udało mi się nakłonić Czesława, jego młodszego brata aby napisał to wspomnienie. To byli niesłychanie zżyci bracia. To Jego wzorem Czesław został
regatowcem i to wybitnym.
Odejście „Zygi” też przeżyłem – był to przecież dla mnie przyjaciel lat chłopięcych. Razem zdawaliśmy maturę techniczną w gdańskim „Conradinum”.
On w klasie maszynowej, ja w kadłubowej. Dziś pierwszy odcinek wspomnień o wielkim „Zydze”
Wspomnienia ilustrowane są fotografiami „Zygi” w różnych sytuacjach i z różnymi przyjaciółmi. Starzy Czytelnicy i Skrytoczytacze SSI mają okazję dokonać identyfikacji tych chłopaków.
Przysyłajcie ich nazwiska – pójdą w komentarzach.
News dedykuję szczególnie innym, młodszym „conradinowcom” – Marianowi Lenzowi, Jerzemu Litwinowi oraz Eugeniuszowi Ziółkowskiemu.
Zyjcie wiecznie !
Don Jorge
Zygi żeglarski „kielwater”
===================
wykreślony piękną prostą i dalekosiężnie, a podpatrywany z podziwem przez młodego i spóźnionego w spełnieniu żeglarskiej pasji młodego adepta
____________________________________________________________________
Zakończenie drugiej wojny światowej, wiosna 1945 roku w Gdyni. Nie ma okupanta jesteśmy u siebie. Dzieci i młodzież wraca do polskich szkół. Większość wstępuje do Harcerstwa. Zyguś również, ale trafia do drużyny morskiej, gdyż elitarna „czwórka” przy Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącym w Gdyni ograniczyła zapisy.
Ten epizod stał się ważnym przyczynkiem w rozwoju Zygusia. Tu trafił do żeglarstwa. Stało się ono dla Niego pasją, miłością - jak się później okazało, celem życia. Przylgnęła do Niego w tym czasie ksywa „panna”, czy to z powodu delikatności Jego urody czy względami u panien, nie wiadomo. Rozpoznawalny był pod nią do lat 70. Pod koniec tej dekady przyjęło się już Go nazywać Zyga. Od pierwszego kontaktu z jachtami - żeglarstwem w drużynie harcerskiej, oddał się pracy na jego rzecz i szkoleniu siebie w zdobywaniu koniecznej wiedzy i praktyki żeglarskiej. Z takimi jak On zauroczonymi żeglarstwem chłopcami, żeglują. Korzystają z wolności żeglugi, której „władza” nie zdążyła jeszcze ograniczyć a tym bardziej uporządkować, zajęta zdobyciem rzeczywistej władzy i jej utrwaleniem. Żeglują więc po Zatoce Gdańskiej a że morze zaprasza więc nie odmawiają i żeglują po Bałtyku.
Z radością i dumą opowiadali o dożywianiu się mlekiem krowim na Bornholmie. Jeden z kolejnych rejsów kończy się podtopieniem jachtu w obrębie cypla Helu, i korzystaniu z pomocy ratowników. Akcja zakończona szczęśliwie bez strat żeglarzy i jachtu. To lekcja dla tych młodych adeptów żeglarstwa że z morzem nie ma żartów. Przestroga dana przez morze u zarania żeglarskiej przygoda, utrwaliła w Zydze, troskę o bezpieczeństwo żeglugi, przejawem stało się dbanie o sprawność jachtów w najdrobniejszym detalu ale szczególnie o właściwe wyszkolenie żeglarzy. Z czasem stał się wzorem właściwego żeglarskiego postępowania. Kochając żeglarstwo i to z wzajemnością, trudno było Mu zwrócić uwagę na naukę w gimnazjum. Okres ten to czas obaw i utrapienia Rodziców i gimnazjalnych Wychowawców. Ci ostatni rozwiązali problem relegując Zygusia ze szkoły. Rodzice pozostali z problemem. Ta szokowa terapia ze strony szkoły przypomniała Mu że żeglarstwo jest sportem a godziwą egzystencję w dorosłym życiu zapewni wiedza i wykształcenie. Stał się mężczyzną, wziął swoje sprawy we własne ręce. Kończy zaocznie gimnazjum. Następnie już w trybie dziennym Liceum Budowy Okrętów „Conradinum” , jest technikiem maszyn okrętowych. Podejmuje pracę w Stoczni Gdyńskiej w 1952 r. z którą wiąże swoje całe zawodowe życie.
