WRESZCIE PRZYPŁYNĄŁ

Przypominam - mowa o jachcie Shipman 28. Jacht laminatowy, zgrabny, smukły, proporcjonalny, dzielny, lubiany przez Skandynawów, zaprojektowany przez Olle Enderleina w połowie lat 60-tych.
Shipmany 28 budowane były w latach 1968 - 1979. Wymiary: LOA - 8,86 m, B - 2,60 m, zan. - 1,55 m.
Drogi Rafale - póki co - gratulacje i życzenia umiarkowanych półwiatrów.
Liczę na systematycznie nadsyłane korespondencje.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
__________________________
.
.
Don Jorge - witam serdecznie
Bez względu na przesądy mam zamiar zostać pod szwedzką banderą z różnych powodów. Nie będę się rozpisywał w tym temacie powody dla większości są znane. Jeśli chodzi o moją osobę to większych osiągnięć żeglarskich na swoim koncie nie posiadam. Żeglarstwo jest moją pasją życiową, które uprawiam od 7 roku życia z jedną większą przerwą spowodowaną zawirowaniami życiowymi, które mam nadzieję się skończyły definitywnie. Od 10 lat staram się nadgonić stracony czas i uparcie dążę do wyznaczonego celu.
Jednym z etapów był zakup jachtu morskiego, który stanowi podwalinę do rozpoczęcia rejsów morskich na własnym sprzęcie. Jest to mój 3 jacht z kolei, każdy z nich był przeze mnie wyremontowany od podstaw co przyczynia się do pogłębiania swoich umiejętności szkutniczych. Obecnie jestem już na finiszu w remoncie mojego nowego nabytku i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy, ale potwornie zmęczony. Mam na szczęście drugą połowę która stanowi duże wsparcie duchowe jak i fizyczne, które zdecydowanie skróciło czas trwania remontu. Co do zakupu jachtu to początek był pewnie standardowy czyli szukanie jachtu który spełnia nasze wymagania nautyczne jak i finansowe.
Rozpatrywałem wiele konstrukcji między innymi Shipmana 28. Wszystkie były po za moim zasięgiem, ale w końcu trafił się jeden, który znalazł się w moich widełkach cenowych. Wysłałem maila dostałem odpowiedź po paru listach dostałem info że Szwedzi mają dobrego znajomego, Polaka który mieszka w Szwecji i on w ich imieniu będzie ze mną korespondował. Kontakt okazał się bardzo rzetelny i dzięki niemu sfinalizowaliśmy zakup. Na miejscu również doskonały kontakt i pomoc. Za nim wypłynęliśmy z kolegą musiałem doprowadzić instalację elektryczną, ze stanu rozkładu do takiego, który pozwolił nam wrócić do kraju. Silnik był w kiepskim stanie, ale nikt nie wiedział w jakim tak naprawdę. Po 2 dniach instalacja była gotowa na tyle że dało się funkcjonować i bezpiecznie podróżować.
Wypływaliśmy ze Sztokholmu ze Svindersviks Båtklubb (Nacka). Przejściem Południowym wyszliśmy ze szkierów na otwarte morze. Z racji na to że praktycznie nie znaliśmy jachtu ani pod względem nautycznym ani technicznym staraliśmy się trzymać blisko brzegu. Pierwszy port to Byxelkork na Olandi to był przelot na żaglach który pokazał duży potencjał tej jednostki. Potem całą Olandię przepłynęliśmy na silniku. Kolejny przelot to z Gronhogen do Sveneke i to był przelot w części na żaglach. Z portu wyszliśmy późnym popołudniem zapoznawszy się z prognozą pogody wyszliśmy w ostatni przelot do Polski. Po paru godzinach byliśmy zmuszeni zawrócić do Nekso bo na horyzoncie szalała burza.
Prognoza nic nie wspominała o sztormie, barometr stał jak wryty. Wahałem się z podjęciem decyzji o zawróceniu, ale przy naszym wyposażeniu ratunkowym zdecydowaliśmy się zawrócić do najbliższego portu. Rano wyruszyliśmy ponownie w drogę do Świnoujścia. Pogoda jednak nas nie oszczędziła i na parę mil przed wejściem do portu rozpętała się burza która skutecznie nas zmusiła do zmiany planów i wejścia do Dziwnowa. O 3:00 byliśmy w porcie. O 0400 przeszliśmy most zwodzony na Dziwnie i udaliśmy się w stronę Wolina. Z Wolina już ostatni skok do Trzebieży i tu zakończył się nasz rejs jak i żywot silnika. Opaczność czuwała nad naszym rejsem zwłaszcza że 3/4 rejsu przepłynęliśmy na silniku.
Pozdrawiam serdecznie
Rafał.
Miło się czyta, że ktoś tam realizuje swoje marzenia!
Jednak mam wrażenie, że ostrożność ostrożnością ale jej zbytek to też
przesada. Jak wiesz Jerzy pochodzę z epoki drewnianych jachtów,
bawełnianych żagli i kadłubów bez silników zarówno wbudowanych jak i
przyczepnych i dlatego moje takie sobie refleksje /może też że silnik
wyzionął ducha a jam przecież zawodowy mechanik!/.
Fotka /mam nadzieję, że aktualna/ jak dla mnie pokazuje jacht w nie
najgorszym stanie jeśli chodzi o takielunek i żagle /na pewno nie
bawełna!!!/. Nie rozumiem zatem czemu większość drogi przy
przeprowadzaniu jachtu odbyła się na silniku aż do jego ostatniego
oddechu /Armator nie wspomina o limicie czasowym dla przepłynięcia trasy
na dodatek stwierdza: " to był przelot na żaglach który pokazał duży
potencjał tej jednostki"/. Ucieczka do portu bo burza na horyzoncie
/barometr stoi!/ to już chyba lekka przesada.
Czytałem ten news i zastanawiałem się czemu te nasze stare jachciska
dostarczały nas cało i zdrowo do portów docelowych mimo sztormów bo jak
pamiętam nigdy ani moi Kapitanowie ani ja nie uciekaliśmy przed sztormem
do portu tylko wręcz przeciwnie rwaliśmy co koń wyskoczy jak najdalej od
brzegu a burze tak jak i sztorm przeczekiwaliśmy na żaglach zarefowanych
"na chusteczkę od nosa" i jak najdalej od brzegu. Zasadę tą polecam
wszystkim mimo, że posiadają wszystkie cudeńka techniczne na jachtach.
Dla mnie najpewniejszym w trudnych warunkach napędem jachtu był, jest i
będzie żagiel.
Armatorowi samych przyjemnych doznań pod sąsiedzką banderą /trudno takie
czasy!/!
Pozdrawiam! Izydor Węcławowicz