młodzikiem, ale to i owo już przeżył, zobaczył, doświadczył. Tak się utarło, że o legendarnych jachtach wypada pisać
tylko legendy i to wyłącznie w formule peanów. Ja tylko dodam, że z duża rezerwą podchodzę do rozważań
ahistorycznych, czyli przemilczających ówczesne warunki i możliwości. Mnie w 1961 roku zachwycało autko
FSO „Syrena” (27 KM). Przede wszystkim z tego powodu, ze je miałem. Z kim ja dziś o tym mógłbym podyskutować ?
Dzisiejszy news nawiązuje do http://kulinski.navsim.pl/art.php?id=2855&page=0 i kilku poprzednich.
Bogdanowi za kijek w mrowisko dziękuję.
Zyjcie wiecznie !
Don Jorge
----------------------------------------------.
Istotnie zbudowano 6 takich jachtów. Dane mi było pływać tylko raz przez 3 tygodnie Josephem Conradem, a ponieważ dopłynąłem cało do końca, nie będę niewdzięcznikiem. Napiszę tylko, że każda fala od rufy zalewała kokpit i sternika, a przy bajdewindzie, fala także docierała do kokpitu. Wnętrze mniej niż spartańskie. Zgodnie z duchem czasu i socjalistycznej równości, Pan Kapitan miał wydzieloną pryczę, pardon, koję w postaci "szafy". Chodził często spięty, może na skutek tego, że pod jego koją było kilka sporej pojemności (oczywiście tylko nominalnej) akumulatorów. Panowie Oficerowie mieli swoje koje w osobnej mesie oficerskiej. Reszta załogi gnieździła się w "kubryku". Jak zawsze było to miejsce najweselsze i najbardziej tętniące życiem.
Kadłub wąski, z minimalnym nawisem rufowym żeglował mokro, bardzo mokro i w potężnym przechyle.
Nie chcę wchodzić w polemikę, ale mnie osobiście trudno uznać "140" za udane jachty. Pływano nimi, bo innych zwyczajnie nie było. Ale to tylko moja subiektywna opinia oparta na skromnych przesłankach.
Joseph Conrad - kilka ciekawych rejsów w latach 60 zorganizował i poprowadził śp. kpt. Bogumił Pierożek. Niektóre opisał pięknie w książce Impresje spod żagla. Rejs przez Atlantyk pod nadzorem "najwyższych czynników" PZŻ został przerwany w Casablance i jacht powrócił do kraju. Ludzie, którzy nigdy nie wystawili nosa poza Bałtyk spisali szczegółowe instrukcje dla kapitana, jak ma płynąc do Ameryki. Może i sami nie pływali, ale wiedzieli, jak to się robi. I dzisiaj nie brak takowych.
Dar Opola - zasłynął słynną "wyprawą" na Morze Czerwone w 1960. "Naukowa wyprawa" była sprytnym fortelem na wyrwanie się zapaleńców w normalny świat, z Gomułkowskiego skansenu. Potem przez długie lata jacht niszczał zdezelowany w OSM LOK w Jastarni. Kupiony za cenę złomu, "wyemigrował" z PRL jako Podlasie. Sprzedany do Danii został gruntownie przebudowany. Widywany jeszcze kilka lat temu w Kopenhadze.
Śmiały - zasłynął przede wszystkim rejsem dookoła Ameryki Południowej (1965-1966). Także i tym razem była to "wyprawa naukowa" pod patronatem Polskiego Towarzystwa Geograficznego. Żeglarze w służbie nauki badali między innymi "nasłonecznienie" powierzchni oceanu. Dzisiaj nie na takie "projekty" wydaje się miliony euro.
Rejs ten był szeroko reklamowany w mediach, jeszcze zanim lansowano hasło "Polak potrafi". Co prawda inny polski jacht dotarł wcześniej do Ameryki-Hermes z kapitanem B. Dacko, ale ten jacht był prywatny, inicjatywa także, więc władza popierała sprawę umiarkowanie (czytaj: przeszkadzała jak mogła).
.
Pokłosiem rejsu było kilka książek, a nawet film dokumentalny:
K. Baranowski, Kapitan kuk (kilka wydań)
J. Knabe, Śmiałym dookoła kontynentu, Miniatury Morskie, Gdańsk 1967
B. Siadek, Wyprawa na „Śmiałym”. Praca zbiorowa załogi s/y Śmiały, Wydawnictwo Sport i Turystyka, Warszawa 1969
B. Kowalski, Wyprawa Śmiały. Ze wspomnień nad dziennikiem jachtu, Młodzieżowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1979
Rejsy polarne na Śmiałym organizował także znany żeglarz Andrzej Rościszewski, znany adwokat. Pióro miał dobre, niemal poetyckim językiem opisywał swoje Północne rejsy. Bardzo wartościowa jest także inna jego książka Bezpowrotne rejsy.
