No więc mamy 2 w 1 - jako głębokie zastanowienie się i szybka reakcja na przemyślenia projektanta
Jana Kłosowskiego. Wypowiada się doświadczony projektant – Tomasz Piasecki.
Przy okazji poznaliście też już zdania kilku „konsumentów” czyli Komentatorów podnewsowych –
http://kulinski.navsim.pl/art.php?id=3475&page=0
Siądzcie wygodnie w fotelu przed monitorem,bo wywód jest dogłębny.
Na smartfonie to raczej trudno będzie czytać.
.
Zyjcie wiecznie !
Don Jorge
Drogi Jerzy,
Poniżej przesyłam kilka moich refleksji dotyczących praktyki projektowej i łatwości projektowania.
Żyj wiecznie !
Tomek
------------------------------------------------------------------------------------------
Wywiad pod tytułem "czy łatwo jest zaprojektować i zbudować przystań żeglarską" jest w równie interesujący co przewrotny. Interesujący - bo obiecuje objaśnić Czytelnikowi, chociaż temat jest specjalistyczny, przebieg procesu projektowego oraz, co naprawdę stanowi o trudności czy łatwości projektowania. Przewrotny - bo pytanie należy do gatunku, kto jest lepszy: jamnik czy parowóz, która płeć jest silniejsza, albo kogo bardziej kochasz babcię czy dziadka ?
Na wstępie Szanowny Gospodarz pisze, że jest to "news o prozie i realiach formalnych procesu prawdziwego projektowania".
Są dwa podstawowe określenia, opisujące pojęcie projekt: naukowe i potoczne.
Nauka o zarządzaniu mówi (w skrócie), że "projekt jest to działanie zmierzające do osiągnięcia określonego celu, które ma znany początek, koniec oraz określoną wielkość nakładów koniecznych do przeprowadzenia". W uproszczeniu, projekt zaczyna się od studium wykonalności, zawierającego analizy: warunków lokalizacji, danych geologiczno-inżynierskich oraz hydrotechnicznych, dostępu do terenu (drogi kołowe i piesze), mediów komunalnych (prąd, woda, odbiór ścieków, telefon, sieć cieplna, gaz, itd.), kosztów realizacji inwestycji oraz przewidywanych efektów. Studium mówi, ile inwestycja będzie kosztować, jak koszty będą rozłożone w czasie oraz - co najbardziej interesuje inwestora - jaki będzie zwrot poniesionych nakładów. Kolejne etapy realizacji projektu obejmują przygotowanie dokumentacji projektowych, uzyskanie pozwoleń (słynne uzgodnienia), realizację, nadzór i uruchomienie inwestycji.
Potocznie - projekt to dokumentacja projektowa, spełniająca wszystkie obowiązujące wymagania techniczne i formalno-prawne, niezbędna do realizacji inwestycji. Dokumentację opracowuje się w różnych fazach sporządzania projektu, od fazy studialnej (przedprojektowej), przez koncepcję, następnie projekt budowlany, do etapu projektów wykonawczych, na podstawie których prowadzi się roboty. Jest to podział ogólny, który dotyczy właściwie niemal wszelkich prac projektowych - od portu lotniczego poprzez port jachtowy - do projektu wnętrz w biurowcu czy willi. Rysunki, czy jak dawniej mówiono plany, które zwykle kojarzą się z projektowaniem, w aktach prawnych nazywane są załącznikiem graficznym. Jedna uwaga: projekt budowlany nie służy do prowadzenia robót - a do uzyskania pozwolenia na budowę.
Artykuł opisuje dwie sprawy: projektowanie w ważnej, ale tylko jednej specjalności projektowej (budowle hydrotechniczne) oraz trudności w uzyskaniu wymaganych uzgodnień środowiskowych.
