SAR - GUMOWY MŁOTEK albo SKARGA DO UE
Dla porządku zacznijmy od definicji. Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa (MSPiR) – polska służba powstała 1 stycznia 2002, do której zadań należy pomoc i likwidowanie zagrożeń w akwenie polskiej strefy odpowiedzialności. Zajmuje się akcjami ratowniczymi, usuwaniem szkodliwych substancji chemicznych, pracami podwodnymi (poszukiwania, badania). W skrócie określana Służbą SAR (Search And Rescue). Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa jest państwową jednostką budżetową podległą ministrowi właściwemu do spraw gospodarki morskiej. Polskie statki i łodzie ratownicze stacjonują w następujących portach: Tolkmicko, Górki Zachodnie (u ujścia Wisły), Gdynia, Hel, Władysławowo, Łeba, Ustka, Darłowo, Kołobrzeg, Dziwnów,Świnoujście i Trzebież. W Sztutowie, Świbnie, Władysławowie, Łebie, Ustce, Darłowie, Kołobrzegu, Dziwnowie i Trzebieży stacjonują też jednostki ratownictwa brzegowego.
A teraz najważniejsze: Polska Marynarka Wojenna zapewnia wsparcie lotnicze przy użyciu śmigłowców w wersji morskiej bazujących na lotnisku Oksywie oraz na lotnisku Darłowo.
A teraz najważniejsze: Polska Marynarka Wojenna zapewnia wsparcie lotnicze przy użyciu śmigłowców w wersji morskiej bazujących na lotnisku Oksywie oraz na lotnisku Darłowo.
________________________________________
O problemach ratownictwa morskiego z powietrza w SSI było juz kilka newsów wywoływanych przez żeglarzy. Do dyskusji włączali się profesjonaliści. Bardzo to"Klanowi SSI" pochlebia, ale nie łagodzi bólu. Dziś właśnie głos zabiera profesjonalista - Wiesław Jasiński. Tak mi się subiektywnie i amatorsko wydaje - mamy teraz problem wyboru narzędzia: albo gumowy młotek, albo skarga do Unii Europejskiej.
News dzisiejszy stanowi kontynuację felietonu Andrzeja Colonela Remiszewskiego o "nielotach". Czyżby lotniczemu SAR należy się logo z sylwetka pingwina ?
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
---------------------------------------------
Szanowny Don Jorge !
W komentarzu do artykułu Andrzeja Colonela Remiszewskiego , Jacek Pytkowski namawia do bicia w dzwon na alarm. Niestety w mym przekonaniu ten wyrazisty głośny dźwięk spowoduje jedynie dokładniejsze zasłonięcie uszu przez decydentów.
Z perspektywy Morskiego Ratowniczego Centrum Koordynacyjnego obserwuję powolną aczkolwiek postępującą degradację systemu lotniczego zabezpieczenia ratowniczego polskiej strefy SAR.
Czy kłopoty sprzętowe i personalne to jedyna przyczyna takiego stanu rzeczy ? Od października 2015 roku przemiennie dyżur ratowniczy na lotnisku Darłowo pełnią Mi-14 PŁ/R i W3-RM.
Smaczku tej sytuacji dodaje fakt, iż Anakonda jest przebazowana z Babich Dołów do Darłowa.
Szanowny Don Jorge !
W komentarzu do artykułu Andrzeja Colonela Remiszewskiego , Jacek Pytkowski namawia do bicia w dzwon na alarm. Niestety w mym przekonaniu ten wyrazisty głośny dźwięk spowoduje jedynie dokładniejsze zasłonięcie uszu przez decydentów.
Z perspektywy Morskiego Ratowniczego Centrum Koordynacyjnego obserwuję powolną aczkolwiek postępującą degradację systemu lotniczego zabezpieczenia ratowniczego polskiej strefy SAR.
Czy kłopoty sprzętowe i personalne to jedyna przyczyna takiego stanu rzeczy ? Od października 2015 roku przemiennie dyżur ratowniczy na lotnisku Darłowo pełnią Mi-14 PŁ/R i W3-RM.
Smaczku tej sytuacji dodaje fakt, iż Anakonda jest przebazowana z Babich Dołów do Darłowa.
Śmigłowiec W-3RH "Anakonda"
.
Jaskółki z dalekich krajów ćwierkają, że cztery wyremontowane Anakondy wrócą na Oksywie do końca kwietna. Ale co z tego skoro podobno nie ma personelu odpowiednio przeszkolonego do lotów nad morzem w dzień i w nocy. Tu nie wystarczy jedynie umiejętność samego latania śmigłowcem.
Czy nie można było dyżurów zorganizować również przemienne ale w Darłowie i w Gdyni ?
