JAROSŁAW CZYSZEK O ŻAGLOWCACH
Wszyscy wiedzą, ze SSI to witryna multitematyczna. O żaglowcach często napomyka Colonel. To takie sięganie "przyjemniaczków" małych
łodek do korzeni, z których wyrosło nasze dzisiejsze żeglowanie.
Dziś Jarek Czyszek nieco szerzej o starych żaglowcach.
Dziękuję.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
-----------------------------------
W Bergen codziennie pada deszcz. No, teraz może KAPIE, tam od razu, pada. Lato jest, ciepło, komu tam przeszkadza to co kapie z nieba a
i w kawiarnianych ogródkach po sierpniowemu huczą gazowe grzejniki półtora metrowym płomieniem. By było przytulnie.
Nic dziwnego, że pada bo w Bergen pod sam brzeg podchodzi Golfstorm i masy nasiąkniętego wodą ciepłego powietrza znad morza
mieszają się z mroźnym oddechem hardalandowej wysoczyzny przysuwającej się do miasta od strony lądu. Zatem, pada, Bergen to morze i
góry, połączenie wszędzie indziej egzotyczne, tutaj na dotkniecie ręki.
Morze to smukłe maszty sterczące ponad dachami portowych magazynów. Idziemy obejrzeć, bo to, że biały żaglowiec leży tam przy
nabrzeżu widać już było od podejścia, sylwetką identyczna niemal jak ta gdyńska. Samo turystyczne centrum Bergen, rząd koślawych,
powykręcanych historią, drewnianych kamieniczek. Chodnik, ruchliwa jezdnia, nabrzeże, magazyn na nabrzeżu a za nim te maszty. Stoimy
przy przejściu przez jezdnię, sygnalizator świeci się na czerwono, a maszty za magazynem zdają się poruszać. To trochę do przodu, stanęły,
zadygotało olinowanie, najwyraźniej od motoru. Niemożliwe, to statek ponad stuletni bez dwu zdań na emeryturze i łaskawym chlebie
rozmaitych dotacji, tak samo przecież jak jego bliźniak w Gdyni.
i w kawiarnianych ogródkach po sierpniowemu huczą gazowe grzejniki półtora metrowym płomieniem. By było przytulnie.
Nic dziwnego, że pada bo w Bergen pod sam brzeg podchodzi Golfstorm i masy nasiąkniętego wodą ciepłego powietrza znad morza
mieszają się z mroźnym oddechem hardalandowej wysoczyzny przysuwającej się do miasta od strony lądu. Zatem, pada, Bergen to morze i
góry, połączenie wszędzie indziej egzotyczne, tutaj na dotkniecie ręki.
Morze to smukłe maszty sterczące ponad dachami portowych magazynów. Idziemy obejrzeć, bo to, że biały żaglowiec leży tam przy
nabrzeżu widać już było od podejścia, sylwetką identyczna niemal jak ta gdyńska. Samo turystyczne centrum Bergen, rząd koślawych,
powykręcanych historią, drewnianych kamieniczek. Chodnik, ruchliwa jezdnia, nabrzeże, magazyn na nabrzeżu a za nim te maszty. Stoimy
przy przejściu przez jezdnię, sygnalizator świeci się na czerwono, a maszty za magazynem zdają się poruszać. To trochę do przodu, stanęły,
zadygotało olinowanie, najwyraźniej od motoru. Niemożliwe, to statek ponad stuletni bez dwu zdań na emeryturze i łaskawym chlebie
rozmaitych dotacji, tak samo przecież jak jego bliźniak w Gdyni.
A jednak się kręci. Na ciasnym kawałku wody wydaje się, że statek tańczy, bez udziału ogromnych kół sterowych, tyko przy pomocy
"klamki" jednym manewrem, bo żadnych sterów strumieniowych tam nie widać, mały gość w granatowym uniformie rozkręca wielki
żaglowiec. Pokazuje całą długość białej burty, potem maszty schodzą się w jeden i "Statsraad Lehmkuhl" obraca się do nas swoją zgrabną
rufą kiedy kieruje się do wyjścia z ciasnej zatoki bergeńskiego fiordu.
