niesłychanie ścisłych i wykłada na kanadyjskiej uczelni. W odróżnieniu ode mnie – nie ma brody, a tym samym codziennie
poddaje się barbarzyńskiemu zabiegowi golenia. To czynność długa, mozolna i codziennie praktykowana. Jerzy skraca sobie
czas rozmyślaniem - na przykład na socjologiczne, psychologiczne tematy. Rezultaty rozmyślań tworzą serial felietonów pod
tytułem „Rozmyślania przy goleniu”. Golący się profesor nauk prawdziwych, czyli tych do bólu ścisłych ma komfort rozważania
skutków psychologicznych różnych wydarzeń. To w odróżnieniu np. od takiego profesora socjologii, eksperta przesłań ekspozycji
muzealnych, czy spektakli teatralnych, który nie ma szansy na rozmyślania czy w bardzo niskich temperaturach, kiedy zamierają
ruchy Browna – ma jeszcze w pełni zastosowanie Prawo Ohma. Nie ta główka. No więc nasz Korespondent SSI chyba może
zapytać kto oprócz Gienka, Tadeusza, Tomasza, Andrzeja i mnie – wie jak ma na imię załogant mistrza Mateusza w klasie „Star”.
Uczeni analitycy twierdzą że w klasach załóg dwuosobowych to zasługę sternika wycenia się na 54%.
Zyjcie wiecznie !
Don Jorge
=======================================
Niedostrzegani współtwórcy sukcesów
Przyzwyczailiśmy się do tego, że osiągnięcia i sukcesy ludzi w wielu różnych dziedzinach przypisywane są jednej, czasami dwu, a wyjątkowo trzem osobom (taki jest np. „limit” w przypadku nagród Nobla). Przykłady można mnożyć w nieskończoność, ale skoro wspomniałem o nagrodach Nobla, to zacznę od nich. W roku 2015-ym nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki otrzymali Japończyk Takaaki Kajita i Kanadyjczyk Arthur B. McDonald (za odkrycia dotyczące cząstki elementarnej neutrino). Pierwsze słowa, jakie wypowiedział kanadyjski laureat były: „Ale mój zespół liczył blisko 200 osób !” Nobla z fizyki w 2017-ym roku otrzymali trzej uczeni Rainer Weiss, Barry C. Barish i Kip S. Thorne za „decydujący wkład w detektor LIGO i odkrycie fal grawitacyjnych”. Skrót LIGO oznacza tu “the Laser Interferometer Gravitational-Wave Observatory”, detektor fal grawitacyjnych, pracujący na zasadzie interferometrii laserowej. Jednak w projekcie LIGO zaangażowanych było wiele tysięcy naukowców z całego świata i każdy z nich przyczynił się w jakimś stopniu do tego odkrycia. Poważna ich część doczekała się jednak uznania ze strony Fundacji „Breakthrough”, która wyróżniła 1015 z nich i każdego obdarowała nagrodą pieniężną w wysokości 1000 dolarów. Nie mogę sobie tu odmówić przyjemności stwierdzenia, że wśród tych 1015-u znalazło się 9-u naukowców polskich.
Ja sam mam też swoje własne, chociaż bardzo skromniutkie, doświadczenie z tego zakresu. W połowie lat siedemdziesiątych, wraz z 6-ma kolegami z „mojego” Przemysłowego Instytutu Telekomunikacji w Warszawie stałem się laureatem konkursu „Mistrz Techniki” organizowanego przez „Życie Warszawy” i Naczelną Organizacją Techniczną. „Nasze” urządzenie, które zostało wyróżnione w tym konkursie, „Multi-standardowy Nadajnik Telewizyjny” składało się z 6-u głównych bloków i 6-u z nas odpowiadało za opracowanie poszczególnych bloków, siódmy kolega był kierownikiem i koordynatorem całości. Każdy z nas sześciu „kierowników bloków” realizował swoje zadanie w zespole kilku współpracowników, którym przewodził. Jednak oni „oczywiście” nie figurowali w tym wyróżnieniu.
Podobna sytuacja jak w nauce i technice ma miejsce w wielu innych dziedzinach ludzkiej działalności. Weźmy pod uwagę odkrycia geograficzne. Znamy wielkich żeglarzy, Krzysztofa Kolumba – jako odkrywcę Ameryki, Vasco da Gama – jako pierwszego, który opłynął Afrykę i dotarł drogą morską do Indii, a wreszcie Ferdynanda Magellana – jako pierwszego, który opłynął świat. Znamy wielkich podróżników podróżników lądowych, jak np. Livingstone’a i Stanley’a, którzy odkrywali wnętrze Afryki, Roberta F.Scotta i Roalda Amundsena – jako dwu niezależnych zdobywców bieguna południowego,Edmunda P. Hillary’ego i TenzingaNorgaya–jako pierwszych zdobywców Czomolungmy - Everestu, We wszystkich tych przypadkach znamy tylko jedno nazwisko, a przecież to co osiągnęli, było rezultatem wysiłków, poświęcenia i ofiarności wielu ludzi.
