CZY ADRIATYK TO KONKURENT NASZEGO MORZA ?

Bardzo mi się ta deklaracja podoba. Relacja pełna i pewnie się przyda komuś kto lubi ciepłą wódkę i spocone kobiety. No bo Bałtyk to tylko swetry, sztormiaki, rękawice, kotwice ...
Warto docenić urok adriatyckich wybrzeży. Gdzie im tam do nudnych szwedzkich szkierów? Co wzbudza moje mieszane uczucia? A to trapiki łączące rufy jachtów z nabrzeżami i brak kamizelek u korzystających z nich akrobatów-linoskoczków.
Pouczająca lektura.
Dziękuję Krzysztofowi w imieniu Klanu SSI.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
----------------------------------------Bałtyckiego żeglarza wrażenia z Chorwacji
Tak się w tym roku złożyło, że po długich namowach grupki znajomych zgodziłem się poprowadzić dwa tygodniowe rejsiki w Chorwacji. Ktoś powie, że dając się „długo” namawiać przewróciło mi się w głowie, bo któż by nie chciał pożeglować po błękitnym morzu, z niemal gwarantowanym słońcem każdego dnia.
Jednak dla mnie, od lat zakochanego w Bałtyku i Skandynawii porzucenie chłodnych, bo chłodnych, ale jednak obiektów swoich westchnień dla ciepłego Adriatyku pachniało niemalże zdradą. Uległem jednak przyjaciołom (cóż, mówią wszak, iż dla towarzystwa cygan dał się powiesić) wspieranym przez małżonkę (co pewnie stanowi argument decydujący) i 25 lipca, w swoje imieniny, po koszmarnej podróży (prawie 1500 km, 5 razy dalej niż do Gdańska!) zaokrętowaliśmy się w Marina Kastela koło Splitu na Delphię 40.
Tak się w tym roku złożyło, że po długich namowach grupki znajomych zgodziłem się poprowadzić dwa tygodniowe rejsiki w Chorwacji. Ktoś powie, że dając się „długo” namawiać przewróciło mi się w głowie, bo któż by nie chciał pożeglować po błękitnym morzu, z niemal gwarantowanym słońcem każdego dnia.
Jednak dla mnie, od lat zakochanego w Bałtyku i Skandynawii porzucenie chłodnych, bo chłodnych, ale jednak obiektów swoich westchnień dla ciepłego Adriatyku pachniało niemalże zdradą. Uległem jednak przyjaciołom (cóż, mówią wszak, iż dla towarzystwa cygan dał się powiesić) wspieranym przez małżonkę (co pewnie stanowi argument decydujący) i 25 lipca, w swoje imieniny, po koszmarnej podróży (prawie 1500 km, 5 razy dalej niż do Gdańska!) zaokrętowaliśmy się w Marina Kastela koło Splitu na Delphię 40.

Vela Luca - jacht Delphia 40
.
Jakie były moje wyobrażenia o żeglowaniu w Chorwacji?
Po pierwsze - będzie ciepło. To nie do końca się sprawdziło, gdyż wcale nie było ciepło, tylko wściekle gorąco . Co gorsza także w nocy. Temperatura (w dzień) dochodziła do 37 stopni, wnętrze jachtu przypominało nagrzany piec. Gotowanie czegokolwiek stanowiło niewyobrażalną torturę dla kambuźników. Jedyną pozorną ochłodę dawał chodzący na okrągło zabrany z Polski wiatrak.
Po drugie – nie wieje i trzeba wypalić hektolitry ropy, aby gdzieś się przemieścić.
Tu nie było tak źle. Średnio połowę czasu przepłynęliśmy na silniku, połowę jednak na żaglach. Wiatr budził się dość późno – nie wcześniej niż w południe, a tak realnie koło 1300. Były jednak dni, kiedy wiało porządnie i od rana (raz nawet do 29 węzłów). Wtedy fala rośnie szybko i niczym się ona nie różni od naszej fali bałtyckiej. Reakcje załogi i ich błędników są również podobne.
