bo właśnie maluchom na małych jednoosobowych łódeczkach najłatwiej opanować podstawową dla uprawiania żeglarstwa umiejętność rozpoznawania – SKAD WIEJE WIATR.
To tak jak z samochodami i fortepianami. Debiutujący czterdziestolatek nigdy nie zostanie mistrzem kierownicy, ani wirtuozem pianistyki. Załogant żaglowca też nie ma szans
w regatach klas olimpijskich.
Czucie wiatru dla przyszłych regatowców to abecadło.
Icki – Ickami, ale …
News i „przyjemniaczkom” chyba przydatny.
O czuciu wiatru pisze weteran regat Eugeniusz Ziółkowski.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
-------------------------------------
Pytanie jest na pozór tak banalne, że większość żeglarzy oburzy się na autora, a bardziej tolerancyjni pokiwają z politowaniem głowami.
W rzeczywistości jest to najważniejsze pytanie, a prawidłowa na nie odpowiedź jest podstawą: bezpiecznej i przyjemnej żeglugi, radzenia sobie z silnym wiatrem, regatowych sukcesów.
Opisane poniżej sposoby na rozszyfrowanie wiatru dla wielu są znane, dla części zapomniane, a dla adeptów żeglowania to czarna magia.
Zacznijmy od podstaw - określenie kierunku i siły wiatru bez pomocy jakichkolwiek urządzeń, wyłącznie za pomocą przynależnych ssakom zmysłów. Stańmy w dowolnym, w miarę odsłoniętym miejscu, zamknijmy oczy i spróbujmy poczuć wiatr. Minie chwila zanim zaczniemy odbierać impulsy przepływającego powietrza. Odsłonięta głowa, skóra na policzkach, uszy, nos, włosy rozpoczną żmudna naukę opornego mózgu, który jeszcze to wszystko musi zorientować w przestrzeni odnośnie kierunków świata.
Gdy już jesteśmy pewni wyniku, otwórzmy oczy. Prawdopodobnie przy pierwszych próbach ocenimy kierunek wiatru mniej więcej w sektorze 45 stopni. Nie zniechęcajmy się, to dobry wynik. Po pięciu latach zawęzimy sektor do 10 stopni i to będzie prawie mistrzostwo świata. Dlaczego tak ważne jest określenie kierunku wiatru z zamkniętymi oczami?, dlatego, że pływamy również w nocy, a nawet w dzień lepiej wyczuwać wiatr instynktownie, a oczom dać przyjemniejsze zajęcie podziwiania otoczenia, cokolwiek to znaczy.
Osobiście jako „czujnik wiatru” preferowałem uszy i włosy na skroniach. Dość skuteczne do czasu założenia czapki. Mistrzem w nauce czucia wiatru był ponad pięćdziesiąt lat temu trener Knasiecki z Poznania. W ciemną i wietrzną noc wyprowadzał swoich zawodników na małych olimpijskich łódkach klasy Finn i po jakimś czasie wyławiał z wody. Niektórzy byli oporni, żeglowali w nocy tak dobrze, że skończyło się nominacją na Igrzyska Olimpijskie.
Kolejnym zmysłem przydatnym do określenia kierunku wiatru jest wzrok. Wzrok wydaje się bardziej naturalnym i skuteczniejszym wiatrowskazem. Dzieje się tak pod warunkiem, że potrafimy narzucić mu filtry, które wyeliminują nieistotne szczegóły i zmuszą do obserwacji mniej więcej w promieniu pięćdziesięciu metrów i od czasu do czasu dużo dalej, aż po horyzont. Te pierwsze pięćdziesiąt metrów jest istotne do prawidłowego reagowania na zmiany kierunku i siły wiatru podczas sterowania jachtem.
Przy średniej sile wiatru, wzrok informuje nas o kierunku wiatru i chwilowych szkwałach na poziomie zadowalającym. Jego skuteczność poprawia się zdecydowanie przy wiatrach słabych i bardzo słabych. Woda się uspokaja, zanika falowanie, lub jest bardzo łagodne i wtedy widzimy najmniejszą zmarszczkę na powierzchni wody. Pojawiają się pomarszczone obszary, czasami kilkadziesiąt metrów od naszego jachtu, a my bezsilni czekamy. Warto przyjrzeć się, jak rozchodzą się zmarszczki po wodzie. Jeśli tworzą wyraźny wachlarz to znak, że wieje bardziej z góry, czasami nawet 30 do 40 stopni w stosunku do lustra wody. Nad takim wiatrem, z reguły powyżej jest piękna chmura, przyczyna pionowej cyrkulacji mas powietrza. Jest to wiatr dość chimeryczny, więcej przy nim zabawy jak skuteczności Jeśli zmarszczki na wodzie są w miarę równoległe do siebie, to mamy do czynienie ze słabym, ale równym wiatrem na którym możemy spokojnie pożeglować. W takim przypadku lepiej płynąć równolegle do brzegu, bo zapewne jest to bryza.
