SZUWAROWY KĄCIK KULINARNY
Zbigniew Klimczak, ksywka Batiar *) - jest autorem licznych publikacji kulinarnych, w tym powszechnie znanej książki SZUWAROWY KUK.
Dlatego dzisiejszy news zasługuje na zaufanie.
Autor naprawdę zna się na rzeczy.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
------------------------
.
*) Zbigniew pochodzi ze Lwowa. WIKIPEDIA: :Batiar (baciar, baciarz) – potoczne i gwarowe określenie "człowieka ulicy" lwowskiej. Wbrew obiegowej opinii nie odnosiło się wyłącznie do młodzieży. Najprawdopodobniej wyraz "batiar" pochodzi od węgierskiego "betyar"[1] oznaczającego awanturnika, ulicznika. Znany jest pogląd (propagowany przez Urszulę Jakubowską), że określenia "batiar" używano w czasie przynależności Lwowa do Austro-Węgier. Policjanci (którymi wówczas często byli Węgrzy) uganiali się za chuliganami z okrzykiem "betyar". Lwowiakiom ta nazwa bardzo miała się spodobać i weszła do codziennego słownictwa. Według Kazimierza Chłędowskiego autorem tego określenia jest Jan Lam. Cyt.:Po Lamie pozostało niemało wyrażeń w galicyjskim słowniku, pomiędzy innymi i nazwa „baciarz” określająca indywiduum, żyjące z dnia na dzień, zaniedbane, brudne, zapite, o którym się mówi tylko z pogardą. Najsłynniejszymi batiarami byli Szczepcio i Tońko z radiowej audycji Wesoła Lwowska Fala, którzy rozpropagowali na całą Polskę postaci biedaków o gołębich sercach.
==============================================================
Konkurs – co to jest na pierwszym zdjęciu ?
Odpowiedź będzie natychmiast, ale żeby nie psuć zabawy, odsłońcie tylko zdjęcie a po chwili szukajcie prawidłowej odpowiedzi.. Zgoda – no to start!
Poprawna odpowiedź – cieplutki, prosto z wędzarni, pstrąg!
Odpowiedź będzie natychmiast, ale żeby nie psuć zabawy, odsłońcie tylko zdjęcie a po chwili szukajcie prawidłowej odpowiedzi.. Zgoda – no to start!
Poprawna odpowiedź – cieplutki, prosto z wędzarni, pstrąg!
.
Taka przyjemność może spotkać tylko żeglarza szuwarowego, znudzonego ciągłym żeglowaniem i uciekającym do ekscentrycznych zajęć. Pakuję się już na ukochane Wdzydze a tam czeka na mnie zrobiona z przyjaciółmi polowa wędzarnia. Co ja się naczytałem uczonych rozpraw na ten temat, jak budować, jak wędzić. Wyższa szkoła jazdy! Nic podobnego. Wystarczy beczka po oleju, kawałek rury kamionkowej (jeśli nie chcecie kopać tunelu w ziemi i budować przykrycia), parę cegieł, worek jutowy, blacha 40 x 50 cm gr. 5 mm.
Wycinamy jedno dno, z boku otwór na wpust rury, ustawiamy i zakopujemy z kątem kilku stopni spadku. Palenisko wykładamy cegłami a na nich kładziemy blachę i gotowe. Przepalamy beczkę w 100 stopniach jakiś czas. Popatrzmy na zdjęcia w kolażu.
/
Na początek wybieramy pstrągi, wytrzymają każdego ignoranta. Na sielawki przyjdzie czas później. Czyścimy ryby, myjemy i zasypujemy solą w worku, na dwie, trzy godziny. Potem oczyszczamy z soli i dokładnie ręcznikami papierowymi suszymy. Rozchylamy brzuszki patyczkami, aby dym lepiej dochodził, nakłuwamy na pręty i na beczkę. Ma już być ciepła, ok. 70 stopni. Zakrywamy z góry jutą namoczoną w wodzie a w czasie wędzenia moczymy w miarę jak schnie.
Jak nam temperatura podskoczy niebezpiecznie, odkrywamy górę i gotowe. Najtrudniejsze jest trzymanie temperatury między 50 a 70 stopni. W palenisku musi się tylko tlić, próby pojawienia się ognia gasimy wodą z butelki – piwo jest dla fojermena.
Pstrągi potrzebują około 3 godzin, czasem mniej. Sprawdzamy wizualnie. Drewno tylko z drzew liściastch, broń Boże żywiczne. Dąb, olcha, brzoza a jak zdobędziemy wiśnię, pełny luksus.
Tak, kochani żeglarze, na talerzu leżą autentyczne, cieplutkie pstrągi, ani porównania z tymi z lady chłodniczej.
Smacznego.
Zbigniew Batiar Klimczak
Taka przyjemność może spotkać tylko żeglarza szuwarowego, znudzonego ciągłym żeglowaniem i uciekającym do ekscentrycznych zajęć. Pakuję się już na ukochane Wdzydze a tam czeka na mnie zrobiona z przyjaciółmi polowa wędzarnia. Co ja się naczytałem uczonych rozpraw na ten temat, jak budować, jak wędzić. Wyższa szkoła jazdy! Nic podobnego. Wystarczy beczka po oleju, kawałek rury kamionkowej (jeśli nie chcecie kopać tunelu w ziemi i budować przykrycia), parę cegieł, worek jutowy, blacha 40 x 50 cm gr. 5 mm.
