Nasz francuski współpracownik Andrzej Kowalczyk zaprasza do pogaduszek o pieniądzach wydawanych na
jachty przeznaczone do ekstremalnego wyczynu regat oceanicznych. To takie rozmówki jak o planach kolejnej
wyprawy księżycowej lub na Marsa. Zwłaszcza dla Polaków.
Chociaż, chociaż nasz Minister [bez] Kultury pozazdrościł miliarderom i głupi milion tez postanowił przeputać.
I jeszcze opowiadać, że to nie są pieniądze budżetowe.
Fundacji jakiejś :-)
Jacht podobno ma wkrótce wrócić do Polski. I znowu wydatki, wydatki.
Jak się bawić, to się bawić! Zwłaszcza gdy o sprawie ubawów nie ma się nawet zielonego pojęcia.
No więc poczytajcie sobie kilka subiektywnych zdań o zabawach bogatych sfer tego świata.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
----------------------------------------
W Polsce powtarzano mi, że dżentelmani nie rozmawiają o pieniądzach. Całe szczęście, że w porę znalazłem się we Francji gdzie dżentelmani rozmawiają przeważnie o pieniądzach. Odbywa się to w szczególnej atmosferze. Cicha muzyka, hostessy roznoszą drinki, panowie zadowoleni, pachnie perfumami i wielkim światem. No więc skoro już mamy odpowiednią atmosferę, porozmawiajmy o pieniądzach. Oczywiście zgodnie z życzeniami nadsyłanymi na moją pocztę z Polski ograniczę się tylko do żeglarstwa. Polityka paszoł won. Mersi, spasiba bolszoje, senkju...
Ostatnio niezwykle modne zaczyna być regatowanie po oceanach. Śmiało wypływamy poza Bałtyk, bez targowania kupujemy regatowe maszyny. Co prawda na razie gdy sie urwie jakaś linka albo złamie jakiś patyk to nie dajemy rady. Ale spoko, spoko. I to opanujemy, a wtedy drżyjcie narody. No ale miało być o pieniądzach a ja znowu zaczynam marudzić. A, zanim ruszę temat to podpowiem że to regatowe cudeńko, którego nie możemy od roku okiełznać kupiliśmy za milion euro. Wasze zdrowie.
/
No więc ile kosztuje taka regatowa maszynka do zaistnienia w sportowym świecie? Powiedzmy taka z wysokiej, ale nie zaraz najwyższej półki, bo na takie nie mamy za bardzo obsady. Powiedzmy Class 40. Piekielnie szybkie. Między jednymi a drugimi regatami dookoła świata żeglują na nich takie asy jak Armel le Cleach, Kito de Pavant czy „profesor” Desjoyeaux. Nowiutki jachcik kosztuje od 600 do 650 tys euro. Można wybierać między konstrukcjami Lombarda, Raisona czy Manuarda. Sam kadłub to ok 400 tys, elektronika 80 tys i żagle ok 60 tys. Oczywiście euro. Reszta kosztów to przygotowanie i zestrojenie sprzętu. No ale na takim jachcie prawdopodobieństwo wygrania regat jest jak 1 do 2. Następnie mamy jachty z tzw. „drugiej ręki” a więc już po jednym czy dwóch sezonach startów w regatach. Taka maszynka kosztuje między 400 a 500 tys euro i nadal mamy gwarancję nawet wygrania prestiżowych regat. W trzeciej kolejności mamy jacht który może narobić zamieszania ale raczej prestiżowych regat nie wygra. Taki można kupić za 240 do 300 tys euro. Poniżej tej ceny możemy kupić jacht raczej o przeznaczeniu treningowym. Chociaż z tej puli Jean Baptiste Daramy kupił Pogo40S2 i zajął nim 10 miejsce w prestiżowych regatach Route du Rhum. Taki jacht w pełni wyposażony kosztuje od 150 do 200 tys euro. Poniżej 150 tysięcy euro kupimy jacht np. Pogo 40 pierwszej generacji na którym wiele w regatach nie zdziałamy, ale możemy posmakować wielkich regat i postraszyć asy. Jeden z takich jachtów startuje w obecnie trwających regatach Transat Jacque Vabre i nikt się z tego nie naśmiewa. Tak więc pogadaliśmy sobie o pieniądzach, a ja zajmę się uroczą hostessą która już od kilku minut kusi mnie mrożoną wódeczką.
Wasze zdrowie
Andrzej
PS, żartuję, piję tylko champagne. A co? Krakowiaczek ci ja, spod samiuśkich Puław.
============================================================================================
Komentarz obrazkowy Jerzego Wróbla