Po trzecie – jest drogo. To oczywiście kwestia subiektywna – bo to, co dla jednych będzie drogo, dla innych może być zupełnie przystępnie. Jednak faktem jest, iż na pewno jest drożej niż na Bałtyku. O WIELE drożej. Szczególnie szokują ceny marin – średnio 3-4 razy wyższe. Czy za tę cenę otrzymujemy wyższy standard? Niestety nie! Np. regularnie się zdarzało w marinach ACI brak ciepłej wody pod prysznicem – nie do pomyślenia w portach Danii czy Szwecji. W kilku miejscach, stojąc przy nabrzeżach miejskich, mimo opłaty nie ma do dyspozycji ani toalety ani prysznica. Czasem także prądu i wody (!). Czy trzeba unaoczniać zapachy, jakie wydawało morze po wieczornej i porannej toalecie ponad 100 jachtów w takim porcie?
Ceny żywności w sklepach są tańsze niż w Skandynawii, jednak już posiłki w restauracjach co najmniej porównywalne, a często wyższe. Z jakością tych posiłków też bywa różnie – ale to już nie specyfika chorwacka. Po prostu: są lepsze i gorsze knajpy. Zapewne trzeba by tam bywać co roku aby nabrać jakiego – takiego rozeznania.
Po czwarte – są tłumy i przez to brak miejsca w portach. Oj, tłumy to prawda. Fakt, na morzu jest sporo miejsca, wiec nie wygląda to tak, jak Bełdanach w szczycie sezonu, jednak już w zatoczkach i marinach jeśli nie zdążymy na czas, to z miejscem na nocleg może być kłopot. Co to znaczy „na czas”? Tak realnie na 1500 – 1600. Generalnie żegluje się w porze dziennej, więc po prostu trzeba w miarę wcześnie rano ruszyć (my zazwyczaj startowaliśmy ok 0900) aby bez problemu móc po południu zaparkować w marinie. Niestety, ten plan nie do końca zgadza się z rytmem adriatyckich wiatrów, więc siłą rzeczy pierwsze 3 godziny płynęliśmy na silniku, koło południa przystawaliśmy na kotwicy w ładnej zatoczce na kąpiel i po niej, już korzystając z wiatru żeglowaliśmy do wybranego miejsca noclegu.
Warto czasem zadzwonić dzień wcześniej do upatrzonej przystani i zarezerwować sobie miejsce przy pomoście. Niestety kosztuje to dodatkowo co najmniej napiwek dla marinero (czyli śródziemnomorskiego bosmana). Wiele jachtów staje na kotwicach lub bojach wystawionych w zatoczkach lub w pobliżu portów – niestety także i tam pobierane są zazwyczaj opłaty tyle, że niższe niż w marinach.
W czasie dwóch tygodni jeden raz zdarzyło się nam nie znaleźć w zaplanowanym porcie miejsca, przez co musieliśmy popłynąć do oddalonego o parę mil innego miasteczka. Jedną noc poświęciliśmy też na dłuższy przelot, ale generalnie prawie nikt tam nocą nie pływa.
Po piąte – trzeba parkować rufą do kei (czego bałem się najbardziej – jak się okazało zupełnie bezpodstawnie)
Faktycznie 90 procent jachtów cumuje rufą, ale robi się to głównie ze względów praktycznych: przy niskich pływających kejach wchodzenie na jacht z dziobu byłoby po prostu niewygodne. Dobrze jest od razu wchodzić tyłem do portu, zwłaszcza jachtem, który bez problemu pływa na wstecznym i na dobrej prędkości manewrowej wpasować się we wskazane przez marinero miejsce. Są wyższe nabrzeża (np. falochron w Komižy na Visie) i tam można podejść dziobem z zastrzeżeniem, iż większość jachtów nie ma na dziobie stopnia (tzw. kaczego dziobu),więc trzeba by wchodząc stawać na zawieszonej przed sztagiem, nie dającej pewnego oparcia kotwicy.
Co mnie zaskoczyło, to właściwie brak możliwości wyboru miejsca w porcie. To marinero wskazuje gdzie mamy dobić, odbiera rufowe cumy i podaje nam muring. Dziobowej cumy w ciągu tych 2 tygodni użyliśmy tylko raz, cumując przy stacji paliw.

Jakie były moje wyobrażenia o żeglowaniu w Chorwacji?