To do złudzenia bliźniak "Daru Pomorza", od urodzenia w 1914 roku,otaklowany jednak jako bark, co jest jedyną poważniejsza różnicą w
stosunku do Białej Fregaty. Patrzę jak z nieliczną zawodową załogą i zapełniony amatorskimi entuzjastami żeglarstwa wychodzi na krótką
wycieczkę po Bergenfiordzie. Oba statki są prawie identyczne, oba mają bardzo podobną historię. Powstały przed pierwszą wojną światową
jako niemieckie żaglowce szkolne, po wojnie w ramach reparacji, krótszą lub dłuższą drogą trafiły do Bergen i do Gdyni. Krótszą do
Bergen, z inicjatywy ministra Lehmkuhl'a (statsraad w jednym z trzech oficjalnych języków norweskich znaczy ni mniej ni więcej tylko właśnie -
minister) gdzie od 1923 do 1978 roku pełnił funkcje statku szkolnego dla norweskiej marynarki handlowej. Pod koniec lat siedemdziesiątych
wycofany, na krotką chwilę z eksploatacji, został gruntownie wyremontowany i ponownie wprowadzony do eksploatacji przez
specjalnie w tym celu powołaną fundację. Pływa i żegluje do dzisiaj, co doskonale widać z nabrzeża w Bergen, odwrotnie niż "Dar
Pomorza", który wycofany z eksploatacji w 1981 roku do dzisiaj pełni rolę fototapety w Basenie Prezydenta w Gdyni.
A w Bergen pada.
"Statsraad Lehmkuhl", wraz z "Darem Pomorza", należy do unikatowej, w skali światowego okrętownictwa, serii ośmiu żaglowców, które na
przestrzeni ponad pół wieku, od 1900 do 1958 roku powstawały w stoczniach Bremy i Hamburga. Oczywiście na przestrzeni prawie
sześćdziesięciu lat technologia się zmieniała ale idea pozostawała wciąż ta sama. Trzymasztowy żaglowiec szkolny, według koncepcji i
projektu Georga W. Clausena, trzy fregaty i pięć barków. Powstawały w dwu seriach po trzy plus jeden. Dlaczego plus jeden? Bo po każdej
wojnie światowej, w ramach reparacji, Niemcy tracili wszystkie trzy i dobudowywali sobie czwarty (trochę przesadzam, ale niewiele).
Dlatego wszystkich razem jest osiem. Jest bo wszystkie istnieją do dzisiaj, z ośmiu trzy na sznurku; "Księżniczka Anna", najstarszy z 1900
roku, w Dunkierce, "Gorch Fock" w Stralsundzie i "Dar" w Gdyni. Reszta pływa do dzisiaj, ostatnio po wielu dziesięcioleciach postoju Niemcy
uruchomili czwarty z pierwszej serii Statek Szkolny Niemcy (Schulschiff Deutschland) i to, w kontekście Daru Pomorza jest optymistyczne.
Może dobrze się stało, że nie został wbetonowany w suchy dok, tak jak to planowano zrobić jeszcze w ostatnich latach jego eksploatacji, pod
koniec lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku. Stoi jeszcze na wodzie i jest zaledwie cztery lata starszy od Ministra Lehmkuhla.
A Bergen? A my?
specjalnie w tym celu powołaną fundację. Pływa i żegluje do dzisiaj, co doskonale widać z nabrzeża w Bergen, odwrotnie niż "Dar
Pomorza", który wycofany z eksploatacji w 1981 roku do dzisiaj pełni rolę fototapety w Basenie Prezydenta w Gdyni.
A w Bergen pada.
"Statsraad Lehmkuhl", wraz z "Darem Pomorza", należy do unikatowej, w skali światowego okrętownictwa, serii ośmiu żaglowców, które na
przestrzeni ponad pół wieku, od 1900 do 1958 roku powstawały w stoczniach Bremy i Hamburga. Oczywiście na przestrzeni prawie
sześćdziesięciu lat technologia się zmieniała ale idea pozostawała wciąż ta sama. Trzymasztowy żaglowiec szkolny, według koncepcji i
projektu Georga W. Clausena, trzy fregaty i pięć barków. Powstawały w dwu seriach po trzy plus jeden. Dlaczego plus jeden? Bo po każdej
wojnie światowej, w ramach reparacji, Niemcy tracili wszystkie trzy i dobudowywali sobie czwarty (trochę przesadzam, ale niewiele).
