MORSKIE FELIETONY Z PRZYMRUŻENIEM OKA
Jerzy Domański*) to nestor szczecińskiego Klubu Kapitanów Jachtowych, współpracownik "ŻAGLI" od samego początku, kopalnia wiedzy o żeglarstwie zachodniopomorskim. Jestem z nim zaprzyjaźniony od dawna, ale nasze kontakty niestety są marne. Wiecie dlaczego? A dlatego, że w Szczecinie nie potrafię znaleźć młodego żeglarza komputerowca, który by udrożnił łączność komputera Jerzego z siecią. To niepowetowana strata - ileż korespondencji można by publikować na bieżąco w SSI, gdyby nie ta niesprawność. Dzisiejsze dwa morskie felietoniki, zawdzięczacie Tomowi Daszkiewiczowi, który z papieru wklepał tekst do komputera. To nie ważne czy ręcznie, czy informatycznie.
Dlaczego Tom ?  No bo ja się już lenię (tak piszą do mnie Czytelnicy, kiedy codziennie w SSI nie pojawia się nowy news).
Jerzemu i Tomowi dziękuję.
Zamieszczam portrecik Jerzego z Archiwum KKJ Szczecin. Może ktoś ze szczeciniaków ma nieco bardziej współczesny ?
Kamizelek już naftaliną na zimę nie ma co przesypywać. Dzisiejsze już nie bawełniane.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
----------------------------
*) Broń Boże - nie mylić z Jerzym Domańskim - tym od Trzebieży !
-----------------------------
Drogi Don Jorge!
Twój list z dwoma podkładkami pod mysz dostałem i bardzo dziękuję. Niestety mój komputer sabotażysta nie przyjmuje podanego adresu więc przesyłam to pocztą tradycyjną. Zresztą zdjęcia bym nie przysłał komputerem. Do Twego SSI przesyłam dwa krótkie felietony może się spodobają - taki przerywnik między śmiertelnie poważnymi tematami. Do tego to nie są wymysły, a postraszyć zawsze można.
zakończę starym harcerskim: czuwajcie na morzu!!!
Jerzy
----------------------------
BĄBELKI
Nie tak dawno odkryto, że pod dnem większości mórz na głębokości ok. 300-400 m znajduje się warstwa lodu zawierająca metan. Nazwano to klatratem metanu. Zasoby są ogromne, już wiadomo, że 1 m3 kiatratu zawiera 160 m3 gazu tak więc paliwa do naszych kuchni przez najbliższe tysiąclecie nie zabraknie. Kwestia tylko znalezienia sposobu na przemysłową eksploatację bez szkody dla środowiska ale nim wyczerpią się obecne zasoby gazu ziemnego problem zostanie rozwiązany. Co zaś ciekawsze klatrat potrafi sam się odnawiać ale jak tego jak na razie nikt nie wie. Również zaobserwowano , że klatrat potrafi uwalniać metan, ale w jakich warunkach tego nikt też jeszcze nie dociekł. Na szczęście do powierzchni dociera go tylko 10 do 20 % bo dbająca o nas Bozia stworzyła bakterie które go żarłocznie pożerają. Ale każdy kij ma dwa końce bo te bakterie produkują dwutlenek węgla który rozpuszcza zawarty w wodzie węglan wapnia niezbędny do tworzenia szkieletów koralowców, muszli i czegoś tam jeszcze. I tak źle i tak nie dobrze - wszystko nie dobrze jak zauważył kiedyś sam prof. Leszek Kołakowski.
Ale dlaczego o tym w żeglarskim oknie ? No cóż, powód jest wręcz okrutnie konkretny. Otóż od pradawnych czasów na morzach i oceanach w nie wytłumaczony sposób ginęły statki. Oprócz różnych innych powodów za powyższe obciążono potwory morskie, które i owszem są, ale o tym trochę później. Otóż jak zaznaczono metan sam potrafi się uwalniać i wtedy strumieniem bąbelków rwie do góry. I jeżeli na taki rozbełtany bąbelkami akwen wpłynie jakiś statek to po prostu traci pływalność i idzie jak kamień w dół. Eksperyment można zorganizować w zwykłej wannie, a potrzeba do tego butli z gazem, powiedzmy powietrzem, rurka gumowa, słuchawka prysznicowa i jakieś pływadło typu np. mydelniczka. Połączcie to, puśćcie powietrze i naprowadźcie mydelniczkę. Pójdzie w dół, no chyba, że będzie z korka.