Jurand - trzebieski brat Śmiałego. Od początku miał mniej szczęścia niż bliźniak i rzadko pływał w dalsze rejsy. Na własne oczy widziałem kilka lat temu w słynnym Centralnym Ośrodku Szkolenia Żeglarskiego PZŻ w Trzebieży, jak oto zwodowano jacht ze sporą dziurą poniżej linii wodnej. Zatonął! Kierownictwo i kadra renomowanego na wszystkich 4 półkulach byli w szoku. Liczyli na pokonanie prawa Archimedesa? Od dawna podejrzewałem, że pewne prawa w COZŻ nie działają.
Rzymianie po III wojnie punickiej w II wieku przed Chr. zdobyli i doszczętnie zniszczyli Kartaginę. Dodatkowo zasiali sól, aby z tej przeklętej ziemi nigdy nic już nie wyrosło. Zima łagodna w tym roku, więc drogowcy mają spore zapasy. Warto o tym pomyśleć, zanim znowu pojawi się "podejście trzebieskie", "odejście trzebieskie" itp koncepcje. Kilka lat temu spotkałem Juranda w Świnoujściu - nie stanął w marinie, bo organizator rejsu, czyli ww. wspomniany wiodący ośrodek w Trzebieży oszczędzał na wszystkim. Załoga patrzyła na żeglarzy z laminatowej Bawarii z nieskrywaną wyższością. Na Bornholm przyszliśmy jednak dużo wcześniej. Okazało się, że 6 B było poważną przeszkodą w pływaniu dla 18 m jachtu. Za zgodą kapitana moja załoga zobaczyła legendarnego Juranda. Wnętrze w całkowitej rozsypce. Cała nawigacja, to "zajeżdżone" mapy papierowe i 20 letni ręczny GPS. Krótko mówiąc Jurand po wyjściu z "gościny" u Krzyżaków na zamku w Szczytnie.
Jeden z "prawdziwych żeglarzy"z załogi Juranda dał się zaprosić do nas. Słuchając szant i morskich opowieści rozpłakał się. Zaczynał przygodę z morzem z Latającym Holendrem Bohdana Sienkiewicza i brał udział w pierwszym obozie żeglarskim w Pucku w 1967.
Otago-nazwa nawiązywała do barku, jedynego statku, którym przez kilka miesięcy dowodził Joseph Conrad-Korzeniowski. Jacht należał do bogatego wtedy Jacht Klubu Stoczni Gdańskiej. Kiedy ogłoszono pierwsze załogowe regaty dookoła świata Whitbread, wystartowały i dopłynęły do mety dwa polskie jachty: Copernicus (pod kpt. Zygfrydem Perlickim) i Otago pod kpt. Zdzisławem Pieńkawą. Kapitan zabrał w rejs swoją 18 letnią córkę Iwonę. Ze spisywanych na bieżąco notatek powstała książka Otago, Otago na zdrowie! Kapitan Pieńkawa napisał z kolei Żeglarski maraton. W 1976 Otago popłynął na Północ. Stał na kotwicy przy Wyspie Niedźwiedziej. W nocy kierunek wiatru zmienił się i jacht zatonął, na szczęście nikogo nie zabrał ze sobą.
Jan z Kolna-pływał w barwach gdyńskiej Arki, potem YKP, a w końcu w GSR Nauta. Wspomniany wyżej Bogumił Pierożek poprowadził na nim w smutnym czasie połowy lat 80 wieloetapową wyprawę do Meksyku. Jacht został zezłomowany, wg informacji jednego z żeglarzy po kolizji. Niestety niczego więcej nie udało mi się dowiedzieć o losach Jana z Kolna.
I to "by było na tyle", przynajmniej "na ten czas".
Liczę na głosy i uzupełniania fragmentarycznych siłą rzeczy wiadomości.
