CZY ZACHÓD ZACZYNA SIĘ W ŁEBIE
SSI ma oczywiście swoją charakterystyczną "linię polityczną" zaś subiektywność jest tu lokalną specjalnością. Uprzedza o tym podtytul, tego najstarszego polskiego żeglarskiego okienka. Ale ważne jest to, że na subiektywne oceny mogą sobie tu pozwalać wszyscy Autorzy i Komentatorzy newsów.
Jeden z Filarów SSI - Andrzej Colonel Remiszewski weryfikuje moje obserwacje oraz podrzuca załącznik. Bo tu nikt nikogo bezwstydnie nie przekonuje, że czarne jest czarnym, a białe - białym.
My tu mamy pełne 256 odcieni szarości. Jak widać niektóre sprawy wyglądają różnie - w zależności czy patrzymy od lądu czy od wody.
Andrzejowqi dziękuję, oczekuję innych subiektywnych załączników do mojego "audytu".
Zostaną wykorzystane w szerszym spojrzeniu, które przeczytacie w "ŻAGLACH".
Tylko proszę bez fotografii zachodzącego nad morzem słońca.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
.
.
------------------------------------------------
Wiece Szanowny Don Jorge dokonał "audytu" polskich portów od strony lądu podróżując "Kulinobusem". Mam ten przywilej, że jeszcze (!) mogę czynić to wodą, na pokładzie "Tequili". Rejs na Duńskie Morze Południowe zaczęliśmy od Helu 2 lipca. Potem było Władysławowo, Łeba, Ustka i miały być kolejne polskie porty, tak by w połowie lipca znaleźć się na miejscu przyjazdu żon, czyli Nyborg Falster.
I pierwsza refleksja na początek: co z tego, że administracja morska i pracownicy obsługujący żeglarzy w Helu i Władysławowie są życzliwi, uprzejmi i sprawiają wrażenie, jakby po prostu lubili żeglarzy. Pod tym względem Polska nie odstaje już od Szwecji, Danii i Niemiec. Ba, można powiedzieć, że często nasi Gospodarze przerastają swych zagranicznych odpowiedników. Warunek: minimum kultury z naszej, żeglarskiej strony!
Ale to wrażenie z Helu i Władysławowie psuje elementarna kwestia: jakość zaplecza sanitarnego. W Helu dwa mocno zużyte kontenery, zbyt ciasne dla czterdziestu czasem załóg. Władysławowo to nieco inna porażka - port schronienia, w którym aby wziąć prysznic albo zrobić zwykle siusiu trzeba czekać do następnego dnia, bo przybytek jest czynny od 0800 do 2000. Kompromitacja! A do tego cennik: płaci się za każda czynność osobno, nawet za skorzystanie z umywalki. A panie nie zawsze mają drobne, żeby wydać resztę.
Dopiero w Łebie jest normalnie. Po doświadczeniach z Zatoki wręcz luksusowo.
Chwalona przez Don Jorge Ustka. Fakt - jest wreszcie, miejsce dla jachtów, ale dla rezydentów nawet w y-bomach. Gogoście jednak cumują longside przy wysokiej kei z oponami, na ogół parami albo przy burcie kutrów. Wszystko fajnie dopóki jest spokojnie. Ale przy głupiej zachodniej szóstce "Tequila" stała na dziewięciu cumach, jedną zrywając, a sąsiad z Niemiec stracił knagę na rufie i półkluzę na dziobie. Szczęście, że bosman Hubert Bierndgarski znalazł fachowca, a kolega Rysiu będąc w Słupsku wpadł do JULA i kupił knagę. A co byłoby przy północnej dziesiątce???
Zaplecze sanitarne to koedukacyjny kontener z jedna kabiną WC i dwoma prysznicami. Porażka! Szczególnie jeśli trzeba przestępować z nogi na nogę czekać w kolejce w porannym szczycie.
Tu pojawia się jeszcze jeden problem. HAŁAS.
W Helu za poprzedniego jeszcze burmistrza wyciszono grające w każdym kramie odtwarzacze, imprezy na estradzie przy nasadzie mola kończą się w cywilizowanej porze. Dyskoteki w "jaju" umarły ze śmiercią tego budynku. Pozostał m/s "Ocean", na którym megafon ryczy na cały port i okolice, w koło tę samą reklamę albo "Hej me bałtyckie morze". A można inaczej czego dowodzą "Helios Hel", "Maszoperia Helska" i "Kapitan Morgan", na którego zaprasza przez zwykłą akustyczną tubę prawdziwy pirat Andrzej.
Władysławowo to oczywiście całonocne łupu-łup dyskoteki na plaży obok portu. W Łebie i Ustce pasażerskie "galeony" nadają podobnie jak "Ocean", od 9 rano do 22 zapewniając nagłe ataki reklamowych ryków bez sensu, na szczęście podczas sztormu nie pływają.