Nie inaczej wygląda sytuacja w drogim mojemu sercu żeglarstwie morskim (jako, że sam trochę żeglowałem), światowym i polskim. W roku 1965-ym polski jacht „Śmiały” pod dowództwem kapitana Bolesława Kowalskiego opłynął południową Amerykę ze wschodu (z Polski) na zachód (do Polski).W roku 1970-ym tenże sam jacht, z kapitanem Andrzejem Rościszewskim, jako pierwszy w historii, opłynął Islandię ze wschodu na zachód. Tak właśnie te wyczyny odnotowane są w annałach polskiego żeglarstwa morskiego. W obydwu rejsach załogi jachtów liczyły kilkanaście osób. Pozostaje tylko życzyć sobie, że nie pozostają one bezimienne, że gdzieś, w jakichś bardzo szczegółowych relacjach (zalegających w przysłowiowym kurzu jakieś zakątki internetu, do których rzadko ktoś zagląda) wymienione są ich nazwiska.
Jest jeszcze jedna grupa powszechnie obecnych i powszechnie niedostrzeganych współtwórców sukcesów. Są nimi żony, partnerki lub przyjaciółki ludzi, którzy dochodzą do wybitnych osiągnięć. Oczywiście ten układ tak samo pracuje w drugą stronę. Kobiety sukcesu bardzo często mają bardzo istotne wsparcia w swoich towarzyszach życia. W naszym ciągle dominowanym przez mężczyzn świecie znajduje to swój wyraz w powiedzeniu: „Za każdym sukcesem wielkiego mężczyzny stoi wyjątkowo mądra kobieta.” Wielu znanych, wybitnych mężczyzn potwierdzało tę tezę, a mi. prezydenci USA Ronald Reagan, Barak Obama oraz reżyserzy filmowi Alfred Hitchcock i Ang Lee.
W konkluzji: myślę, że ludzie. którzy dochodzą w swoim życiu do dużych sukcesów i osiągnięć, wyrastają ponad przeciętność nie jak iglice (może bardzo rzadko – w przypadku samotnych geniuszów), ale raczej jak piramidy (fakt - o różnej powierzchni podstawy), na których zajmują miejsce szczytowe.Myślę, że podziwiając i szanując ich powinniśmy pamiętać o tych, którzy tworzą tę piramidę.
Jerzy.
.
Szanowny Don Jorge,
Internet to wspaniały wynalazek!
Już wiem – regatowy partner Mateusza ma na imię Dominik
Pzdr.
--
Adam
Drogi Jurku,
Rozważania prof. Jerzego Bulika, zaprezentowane na stronach SSI są uniwersalne. Sam Autor podał parę przykładów powstawania piramidy sukcesu, w różnych dziedzinach życia.
Gospodarz witryny, subtelnie „przyłożył” refleksją Profesora znanemu żeglarzowi. Czy na pewno słusznie?
Myślę, że w ocenie zasadności kreowania jednostki na lidera sukcesu, należy zachować daleko idącą wstrzemięźliwości. Media – te dawne i współczesne – dla uproszczenia przekazu, ograniczają ilość ojców sukcesu, najchętniej do jednego.
Pamiętam z dawnych czasów, kiedy pływałem na Latającym Holendrze, z grupy kilkunastu czołowych załóg wymieniano tylko nazwiska sterników (jedyny wyjątek to załoga Holc i Rutkowski. Dlaczego? Nikt nie potrafił wyjaśnić)
Zdarza się, że nobilitowana w ten sposób osoba, zapomina o mechanizmie, który wyniósł ją na szczyt piramidy i staje się po części ofiarą sukcesu. Znacznie przeszacowana autoocena przybiera postać ciężaru uniemożliwiającego trwanie na szczycie piramidy. Lekki podmuch politycznego, historycznego lub ekonomicznego wiatru, strąca lidera w nicość.
Uprawianie żeglarstwa wydaje się szczególnie wrażliwe na przeszacowanie własnych możliwość i samouwielbienie. Pół biedy, jeśli tracimy rozsądek w świetle jupiterów. Co najwyżej narażamy się na śmieszność i zamieniamy przyjaciół na pochlebców.
Gorzej, jeśli przeceniamy swoje możliwości w bezpośrednim kontakcie z żywiołem. Przykładów jest wiele, zarówno w żeglarstwie światowym, jak i polskim.
Konkludując, polecam wszystkim, dla własnej wygody i bezpieczeństwa zapamiętanie prostej sentencji „BĄDŻ POKORNY”.
Gospodarz SSI, Don Jorge umieszczał ten napis na pokładniku zejściówki swoich kolejnych jachtów, tak aby każde wejście do kabiny wzmacniało przekaz.
Żartownisie interpretowali napis, jako ewentualne zabezpieczenie armatora przed dochodzeniem odszkodowania za rozbicie głowy, a przyjaciele jako próbę przemycenia w czasach słusznie minionych, herbu rodu Kulińskich „POKORA”
Eugeniusz