Po pierwsze - będzie ciepło. To nie do końca się sprawdziło, gdyż wcale nie było ciepło, tylko wściekle gorąco . Co gorsza także w nocy. Temperatura (w dzień) dochodziła do 37 stopni, wnętrze jachtu przypominało nagrzany piec. Gotowanie czegokolwiek stanowiło niewyobrażalną torturę dla kambuźników. Jedyną pozorną ochłodę dawał chodzący na okrągło zabrany z Polski wiatrak.
Po drugie – nie wieje i trzeba wypalić hektolitry ropy, aby gdzieś się przemieścić.
Tu nie było tak źle. Średnio połowę czasu przepłynęliśmy na silniku, połowę jednak na żaglach. Wiatr budził się dość późno – nie wcześniej niż w południe, a tak realnie koło 1300. Były jednak dni, kiedy wiało porządnie i od rana (raz nawet do 29 węzłów). Wtedy fala rośnie szybko i niczym się ona nie różni od naszej fali bałtyckiej. Reakcje załogi i ich błędników są również podobne.
Po trzecie – jest drogo. To oczywiście kwestia subiektywna – bo to, co dla jednych będzie drogo, dla innych może być zupełnie przystępnie. Jednak faktem jest, iż na pewno jest drożej niż na Bałtyku. O WIELE drożej. Szczególnie szokują ceny marin – średnio 3-4 razy wyższe. Czy za tę cenę otrzymujemy wyższy standard? Niestety nie! Np. regularnie się zdarzało w marinach ACI brak ciepłej wody pod prysznicem – nie do pomyślenia w portach Danii czy Szwecji. W kilku miejscach, stojąc przy nabrzeżach miejskich, mimo opłaty nie ma do dyspozycji ani toalety ani prysznica. Czasem także prądu i wody (!). Czy trzeba unaoczniać zapachy, jakie wydawało morze po wieczornej i porannej toalecie ponad 100 jachtów w takim porcie?
Ceny żywności w sklepach są tańsze niż w Skandynawii, jednak już posiłki w restauracjach co najmniej porównywalne, a często wyższe. Z jakością tych posiłków też bywa różnie – ale to już nie specyfika chorwacka. Po prostu: są lepsze i gorsze knajpy. Zapewne trzeba by tam bywać co roku aby nabrać jakiego – takiego rozeznania.
Po czwarte – są tłumy i przez to brak miejsca w portach. Oj, tłumy to prawda. Fakt, na morzu jest sporo miejsca, wiec nie wygląda to tak, jak Bełdanach w szczycie sezonu, jednak już w zatoczkach i marinach jeśli nie zdążymy na czas, to z miejscem na nocleg może być kłopot. Co to znaczy „na czas”? Tak realnie na 1500 – 1600. Generalnie żegluje się w porze dziennej, więc po prostu trzeba w miarę wcześnie rano ruszyć (my zazwyczaj startowaliśmy ok 0900) aby bez problemu móc po południu zaparkować w marinie. Niestety, ten plan nie do końca zgadza się z rytmem adriatyckich wiatrów, więc siłą rzeczy pierwsze 3 godziny płynęliśmy na silniku, koło południa przystawaliśmy na kotwicy w ładnej zatoczce na kąpiel i po niej, już korzystając z wiatru żeglowaliśmy do wybranego miejsca noclegu.
Warto czasem zadzwonić dzień wcześniej do upatrzonej przystani i zarezerwować sobie miejsce przy pomoście. Niestety kosztuje to dodatkowo co najmniej napiwek dla marinero (czyli śródziemnomorskiego bosmana). Wiele jachtów staje na kotwicach lub bojach wystawionych w zatoczkach lub w pobliżu portów – niestety także i tam pobierane są zazwyczaj opłaty tyle, że niższe niż w marinach.
W czasie dwóch tygodni jeden raz zdarzyło się nam nie znaleźć w zaplanowanym porcie miejsca, przez co musieliśmy popłynąć do oddalonego o parę mil innego miasteczka. Jedną noc poświęciliśmy też na dłuższy przelot, ale generalnie prawie nikt tam nocą nie pływa.