Komentarzy gości z Zachodu nie przytoczę.
Jak sie pływa małym jachtem to szóstka staje się poważnym sztormem, kiedy kończy się halsowanie do celu. Przekonaliśmy się o tym po kilkunastogodzinnej jeździe tam i z powrotem na linii Niechorze - Due Odde. Ostatecznie, po życzliwym udzieleniu zaktualizowanej prognozy przez "pasażera" linii Kołobrzeg Nexoe, m/s "Jantar" wykorzystaliśmy starą prawdę Don Jorge: najlepszym polskim portem schronienia jest Bornholm. Tym razem było to Nexoe. prosto na półwiatrowym kursie i po zawietrznej stronie wyspy.
/
Nexoe - zrzut z ekranu smartfonowej aplikacji Navionics Lepsza twarz Nexoe planik z locyjki
.
Jaka ulga! Wygodne osłonięte miejsce w y-bomach. Wszystkie usługi na miejscu. Cisza (w dzień zbyt dużo motocykli na przyległej ulicy, ale po 2100 cichną). Pani bosman Alicja Rodziewicz-Rezmer, przystojna, kompetentna, uprzejma i pomocna Polka. Obsługuje nie tylko płatności i informacje, ale i świetnie zaopatrzony sklep żeglarski, a weekendy, pod nieobecność reszty personelu, także sprząta łazienki.
Kolejny dzień to już Dziwnów i Kamień Pomorski. No cóż, "Polska w ruinie", odbudowane falochrony, port rybacki, mariny, standard cywilizowany. Ciekawe, czy w Dziwnowie jest nadal tak hałaśliwie jak 2 lata temu? Tym razem nie zdążyliśmy się przekonać.
No i pojawia się na koniec refleksja: czy w ślad za unijnymi pieniędzmi nie może iść nieco sprawniejsza organizacja zarządzania przystaniami jachtowymi, no i zwyczaje znane w cywilizowanym świecie?
Takie drobiazgi jak efektywne wykorzystanie pracowników, proste patenty typu zamków szyfrowych zamiast kłopotliwych kluczy lub kart, ten nieszczęsny hałas (panowie burmistrzowie!) i jeszcze "przesłuchanie" na VHF skippera wchodzącego jachtu o dane osobowe. A baza danych do GIODO zgłoszona? Zabezpieczona?
Cieszmy się tym co mamy, nie pozwólmy sobie odebrać i żądajmy więcej!
Andrzej Colonel w szelkach bezpieczeństwa Remiszewski
Tekst zawiera osobiste i prywatne obserwacje autora.
I pierwsza refleksja na początek: co z tego, że administracja morska i pracownicy obsługujący żeglarzy w Helu i Władysławowie są życzliwi, uprzejmi i sprawiają wrażenie, jakby po prostu lubili żeglarzy. Pod tym względem Polska nie odstaje już od Szwecji, Danii i Niemiec. Ba, można powiedzieć, że często nasi Gospodarze przerastają swych zagranicznych odpowiedników. Warunek: minimum kultury z naszej, żeglarskiej strony!
Ale to wrażenie z Helu i Władysławowie psuje elementarna kwestia: jakość zaplecza sanitarnego. W Helu dwa mocno zużyte kontenery, zbyt ciasne dla czterdziestu czasem załóg. Władysławowo to nieco inna porażka - port schronienia, w którym aby wziąć prysznic albo zrobić zwykle siusiu trzeba czekać do następnego dnia, bo przybytek jest czynny od 0800 do 2000. Kompromitacja! A do tego cennik: płaci się za każda czynność osobno, nawet za skorzystanie z umywalki. A panie nie zawsze mają drobne, żeby wydać resztę.
Dopiero w Łebie jest normalnie. Po doświadczeniach z Zatoki wręcz luksusowo.
Chwalona przez Don Jorge Ustka. Fakt - jest wreszcie, miejsce dla jachtów, ale dla rezydentów nawet w y-bomach. Gogoście jednak cumują longside przy wysokiej kei z oponami, na ogół parami albo przy burcie kutrów. Wszystko fajnie dopóki jest spokojnie. Ale przy głupiej zachodniej szóstce "Tequila" stała na dziewięciu cumach, jedną zrywając, a sąsiad z Niemiec stracił knagę na rufie i półkluzę na dziobie. Szczęście, że bosman Hubert Bierndgarski znalazł fachowca, a kolega Rysiu będąc w Słupsku wpadł do JULA i kupił knagę. A co byłoby przy północnej dziesiątce???
Zaplecze sanitarne to koedukacyjny kontener z jedna kabiną WC i dwoma prysznicami. Porażka! Szczególnie jeśli trzeba przestępować z nogi na nogę czekać w kolejce w porannym szczycie.