Projektowanie przystani jest pokazane na wesoło: "w dobie gotowych, ogólnodostępnych rozwiązań projektowych jak pomosty pływające, Y-bomy, szafki dystrybucyjne. Wydaje się to być jak budowanie z klocków". Żartobliwy opis tworzy fałszywe wrażenie, że dziś projekt inwestycji to parę gotowych "rozwiązań projektowych", cokolwiek by to miało znaczyć - i po wszystkim.
Jeżeli do tego opisu dodać dość popularne wyobrażenie, że "komputer wszystko robi sam" otrzymujemy przepis na uważanie inwestycji za coś przypadkowego, za zło niszczącego cenne środowisko naturalne, przeciw któremu najpierw się protestuje. W parze z takim pojmowaniem spraw idzie brak poszanowania ładu przestrzennego i lekceważenie roli planowania i architektury w kształtowaniu otoczenia człowieka. Powszechnie wiadomo, że gdyby nie te "słuszne protesty" to gdzieś zbudowano by np. kawał autostrady, a np. stolicy przybyłby nowy most.
Ponieważ artykuł przedstawia niekoniecznie prawdziwie projektowanie, jako przyjemne i łatwe "zestawianie klocków", uznałem że należy pokazać (w koniecznym uproszczeniu) rzeczywisty proces projektowy. Jako ilustracji użyję pojęcia domu jednorodzinnego, które jest raczej znane. Zatem tytułowe pytanie brzmiałoby: czy łatwo jest zaprojektować domek jednorodzinny ?
Przyjęte, dla ułatwienia zrozumienia sprawy, uproszczenie jest w proporcji do pokazanego rysunku z projektu małej przystani, o czterech pomostach, bez falochronu, z dwoma budyneczkami usługowymi i niedużym zagospodarowaniem na brzegu. Ten zakres może być z grubsza porównywalny z projektem domku z kompletem instalacji, a proste zagospodarowanie terenu czyni porównanie dopuszczalnym.
A więc taki prosty, nieduży ale kompletny projekt domu mieszkalnego powinien zawierać: projekt zagospodarowania terenu, projekt architektoniczno-budowlany budynku, projekt konstrukcji budynku oraz projekty wszystkich instalacji (wodociąg, kanalizacja, centralne ogrzewania, wentylacja, instalacje elektroenergetyczne, gazowe, telefoniczne, Internet, kontrola dostępu, itp.). Każdy projekt ma (winien mieć) kosztorys, dzięki czemu rozpoczynając budowę wiemy ile co ma kosztować. Zakładamy, że dom jest projektowany od początku, nie jest obiektem realizowanym na podstawie zakupionego, gotowego projektu z katalogu, bo tam projektowanie wygląda nieco inaczej. W rzeczywistości dokumentacja takiego domu zawiera znacznie mniej projektów, bo przecież są to koszty, ale tu mowa jest o przykładzie idealnym.
A więc, czy łatwo jest zaprojektować domek jednorodzinny ?
Autor, co ciekawe, nie pyta architekta, który normalnie siada do czystej kartki i mapy oraz tworzy i prowadzi (albo powinien prowadzić) projekt, ale projektanta konstrukcji, dla którego sprawa jest naprawdę banalna. W takim budynku konstruktor dostaje rysunki architektoniczne, zwane podkładami, i ma zaprojektować: żelbetowe ławy (albo płytę) fundamentową, ściany nośne (z cegły, bloczków betonu komórkowego, czy żelbetu wylewanego), ewentualnie nadproża i wieńce, dobrać typowy strop na daną rozpiętość, wykonać rachunki więźby dachowej - i gotowe. Programy obejmują wszystkie rodzaje konstrukcji, do metalowych włącznie, więc obliczenia są prawie od ręki.
Czyli projektowanie (konstrukcyjne) jest łatwe - chociaż związek takiego spojrzenia z rzeczywistością jest luźny. Jeśli ktoś wątpi - niech popatrzy na most wiszący czy budowanie fundamentów pod nieduży, powiedzmy piętnastokondygnacyjny, budynek i zastanowi się nad tym, co widzi.