Fot. 1.
.
Jego żeglarstwo w tym czasie nie miało zastoju. Wiedzę, praktykę z czego budował doświadczenie żeglarskie zdobywał z pasją i tempie regatowym. Od pierwszego stopnia żeglarskiego uzyskanego w 1945 roku, sternikiem morskim jest już 1947 a kapitanem jachtowym z patentem nr 14 w 1954 roku w wieku zaledwie 22 lat. Opowiadano na basenie żeglarskim w Gdyni o zadanym przez komisję egzaminacyjną, „strandowaniu” jachtu. Kandydat na kapitana wydał stosowne komendy i jacht pognał w brzeg, ku zaskoczeniu całej komisji egzaminacyjnej. Jak się sprawa zakończyła? Opowiadano dwie wersje. Pierwsza że Zyga wykonał piękny manewr posadzenia jachtu z wszelkimi szykanami właściwymi dla tego alarmu i drugą że K.E. po zaskoczeniu nadto śmiałym działaniem kandydata, ochłonęła z wrażenia i zdążyła wstrzymać zadanie, ograniczając je tylko do słownego opisu.
Fot. 2 Fot. 3
.
Fot. 4 Fot. 5
.
Zdobyte uprawnienia żeglarskie wykorzystał włączając się w rywalizację regatową, widząc w tej formie żeglarstwa, najwyższy stopień wyszkolenia żeglarskiego, a regaty jako najlepszy środek wykazania swych umiejętności w żeglarstwie morskim. Środowisko żeglarskie uważało w tym czasie regaty morskie, jako top żeglarstwa.
Pierwsze po wojnie Mistrzostwa Polski w żeglarstwie morskim rozegrane zostały w 1952 roku. W tym roku już uczestniczy w regatach jako prowadzący sternik jachtów i to z racji posiadanego patentu kapitańskiego, pozycji w środowisku żeglarskim oraz zaufania klubowego zarządu. Startuje też w regatach mistrzowskich. Zajmuje w nich 4 miejsce. Regaty przeprowadzano na jachtach morskich 50 -kach systemem przesiadkowym. Już w kolejnym roku 1953 zdobywa vice mistrzostwo Polski. To wejście na szczyt krajowej rywalizacji. 1954 rok i pierwszy złoty medal Mistrza Polski w żeglarstwie morskim. Kolejny zdobywa w 1955 roku a następny w 1956 roku. Jest już w pełni doświadczonym żeglarzem regatowym nie tylko w wymiarze krajowym ale też międzynarodowym, co udowadnia bezspornie w 1957 roku.
Niemcy w tym roku rozesłali zaproszenia i zawiadomienie o regatach jubileuszowych 75 lecia Kielerwoche. Prestiżowe od lat regaty z ogromną tradycją, organizowane są z dużym rozmachem i pompą. Z nadzieją również na kolejne zwycięstwo. Wszak tu w Kilonii zawsze główne trofea wygrywał niemiecki jacht.