Po piąte – trzeba parkować rufą do kei (czego bałem się najbardziej – jak się okazało zupełnie bezpodstawnie)
Faktycznie 90 procent jachtów cumuje rufą, ale robi się to głównie ze względów praktycznych: przy niskich pływających kejach wchodzenie na jacht z dziobu byłoby po prostu niewygodne. Dobrze jest od razu wchodzić tyłem do portu, zwłaszcza jachtem, który bez problemu pływa na wstecznym i na dobrej prędkości manewrowej wpasować się we wskazane przez marinero miejsce. Są wyższe nabrzeża (np. falochron w Komižy na Visie) i tam można podejść dziobem z zastrzeżeniem, iż większość jachtów nie ma na dziobie stopnia (tzw. kaczego dziobu),więc trzeba by wchodząc stawać na zawieszonej przed sztagiem, nie dającej pewnego oparcia kotwicy.
Co mnie zaskoczyło, to właściwie brak możliwości wyboru miejsca w porcie. To marinero wskazuje gdzie mamy dobić, odbiera rufowe cumy i podaje nam muring. Dziobowej cumy w ciągu tych 2 tygodni użyliśmy tylko raz, cumując przy stacji paliw.

Skrivena Luca - popisy deskoskoskoczka bez asekuracji
.
Po szóste – można się kąpać!
Ponieważ nie należę do klubu morsów, w naszym Bałtyku, a szczególnie po Szwedzkiej stronie nie korzystam z kąpieli ( w tym roku w lipcu w Hano woda miała 12 stC, na Bornhomie ok 15).
Adriatyk miał 26-27 stopni, więc kąpiele prosto z jachtu były na porządku dziennym. Poza tym wspaniała jest przeźroczystość wody, możliwość pływania niczym w wielkim, ciepłym akwarium obcując z ławicami kolorowych rybek, koloniami jeżowców, strzykwami wylegującymi się na dnie czy chowającymi się w cieniu skał krabami. Te kąpiele to jedne z przyjemniejszych momentów chorwackiego rejsu.

Po szóste – można się kąpać!
Ponieważ nie należę do klubu morsów, w naszym Bałtyku, a szczególnie po Szwedzkiej stronie nie korzystam z kąpieli ( w tym roku w lipcu w Hano woda miała 12 stC, na Bornhomie ok 15).
Adriatyk miał 26-27 stopni, więc kąpiele prosto z jachtu były na porządku dziennym. Poza tym wspaniała jest przeźroczystość wody, możliwość pływania niczym w wielkim, ciepłym akwarium obcując z ławicami kolorowych rybek, koloniami jeżowców, strzykwami wylegującymi się na dnie czy chowającymi się w cieniu skał krabami. Te kąpiele to jedne z przyjemniejszych momentów chorwackiego rejsu.

Urocze brzegi - gdzie im do nudnych szwedzkich szkierów ?
Przez 2 tygodnie zrobiliśmy ok. 250 mil. Nie są to duże przebiegi, ale trzeba pamiętać, iż pływaliśmy rodzinnie, z dziećmi, można by rzec – po mazursku. Jednak warto też zaznaczyć, iż Adriatyk to nie Mazury i bez prowadzenia dokładnej nawigacji można wpędzić się w nie lada kłopoty. Wybrzeża są skaliste, wśród rojów wysepek zdarzają się kamienne mielizny, w dodatku nie wszystkie oznaczone – tak więc pływanie wyłącznie na wzrok byłoby wielce ryzykowne. Jachty także nie są mazurskie, dość powiedzieć, iż nasza 12 metrowa, ważąca ponad 8 ton Delphia, była zazwyczaj jedną z najmniejszych jednostek w tamtym rejonie. Wiele jest katamaranów, wiele 50 stopowych krążowników. Dużą cześć jednostek rekreacyjnych stanowią wielkie, kilkupiętrowe motorówy.
Co jest miłe, to brak rut dla dużych statków, a te – jeśli już gdzieś się pojawią – starają się ustępować z drogi jednostką rekreacyjnym. Nawet spotkany nocą prom relacji Split – Ancona ustąpił nam z drogi zmieniając o ok 20 stopni swój kurs, co ze zdziwieniem skonstatowałem podglądając go na aplikacji marine trafic.

Młody sternik - przechył jak się patrzy.
.

Zmiana wachty i od razu jacht się prostuje :-)
.