Autor naturalnie wie, że to zbyt grube uproszczenie więc pisze, że "w międzyczasie gdzieś tworzy się projekt jako dokument techniczny". To klucz do opisu prawdziwego procesu projektowania, chociaż określenia "projekt techniczny" prawo budowlane nie używa od lat ponad dwudziestu.
W rzeczywistości projektowanie przystani/portu jachtowego nie różni się od innych projektów inwestycyjnych, jest może bardziej skomplikowane, bo dzieje się na styku dwóch obszarów: lądowego (terytorium) i wodnego (akwatorium), a inwestycje hydrotechniczne do łatwych ani tanich nie należą. Tutaj skala trudności jest ogromna, bo co innego pomost dla żaglówek, co innego nabrzeże portowe z torowiskami olbrzymich dźwigów do rozładunku kontenerów, a jeszcze co innego kilometrowe falochrony, na wodach pływowych o wielometrowych pływach i zmiennych, silnych prądach.
Wobec powyższego teraz będzie o tym, co "się gdzieś w międzyczasie tworzy".
Prawo budowlane zawiera wymagania dotyczące projektowania i uzgadniania inwestycji, czyli w największym uproszczeniu mówi, co i jak należy zrobić, aby uzyskać pozwolenie na budowę. Projekty, to właśnie dokumentacja, w odpowiednich fazach, niezbędna do podejmowania decyzji, w tym o pozwoleniu na budowę.
Dokumentację projektową, też upraszczając, opracowuje się dwuetapowo: jako projekt budowlany, który (wbrew nazwie) służy do uzyskania pozwolenia na budowę oraz w fazie projektów wykonawczych, przeznaczonych do prowadzenia robót.
Opracowania projektowe sporządza się w poszczególnych specjalnościach, określonych przepisami (w wielkim skrócie), a są to: plan zagospodarowania terenu, projekt architektoniczno-budowlany budynku (-ów), projekt technologiczny inwestycji, projekty instalacyjne oraz zestawienie koszów. Plan zagospodarowania zawiera wszystkie uzgodnienia, o których pisze Autor artykułu, a których uzyskanie jest trudne i czasochłonne. Są to m.in. słynne już decyzje środowiskowe ale nie tylko. Projekt obiektu z miejscami pracy (czyli każdej przystani) musi być uzgodniony w zakresie sanitarno-epidemiologicznym, bezpieczeństwa i higieny pracy oraz bezpieczeństwa pożarowego z odpowiednimi jednostkami administracji. Ponadto uzgodnić należy: podłączenia drogowe, budowle wodne oraz warunki przyłączenia do każdej z zewnętrznych sieci instalacyjnych.
Wszystko to trwa i wymaga pracy, która, oprócz samego sporządzania projektów, spada na oczywiście na barki projektantów, starających się rozwiązać problemy uzgodnień ochrony środowiska. Biegnące terminy umowy, wydłużony ponad miarę czas uzgadniania, widmo opóźnienia przekazania projektu i kar umownych, wiszące nad pracownią projektową z pewnością nie stanowią czynników sprzyjających spokojnej i naprawdę twórczej pracy.
Największy problem polega na wydłużonym czasie uzyskiwania uzgodnień dotyczących ochrony środowiska, ale to jest publicznie znane. Na samym końcu procesu projektowania, ale jeszcze przed złożeniem projektu budowlanego do zatwierdzania, należy sprawdzić każde opracowanie, czyli każdy rodzaj projektu, co znajduje wyraz w protokole podpisanym przez sprawdzającego, uprawnionego w danej specjalności. I to jest właśnie ten "tworzony w międzyczasie projekt jako dokument techniczny".