Pewnie nikt generałowi XXXX nie podpowiedział przy podejmowaniu decyzji o włączeniu z systemu Babich Dołów, w jakim rejonie naszej strefy SAR jest większe „zagęszczenie” ruchu jednostek pływających.
Zgodnie z danymi statystycznymi, do października 2015r do lotów SAR z Babich Dołów Anakondy startowały 18 razy a z Darłowa MI-14 , 6 razy. Od października do końca roku z Darłowa do akcji startowano pięciokrotnie, z czego czterokrotnie Anakonda. Liczby nie kłamią. Nie będę tutaj wyliczał takich istotnych elementów akcji , jak czas dolotu w rejon akcji, czas przebywania w rejonie z uwagi na zapas paliwa, zużycie paliwa itd.
Następny element większości akcji - maksymalnie szybkie dostarczenie poszkodowanego do szpitala. Z rozrzewnieniem wspominam sytuacje gdy poszkodowanego śmigłowiec dostarczał w pobliże szpitala.
Tak , to prawda. Śmigłowiec lądował czy przy szpitalu MW na ul. Polanki, czy na obecnej ulicy Jana Pawła na Zaspie, czy na stadionie w Helu lub lotnisku w Redzikowie. Jakoś wtedy można było zabezpieczyć i lądowanie i ponowny start po przekazaniu poszkodowanego przy pomocy policji i PSP.
Dziś, choć są lądowiska przyszpitalne śmigłowce, śmigłowce lądują wyłącznie na lotniskach w Oksywiu i Darłowie. BO PODOBNO BRAK ZABEZPIECZENIA. Każdy zdaje sobie sprawę ile czasu zabiera dojazd karetki z lotniska do szpitala w sezonie letnim.
Kolejny kamyczek do ogródka decydentów i obym nie był Kasandrą.
Niewielki pożar na statku czy promie gdzieś 10, 15 Mm od portu czy brzegu w naszej strefie SAR.
Jeśli załoga nie będzie w stanie sama ugasić pożaru w zarodku, statek spłonie po ewakuacji załogi. Dlaczego ?
Otóż stan prawny i faktyczny na dzień dzisiejszy jest taki, że nie ma wyszkolonej ekipy PSP która mogłaby być desantowana na jednostkę i profesjonalnie „powalczyć” z pożarem. Przyjaciele po drugiej stronie Bałtyku wiedzą jak i potrafią to robić. Widziałem na własne oczy.
Zgodnie z Ustawą jest Rada SAR która powinna się zajmować takimi sprawami. Tylko co ta Rada może ??
Najwyżej wymienić poglądy we własnym gronie. A dotychczasowi ministrowie odpowiedzialni za gospodarkę morską co zrobili w tej materii ???? Odpowiedź nasuwa się sama.
Czy więc należy bić w dzwon alarmowy ?
Myślę, że bardziej przydatny byłby gumowy młotek dla niektórych decydentów . Czaszki nie uszkodzi a może wstrząśnie tą wewnętrzna szarą masą i spojrzą merytorycznie na sprawy bezpieczeństwa na morzu.
Wiesław Jasiński
Jaskółki z dalekich krajów ćwierkają, że cztery wyremontowane Anakondy wrócą na Oksywie do końca kwietna. Ale co z tego skoro podobno nie ma personelu odpowiednio przeszkolonego do lotów nad morzem w dzień i w nocy. Tu nie wystarczy jedynie umiejętność samego latania śmigłowcem.
Czy nie można było dyżurów zorganizować również przemienne ale w Darłowie i w Gdyni ?
Pewnie nikt generałowi XXXX nie podpowiedział przy podejmowaniu decyzji o włączeniu z systemu Babich Dołów, w jakim rejonie naszej strefy SAR jest większe „zagęszczenie” ruchu jednostek pływających.
Zgodnie z danymi statystycznymi, do października 2015r do lotów SAR z Babich Dołów Anakondy startowały 18 razy a z Darłowa MI-14 , 6 razy. Od października do końca roku z Darłowa do akcji startowano pięciokrotnie, z czego czterokrotnie Anakonda. Liczby nie kłamią. Nie będę tutaj wyliczał takich istotnych elementów akcji , jak czas dolotu w rejon akcji, czas przebywania w rejonie z uwagi na zapas paliwa, zużycie paliwa itd.
Następny element większości akcji - maksymalnie szybkie dostarczenie poszkodowanego do szpitala. Z rozrzewnieniem wspominam sytuacje gdy poszkodowanego śmigłowiec dostarczał w pobliże szpitala.
Tak , to prawda. Śmigłowiec lądował czy przy szpitalu MW na ul. Polanki, czy na obecnej ulicy Jana Pawła na Zaspie, czy na stadionie w Helu lub lotnisku w Redzikowie. Jakoś wtedy można było zabezpieczyć i lądowanie i ponowny start po przekazaniu poszkodowanego przy pomocy policji i PSP.
