Przyszedł do mnie list z Francji, a w beżowej kopercie z jakąś dziwna naklejką zamiast znaczka pocztowego (widać już teraz nawet filatelistyka w odwrocie) – książeczka z fotografią Władysława Wagnera. Nadawca listu – Andrzej Kowalczyk. Ja należę jeszcze do tego wymierającego pokolenia, które Wagnera rozpoznaje. Nad tytułem stoi napisane „Miniatury żeglarskie”. Żadnego nazwiska autora. Co jest ? Miniatury to były kiedyś, ale morskie – takie popularne zeszyciki (1958 – 1978) Wydawnictwa Morskiego. Było ich ponad dwie setki ! Jedna z nich to „Pod żaglami Zjaw” Mariana Mickiewicza.
Tymczasem we Francji, dokładnie w miasteczku Agde (to niedaleko słynnych plaż przylądka Cap d”Agde gdzie tekstylnym wstęp wzbroniony) nasz Przyjaciel - Andrzej Kowalczyk rozpoczyna serię nowych zeszycików – „Miniatury żeglarskie”. To jest właśnie ta osławiona, wszechobecna globalizacja.
Okładka "Miniatury żeglarskiej" Nr 1. Autor: Zbigniew Turkiewicz
.
Autorem pierwszej miniatury nowej generacji jest Zbigniew Turkiewicz (73 lata), mgr inż. po Politechnice Warszawskiej, żeglarz, taternik, wagnerowiec, Kanadyjczyk. Zeszycik w formacie poręcznym, kieszonkowym stanowi wygodną ściągę historii wagnerowskiej epopei na kolejno trzech jachtach o nazwie „Zjawa”. Przedstawia młodego, dzielnego, zaradnego, a przede wszystkim dzielnego żeglarza przemierzającego oceany przed druga wojną światową. Śledzimy sylwetkę i perypetie pioniera polskiego żeglarstwa oceanicznego. A pionierstwo smakuje najbardziej. Poza tym, że inspiruje innych. Wagner żeglował „na swoim i za swoje”. To znaczy na początku ponoć nie całkiem „na swoim” :-)
Wagner poznawał niesłychanie ciekawy świat. No bo co dziś ciekawego w zawinięciu do przystani w której już cumuje 1287 jachtów ?
Opis peregrynacji Wagnera kończy się na spóźnieniu przybycia „Zjawy III” do Gdyni we wrześniu 1939. Gdyby przybył w sierpniu – skończyłby życie w Stutthofie. Przecież był harcerzem. To spóźnienie ocaliło mu życie.
Zeszycik ma 70 stron formatu 16 x 12 cm. Dobre technicznie fotografie czarno-białe archiwalne, mapka i 3 fotografie barwne z wagnerowskich zlotów.
Ile kosztuje – nie wiem. Dostałem go jako souvenirek od Andrzeja. Dziękuję !
Gdzie można nabyć tę i następne pozycje – dowiecie się z komentarza.
Zyjcie wiecznie !
Don Jorge
========================================================================
ZAŁĄCZNIKI DO KOMENTARZA JERZEGO KNABE
Drogi Don...
Dziekuje za wspaniale slowa o Miniaturze. Teraz sprawdzilem egzemplarze ktore jeszcze mam i rzeczywiscie jest kilka na okladkach ktorych brak nazwiska autora. Jakim cudem nie wiem. Znajomy informatyk twierdzi ze jezeli skladam tekst w Wordzie i czesc pisze czcionka francuska a czesc polska to drukarka "glupieje" i potrafi wyciac fragment pisany inna czcionka. Trzeba jej dac polecenie: drukuj wszystko. Takie polecenie dostala. Gdybym otoczony byl zywymi asystentkami to dostala by nagane. No ale teraz zywe siedza obrazone w domach, ze byly kiedys molestowane a my uzeramy sie z plastikowymi ale tez kaprysnymi modelami /moj nosi ladna nazwe Epson/.