Dlatego wszystkich razem jest osiem. Jest bo wszystkie istnieją do dzisiaj, z ośmiu trzy na sznurku; "Księżniczka Anna", najstarszy z 1900
roku, w Dunkierce, "Gorch Fock" w Stralsundzie i "Dar" w Gdyni. Reszta pływa do dzisiaj, ostatnio po wielu dziesięcioleciach postoju Niemcy
uruchomili czwarty z pierwszej serii Statek Szkolny Niemcy (Schulschiff Deutschland) i to, w kontekście Daru Pomorza jest optymistyczne.
Może dobrze się stało, że nie został wbetonowany w suchy dok, tak jak to planowano zrobić jeszcze w ostatnich latach jego eksploatacji, pod
koniec lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku. Stoi jeszcze na wodzie i jest zaledwie cztery lata starszy od Ministra Lehmkuhla.
A Bergen? A my?
Bergen to morze i góry. Z Bergen ruszyliśmy na górską wspinaczkę doliną czterech wodospadów w Kinsarvik, gdzie rzeka spada kaskadami z
tysiąca metrów wprost z arktycznego płaskowyżu tysiąc ponad metrów w dół, do morza. Ale to jest część górska naszej wycieczki, sposobniejsza
może na jakiś portal górski.
Chociaż, z drugiej strony, można wprost z jachtu...
Pozdrowienia - Jarosław Czyszek
foto: Alicja Czyszek
Na początku XX wieku powstały trzy żaglowce: "Großherzogin Elisabeth" (po przejęciu przez Francuzów nazwana "Ducesse Anne" - stoi w muzeum morskim w Dunkierce);
"Großherzog Friedrich August" (obecnie "Statsraad Lehmkuhl", o którym pisze Jarek) - jako jedyny otaklowany jako bark (nie wiem, czy od samego początku?);
"Prinzess Eitel Friedrich" (potem "Colbert", "Pomorze", "Dar Pomorza");
W 1927 roku Niemcy w miejsce utraconej trójki dobudowali, jak napisał Jarek, fregatę
"Schulschiff Deutschland". NA stronie muzeum w Bremen-Vegesack nie znalazłem inforkacji o jego ponownym uruchomieniu, watpliwe to ze wzgledu na wymogi różnych przepisów ekologicznych i bezpieczeństwa. Oto adres (może ktoś włada niemieckim):
http://www.schulschiff-deutschland.de/
Zupełnie inna serią były bydowane w latach trzydziestych barki zaczynajace się od "Gorch Fock" (I). Pisałem o nich w ubiegłym roku: http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=2969&page=0
Było ich pierwotnie cztery (w tym trzy dla Niemiec, a czwarty dla Rumunii), w latach 50-ych NIemcy na miejsce utraconych trzech zbudowali "Gorch Fock" (II).
W sumie jak piszę: dwie serie, łacznie 9 żaglowców plus zbudowane na eksport podobne, ale rózniące się od oryginalnej serii. A takze dodam, ze ta seria z lat wcześniejszych jest o niebo piekniejsza od barków z lat późniejszych.
Andrzej Colonel Remiszewski
zeglarstwa. Oczywiście, jeden kocha rybkę inny.... Balzac jako o
skończonym pięknie pisał o kobiecie, a my wiemy, że to puch marny... Dla
króla Jana III byłaby to pewnie husaria w galopie. No, niczego
sobie, ale dla żeglarza nie ma nic bardziej żeglarskiego niż fregata pod
żaglami. Zwłaszcza w widoku w skos od dziobu, od zawietrznej, na szarym
morzu piramidą foka, w lekkim przechyle, tykająca topem skłębionego
nieba. Takie piękno widziałem kiedyś parnego, letniego, poranka z
helskiej plaży w 1974 roku.