Jeśli wiatru w ogóle nie widać, to nie wystawiajcie oślinionego palca do góry. Ani to skuteczne, ani estetyczne, a do tego możemy wyprostować nie ten palec co trzeba i przypadkowo kogoś obrazić. Skuteczne jest wtedy zapalenie papierosa lub fajki. Działa dwojako – uspokaja, a snujący się dym pokazuje kierunek wiatru. Oczywiście należy pamiętać, że minister zdrowia ostrzega przed wszystkimi znanymi chorobami, które z pewnością zaatakują nasz organizm po zapaleniu papierosa. Ale trudno, coś za coś.
Wzrokiem oceniamy również siłę wiatru. Jest to zawsze ocena subiektywna, uzależniona od tego po jakiej krzywej następuje zmiana. Jeśli wiatr rośnie, krzywa siły wiatru pnie się do góry, odnosimy wrażenie, że jesteśmy już prawie w sztormie, a tak naprawdę do dobra czwórka lub piątka Beauforta. Odwrotnie wychodząc ze sztormu, czwórka to prawie flauta.
Obiektywny wskaźnikiem, że wiatr wchodzi w skale wiatrów średnich, są smugi piany układające się równolegle do kierunku wiatru. Dzieje się tak powyżej czwórki Beauforta.
Jak zauważyliście nie przywołałem do tej pory żadnego urządzenia mierzącego siłę wiatru, pokazującego precyzyjnie kierunek, czy też map pogody on-line. To wszystko jest dostępne na współczesnym jachcie i uważam, że jest bardzo potrzebne. Zwiększa bezpieczeństwo i beztroskę żeglowania.
Ale mimo to, gorąco Was namawiam do próby żeglowania bez tych wszystkich zabawek. Wystarczy założyć portowe kapsle na ekrany i choć na chwilę poczuć wiatr. Wiatr w innej postaci. Wszechpotężny żywioł który budził lęk, ale też był dobroczyńcą. Każdy kierunek wiatru doczekał się swojego boga. Boreasz - najgroźniejszy wiatr północny, Notos – silny gorący południowy wiatr, Euros – najbardziej lubiany przez żeglarzy, Zefir – najsłabszy z czwórki wiatr wschodni. Kierunki pośrednie wiatrów tworzą całą plejadę bóstw.
Próbujcie też żeglować przy bardzo słabych wiatrach. Przecież pływamy dla przyjemności. Pokonanie kilku mil przez dwadzieścia cztery godziny, to prawdziwa jazda bez trzymanki dla nas, pędzących na co dzień po drogach szybkimi samochodami.
Jeśli wytrzymamy z własnej woli dobę flauty, parę mil od portu ze sprawnym silnikiem i zapasem paliwa to osiągniemy stan nirwany i nikt nam tego nie odbierze.
Eugeniusz Ziółkowski
Są tacy, co twierdzą, że zawsze warto wiedzieć skąd wieją wiatry. Kiedyś to oni zapełniali szeregi pewnej "trzymilionowej partii".
Ale wracając do żagli: Żeglarz żeglujący na żaglach MUSI wiedzieć skąd wieje wiatr, nie tylko regatowcy.
Nie wyobrażam sobie wejścia do portu na żaglach bez świadomości, dokładnie i natychmiast, wszelkich niuansów kierunku i siły wiatru, manewry na silniku, szczególnie przy słabszych silnikach, a dużych powierzchniach nawiewu też tego wymagają.
Do dziś pozostał mi nawyk zdejmowania czapki do manewrów, po to by zwiększyć powierzchnię czujnika o łysinę i, jak pisze Gienek, rejestracja kierunku wiatru odbywa się niemal podświadomie.
Z kolei przy bardzo słabych powiewach stosuje zamiast "jednego palca" CZTERY i to poślinione, obracając uniesioną dłonią jak namiernikiem. Zazwyczaj wystarcza to, by zaktywizować "czujnik główny" (korekta, bez "ó"!) i potem już rejestrować powiewy odruchowo.
Moja Matka rejestrowała wiatr słuchem, co właśnie wymagało odsłonięcia uszu, az do dnia, kiedy przejściowo zaczęła słyszeć na lewe ucho dużo gorzej. I przez ten okres (jeden, czy dwa rejsy) skarżyła się, że jej się gorzej manewruje. A jachty były bez silników i elektroniki.
Dobrych wiatrów!
Colonel