Chociaż starałem się skracać, wyszedł dość obszerny tekst, który może być nudny, tym bardziej, że nie zawiera jasnej odpowiedzi na pytanie czy projektowanie jest łatwe czy nie. Nie poruszyłem sprawy łatwości budowania, bo to chyba temat równie obszerny, zwłaszcza gdy się się patrzy na setki kilometrów wysokich żelaznych płotów, ustawionych wzdłuż autostrad, podobno w imię ochrony środowiska. A już co niektóre kładki dla pieszych i przejazdy na tymi drogami stanowczo przeczą tezie, że projektowanie jest łatwe i kieruje się funkcją, logiką, ekonomią i estetyką formy.
Zatem posłużę się definicją używaną przez moją Mamę, która mawiała, że wszystko robi się łatwo i szybko, pod warunkiem że robi się - językiem.
Tomasz Piasecki
Marzec 2019
====================================================
Ilustracja do komentarza Józefa Sacharuka
Przeczytałem uważnie felieton Tomasza Piaseckiego, w którym Autor opisuje kolejne etapy kompletnego procesu projektowego. Opis jest precyzyjny, przejrzysty i zgodny z obowiązującym prawem. Ilość opisanych etapów obrazuje stopień skomplikowania procesu, który powinien zakończyć się szczęśliwym finałem.
Aby ten finał był szczęśliwy, należy uzmysłowić wszystkim potencjalnym projektantom jeszcze jeden bardzo ważny parametr; gradację poszczególnych etapów projektowania.
Moim skromnym zdaniem na miejscu pierwszym powinna być funkcja (przydatność obiektu do realizacji założonych celów) , potem kolejno: estetyka i spełnienie norm obowiązujących dla danego obiektu.
Powyższa opinia jest na pierwszy rzut oka truizmem. Niestety dla wielu projektantów jest problemem nie do ogarnięcia.
Przykłady:
- przystań w Błotniku. Dobra lokalizacja, estetyka „na miarę”, tylko jachty nie mogły cumować w dzień uroczystego otwarcia. Y bomy były w takiej odległości pomiędzy sobą, że 6.5 metrowy jacht nie mógł się wcisnąć. Gorączkowo usuwano co drugi, tłumacząc, że to tylko w dniu otwarcia, potem muszą wrócić na miejsce na kolejne 5 lat (warunek nienaruszalności obiektu budowanego ze środków unijnych).
Błędnego rozstawu Y bomów nie zauważono w czterech kolejnych fazach sporządzania projektu: fazie studialnej (przedprojektowej), fazie koncepcji, projekcie budowlanym i projekcie wykonawczych. Każdy z tych etapów opierał się na dokumentacji sporządzonej przez kompetentnych projektantów i kończył się protokołem odbioru podpisanym przez kompetentne osoby.
Było, minęło. Uważam przystań w Błotniku za dobra lokalizacje z dużym potencjałem rozwojowym.
Niestety od podobnych „grzechów” fazy koncepcyjnej nie są wolne powstające aktualnie projekty. Przedstawiona w newsie „CZY ŁATWO JEST ZAPROJEKTOWAĆ I ZBUDOWAĆ….” przystań w Sobieszewie opisuje miejsca postojowe dla jachtów o B<3.2m i L<10m.
Prosta wyliczanka:
Długość pomostu do cumowania 48m
6 szt Y-bomów z pomostami szer. 0,6m -3,6m
= 44,4m
Szer. 1 miejsca 44,4 / 12 jachtów = 3,7m
Jacht o szerokości < 3,2m = 3,15m + 2 x 0,3m (obijacze) = 3,75m
Przy spokojnej wodzie, można sobie wyobrazić taką tratwę. Przy zachodniej fali (największa na tym akwenie) HOROR.
Pomijam fakt, że nie będą mogły cumować dość popularne jachty o długości poniżej 10m:
COBRA 33 Długość: 9,93 m Szerokość: 3,33 m
ANTILA 33 Długość: 9,60 m Szerokość: 3,24 m
Może czepiam się szczegółów, ale stare powiedzenie mówi „diabeł tkwi w szczegółach”.