Miniaturke mozna kupic za 10 ZL na Allegro. Chcialem to napisac w komentarzu ale nie wiem jak wejsc w komentarze. Gdybym mial zywa sekretarke, to.... ale zdaje sie ze juz o tym pisalem.
Pozdrawiam serdecznie
Andrzej Kowalczyk
Don Jorge,
Znam ten temat diokładnie, więc nie mogę zmilczeć.
…ponoć nie „na swoim” … to PRL-owska wrzutka, która, zgodnie zresztą z planem jej autorów, zatruwa nadal pamięć o Wagnerze kolejnym pokoleniom polskich żeglarzy. Chciał wracać do Polski i zaraz po wojnie poszedł w Londynie do świeżo otworzonego Konsulatu PRL. Tam się jednak dobrze rozejrzał i zorientował - trafił na 20-letniego Czesława Kiszczaka, wtedy jeszcze porucznika do specjalnych poruczeń. Nie dał mu zabrać sobie przedwojennego paszportu RP i odmówił powrotu do kraju - na obiecywaną ważną a intratną posadę w rybołówstwie w PRL
W Polsce byli ludzie którzy jeszcze pamiętali przedwojenny entuzjazm wiodący Wagnera spowrotem do Polski. Ale to się działo przed 6-letnią wojną, długą i okrutną, podczas której Polacy mieli w głowach swoje fizyczne przetrwanienie a nie żeglarstwo. No to tym niezbyt licznym żeglarzom trzeba było tego "emigranta" i „wroga ustroju” zohydzić i opluskwić , a tym pozostałym - to o nim ani o jego żeglarskim wyczynie nawet nie wspomnieć. To milczenie przełamał dopiero ROK WAGNERA 2012 zorganizowany wspólnym wysiłkiem polskich żeglarzy na świecie (zresztą ze Zbyszkiem Turkiewiczem włącznie).
Ta wrzutka zostła jeszcze za czasów PRL-u zdementowana przez specjalną komisje powołaną własnie w tej sprawie przez PZŻ. Załączam kopię końcowego listu do Wagnera i załącznik z orzeczeniem. Jednak kłamstwo nadal żyje jeszcze własnym życiem...
Nie wykluczone zresztą, że odmowa powrotu uratowała go po raz drugi. Namawiany w Londynie do PRL-u razem z Wagnerem kapitan ż.w. E, Gubała dał się nabrać i po powrocie trafił do więzienia z wyrokiem śmierci „za szpiegostwo”. Wyroku nie wykonano, ale takie szczęście to na pstrym koniu jeżdzi...
A dla ścisłości zapisu - Władek Wagner pierwszy raz miał to swoje specyficzne szczęście w nieszczęściu oczywiście we wrześniu 1939 – nie 1935.
Załączam pozdrowienia
Jerzy Knabe
Ja tu czegoś nadal nie rozumiem: Don Jorge napisał : To znaczy na początku ponoć nie całkiem „na swoim”
Pan Jerzy Knabe zaprotestował.
Czyli co - Wagner wyruszył w rejs na swoim, własnym jachcie ?
Pzdr.
Adam
Drogi Don Jorge,
Parę lat temu miałem w ręku książeczkę o Władku Wagnerze napisaną kobiecą ręką. Niech mi Autorka*) wybaczy, ale młodsi koledzy na pewno wiedzą co mam na myśli. Moja nadwątlona peselozą pamięć przywołuje relację z tego opracowania następującą, na pewno bardzo nieścisłą w szczegółach:
Policja niemiecka zatrzymała jacht „Zjawa” w jakimś porcie (Rugenwalde czyli Darłowo ? ) z podejrzeniem, że jacht został skradziony. Właściciel jachtu jednakże oświadczył (nie pamiętam na czyj wniosek - chyba ZHP), że udostępnił swój jacht Władysławowi Wagnerowi i policja zwolniła jacht i załogę. Z tekstu wynikało, że Wagner posiadł ten jacht nielegalnie, ale Autorka sugerowała, że przecież to nie zmienia faktu, że Wagner wielkim żeglarzem był i jak można....
