał rozwiązanie zganiania żeglarzy.
Przykre jest to, bo nie raz słyszałem ze strony VTS słowa, iż VTS szanuje żeglarzy i stara się im pomagać.
Wieka szkoda, że ostatnimi czasy są to jedynie puste słowa niczym nie poparte.
Czekam tylko jak VTS nakaże rygorystycznie zgłaszać się wszystkim jednostkom przecinającym na Zatoce tory statków i żądać uzyskiwania zgody na ich przecięcie.
Panowie z Kapitanatu nie zdają sobie chyba sprawy z faktu, iż jak faktycznie zaczniemy – jako żeglarze - wykonywać wszelkie zgłaszania wynikające z lokalnych zarządzeń porządkowych to zatkamy im kompletnie tymi zgłoszeniami kanał 14 lub 71 i nic z tego dobrego nie wyniknie...
Pzdr
Włodzimierz “Bury Kocur” Ring
Piękną ilustracją takiego zatkania kanału 14 VHS było równoczesne wyjście kilkudziesięciu jachtów na paradę Baltic Sail.
Oficer po prostu nie nadążał odpowiadać, mimo iż ograniczał się do udzielania zgody jednym słowem.
A żeby go wywołać trzeba było trafić na moment, kiedy wszyscy równocześnie sie zniechęcili.
Absurd!
Andrzej Colonel Remiszewski
----------------------
PS. Były też i komentarze na ten temat w eterze. Tylko co taki oficer winny, że tym przypadku podlega durnej ustawie?
Dzien dobry Jerzy,
jako komentarz do startu regat BoG niech posluzy ponizszy filmik.
https://www.facebook.com/skipper.romek/videos/2752264288376843
Wychodzi na to, ze istnialo ryzyko kolizji. Nie oceniam, zaglarzy, czy byli na nasluch, czy byli bardziej zajeci sciganiem, a moze z kokpitu Dancing Queen to inaczej wygladalo, czy mo ze mogli zmieni kurs.
Mam watpliwosci:
1. Wydaje mi sie , ze na torze wodnym pierwszenstwo ma frachtowiec nad zaglami (jesli sie myle prosze o umiarkowane upomnienie).
2. Ja bym postawil inaczej pytanie, czy Kapitanat portu, dyzurny na VTS moga op ni / przy pieszy frachtowiec o 30 miny? Czy moga my wyda zalecenie bylplyn wolniej/ szybciej a "przelec " zeglarze? Wystarczy zglosic termin rozpoczecia imprezy (BoG) i wykazal sie odrobina dobrej woli (administracja morska) by uniknac potencjalnych kolizji.
Ta sytuacja przypomina mi definicje socjalizmu (parafrazuj za Stefanem Kisielewskim "Kisielem") - to system, ktory bohatersko rozwiazuje problemy nie znane w innych ustrojach. VTS Zatoka Gdanska, jak ten socjalizm, wg filmiku uratowal zeglarza, rozwiazujac problem, ktorego byl wspolautorem.
Pozdrawiam w kamizelce.
Marcin Jackowski
1. Nie ścigałem się i nie jestem regatowcem, z punktu widzenia turysty:
Uznając bezwzględne pierwszeństwo "Durande" i nie chcąc stresować jego i VTS poszedłbym za jego rufą. Aby nie tracić wywołałbym ich przez radio i poinformował.
2. Z punktu widzenia człowieczeństwa ludzi morza:
Dwa lata temu podczas regat etapowych na Zalewie Szczecińskim Szczecin Traffic uzgodnił z kapitanem pogłębiarki zmianę kolejności prac, dla uniknięcia potencjalnych trudności.
Czy naprawdę nie można tak i u nas?
Żyjcie wiecznie, Wojownicy i Oficerowie VTS Zatoka.
Andrzej Colonel Remiszewski
Witaj Jerzy ponownie
W nawiązaniu do komentarza p. Marcina Jackowskiego mamy jak widać dwa spojrzenia na tą samą sprawę.,
Osobiście opieram się na tym co w danym momencie widziałem na ekranie swego plotera.
Byłem tam tuż obok i wg mnie sytuacji kolizyjnej nie było.
Jednakże podobnie jak pan Jackowski uważam, że VTS mógł poprosić statek o zmniejszenie szybkości tak aby do jakiejkolwiek sytuacji kolizyjnej nie doszło – bez wnikania czy owa sytuacji mogła mieć miejsce czy nie.