Chorwacja to kraj przepięknych krajobrazów i klimatycznych miasteczek. Najpiękniejsze miejsca, w jakich byliśmy to bezsprzecznie Komiža na wyspie Vis, archipelag i park narodowy Kornati, Park narodowy rzeki Krka, Mašlenica na wyspie Šolta, Vela Luca na wyspie Hvar, zatoka Skrivena Luka na wyspie Lastovo.
Najlepsze mariny na naszej trasie to znowu Mašlenica, Marina Vlaska w Milnej na Braču, Porto Rosso we wspomnianej Skrivenej Luce na Lastovie.

Chorwacja to kraj przepięknych krajobrazów i klimatycznych miasteczek. Najpiękniejsze miejsca, w jakich byliśmy to bezsprzecznie Komiža na wyspie Vis, archipelag i park narodowy Kornati, Park narodowy rzeki Krka, Mašlenica na wyspie Šolta, Vela Luca na wyspie Hvar, zatoka Skrivena Luka na wyspie Lastovo.
Najlepsze mariny na naszej trasie to znowu Mašlenica, Marina Vlaska w Milnej na Braču, Porto Rosso we wspomnianej Skrivenej Luce na Lastovie.

Bunkier brzegowy
.
Skąd jacht? Firm są setki. Nasza Delphia, co sympatyczne pod polską banderą była wyczarterowana od firmy NOA YACHTING za pośrednictwem niesamowicie sympatycznego i pomocnego Tomka Sosina (Sajmona) z agencji Sailing Whale Academy. Cena za czarter była porównywalna, a nawet niższa niż tego typu jacht na Bałtyku. Delphia jest zarejestrowana na 10 osób, ale – umówmy się – pływać w dziesiątkę to byłaby męka, gdyż np. przy stole w kokpicie z trudem siada 8 osób (a w mesie jest za gorąco). W pierwszym tygodniu było nas 6 dorosłych i 3 dzieci, w drugim tygodniu 4 dorosłych i także 3 dzieci. Pierwszy tydzień gotowaliśmy na jachcie, w drugim co drugi dzień jadaliśmy w restauracjach, co – o dziwo - było tańsze. A to dlatego, iż wiele knajpek nie pobiera opłat za postój przy ich pomostach – jeśli zjemy u nich kolację.
Czy warto popłynąć do Chorwacji? Na pewno tak, z zastrzeżeniem pewnych niedogodności, o których wspomniałem. Warto dla wrażeń przyrodniczych (nie znaczy, że bogatszych, ale innych niż na Bałtyku), dla kąpieli w ciepłej, krystalicznie przeźroczystej wodzie, dla niemal 100 procentowej gwarancji słońca (jeśli ktoś lubi), dla delfinów spotkanych na pełnym morzu.
Chorwacki naród jest na ogół Polakom przyjazny, a i można się dogadać „prawie po polsku”. Oczywiście wszyscy mówią lepiej lub gorzej po angielsku (chętnie) bądź po niemiecku (raczej z konieczności). Obiecaliśmy jednak sobie, że jeśli jeszcze kiedyś tam wrócimy, (raczej nie za rok) na pewno zabierzemy na jacht przenośny klimatyzator, który będzie chłodził kabinę przynajmniej wtedy, gdy stoimy podłączeni do prądu na kei.
I na koniec confessio: nie miałem sumienia w tym upale zmuszać załogi do pływania w kamizelkach, o czym szepcząc mea culpa przyznaję ze wstydem
Krzysztof Kusiel-Moroz
Skąd jacht? Firm są setki. Nasza Delphia, co sympatyczne pod polską banderą była wyczarterowana od firmy NOA YACHTING za pośrednictwem niesamowicie sympatycznego i pomocnego Tomka Sosina (Sajmona) z agencji Sailing Whale Academy. Cena za czarter była porównywalna, a nawet niższa niż tego typu jacht na Bałtyku. Delphia jest zarejestrowana na 10 osób, ale – umówmy się – pływać w dziesiątkę to byłaby męka, gdyż np. przy stole w kokpicie z trudem siada 8 osób (a w mesie jest za gorąco). W pierwszym tygodniu było nas 6 dorosłych i 3 dzieci, w drugim tygodniu 4 dorosłych i także 3 dzieci. Pierwszy tydzień gotowaliśmy na jachcie, w drugim co drugi dzień jadaliśmy w restauracjach, co – o dziwo - było tańsze. A to dlatego, iż wiele knajpek nie pobiera opłat za postój przy ich pomostach – jeśli zjemy u nich kolację.