Przepraszam bardzo, jeśli coś pokręciłem. Ale tak mi to zostało w pamięci, a w tym miejscu nikt tego źródła wiedzy na temat, na razie nie poruszył. Pytałem już wtedy, czy to, że W. Wagner wielkim żeglarzem był zmienia wymowę faktu, że chyba jednak ukradł tą pierwsza „Zjawę”. Ale żadne środowiska ta kwestia nie zainteresowała.
Twój także poszukujący,
El Viejo
Gienek Moczydłowski
*) Anna Wojdyło Rybczyńska – „Pod żaglami dookoła świata, czyli Władysław Wagner i jego Zjawy” – dopisek Don Jorge
Drogi Don Jorge,
Poniżej krótka odpowiedź na poruszony temat.
„...coś jest na rzeczy” napisał Geniu Moczydłowski.
Według mojej wiedzy wynikającej z rozmów z Władysławem Wagnerem na przestrzeni lat 1990-92 wynika, że polski żeglarz wypłynął z Gdyni jachtem "Zjawa", która była wyremontowanym wrakiem motorowej łodzi duńskiej kompani pracującej przy budowie portu gdyńskiego. Wrak zakupił dla swojego syna Walerian Wagner również pracujący przy tej budowie. Moją wiedzę na ten temat oprócz rozmów (kilkadziesiąt godzin podczas 4 spotkań) z Władysławem Wagnerem w Winter Park, Floryda ugruntowała również kwerenda w archiwum Władysława i Mabel Wagnerów.
Mam zeskanowane te archiwum i jest tam potwierdzenie mojej opinii.
Zdrowia i powodzenia we wszelkich zamierzeniach życzę
Andrzej W. Piotrowski
Chicago
Drogi Don Jorge,
Wiemy wszyscy, że tylko prawda jest ciekawa. Zapewniam, że nie jest moim celem dyskredytować wspaniałego rejsu Władysława Wagnera.
Andrzej Piotrowski napisał, że wg Jego wiedzy:
polski żeglarz wypłynął z Gdyni jachtem "Zjawa", która była wyremontowanym wrakiem motorowej łodzi duńskiej kompani pracującej przy budowie portu gdyńskiego.
Ta wiedza nie jest sprzeczna z twierdzeniem pani Anny Rybczyńskiej: Władysław Wagner wypłynął tym wrakiem, ale zrozumiał, że daleko tym nie dopłynie. Wrócił do Gdyni (?) i wsiadł na lepszy model i tym dopłynął szczęśliwie do Panamy.
Książka pani Anny nosi tytuł: Pod żaglami dookoła świata. Wydawnictwo Miniatury, Kraków, 1993. I jak donosiłeś osobiście w 1999 r. została wydana w 986 - ciu numerowanych egzemplarzach. Dlatego jest tak trudno dostępna. Apeluję o skan tych 2-3 stron, w których pani Anna Rybczyńska opisuje sprawę.
Powtarzam: nie chodzi o czepianie się dzielnego człowieka. Wręcz przeciwnie: jak wielka musiała być Jego wiara w to, że navigare necesse es, że zdecydował się nawet ukraść łódkę, by tego dowieść. Trzeba próbować to wyjaśnić.
Żyj wiecznie w prawdzie
Eugeniusz El Viejo Moczydłowski
Drogi Jerzy,
Przesyłam link do artykuł dotyczący rejsu Wagnera.
Artykuł jest tu: http://podroze.onet.pl/ciekawe/w-siedem-lat-dookola-swiata/ehm5v
Znalazłem go w Internecie podczas przygotowywania materiału na temat rejsu pierwszej „Zjawy”.
W wolnych chwilach dalej poszukuję Miniatury Morskiej, wydanej w latach 70 - tych, o rejsie Wagnera.
Jeżeli dobrze pamiętam ta Miniatura nosiła tytuł "Pod żaglami Zjaw".
Wracając do artykułu - może Cię zainteresuje w nawiązaniu do relacji Caldwella („Desperacki rejs”) ?
Żyj wiecznie !
tomek