Tak jak zapowiadałem - zamieszczam dzisiaj otrzymana korespondencję Jerzego Knabe (dziękuję !), który niczym trener skoczków narciarskich machał polska flagą gdy jacht "Holly" przecinał linię startu. Mam nadzieję publikować kolejne informacje - otrzymywane przez telefon satelitarny, w który został wyposażony i opłacony przez Prezesa Komitetu Opieki nad SZnO.
Przypominam - SSI jest w tym przedsięwzięciu stroną źródłową.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
______________________________
SAMOTNY ZAJĄC WYRUSZYŁ W OCEAN – i zniknął we mgle.
Do niedawna o Edwardzie Zającu wiedziałem tyle, ile opublikował na jego temat Don Jorge. Ale jego start jako pierwszego Polaka w JESTER CHALLENGE to zbyt ważny fakt by pozostawał na marginesie zainteresowań żeglarzy i ich mediów. W londyńskim YKP zapadła decyzja – jedziemy na start do Plymouth!
Pierwsza nowa wiadomość to dramatyczny telefon z Warszawy w piątek wieczorem: Edward już na miejscu ale jacht ma przeciek. Czy możemy pomóc? Niestety nie – na odległość nic się nie da zrobić a tak raptowna zmiana naszych planów jest nierealna. Pozostał niepokój: - Poważny przeciek na któty ma poradzić półtora litra piankowego siliconu ??? Przed samotnym rejsem przez ocean ???
Osobiste poznawanie się z Zajacem zajęło nie dłużej niż pięć minut. Niedziela 27 maja 2012 - dwie i pół godziny przed startem. Sy. HOLLY stoi przy pływającym pomoście, nie widać by tonął. Co to za maleństwo! Nie jesteśmy jedyni. Na pomoście cierpliwie asystuje z aparatem fotogtaficznym Marek Zwierz. Na pokładzie młody człowiek, Jurek, przykręca ostatnią nakrętkę przy rumplu a siwobrody Edward podaje mu narzędzia z kabiny. Słyszymy - „Nie ma klucza ‘dziesiątki’...
Jako żeglarz wiem doskonale, że witanie i zajmowanie się gośćmi lub dziennikarzami w takich okolicznościach to po prostu przekleństwo i dopust Boży. Więc tylko anons kto my i pytanie co z przeciekiem? Naprawiony! Kilka zdjęć, szybki uścisk dłoni poprzez burtę i życzenia – POMYŚLNYCH WIATRÓW! ‘Przyda się – w obie strony!’ – odpowiada Edward. Żegnamy się pośpiesznie, Wszyscy, kierowca Jurek z Madzią, Marek i nasz trójka z YKP – ostatnie pozdrowienia, zostawiamy żeglarza samego by zdążyć na motorówkę, która ma nas zawieżć w rejon startu.
Ekipa londyńska okrętuje się na ms. PLYMOUTH BELLE jako ostatnia. Wygląda, że tylko na nas czekali. ‘Który z was to Marek?’ ‘Ten !’ ‘Dzięki za maila z rezerwacją...’ Już odpłynęliśmy a ja pytam naszego Marka czy pisał jakiegoś maila. ‘Nie wiem, ja zadnego maila nie wysyłałem’ – odpowiada. Dopiero po chwili konstatujemy, że to był z pewnością mail od Marka Zwierza. Rozglądamy się po pokładzie, jest dobre czterdzieści osób – ale jego nie ma! Oj, będzie srodze zawiedziony jak dotrze do przystani...Nieporozumienie – ale wyruszaliśmy zgodnie z zapowiedzą – o 10:40.
Teraz o pogodzie. „Windguru” zapowiadał mi w Londynie, że będzie pochmurno i opady. Ale wiatr 3 do 4 z SW ma wkrótce po starcie zacząć przechodzić na południe no i trochę się wzmocnić. A potem sie rozpogodzi. W sumie – korzystne zapowiedzi. Cała drogę z Londynu pokonujemy przy bezchmurnej pogodzie. Już są kąśliwe uwagu na temat mojego wybranego przepowiadacza pogody, ale cóż – dojeżdżąmy do Plymouth, zachmurzenie rośnie a gdy żegnamy Edwarda przy kei, już zaczyna padać. W drodze na start deszcz jednak ustaje i jeszcze przed 12:00 robi się słonecznie. W sam raz do fotografowania.