Zyga ze swoją załogą na jachcie „Kapitan” pod banderą Jacht Klubu Polski wypływa do Kilonii. Tu dziesiątki pięknych jachtów z nieskalanie białymi dakronowymi żaglami. Bawełniane żagle stawiane na „Kapitanie, budzą zdziwienie i u niektórych żeglarzy ironiczny lub litościwy uśmiech,. U nas bawełna to jedyny materiał z którego wytwarzano żagle. Te najlepsze, regatowe wymagały czasu i umiejętności w ich trymowaniu. Cierpliwość w tych zabiegach, dostarczała żagiel oczekiwanej jakości. Z tego powodu udane sztuki, naprawiano i łatano. Nie bez znaczenia były też względy materialne. W tych trudnych czasach, żagle nie były produktem pierwszej potrzeby.
„Kapitan” niósł właśnie takie. Spracowane i ukształtowane w słońcu i deszczu, lekką bryzą i sztormem. Nowe, jasne bryty wskazywały na wiek tych żagli i bogatą żeglugę jachtu. Polscy żeglarze budzili duże zainteresowanie nie tylko żaglami.
Rok 1957 to niedawno zakończona okrutna wojna, ale dla nas żelazna kurtyna i ugruntowanie się w Kraju komunistycznych rządów. Patrzyli na polską załogę ale co myśleli to trudno ocenić. Były też mimo tego wyrazy sympatii, szczególnie u dziewcząt. Pytały o powody niespotkanych u nich żagli. Jachty zachodnie jak wtedy zwykliśmy mówić, wyróżniały się wręcz laboratoryjną czystością i dopracowaniem do ostatnich szczegółów. Zyga odpowiadał anegdotką porównując swoje żagle do dobrego wina, które nabiera właściwej jakości z biegiem lat. To riposta faceta, który z tego nie dał się jeszcze poznać. Zyga to przecież głowa ścisła, wyrachowana w swej żeglarskiej sztuce a nie w słownych przepychankach. Łatwiej Mu przecież wypowiedzieć się soczystym żeglarskim językiem.
Regaty zaczęły się wygraniem pierwszego wyścigu. Ogólne zaskoczenie wszystkich.
Żeglarzy, mediów, krótko mówiąc sensacja. Kolejne też wygrane aż do ostatniego, czyli wszystkie. To niespotykane zdarzenie. „Kapitan” z Zygą na sterze zdobywa puchar„Ostsee Pokal” i puchar „Berty Krupp” w 75 jubileuszowych regatach Kielerwoche.
Pierwszy raz zdarzyło się że główne trofea regat, zdobywa nie niemiecki jacht. Niemiecka opinia społeczna nie tylko żeglarska jest zniesmaczona. Kraj o wielkiej tradycji i osiągnięciach żeglarskiej oraz przebogatej kulturze morskiej, musiał połknąć gorzką pigułę porażki swych morskich żeglarzy regatowych.
Regaty kończy uroczysty ceremoniał rozdanie nagród z udziałem członków rządu federalnego NRF na czele z kanclerzem Konradem Adenauerem. Po tym bankiet. Zyga zabrał jako jedyny garnitur, w miarę stosowny, niebieski. Jako Zwycięzca jest honorowany miejscem przy najważniejszych osobistościach. Sadzają Zygę obok sędziwego admirała, który okazuje się w trakcie przedstawienia się , dowodzącym w czasie wojny kapitanem pancernika „Gneisenau”, którego wrak blokował wejście do portu gdyńskiego. Oburzony tym faktem Zyga opuszcza swoje miejsce, co powoduje konsternację u sąsiadujących osób z najwyższych sfer. Incydent został zażegnany przez przesadzenie admirała na inne miejsce. Zyga pozostał na dotychczasowym.
c.d.n
Don Jorge,
Dziękuję !
Fajnie opowiadana historia. Fragmenty są mi wprawdzie znane, ale czyta się lekko.
Mam nadzieję, że ciąg dalszy będzie równie ciekawy.
Wojtek
No i co Klanie SSI ?
Nikt nie rozpoznał kogo przedstawia czwarta fotografia ?
Nikt nie odnalazł Medarda Przylipiaka ?
Takie czasy nastały.
Pzdr.
--
Adam