Poza siecią pytano mnie się czy tekst o Ministrze Lehmkuhlu leży na fali
modnej obecnie tematyki reparacyjnej. Nie, to tylko garść refleksji ze
zmoczonego deszczem nabrzeża w Bergen, niemniej pewien takt przyczynowo
skutkowy, reparacyjno wojenny, zakreślił, na swój sposób, ramy opisu
tych dziewięciu żaglowców. Ma bowiem rację Colonel, że tych statków jest
dziewięć, jeden jednak odstaje historią od reszty, został bowiem w 1938
roku zbudowany dla marynarki rumuńskiej i w ramach tej marynarki do
dzisiaj sobie żegluje;
https://www.anmb.ro/eng/files/bric/caracteristici.html
Na tle pozostałych ośmiu jego historia jest nudna, dlatego nie zmieścił
się w ramach mojego opowiadania, a niesłusznie. Wystarczy bowiem sobie
porównać zdjęcia odnowionego Dojczlanda;
http://www.schulschiff-deutschland.de/html/schulschiff_deutschland.html
i Mircei (link wyżej) żeby dostrzec uderzające podobieństwo obu statków.
Jeszcze większe gdy popatrzeć na podstawową charakterystykę:
Mircea ( bark typu Gorch Fock) 81,2x12x5,4 m i Schulschiff Deutschland
(fregata typu Großherzogin Elisabeth) 86x12x5,40 m . One wszystkie się
od siebie różnią i w sensie ścisłym nie ma dwu identycznych. To cecha
wielkich (na swoje czasy) konstrukcji, których bez komputera nie dawało
się seryjnie, identycznych, wtedy klepać, ale już nawet pobieżne
porównanie przedstawicieli obu serii wskazuje na bliźniacze podobieństwo:
Dar Pomorza, 1909, Blohm & Voss, Hamburg, ex. Prinzess Eitel Friedrich,
ex. Colbert, ex. Pomorze 82x12,5x5 m, Gorch Fock I, 1933, Blohm & Voss,
Hamburg, ex. Gorch Fock, ex. Tawariszcz, 82x12x5,2 m. To są takie same
statki. Jeżeli już chcieć rozróżniać to są to dwie serie praktycznie
identycznych, wg dzisiejszych nazw: Duchesse Anne 1900, Dar Pomorza
1909, Statsraad Lehmkuhl 1914, Schulschiff Deutschland 1927, Gorch Fock
I 1933, Mircea 1938, oraz druga, zmodyfikowana i troszeczkę większa,
jednak nadal są to statki bliźniacze; Elage 1936, Sagres 1937, Gorch
Fock 1958. Pierwsza seria to 82x12x5 m, druga 89x12x5,2 m.
Technologicznie pomiędzy pierwszym a ostatnim jest sześćdziesiąt lat
różnicy, to znaczy, przepaść, ale ideowo i z zewnętrznego wyglądu są
takie same, przy czym Gorch Fock z 1958 jest
wzorowany bardziej na Horście Wesselu niż na Tawariszczu.
Co do wojen i reparacji. Przed pierwszą wojną światową cesarskie
Niemcy dla kształcenia marynarzy dla floty handlowej zbudowały trzy
piękne żaglowce. Dwie fregaty i jeden bark o identycznych, praktycznie
kadłubach. Po wojnie, w ramach reparacji dwa nowsze statki zostały
rozparcelowane pomiędzy Francję (Prinzess Eitel Friedrich) i Wielką
Brytanię (Großherzog Friedrich August), Niemcom został się, już wówczas
dwudziestoletni, protoplasta serii, Großherzogin Elisabeth.