Rzecz jako pierwsi odkryli nafciarze, którym zginęła kiedyś cała platforma wiertnicza. Ponieważ ukraść taką konstrukcję dość trudno trzeba było znaleźć innego winowajcę, a wiadomo jak się szuka to się znajdzie. Zwłaszcza, że nafciarze znają się na geologii a ponadto dużo wiercą mając do tego pierwszorzędny sprzęt. Więc drodzy żeglarze - jak zobaczycie kiedyś „zbąblone” morze zwiewajcie stamtąd bo nigdy nic nie wiadomo. I to nie jest żadna morska opowieść typu trójkąt bermudzki,która się nadaje na dobranockę dla dzieci tylko sama fizyka choć na razie scenariusz tej imprezy nie jest znany
KRAKEN
A teraz o straszliwym potworze morskim przy którym nasz rodzimy Smok Wawelski to pieszczoszek. Nazwano go krakenem i przez kilka wieków straszono nim kogo się dało. Nawet marynarzy Kolumba - przez co o mało nie doszło do odkrycia Ameryki, bo bali się okrętować. Ale jest to temat na osobną opowieść. Otóż ówże kraken miał rzucać się na statki oplatać maszty wieloma ramionami i przewracać oraz topić.
Przez stulecia straszono nim niegrzeczne dzieci oraz opornych w stawianiu kolejek i to z dobrym skutkiem. Aż w połowie XIX w. na wschodnie wybrzeże Stanów morze wyrzuciło martwe ciało potężnego kalmara, który po rozciągnięciu mierzył 18 m długości. No i wszystko stało się jasne choć w dalszym ciągu nie wiele wiemy. Ale to i dobrze bo nie muszę się rozpisywać. Otóż stwór żyje na głębokości ok. 600 m i nie wiadomo dlaczego wypływa na powierzchnię, ale wiadomo dlaczego atakuje małe statki. Jest bowiem ulubionym pożywienie kaszalotów, a te potrafią zejść nawet na 2000 m. I staczają z nimi prawdziwe pojedynki.
W Stralsundzkim oceanarium jest przedstawiona taka wałka, a że Stralsund niemal za miedzą sądzę, że warto go odwiedzić choć moim zdaniem jest nieco przereklamowany. Przynajmniej co do wnętrza, bo opakowanie tego czyli budynki są rzeczywiście bardzo ciekawe. Więc kiedy taki kalma, u nas nadano mu nazwę kalmarzec, wychynie na powierzchnie i zobaczy coś na kształt kaszalota z miejsca atakuje, co się przedkłada uwadze wszystkim samotnym żeglarzom na setkach czy miłośnikom kajaków, a takiego też mamy. Dwa razy przewiosłował Atlantyk a teraz bierze się za trzeci. No i dobrze bo po coś Najwyższy ten Atlantyk stworzył. Ale, że stworzył również klatraty i kalmarce wepnijcie ten tekścik do locji akwenu. Nie tylko zresztą bo stwór zdaje się, że żyje we wszystkich oceanach. Ostatnio obrabiali go Japończycy z nienajgorszym skutkiem bo nawet udało się sfilmować tyle, że młodszy bo mniejszy egzemplarz. Nie był zadowolony bo zdemolował kamerę. Oczywiście został oficjalnie sklasyfikowany i nadano mu nawet łacińską nazwę ale tą możemy sobie darować.
A chociaż to nikogo ani przed bąbelkami ani przed kalmarcem nie uchroni - noście kamizelki.
/
Bo niestety znów mieliśmy wypadek. We wrześniu podczas prowadzenia zajęć na wodzie (Jez. Dąbskie} wypadł za burtę instruktor i poszedł jak kamień w dół. Powodem wypadnięcia był jakiś atak ale niestety nie miał kamizelki. Ciało wyłowiono po dwóch dniach. Skomentuję to nietypowo: pismem obrazkowym. Zdjęcie zrobiłem podczas szczecińskiego zlotu oldtimerów i oczywiście nie dotyczy polskiego jachtu. A tytuł mógłby brzmieć : bracia więksi noście kamizelki.
Jerzy Domański
Komentarze
Brak komentarzy do artykułu