Czy warto popłynąć do Chorwacji? Na pewno tak, z zastrzeżeniem pewnych niedogodności, o których wspomniałem. Warto dla wrażeń przyrodniczych (nie znaczy, że bogatszych, ale innych niż na Bałtyku), dla kąpieli w ciepłej, krystalicznie przeźroczystej wodzie, dla niemal 100 procentowej gwarancji słońca (jeśli ktoś lubi), dla delfinów spotkanych na pełnym morzu.
Chorwacki naród jest na ogół Polakom przyjazny, a i można się dogadać „prawie po polsku”. Oczywiście wszyscy mówią lepiej lub gorzej po angielsku (chętnie) bądź po niemiecku (raczej z konieczności). Obiecaliśmy jednak sobie, że jeśli jeszcze kiedyś tam wrócimy, (raczej nie za rok) na pewno zabierzemy na jacht przenośny klimatyzator, który będzie chłodził kabinę przynajmniej wtedy, gdy stoimy podłączeni do prądu na kei.
I na koniec confessio: nie miałem sumienia w tym upale zmuszać załogi do pływania w kamizelkach, o czym szepcząc mea culpa przyznaję ze wstydem
Krzysztof Kusiel-Moroz
Nu i psia krew, wywołano mnie do tablicy. Dlaczego? Dlatego, że od 15 lat jestem „chorwacki” a tu spotykam się z "jednorazowym chorwackim”. Bardzo dobrze. Jak pozwolisz – przedstawię swój punkt widzenia. Jest napisane przez Krzysztofa w punktach - po pierwsze, po drugie i.t.d. - więc ja swoje też... w punktach, cytując początki kwestii.
Po pierwsze - będzie ciepło.
A jak ma tam być? Tam zawsze było ciepło. Zacząłem przygodę z Chorwacją dlatego, że tam ciepło. Czyste i ciepłe morze. Ostatnie dwa lata troche się pogoda „zachwiała”, ale zimno nie było. Ten rok był wyjątkowo „chorwacki”. Nawet powiem, że lepiej. Nie dość, że ciepło było, to jeszcze potrafiło nieźle zawiać. Były i burze z pieronami i „pijavice” i 35 w. wiatr. W zeszłym roku Chorwaci martwili się, że się zaczyna, że El Ninio, że pogoda się pos...ła i po ich zyskach. Rok 2015 pokazał, że nie do końca tak się stało. Atrakcji nie brakowało.
Po drugie – nie wieje i trzeba wypalić hektolitry ropy, aby gdzieś się przemieścić.
Ooo… nie, nie ,nie! To nie jest prawdą. Nawet jeżeli tak było, to czysty przypadek. W obecności wyżu wieje Mistral. Zaczyna w południe najpóźniej i kończy pod wieczór. Wieje 4-5 B. Czasami 3 B. Jak go nie ma to wieje NE (Bora-świetny kierunek) albo Jugo z S i kierunków jemu podobnych SE do SW. Nie są to wiatry silne, dopóki się nie „rozkręcą” ale są na tyle mocne, że trzeba żagle niekiedy skracać. To latem. Zimą siedzimy w Polsce.
Po trzecie – jest drogo. Guzik prawda. Wszędzie jest już drogo. Przykład Mazury.
W chorwackich marinach zapłaci się np. 50 EUR za łódź, czyli za 6-8 ludków. Mamy dostęp do sanitariatów bez ograniczeń. To standard – o… wydaje mi się, że jest OK. W każdym razie ja nie potrzebuję „czerwonych dywanów” na pomostach. To mi wystarcza i wolę to niż standard mazurski czy polskie porty bałtyckie. Policzcie sobie to jak wypada „na żeglarską głowę”.