Tu pojawia się jeszcze jeden problem. HAŁAS.
W Helu za poprzedniego jeszcze burmistrza wyciszono grające w każdym kramie odtwarzacze, imprezy na estradzie przy nasadzie mola kończą się w cywilizowanej porze. Dyskoteki w "jaju" umarły ze śmiercią tego budynku. Pozostał m/s "Ocean", na którym megafon ryczy na cały port i okolice, w koło tę samą reklamę albo "Hej me bałtyckie morze". A można inaczej czego dowodzą "Helios Hel", "Maszoperia Helska" i "Kapitan Morgan", na którego zaprasza przez zwykłą akustyczną tubę prawdziwy pirat Andrzej.
Władysławowo to oczywiście całonocne łupu-łup dyskoteki na plaży obok portu. W Łebie i Ustce pasażerskie "galeony" nadają podobnie jak "Ocean", od 9 rano do 22 zapewniając nagłe ataki reklamowych ryków bez sensu, na szczęście podczas sztormu nie pływają.
Komentarzy gości z Zachodu nie przytoczę.
Jak sie pływa małym jachtem to szóstka staje się poważnym sztormem, kiedy kończy się halsowanie do celu. Przekonaliśmy się o tym po kilkunastogodzinnej jeździe tam i z powrotem na linii Niechorze - Due Odde. Ostatecznie, po życzliwym udzieleniu zaktualizowanej prognozy przez "pasażera" linii Kołobrzeg Nexoe, m/s "Jantar" wykorzystaliśmy starą prawdę Don Jorge: najlepszym polskim portem schronienia jest Bornholm. Tym razem było to Nexoe. prosto na półwiatrowym kursie i po zawietrznej stronie wyspy.
/
Nexoe - zrzut z ekranu smartfonowej aplikacji Navionics Lepsza twarz Nexoe planik z locyjki
.
Jaka ulga! Wygodne osłonięte miejsce w y-bomach. Wszystkie usługi na miejscu. Cisza (w dzień zbyt dużo motocykli na przyległej ulicy, ale po 2100 cichną). Pani bosman Alicja Rodziewicz-Rezmer, przystojna, kompetentna, uprzejma i pomocna Polka. Obsługuje nie tylko płatności i informacje, ale i świetnie zaopatrzony sklep żeglarski, a weekendy, pod nieobecność reszty personelu, także sprząta łazienki.
Kolejny dzień to już Dziwnów i Kamień Pomorski. No cóż, "Polska w ruinie", odbudowane falochrony, port rybacki, mariny, standard cywilizowany. Ciekawe, czy w Dziwnowie jest nadal tak hałaśliwie jak 2 lata temu? Tym razem nie zdążyliśmy się przekonać.
No i pojawia się na koniec refleksja: czy w ślad za unijnymi pieniędzmi nie może iść nieco sprawniejsza organizacja zarządzania przystaniami jachtowymi, no i zwyczaje znane w cywilizowanym świecie?
Takie drobiazgi jak efektywne wykorzystanie pracowników, proste patenty typu zamków szyfrowych zamiast kłopotliwych kluczy lub kart, ten nieszczęsny hałas (panowie burmistrzowie!) i jeszcze "przesłuchanie" na VHF skippera wchodzącego jachtu o dane osobowe. A baza danych do GIODO zgłoszona? Zabezpieczona?
Cieszmy się tym co mamy, nie pozwólmy sobie odebrać i żądajmy więcej!
Andrzej Colonel w szelkach bezpieczeństwa Remiszewski
Tekst zawiera osobiste i prywatne obserwacje autora.
Witaj Don Jorge.
Mogę potwierdzić że, niestety dopiero od Łeby jest troszkę lepiej.
Komentując Władysławowo dodam że w godzinach nocnych jest otwierany toi-toi dla żeglarzy (na szczęście bez opłat). Niestety nie ma jasnej informacji o dostępności tego przybytku, ale jak się żeglarz zapyta to powiedzą gdzie.
W ciągu dnia go zamykają na kłódkę żeby turyści przypadkiem nie korzystali...
Subiektywnie na czarną listę dodałbym jeszcze niestety NCŻ w Górkach Zachodnich - bardzo fajni pracownicy, ale stan sanitariatów i ich ilość pozostawia wiele do życzenia, a do tego jak zimą popękały rury z wodą na pomostach to do 25-06-2016 (gdy byłem tam ostatni raz) nie naprawili i wodę trzeba pobierać albo w "Galionie" albo od zewnętrznej strony - przy SAR i SG.
Niby małe utrudnienie i można przecież dopłynąć, ale jakoś w innych cywilizowanych portach tak nie jest...
Pozdrawiam
Łukasz Szmajduch
P.S.
Za 2 tygodnie jadę z rodziną na Kaszuby jak co roku. Obiecuję "audyt" m.in. mariny w Stężycy