W okolicy naszego stateczku oraz innych odprowadzających jachtów z kibicami kręci się już coraz więcej samotnych uczestników Challenge.. Na liście startowej bylo ich prawie siedemdziesięciu. Teraz – na ile można się zorientowac – nie wygląda by zamierzalo ich startowac więcej niz trzydziestu. Nikt nie ma aktualnej listy, nie ma tu biura prasowego, strona internetowa Jester Challenge bedzie pewnie uaktualniona dużo później... Taka już specyfika amatorskiego spotkania żeglarskiego. Ale godzina startu sie zbliża, już trzeci wystrzał – a Edwarda nie widać.
Odbieram telefon z Warszawy. Co z Edwardem? Dwie godziny temu był cały i żywy na swoim jachcie... Czekamy aż się zjawi na starcie. Sygnały startowe czyli głośne strzały dymnymi nabojami z jakiejś dwururki wydawal jacht ‘komisyjny’ zakotwiczony w odległości półtora kabla na zachód od latarni na końcu wielkiego falochronu zamykającego awanport w Plymouth. Wiaterek słabiutki, zawodnicy ruszyli ale posuwaja się bardzo powolutku i dostojnie. Halsują pod słaby wiatr. Oczywiście, zodnie ze starą tradycją, jest obecny zielony sy JESTER z numerem 27 na żaglu. Wymiany okrzyków i gestów z kibicami.
Nasz pan kierownik żeglugi - ten który czekał na Marka - podchodzi do nas i wskazuje daleko w kierunku Plymouth. ‘To wasz Edward! Niebawem podpłyniemy bliżej i bedziecie mogli pomachać mu waszą flagą - i wszyscy zaśpiewamy mu polski hymn narodowy... ‘ Do śpiewania jakoś nie doszło ale do machania oraz głośnych okrzyków i to nie tylko od nas samych - jak najbardziej. Myślę, ze było Zającowi przyjemnie. On też nam robił zdjęcia... Na moje oko spóźnił się na start ponad 15 minut ale to nie ma wielkiego znaczenia. Jego łódka jest chyba najmniejsza ze wszystkich startujących, co za tym idzie – najwolniejsza, więc nie o rekordy czasowe tu chodzi. Liczy się udział – i zakończenie.
Pan kierownik zeznał potem, ze to on własnie spędził ubiegłą sobotę przy naprawach na HOLLY. Powiedział – ‘mam nadzieję, ze skutecznych’. Ten jego tryb wypowiedzi ja z kolei mam nadzieję przypisać angielskim manierom konwersacji i nie traktować zbyt poważnie. Złożyliśmy mu nasze podziękowanie za tą pomoc. A o sobotniej niedyspozycji Edwarda i jego wizytach w szpitalu dowiedziałem się dopiero po powrocie do Londynu...
Tymczasem tu na morzu, pół godziny po starcie, dosyć raptownie od morza nadchodzi mgła. Gęsta mgła. Zawodnicy po kolei giną nam z oczu. Odzywają się rogi coraz to nowych niewidocznych statkłów. Nie trzeba było długo czekać na pierwszy challenge zafundowany zawodnikom przez morze.
Nie wiem co i kiedy będziemy słyszeć o Edwardzie. Nie wiem czy są obecnie przewidziane jakieś kanały komunikacji.. Meta tegorocznego Jester Challenge jest pomiędzy główkami falochronów portu Praia da Vitoria, na wyspie Terceira, w archipelagu Azorów. I tam, w swoim czasie, Samotny Zając powinien ‘wynurzyć się z mgły’... Zgodnie z tradycją – trzeba nam trzymać kciuki – i czekać. Może z miesiąc a może i dłużej.
Jester Challenge sięga swym rodowodem ponad pół wieku wstecz. Czyli do czasów F.Chichestera i ‘Blondie’ Haslera. To wydarzenie niezwykłe w dzisiejszym żeglarstwie przesiąkniętym nawskroś komercją, sponsoringiem, związkami z reklamą i wielkimi pieniędzmi. Odbywa się obecnie po raz czwarty. Była już o tym szerzej mowa w SIS przy okazji Jester Challenge przed dwoma laty. Zainteresowanym polecam sięgnięcie do archiwum SIS - ze stycznia i czerwca 2010.
Jerzy Knabe Londyn, 29 maja 2012
Korespondent obu sponsorów medialnych...