Po czwarte - są tłumy i przez to brak miejsca w portach. Wszystko to prawda. Miejsca mało. Trzeba być w marinie koło 1600 – 1700 najpóźniej. Jak później się planuje dotarcie - można zarezerwować. Czytaj płacić dodatkowo. Pozostaje stanie na boi lub kotwicy, co też jest jakimś rozwiązaniem i to niezłym. Narastający brak miejsca to bolączka Chorwatów. Zdają sobie sprawę z problemu i na gwałt uzdatniają wszelkie możliwe miejsca do przyjęcia jachtów. Pamiętam przed laty miejskie porciki gdzie nic nie było, ani wody ani prądu, gdzie się kilem po dnie tarło, a dzisiaj…? Pływające pomosty, woda, prąd, sanitariaty. Przykład – Masleniaca na wyspie Solta. Klimatyczne miejsce. Drogie, że aż się nóż (bosmański) w kieszeni otwiera, ale warte odwiedzenia. Przechodzi się przez wzniesienie i po drugiej stronie zatoka Sesula jak z bajki i knajpka Sismis. Można kotwiczyć w tej zatoce, ale ilość miejsc ograniczona. Mnie się jeszcze nigdy nie udało załapać na knajpianą boję.
Po piąte – trzeba parkować rufą do kei To też prawda. To z konieczności. Jachty z założenia mają mniejszą szerokość niż długość. Ustawione „zadkiem” do nabrzeża zajmują mniej miejsca i więcej ich można ustawić. To główny powód i nic więcej. „Bosmani” wskazują miejsce, bo wiedzą kto jeszcze przypłynie, które miejsca są wolne, a które rezerwowane. Czasami też „żeglarze” potrzebują pomocy podczas cumowania.
Po szóste – można się kąpać! Oczywiście! Już na początku czerwca woda ma 22 st.C. Tan rok był rekordowy. Aktualnie jest 27-28 st.C. Jest prawie wszędzie. Jak tu nie wskoczyć do takiej wody. Na dodatek czystej, dającej możliwość podglądania dna. Ja spędzam w wodzie średnio 2-3 h. Dziennie. Szczególnie lubię sobie wskoczyć rano, jak się obudzę, koło 5-6. Nim reszta otworzy zaspane oczka – ja już jestem „na chodzie”.
Przez 2 tygodnie zrobiliśmy ok. 250 mil. To dobrze. Świadczy, że załoga nie chciała się równać z promami, co gonią jak wściekłe. To świadczy, że i trzeba coś zobaczyć i popływać i odpocząć, bo po to się tam jedzie. Niezrozumiałym dla mnie jest tygodniowy rejs ze Splitu do Dubrownika i zurick. Paranoja! Chorwacji się nie pozna w ciągu jednego sezonu, ba w ciągu roku, czy dwóch, czy pięciu. Wyspa Vis to nie Komiża tylko, to także tajemnicze wnętrze, które do niedawna było zupełnie niedostępne dla turystyki. Lastovo to jeszcze świetna zatoka Zaklopatica . Za rogiem są zatoki, gdzie w głębinach pełno langust i homarów i rekinów również. W Lastovie-mirjscowości-ulice nie mają nazw, a domy numerów. Czy o tym też wiadomo?
Skąd jacht? To najmniejszy problem. Do wyboru, do koloru.
Czy warto popłynąć do Chorwacji? Ja nie mam wątpliwości. Jestem tam każdego roku przynajmniej raz. Na jachcie, na brzegu - kwatera. Średnio trzy tygodnie. Jak będę miał emeryturę to będę w Chorwacji od maja do października.
Pozdrawiam wszystkich
Tumacząc się z tych kamizelek, to na tym jachcie nie było automatycznych tylko takie pomarańczowe grube ubranka.
No załoga by mnie powiesiła na salingu albo wysadziła na bezludnej wyspie, jak bym się upierał...
Pozdrawiam
Krzysztof
Drogi Jorge,
Czy Adriatyk jest konkurencją dla Bałtyku? Niewątpliwie! Wystarczy porównać ilość polskich czarterów na Bałtyku i na Adriatyku. Moi znajomi z „Polski płd. – wsch.” są tego przykładem. W mojej Książeczce Żeglarskiej jest więcej rejsów bałtyckich, ale nie z Polski. Łódki zawsze czarterowałem w Niemczech. I tu też jest jedna z przyczyn takiej sytuacji. W Polsce nie ma flot czarterowych jak innych krajach.
Pozdrawiam z Mielca, mający dość upałów
Bogdan Kiebzak