Proszę szanownych projektantów, aby w ferworze walki z urzędnikami nie zapominali o tym, że w procesie powstawania każdego obiektu bardzo istotne jest osiągnięcie celu wynikającego z planowanej funkcji. Wasze „męczarnie” to problem postawionych „na głowie” wielu aktów prawnych. Nas żeglarzy interesuje funkcjonalna przystań dla naszego jachtu.
Eugeniusz Ziółkowski
Eugeniusz Ziółkowski poruszył sprawę fundamentalną, którą ujął w formę uwagi o tych szczegółach, w których siedzi diabeł - to jest racja, nie na 100 ale na 1000 procent !
Pierwszym znanym podręcznikiem projektowania architektonicznego i inżynieryjnego jest dzieło rzymskiego architekta Marca Vitruviusa Pollio, zatytułowane De Architectura Libri X, czyli O Architekturze Ksiąg Dziesięć, napisane dwa tysiące lat temu, w I w.n.e., za panowania Oktawiana Augusta. Ten ważny traktat zawiera trzy elementarne warunki, które musi spełniać dobra architektura: firmitas, utilitas, venustas - trwałość, użyteczność, piękno. Omawianie Witruwiusza nie jest tu możliwe, więc poruszę tylko jeden - utilitas, czyli funkcję. Budowla jest funkcjonalna, kiedy jest dostosowana do celu, jakiemu ma służyć (dom - do mieszkania, hala targowa - do handlu, fabryka - do procesu produkcji, port - do obsługi statków, etc.). Jeżeli budowla nie spełnia tego warunku to jest niewiele warta, a są to (co najmniej) zmarnowane pieniądze.
Funkcję opisuje technologia, która mówi, co ma być jakie, gdzie usytuowane i jakie są powiązania między częściami całości. Mała uwaga: panuje moda na używanie słów angielskich, bez zwracania uwagi na poprawne tłumaczenie. Często spotykane słowo "technology", to "technika"; chociaż słówko jest podobne, to coś innego niż polska "technologia", czyli proces albo sposób wytwarzania (np. technologia drewna, elektrowni, hodowli kur albo zajezdni tramwajowej, etc.). Technologia obiektu daje wytyczne do projektowania obiektu o danej funkcji (np. technologia szpitala, restauracji, kuchni, portu lotniczego czy stolarni). W projektowaniu architektonicznym mamy stale jakąś technologię - od porodówki do cmentarza. Architektów uczy się na studiach m.in. technologii mieszkania, biura, stadionu, lotniska, teatru i innych, ale projekt fabryki czy portu wymaga współpracy architekta i technologa danej specjalności.
Port/przystań jachtowa ma więc technologię. Doświadczeni architekci, inżynierowie hydrotechnicy i inwestorzy, szczególnie jeśli sami żeglują, wiedzą, jak ma wyglądać dobra przystań żeglarska, nawet ten komentarz jest w miejscu szczególnym - wszak książki Jerzego Kulińskiego zawierają opisy paruset przystani jachtowych i są największą polską bazą danych o tej tematyce. Tu doszliśmy do szczegółów, które stanowią o zaletach przystani, albo o ich braku. Np. sposób cumowania - wynika z miejscowych zwyczajów (y-bomy, dalby, muringi, bojki) ale i z preferencji inwestora, który ma ostatnie słowo. Stanowiska z y-bomami mają opinię lepszych, niż cumowanie na muringach, ale są "sztywne" i nic się więcej nie wciśnie, podobnie jak między dalby. Za to między dalbami przejdzie łódka tylko o centymetry węższa od światła dalb, a po zacumowaniu jest miejsce na obijacze, które się nie zmieszczą między y-bomami.