Tymczasem Brytyjczycy SPRZEDALI norwegom swój statek a Francuzi
Polakom swój, zarówno Norwedzy jak i my nabyliśmy swoje żaglowce drogą
kupna, w tym my, po dziesięcioletnim postoju na sznurku w stanie do
kapitalnego remontu (pisał o tym Colonel w ramach reministencji z pobytu
w duńskim Naskov, gdzie w miejscowej stoczni remontowano Dar Pomorza, a
także zbudowano dla polskiej floty statki Śląsk, Cieszyn i Chrobry). W
1927 roku Niemcy zbudowali Statek Szkolny Niemcy jako zastępstwo dla
Großherzogin Elisabeth, która niedługo potem została zacumowana na stałe
jako hulk szkoleniowy. Tymczasem w czerwcu 1932roku w Fehmarsundzie
wywrócił się i
zatonął statek szkolny Reichsmarine, Niobe. Wraz ze statkiem zginął
cały rocznik podchorążych, co miało później swoje daleko idące
konsekwencje w czasie II w.ś.. To jednak nie jest tematem tej notki,
tematem notki jest seria niemieckiej budowy żaglowców szkolnych.
Stocznia Blohm & Voss w Hamburgu,w ciągu 100 dni (w trzy miesiące!)
buduje, oczywiście według istniejącego projektu, nowy statek szkolny,
tym razem dla Niemieckiej Marynarki Wojennej, Gorch Fock, późniejszy
Tawariszcz. Po dojściu Hitlera do władzy i zerwaniu traktatów morskich
Trzecia Rzesza rozbudowuje Kriegsmarine i dla szkolenia kadr buduje
następne, nieco zmodyfikowane dwa statki szkolne nadając im nazwy od
poległych "za sprawę" weteranów Niemieckiej Partii Pracy, Horst Wessel
i A.L Schlageter. Ten drugi to bojówkarz Freikorpsu, obrońca
niemieckości Śląska.
Zatem przed drugą wojną światową Niemcy mają pięć żaglowców, po
drugiej wojnie światowej zostaje im się jeden, Statek Szkoleniowy Niemcy
dla szkolenia marynarzy floty handlowej, zastępuje w roli hulku
szkoleniowego Großherzogin Elisabeth, która w ramach reparacji wędruje
do Francji. Horst Wessel i A.L Schlageter przypadają USA a zatopiony
w ostatnich dniach wojny Gorch Fock, Sowietom. Mircea jako statek
zbudowany na sprzedaż i sprzedany Rumunom jeszcze przed wojną nie
wchodzi do tego rozdania, chociaż ZSRR w pierwszymodruchu reparuje go
sobie od Rumunów, wkrótce jednak, w ramach internacjonalistycznego obozu
przyjaźni, oddaje. Amerykanie natomiast jednego narodowego socjalistę
sprzedają Brazylii a drugiego sobie zatrzymują i trzymają do dzisiaj
jako USCGC Eagle. Brazylijczycy zaś, w ramach rozliczeń po imperialnych
oddają swój Portugalii, gdzie również pływa do dzisiaj.
Pokonane Niemcy nie myślą o budowie nowych żaglowców, ze złomowiska po
flocie Eriksona odkupują dawne Leiszowskie barki, Passat i Pamir i na
nich szkolą narybek w handlowych rejsach przez Atlantyk. W 1957 roku
Pamir przewraca się i tonie z całą, prawie, załogą. Niemiecka Marynarka
Handlowa wycofuje się ze szkolenia marynarzy na żaglowcach,
Bundesmarine, w oparciu o projekt statku Horst Wessel buduje drugiego
Gorch Focka.
Tak to, mniej więcej, wygląda, niemieckie żaglowce szkolne po
drugiej wojnie światowej usytuowały się po obu stronach żelaznej kurtyny
i w poprzek wojennym sojuszom. Wszystkie te niuanse były świetnie
wszystkim wiadome kiedy na Operacji Żagiel w 1972 roku Dar Pomorza o
włos wygrał regaty z drugim goch Fockiem, w 1974 roku Niemców i Polaków
po jednej stronie postawili Rosjanie na pierwszym Gorch Focku kiedy we
mgle i nocą przy pomocy motoru podgonili te kilka mil brakującym im do
zwycięstwa...
Jeszcze co do żeglarstwa, na barku Statsraad Lehmkuhl może pływać i
żeglować każdy. Wystarczy zadzwonić pod podany numer telefonu, do czego
zachęcam i mam nadzieję, że kiedyś będzie tak można i na Darze. Co do
Schulschiff Deutschland jestem pewien, że podąża dokładnie w tym właśnie
kierunku.
Pozdrowienia - Jarosław Czyszek