Bogdan
Nie dane mi było żadnym z tych zasłużonych jachtów pływać więc i przyczynek może być jedynie mały. W 2005 roku brałem na „Merkurym” udział w Operacji Żagiel. Na trasie New Castle – Fredrikstad odbywały się regaty. W czasie ich trwania każdy jacht miał obowiązek dwa razy w ciągu doby meldować pozycje przez radio. Po pierwszej dobie zaczęły się poszukiwania „Śmiałego”. Wreszcie „Śmiały” odezwał się z Helgolandu. Okazało się, że wysiadła mu elektrownia i tam mu było najbliżej. Dopiero po podłączeniu do prądu dowiedzieli się że są poszukiwani przez SAR. Rok wcześniej stałem tymże „Merkurym” w Langelinie. Oczom naszym ukazał się manewrujący pod żaglami po kopenhaskim porcie wielki kecz o czarnym kadłubie z białymi wstawkami. Jedynym takim mógł być oczywiście „Jurand”. Po krótkiej wymianie sygnałów paszczowych „Jurand” podszedł do zewnętrznego falochronu na tyle, na ile mu pozwalało zanurzenie i podał nam cumę a następnie kabel do ładowania akumulatorów. Po krótkim czasie udało im się uruchomić silnik, zejść z miałkiego i wejść do mariny a my dostaliśmy od wdzięcznej załogi kilka puszek polskiego piwa.
Stopy wody!
Marek Whitewhale Popiel
Niestety nie potrafię skomentować tekstu na stronie, chyba nie ma możliwości założenia konta. A jako osoba interesująca się tematem Stoczterdziestek („Śmiały” należy do założonej przeze mnie Fundacji Klasyczne Jachty) chciałem dodać parę słów.
Przede wszystkim bardzo się cieszę, że temat Stoczterdziestek odżył i interesuje ludzi, to daje nadzieję na jakąś przyszłość dwóch pozostałych pod polską banderą jachtów z tej rodziny. Chciałem przy tej okazji przybliżyć nieco historię związaną z kadłubem "dużej Jotki".
J-140 to kopia linii zbudowanego w Stoczni Gdańskiej 22 lata wcześniej stalowego jachtu „Peter von Danzig”. Ten jacht, oraz jego drewnianego bliźniaka „Roland von Bremen”, zaprojektował dość znany niemiecki konstruktor Henry Gruber, który zdobywał doświadczenie w USA pracując m.in. przy konstrukcji „Rainbowa”, zdobywcy America's Cup z 1934 r. Oba jachty, tj. „Peter von Danzig” i „Roland von Bremen” zaraz po zwodowaniu w 1936 r. wystartowały w regatach Bermudy-Cuxhaven, drewniany „Roland” zajął pierwsze miejsce, stalowy „Peter” z powodu błędu taktycznego dopłynął szósty. Na pewno nie są to nieudane jachty. Obie siostry istnieją do dzisiaj („Peter von Danzig” nazywa się obecnie „Peter von Seestermühe”) i regularnie biorą udział w oceanicznych regatach, ścigając się z innymi klasykami z epoki.
Czy nasza kopia, J-140, była gorsza od jachtów Grubera? Wyniki regat Whitbread Round the World Race 1973-74 świadczą o tym, że może była nawet lepsza. „Otago” (kapitan Zdzisław Pieńkawa) wygrał z „Peterem von Danzig” (kapitan Reinhard Laucht) 3 z 4 etapów, pokonując okołoziemską trasę w czasie o 30 godzin krótszym niż pierwowzór.
Z pewnością linie kadłuba Stoczterdziestki są, tak jak pozostałe jachty Grubera, ponadczasowe. Niska wolna burta i wąski kałub powodują, że łódka chodzi mokro i w dużym przechyle, ale odpowiednio ożaglowana potrafi płynąć szybko. Po prostu klasykiem pływa się inaczej niż współczesnym jachtem i trzeba to zaakceptować, a najlepiej polubić.
A jeśli chodzi o „Dar Opola”, który dzisiaj nazywa się „Tara”, to jestem w stałym kontakcie z właścicielem i wiem, że łódka jest w świetnej kondycji i sprawia dużo radości wszystkim, którzy na niej pływają. I to wszystko mimo tego, że jest skromna i w stanie niemal oryginalnym. W 2019 roku byli na Grenlandii.
Myślę, że temat polskich klasyków zasługuje na szerszą dyskusję. Chętnie wezmę w niej udział.
--
Z poważaniem,
Marcin Wągiel
tel. 606998254
szkutnia@klasycznejachty.org.pl
---
Fundacja Klasyczne Jachty
www.klasycznejachty.org.pl
facebook.com/FundacjaKlasycznejachty
ul. Prosta 18, 84-242 Luzino
KRS 0000789669