To tak, jak na parkingu: w terenie stanowisko 2.5 x 5.0 m jest normą. Podobne miejsce, ale na parkingu piętrowym, wygodne już nie jest, bo słupy budynku wchodzą w stanowisko po np. 30 cm, czyli użyteczna szerokość maleje z 2.50 do ledwo 2.20 m (przy slupach co dwa stanowiska) - i robi się ciasno. Podobnie drogi dojazdowe: przy szerokości 2 x 3.0 m jest jeszcze dosyć wygodnie, ale przy dwóch słupach po 30 cm, jezdnia ma lokalnie tylko ok. 5.40 m, co jest już komplikuje manewry. Wniosek nasuwa się sam: jezdnia byłaby lepsza gdyby miała 2 x 3.50 m, co poza wszystkim jest bliższe realnemu promieniowi skrętu auta, wynoszącemu ponad 6 m. Ale niestety, większe jest droższe.
Przykładowo, pomost o długości 48.0 m ma 12 stanowisk z dalbami o szerokości modularnej 4.0 m. Takie stanowisko ma światło ok.: 4.0 - 2 x 0.15 = 3.70 m, czyli może przyjąć jacht niewiele węższy, powiedzmy 3.60 m. Podobne stanowisko, z y-bomami ma światło ok.: 4.0 - (0.30 + 0.15) = 3.55 m; po odjęciu miejsca na obijacze pozostaje ok.: 3.55 - 2 x 0.15 = 3.25 m. Przy y-bomach wszyscy stają longside, natomiast na dalbach stoi się dziobem albo rufą do nabrzeża. Podobnie - szerokość przejścia między końcami y-bomów czy linią dalb, winna uwzględniać średnicę cyrkulacji jachtu. Prosty rachunek pokazuje, że zależności wymiarowe i jakościowe zawsze działają na zasadzie: jedno kosztem drugiego, czyli coś za coś. Dotknęliśmy tylko jednej sprawy- wymiaru pomostu, ale technologia przystani zawiera podobnych rzeczy minimum kilkanaście.
tomek
Drogi Don Jorge - pozwól, że dołożę swoje przysłowiowe "trzy grosze" do tematu poruszonego na portalu SSI, a związanego z projektowaniem przystani jachtowych.
Chcę się odnieść do istotnego fragmentu przystani jakim jest slip, jeżeli taki w projekcie występuje. Podzielę się moimi odczuciami, jako użytkownik istniejących przystani i zasugerować zespołom projektowym, że "goła" pochylnia to zbyt mało by swobodnie zwodować lub wyciągnąć zwody nawet mały jacht.
Posiadam mały jachcik typu "Sztranduś" projektu Pana Wojciecha Kasprzaka.
Powierzchnia żagli - 10 m2, wyporność ok. 580 kg , L.c. 4,0 m. W sezonie żeglarskim korzystam z różnych akwenów wodnych - tych słodkowodnych i nieco słonawych.
By skorzystać z konkretnego akwenu jacht przemieszczam na przyczepie samochodem osobowym o mocy ok. 100 KM. Do pływania wybieram więc te miejsca, gdzie mogę swobodnie zwodować jacht a po zakończeniu pływania zabrać z wody.
Najczęściej są to przystanie ze slipami. I o tym fragmencie portów jachtowych chcę przekazać projektantom moje spostrzeżenia i uwagi.
1. Przystań Tamka na Martwej Wiśle - slip stosunkowo stromy. Bosman przystani zabrania bezpośredniego spychania lub wyciągania przyczepy samochodem - nawet tym z napędem na 4 koła. Nakazuje odczepić przyczepę i połączyć ją samochodem grubą liną / którą sam przygotował / po to by w czasie zjazdu /lub wyjazdu/ przyczepy po pochylni samochód stał na powierzchni poziomej,
W niecce slipu, gdy jacht stanie na wodzie nie ma pachołków czy knag by przycumować. Cumy okłada się na słupkach barierek. Zejście z lądu na jacht wymaga wręcz umiejętności cyrkowych. Trzeba spinać się po barierkach by zwinnością dobrego gimnastyka przejść na jacht. Jeżeli jest wiatr w stronę slipu to problemy z wodowaniem wzrastają wielokrotnie.