Uważam, że w tym przypadku VTS mógł się lekko ugiąć w kierunku żeglarzy.
Ale to wszystko w takim przypadku zależy od dobrej woli stron, której w danej sytuacji ze strony VTS zabrakło.
Ot i wszystko.
Pzdr
Włodzimierz “Bury Kocur” Ring
Dancing Queen byla na torze idąc wzdłuż. Ani kapitan handlowca ani oficer VTS nie musieli wiedzieć, co widzi i jak zachowa się jacht. Nie musieli mieć świadomości jakie on ma możliwości.
Poza formalnym naruszeniem przepisu (kto wie ile euro/funtów kosztuje coś takiego w La Manche?) zabrakło dobrej woli.
Chcemy jej od PANÓW OFICERÓW, okazujmy sami, mając do tego wszelkie możliwości.
Andrzej Colonel Remiszewski
Szanowny Jerzy, szanowni żeglarze morscy
Też jestem za tym by Kapitanaty portów czy VTS uprzedzały statki, że w danym rejonie właśnie odbywają się pełnomorskie regaty i by zwracali uwagę na wzmożony ruch jachtów ale...
Na morzu, w sytuacji dwuznacznej, nie ma dobrej woli stron, liczy się tylko podjęcie zdecydowanego, jednoznacznego działania w celu uniknięcia kolizji.
Nie widziałem co widział Włodzimierz „Bury Kocur” Ring. Dla mnie, na podstawie nagrania Skippera Romka widać wyraźnie, że istniało ryzyko kolizji skoro statek „Durande” zmuszony był przez „Dancing Queen” do wejścia w strefę rozgraniczającą ruch, czego mu nie było wolno. „Dancing Queen” płynąc tak jak to pokazuje nagranie, czego też mu nie było wolno, zmuszał cały czas „Durande” do takiego działania.
Rozumiem Jerzego Matuszaka , że chciał minimalizować straty pozycji regatowej i dlatego jechał tak jak jechał ale chyba zapomniał, że jest w strefie rozgraniczenia ruchu, a kapitan „Durande” zapewne nie jest żeglarzem i nie do końca mógł rozumieć poczynania kapitana jachtu.
Pozdrawiam
Lech Lewandowski
Dobry wieczór Jerzy.
Podobnie jak Lechowi mnie również skoczyło ciśnienie ( może dlatego , że siedzieliśmy obok siebie w kokpicie tego samego jachtu ) i w krótkich żołnierskich słowach rasowego sierżanta wypowiedziałem się w temacie.
Ale ja tam fizyczny jestem , gdzież mi do Lecha erudycji i elokwencji !
Odpowiadając Marcinowi Jackowskiemu posłużę się moim ulubionym filmikiem z pewnych "mało" znaczących regat w pewnym "malutkim" kraiku morskim
https://www.youtube.com/watch?v=8QG0LxJweSw
uwadze ( ale nie tylko ) polecam 0.55s i 4.30m
Bądźcie zdrowi , Krzysztof.
Drogi Jurku,
sa we Francji regaty dosc do Bitwy podobne. Cztery etapy po 400, 500 mil z krotkimi przerwami. "La Solitaire du Figaro" sie nazywaja i prowadz po najbardziej uczeszczanych szlakach Kanalu La Manche i Zatoki Biskajskiej. W dodatku nie startuje 16 jachtow, a 35. Nie ma konfliktu z VTSami i z flota handlowa. Po prostu WSZYSTKIE VTSy sa akwenami wylaczonymi z regat. Nie wolno na nie wplywac pod grozba kary.
Najczesciej jest to kara czasowa na tyle dotkliwa, ze nie oplaca sie naruszac zakazanych akwenow. Zreszta nie sa to jedyne miedzynarodowe regaty w ten sposob traktujace strefy rozdzielenia ruchu.
Moze po prostu organizatorzy Bitwy w przyszlosci powinni zrobic dokladnie to samo?
Przeciez jachty sa monitorowane i mozna dokladnie stwierdzic kto i kiedy wszedl w rejon zamkniety.
Zreszta zwykle gotlandzcy wojownicy sluchaja radia. Jeden z nich omijal zamkniety akwen nr 11 po uslyszeniu ostrzezenia przez radio. I co?
Mozna? Mozna!
Zyj wiecznie,
Marek