Bogdan Izbicki, kolejny właściciel dawnej bałtyckiej mieczówki „MILAGRO IV” przyprowadził ją na Zalew Wiślany.
Kilka dekad minęło, Bogdan wyciągnął jacht z mazurskich oczeretów, odbudował i przywrócił historyczną nazwę
(tylko bez „IV”). Przy okazji łódkę wzbogaciło wiele różnych instrumentów i instalacji co widać na fotografiach.
Zapytałem Bogdana czy ktoś na Zalewie łódkę rozpoznał. A jakże – wielu żeglarzy starszego pokolenia pamięta,
że dawnymi laty ta mieczówka odwiedzała polskie porty otwartego morza, była w Kalmarsundzie, na Bornholmie i
Christianso, w Sundzie, w Swietłyj, w Sassnitz….
To ta łódka wzbudziła zgorszenie wśród kapitańskiej kadry instruktorskiej w trzebieskiej akademii. Bo to odebrali
niemal jako świętokradztwo, profanację prawdziwych morskich jachtów balastowych. Na tym jachciku powstało
kilka pierwszych locyjek bałtyckich (także niemieckich).
Po latach – znowu na Zalewie i ponoć wkrótce na Zatoce.
Brawo Bogdanie !
Wzruszyłem się.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge.
/
Przed laty s/y „MILAGRO IV” w Ronne
===============================================================
Don Jorge,
Łódka oczywiście została rozpoznana. W Suchaczu od razu zostałem zapytany : Czy to te MILAGRO ? A potem w Nowej Pasłęce Cudowne chwile z BOSMANEM , który przed wypłynienciem poczestował ogórkami i pomidorami . Nie wiem czy wiesz jest już wdowcem, a port jakby też owdowiał . Byłem pierwszy raz na Zalewie zeglarsko i Twoja locja oddała nieocenione usługi . I za to szczególne podziekowania nie tylko odemnie ale od każdego kto pragnie poznać Zalew. Jestem o tym przekonany .
/
.
.
.
Co do planów to : wybieram sie z przyjaciółmi do Iławy w nadchodzącym tygodniu a po powrocie mam nadziej na Zatoke .
Pozdrawiam równie serdecznie i zapraszam ,kiedy tylko zechcesz odetchnąć i na pewno nie takim samym ale zawsze KLIMATEM MILAGRO
Pozdrawiam
Bogdan
Wyczytałem gdzieś na blogu starego angielskiego kapitana, że na jachcie można umieścić dowolną ilość nowoczesnych sprzętów, byle blisko podłogi - tak wspomaga się balast ;-)))
Swoją drogą - Twoje jachty były na pewno niezwykłe z różnych powodów, a że jeszcze pływają - cóż, nie dziwota... Dla siebie trzeba było robić niezwykle solidnie, bo nie wiadomo było kiedy nas będzie stać na następny. Ja na ten przykład tylko dwa sezony byłem współarmatorem "drewienka" na Zegrzu, a potem - to jak Joseph Conrad - pływałem na cudzych ;-)
Pozdrawiam serdecznie i zdowia życzę
JureK
Dzień dobry Jerzy.
Twojemu wzruszeniu się nie dziwię , ale i mnie coś tak ścisnęło. W latach osiemdziesiątych Chochlik III i IV , to w wielu przypadkach był szczyt marzeń wielu żeglarzy. Mimo , że nie był doskonały , ale był do zbudowania własnoręcznie i cieszył spore grono armatorów. Miałem okazję pływać Chochlikiem III ( neptunowym "Kebraksem" ), ech te regaty i inne imprezy , łódka do ogarnięcia jednoosobowo , wystarczyło odepchnąć się od kei i płynęła. Bogdanowi gratuluję podwójnie : wytrwałości w odremontowaniu niemłodego przecież jachtu ( z bardzo dobrym jak widać efektem ) i że nie uległ modzie na jacht z dwoma kołami i "z wysokością stania" przy 8m długości ( celowo przerysowałem )
Pozdrawiam ,
Krzysztof.
-----------------------
PS. Bogdanie , kiedy będziesz przemieszczał się na Zatokę , może uda nam się spotkać przy moście w DrewnicyMoże Gospodarz, może ktoś z bywalców zalewowych pamięta poprzedni jacht Don Jorge – s/y „MILAGRO III” ? Też pomarańczowy.
Jak mi kiedyś opowiadał mój ś/p Tata – to jacht „MILAGRO III” powszechnie kojarzył się z Zalewem Wiślanym. Głównie z powodu locji.
Czy ten jacht jeszcze żyje ? Jak się nazywał ? Gdzie stacjonował ?
Pozdrawiam
Adam