2. Przystań jachtowa w Charzykowach k/Chojnic - slip zlokalizowany pomiędzy nabrzeżami oddalonymi od siebie dość daleko /mniej więcej tak jak na wizualizacji przystani jachtowej - Wiślinka - na Martwej Wiśle/.
Zwodowany jacht by przejść na niego potrzeba cumami przeciągnąć do wolnego miejsca przy pomoście. Gdy jest to daleko nie pozostaje nic innego jak przekładć cumę z jachtu na jacht.
Gdy jest wiatr w stronę slipu zwodowany i bezwładny jacht obija się o elementy przyczepy lub o inne jachty.
Wracając do wspomnianej wizualizacji przystani Wiślinka - gdy slip będzie tak wykonany jak jest pokazane, to ciekawy jestem jak projektant przemieści zwodowany i bezwładny jacht na wolne miejsce po przeciwnej stronie basenu?
3. Przystań Błotnik - slip stromy jak stok narciarski. Myślę, że i ciągnik gąsienicowy nie utrzymałby mojego jachtu a co dopiero mówić o jachtach kilkakrotnie cięższych od mojego. Samojezdna suwnica bramowa to jak mówią, chyba zwycięstwo techniki nad rozsądkiem.
4 Przystań w Krynicy Morskiej - niecka slipu posiada przy nabrzeżu podesty betonowe nieco nad lustrem wody, by po zwodowaniu można było wejść swobodnie i bezpiecznie na jacht i przygotować go do samodzielnego poruszania się. Jeżeli jest to efekt świadomego projektowania slipu dla bezpiecznego stawiania jachtu na wodzie - gratuluję projektantom takiego rozwiązania.
5.Przystń jachtowa w Gdyni - moim zdaniem najwygodniejszy slip z jakiego korzystałem. Pochylenie bardzo korzystne, W bezpośredniej bliskości pochylni równoległe nabrzeże, gdzie cumuje się jacht i przygotowuje do pływania. Nie ma obawy o uszkodzenie własnego jachtu czy innych jednostek pływających
.
Powyższe przykłady to tylko kilka, by nie zanudzać Czytelników.
.
Sumując - bezpieczny i wygodny slip to:
- łagodna pochylnia, po której samochód bezpiecznie sprowadzi przyczepę do wody,
- nabrzeże lub pomost równoległy do pochylni, po którym można swobodnie wejść na jacht, przenieść na niego niezbędne wyposażenie z lądu,
- knagi do cumowania zwodowanego lub wyciąganego z wody jachtu,
- próg na zakończeniu pochylni jako bezpiecznik przed przypadkowym zjazdem przyczepy z samochodem do wody dalej niż to niezbędne.
Z uszanowaniem,
Józef
Nie jestem projektantem (choć bywam jak chyba każdy), ale wydaje mi się że w projektowaniu w ujęciu takim jak w ostatnich komentarzach ważne są zarówno pomysł , zdrowy rozsądek jak i praktyka. Czasem mam wrażenie,
że to coś zaprojektował kto najpewniej nie zna praw fizyki (i to takich bliższych Newtonowi nie Einsteinowi: że woda zamarza (powiększając swą objętość ), ż e woda nie płynie pod górę, że dysza przyspiesza ruch powietrza itd. itp.). Często mam te wrażenie, że projektanci nigdy nie odwiedzają swych "dzieł" po urzeczywistnieniu ich wizji (albo że to ich pierwsza praca - co na jedno wychodzi), nie mówiąc o ich użytkowaniu.
Już zresztą pisałem o tym - prawie 10 lat temu - na przykładzie jakże przyziemnych - sanitariatowych zagadnie :
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=1127&page=15
To co zauważa Józef Sacharuk - to przecie (jak e słuszne) ale oczywistości. Fakt jednak, że oczywistości te trzeba powtarzać , a na okoliczność , że ich niewdrażanie owocuje bublami można przytoczy tyle przykład w NIESTETY potwierdza moją teorię... :-(
Wojtek