Dziś, choć są lądowiska przyszpitalne śmigłowce, śmigłowce lądują wyłącznie na lotniskach w Oksywiu i Darłowie. BO PODOBNO BRAK ZABEZPIECZENIA. Każdy zdaje sobie sprawę ile czasu zabiera dojazd karetki z lotniska do szpitala w sezonie letnim.
Kolejny kamyczek do ogródka decydentów i obym nie był Kasandrą.
Niewielki pożar na statku czy promie gdzieś 10, 15 Mm od portu czy brzegu w naszej strefie SAR.
Jeśli załoga nie będzie w stanie sama ugasić pożaru w zarodku, statek spłonie po ewakuacji załogi. Dlaczego ?
Otóż stan prawny i faktyczny na dzień dzisiejszy jest taki, że nie ma wyszkolonej ekipy PSP która mogłaby być desantowana na jednostkę i profesjonalnie „powalczyć” z pożarem. Przyjaciele po drugiej stronie Bałtyku wiedzą jak i potrafią to robić. Widziałem na własne oczy.
Zgodnie z Ustawą jest Rada SAR która powinna się zajmować takimi sprawami. Tylko co ta Rada może ??
Najwyżej wymienić poglądy we własnym gronie. A dotychczasowi ministrowie odpowiedzialni za gospodarkę morską co zrobili w tej materii ???? Odpowiedź nasuwa się sama.
Czy więc należy bić w dzwon alarmowy ?
Myślę, że bardziej przydatny byłby gumowy młotek dla niektórych decydentów . Czaszki nie uszkodzi a może wstrząśnie tą wewnętrzna szarą masą i spojrzą merytorycznie na sprawy bezpieczeństwa na morzu.
Wiesław Jasiński
Drogi Jerzy,
Czyżby moje i Colonela wpisy wywołały burzę? I pewnie należało ją wywołać. Najwyraźniej jakaś kropla przepełniła tę czarę goryczy o nazwie "polski SAR", skoro już nie tylko Państwowa Komisja Badania Wypadków Morskich (o czym wspominał Colonel), ale i pracownik MRCK piszą otwarcie "Król jest nagi!" potwierdzając to, o czym od lat pisali i mówili żeglarze, niepokojący się o swoje bezpieczeństwo.
Działania lotnictwa MW można byłoby opisać jednym staropolskim przysłowiem: "Tak krawiec kraje, jak mu materii staje". Ten krawiec nie może sam kupić sobie materiału, musi szyć z tego, co dostanie od polityków spełniających "cywilną kontrolę nad wojskiem". A ponieważ politycy nie dawali w ostatnich latach niczego poza zmieniającymi się, mglistymi obietnicami, to krawiec ów zmuszony był... przerabiać stare płaszcze. Dosłownie! Kilka lat temu, kiedy ostatnie, ratownicze Mi-14PS dożywały swych dni, dowództwo lotnictwa MW zdecydowało... rozbroić się (!) z dwóch "przeciwokrętowych" Mi-14PŁ i przebudować je na śmigłowce ratownicze (w ryzykowny sposób, którego nawet ich producent nie przewidywał, m.in. wycinając jedną wręgę kadłuba!). Dokonano kosztownej przebudowy wiedząc, że oba posłużą tylko pięć lat (już za dwa lata oba osiągną techniczny kres swojego żywota i będą musiały być wycofane). Z punktu widzenia jakiejkolwiek ekonomiki - było to działanie bezsensowne, ale pozwoliło przywrócić równoczesne dyżury na obu lotniskach. Obecnie zakłady w Świdniku realizują umowę z MW na przebudowę dwóch Sokołów (wersja "goła" - transportowa) do postaci Anakondy, oraz unowocześnienie najstarszych Anakond i ujednolicenie ich z tymi najmłodszymi. To także półśrodki, i niezwykle kosztowne, i mało skuteczne, bo w odróżnieniu od Mi-14, SeaKinga, czy NH90NFH, które od początku projektowano do zadań morskich, Anakonda jest tylko "marynizowaną" wersją śmigłowca lądowego, z licznymi wynikającymi stąd problemami.
Czy można się w takiej dziwić, że piloci MW mają tego stanu permanentnej niepewności i improwizacji technicznej dosyć, i uciekają na emerytury? Przez kilka lat pilotem brytyjskiego, ratowniczego SeaKinga był sam książę William, następca tronu - czy można byłoby wymyślić lepszą reklamę dla służb ratowniczych? A który z polskich polityków choćby sfotografować się chciał na tle ratowniczego śmigłowca?