Wycinamy jedno dno, z boku otwór na wpust rury, ustawiamy i zakopujemy z kątem kilku stopni spadku. Palenisko wykładamy cegłami a na nich kładziemy blachę i gotowe. Przepalamy beczkę w 100 stopniach jakiś czas. Popatrzmy na zdjęcia w kolażu.
/
Na początek wybieramy pstrągi, wytrzymają każdego ignoranta. Na sielawki przyjdzie czas później. Czyścimy ryby, myjemy i zasypujemy solą w worku, na dwie, trzy godziny. Potem oczyszczamy z soli i dokładnie ręcznikami papierowymi suszymy. Rozchylamy brzuszki patyczkami, aby dym lepiej dochodził, nakłuwamy na pręty i na beczkę. Ma już być ciepła, ok. 70 stopni. Zakrywamy z góry jutą namoczoną w wodzie a w czasie wędzenia moczymy w miarę jak schnie.
Jak nam temperatura podskoczy niebezpiecznie, odkrywamy górę i gotowe. Najtrudniejsze jest trzymanie temperatury między 50 a 70 stopni. W palenisku musi się tylko tlić, próby pojawienia się ognia gasimy wodą z butelki – piwo jest dla fojermena.
Pstrągi potrzebują około 3 godzin, czasem mniej. Sprawdzamy wizualnie. Drewno tylko z drzew liściastch, broń Boże żywiczne. Dąb, olcha, brzoza a jak zdobędziemy wiśnię, pełny luksus.
Tak, kochani żeglarze, na talerzu leżą autentyczne, cieplutkie pstrągi, ani porównania z tymi z lady chłodniczej.
Smacznego.
Zbigniew Batiar Klimczak
-----------------
PS: sielawki, jako delikatesy rybne, wymagają temperatury 30 stopni, a jaka to jest sztuka, przekonacie się próbując utrzymać 70 stopni. Trud wynagrodzi Wam boski smak tej malutkiej, żyjącej na 60 i więcej metrach głębokości, rybki.
PS: sielawki, jako delikatesy rybne, wymagają temperatury 30 stopni, a jaka to jest sztuka, przekonacie się próbując utrzymać 70 stopni. Trud wynagrodzi Wam boski smak tej malutkiej, żyjącej na 60 i więcej metrach głębokości, rybki.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jedna z fotografi do komentarza Mariusza Wiącka - UWĘDZONE MAKRELE
Drogi Don Jorge.
Mam morską wersję pomysłu Zbyszka Klimczaka. Oczywiście jachtową.
Taki rosyjski wynalazek (nie wszystko co ze wschodu to jest złe)
Koptiłka – tak to nazwali użytkownicy.
Działa to tak jak beczka w której umieścił pstrągi Zbyszek, tylko jest nieco mniejsza. Albo całkiem mała. I zmieści się na każdy jacht nawet mazurski, lub ten co pływa po Jeziorze Wdzydze. (taka drobna szydera)
Urządzenie ma termometr i „sloty” pozwalające regulować temperaturę.
Czym się to napędza? Na dole jest miejsce na denaturat, lub tak zwane paliwo turystyczne.
Koptiłka ma trzy poziomy. Do jednego daje się „ogień” w drugim wsypuje się wiórki drewniane – oczywiście z drzew liściastych. Te wiórki z różnych gatunków drzew można kupić w sklepie razem z „koptiłką”.
Procedura. Złapać rybę – najlepiej makrelę. Przygotować wedle upodobań.
Rozpalić koptiłkę. Utrzymywać odpowiednią temperaturę.
Włożyć ryby i czekać aż się uwędzą.
Oczywiście „technologię” właściciel koptiłki otrzymał w ramach wymiany barterowej od zaprzyjaźnionego Rosjanina.
Palce lizać posiłek z jeszcze ciepłą uwędzoną rybką.
Ryba przy pewnej wprawie wychodzi palce lizać i można to zrobić nawet na jachcie pod pełnymi żaglami.
Podpisy pod zdjęciami:
· „myśliwi wyruszają na łów”
· Złowione makrele,
· przygotowane makrele,
· Uwędzone makrele (tylko ta fotka pod newsem - pardon J.K.)
Zdjęcia zrobione podczas rejsu w 2013 roku w Norwegii. Port w Tau.
Mariusz Wiącek port Mielec.
Drogi Mariuszu!
Nie chodzi o to aby złapać króliczka, ale żeby go gonić. Na morskim nie ma wyjścia, trzeba automat, ale to nie to samo, co rozpalania ognia, dmuchanie, podlewanie ognia, podglądanie rybek, jak zmieniają kolor, łykać ślinkę i popijać piwkiem. W takiej "konserwie" nic nie widać i trwa to zaledwie godzinę. W beczce do 3 godzin.
A poważnie, zgadza się, takie ustrojstwa można kupić już od 100 zł w internecie jak również wiórki różnych drew, w tym wiśni. Zużycie wiórek nawet niewielkie, w granicach kilku zł/godz czyli jeden cykl dla rybek.
Mięso robi się dłużej.
Jedno jest pewne, i tak i tak wędzona rybka lubi pływać:-)
Smacznego
Batiar
Zbyszku, zaręczam że pomimo iż to była Norwegia to rybka pływała
Pozdrawiam.
Mariusz
Nie możecie robić takich świństw człowiekowi, który w pracy czyta SSI i je kotleta mielonego z mikrofalki na styropianowej tacce.
Toż Wy Boga w sercu nie macie!
Pozdrawiam, nerwowo przełykając ślinę
Ponury Vulpes Vulpes….