Głównym problemem jest jednak sam polski "system" ratownictwa morskiego, jako taki. A jego grzechem pierworodnym jest jego "państwowe" pochodzenie, ze wszelkimi polityczno-biurokratycznymi naleciałościami. Co z tego, że istnieje u nas "Rada SAR", jeśli składa się ona wyłącznie z... przedstawicieli rozmaitych urzędów i służb państwowych - w żaden sposób niezainteresowanych tym, by publicznie przyznać, że "coś nie działa". Od lat, przy każdej nowelizacji ustawy o bezpieczeństwie morskim pisałem do ministerstwa postulat, aby do Rady SAR włączyć najbardziej zainteresowanych - przedstawicieli rybaków, marynarzy i żeglarzy. Jak grochem o ścianę. "Dobrze jest, jak jest" - takie było ogólne stanowisko władz.
W tym miejscu można zadać publicznie pytanie: skoro Marynarka Wojenna nie jest obecnie w stanie wystawić dyżurnego śmigłowca w Gdyni, dlaczego Straż Graniczna nie udostępni do dyżurów ratowniczych swojej Anakondy stacjonującej w Gdańsku? Na okres jesiennozimowych sztormów zostaliśmy z jednym śmigłowcem ratowniczym na całe 500 km wybrzeża i z trzema "jako-tako lodoodpornymi" statkami SAR3000. Te małe i delikatne SAR1500 przecież nawet nie wyjdą z portu, jeśli on zamarznie albo na podejściu uformuje się pole lodowe. Policja jakoś mogła swoim śmigłowcem wspomagać TOPR? Wydawałoby się, że właśnie takie wnioski i uzgodnienia powinny wychodzić od Rady SAR, w której właśnie MW i SG grają "pierwsze skrzypce".
Dlaczego w ostatnich latach masowo i po części z funduszy unijnych budowano przyszpitalne (i "naszpitalne") lądowiska według jednego projektu - dopasowanego wymiarami do małych śmigłowców polskiego LPR? Dlaczego "zapomniano", że nie będą mogły z nich korzystać większe śmigłowce - Sokoły, Anakondy, o rodzinie Mi-8/14/17 już nie wspominając? Przedstawiciel ministerstwa zdrowia też ustawowo wchodzi do Rady SAR.
Nie przypadkowo najlepsze modele morskiego ratownictwa, do poziomu których powinniśmy dążyć, to brytyjskie RNLI i niemieckie DGzRS, które są... stowarzyszeniami społecznymi, organizacjami pożytku publicznego. W Polsce wybrano model "państwowy" - niezmiernie kosztowny, biurokratyczny i, jak widać, mało skuteczny. :-(
pozdrawiam,
Jacek Pytkowski
A jak to Anglia i Irlandia robi. Oni mają znacznie więcej wybrzeża i znacznie więcej wielkich sztormów.
Na dodatek znacznie więcej wypadków i jednostek do których są gotowi 24/7. Tylko w 2015 mieli
7,973 wywołań gdzie 348 żyć zostało uratowane.
Finansowanie, niestety głównie z datków społeczeństwa a na dodatek mają szaloną tradycję od 1824 roku.
http://rnli.org/aboutus/historyandheritage/Pages/timeline-flash.aspx
Czy można coś powiedzieć więcej.
Cheers,
Wojtek Wejer, Toronto, Canada
pozwól że wyręczę Cię w odpowiedzi na pytanie, które zadał Wojtek Wejer "A jak to Anglia robi?", przynajmniej w zakresie śmigłowców SAR.
Polecam szczegółowy artykuł właśnie na ten temat
http://www.defenseindustrydaily.com/british-searchandrescue-a-billion-pound-partnership-02271/
Otóż... liczyli, liczyli i... wyliczyli, że najkorzystniej finansowo dla brytyjskiego podatnika będzie zatrudnić prywatną firmę śmigłowcową, która przejmie zadania poszukiwawczo-ratownicze od wojska!
pozdrawiam,
Jacek Pytkowski
Drogi Don Jorge,
W ramach komentarza do artykułu Wiesława Jasińskiego polecam ciekawą opinię portalu www.defence24.pl na temat śmigłowców dla MW. http://www.defence24.pl/292024,konferencja-smiglowcowa-jakie-helikoptery-dla-marynarki-wojennej-opinia
Pozdrawiam
Kacper Zborowski
Witaj Jerzy,
chyba Twoje interwencje u parlamentarzystów już dają pierwsze efekty wydały
http://trojmiasto.wyborcza.pl/trojmiasto/1,35636,19577562,problemy-ze-smiglowcami-sar-sprawa-zainteresowali-sie-poslowie.html
Poczekajmy zatem na zapowiedziany konkretny ruch ze strony posłów.
pozdrawiam,
Jacek Pytkowski