Na stoisko "ŻAGLI" przyszedł pan w średnim wieku. Chciał koniecznie rozmawiać z Redaktorem Naczelnym. Waldemara Heflicha akurat na stoisku nie było - więc Gość musiał zadowolić się rozmową z gdańskim konsulem. W czym mogę pomóc?
Okazało się, że pan Paweł Milczarek ma pretensję do "ŻAGLI", a konkretnie do Redaktora Naczelnego, że w "ŻAGLACH" tylko komercja, tylko reklamy, a o Juliuszu "Rebe" Sieradzkim już nikt nie pamięta. Oczywiście odpowiedziałem mu (patrząc w oczy), że to absolutnie jego wina. To proste - nie przysłał do mnie newsa przeznaczonego do SSI. Bo gdyby przesłał, to jego reprint Dominik Życki natychmiast zamieściłby w portalu "ŻAGLI", a jeżeli by się pospieszył (pan Paweł), to Jurek Klawiński zdążyłby tekst ten wstawić też do do wersji papierowej.
No, ale nie ma co rozpaczać - zaraz sprawę wyprostujemy. Posadziłem pana Pawła przed ścianą, pstryknąłem fotkę i poprosiłem, aby przysłał tekst tak szybko, jak potrafi. Potrafił, choć jednak trwało to kilka dni. Panie Pawle - dziękuję.
A teraz kilka słów o komercji. Szanowny Panie Pawle - domyślam się, że ma Pan już zupełnie dość reklam, zwłaszcza w TV. Ja też ! Słowo honoru ! Problem jednak w tym, że nawet w ekonomii "perpetuum mobile" nie funkcjonuje. Przepraszam, że truję ale aby mógł Pan czytać ulubione "ŻAGLE" ktoś do Pańskiego czytania musi dopłacać. Czytelników moich locyjek także wspomagają reklamodawcy. To, że im się opłaca to zupełnie inna sprawa.
Podejrzewam, że reklam nie ma tylko w Korei Północnej, bo na Kubie już się pojawiły. Namawiam, aby przemyslał Pan raz jeszcze sprawę ewentualnej rezygnacji z lektury "ŻAGLI".
A teraz o "Rebe", którego znajomym miałem przyjemność być.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
_____________________________
Szanowni Państwo,
Nabyłem lutowy miesięcznik „Żagle”, było nie było wiodący polski magazyn sportów wodnych i znalazłem tam tekst o jubileuszu. Jubileuszu 50. edycji Salone Nautico w Barcelonie. Znalazłem też tekścik o Omedze. Mianowicie program regat tych łódek w nadchodzącym sezonie. O jubileuszu 100-lecia urodzin Juliusza Sieradzkiego ani słowa.
A przecież 23 lutego minęła setna rocznica Jego urodzin. Urodzin człowieka, którego dzieło przez wiele lat wpływało na wygląd znakomitej większości polskich wód śródlądowych. Tego dnia w 1912 r. urodził się konstruktor jachtu Omega. Łódka ta przez całe dziesięciolecia była w Polsce „wszędzie” gdzie tylko był „kawałek” wody zdatnej do żeglowania. Jestem zupełnie pewien, że widział ją każdy, choć nie każdy wie, że widział Omegę.
Dla dwóch powojennych pokoleń żeglarzy Omega była jachtem zupełnie uniwersalnym: służyła do turystyki spacerowej, czyli jednodniowych wypadów, ale i regularnych, wielodniowych rejsów. Była łodzią regatową, ale też podstawowym jachtem szkoleniowym.
Sieradzki Omegę skonstruował, zbudował i zwodował w czasie wojny. I tu mamy kolejną - 70. rocznicę, bo miało to miejsce w roku 1942. Symboliczne znaczenie ma też miejsce – Warszawa, szopa nad Wisłą koło Mostu Poniatowskiego. Geniusz, nie waham się użyć tego słowa, szkutnika przejawił się nie tylko w szlachetnym kształcie jachtu, ale także w użyciu do jego budowy tanich, ogólnodostępnych materiałów: Omega wykonana została ze „słomki” – listewek sosnowych na szkielecie z twardszego drewna. Jeśli chodzi o wielkość – średnia: długość – 6,20 m, szerokość – 1,80 m. Żagle spore – 15 m2.
Wymienione wyżej walory sprawiły, że po wojnie, w kraju potwornie zniszczonym i biednym, jedynie taka konstrukcja mogła się przyjąć na masową skalę. I przyjęła się! Omegi zaczęły być produkowane nie tylko przez warsztaty szkutnicze i klubowe, ale jakże często, zupełnie domowymi sposobami. Nic dziwnego, że opanowały jeziora, jeziorka, zalewy i rzeki. Stały się dosłownie częścią krajobrazu.
Nowe technologie – plastik i stopniowy wzrost zamożności kraju a więc i żeglarzy, spowodowały, że konstrukcja Sieradzkiego przestała wystarczać. Nastąpiła specjalizacja: łodzie regatowe wyewoluowały w „maszynki do ścigania”, zaś jachty turystyczne „urosły” i „obrosły” w luksusy – koje, kambuzy, kingstony itp. Omegi jednak dalej pływają i pewnie długo jeszcze będą.
Juliusz Sieradzki może być wzorem człowieka, który w najtrudniejszych chwilach myślał, a co najważniejsze działał, pozytywnie. W okresie rozpętanego przez Niemców szaleństwa konstruował optymalną do okoliczności łódź, choć nie wiedział, czy „nadludzie” wkrótce nie zabronią „podludziom” żeglowania. W czasie nocy stalinowskiej szkolił żeglarzy, a trzeba wiedzieć, że dla człowieka na jachcie liczy się woda, wiatr, słońce, chmury, mgła i … wolność, a nie jakieś tam ideologie.
Niniejszy króciutki tekst nie wyczerpuje oczywiście tematu wartego książki i filmu. Koniecznie jednak zaznaczyć trzeba, że Juliusz Sieradzki skonstruował nie tylko Omegę. W dorobku ma także Obieżyświata i Junaka oraz katamarany kabinowe. Ten znakomity konstruktor i szkutnik był także sportsmanem: na Olimpiadzie w 1936 r. w Kilonii zajął 11. miejsce, w 1952 r. był mistrzem Polski na łodzi własnej konstrukcji – Omedze, sukces powtórzył także rok później. W tym samym 1953 r. zdobył też mistrzostwo Polski w klasie Finn. Jak na żeglarza mającego wówczas 41 lat – nieźle!
Przy takim życiorysie aż dziwne, że prasie tzw. „głównego nurtu”, nie mówiąc już o telewizjach, o Sieradzkim ani słowa, Może gdyby decydenci wiedzieli, wśród przyjaciół miał pseudonim „Rebe” …
Według mojej wiedzy, wychodzi na to, że o Sieradzkim w całej Polsce pamiętała tylko żeglarska „kompania” zbierająca się w kawiarni „U Artystek” w Milanówku i Niezależny Klub Szantowy z Pruszkowa a o 70-tce Omegi w/w żeglarze i jakiś klub o nazwie LKŻ Sława, bo organizuje regaty pt. 70 lat Omegi.
„Żagle” pod kierownictwem redaktora Heflicha zupełnie nie stanęły na wysokości zadania. O tak ważnych dla polskiego żeglarstwa rocznicach – ani słowa! Tylko reklamy, reklamy, reklamy… Dla wydawcy oczywiście najważniejsza jest forsa z reklam. Tylko kto się będzie reklamował w piśmie, które straci czytelników. Jednego już straciło.
Pozdrawiam
Paweł Milczarek
Ten tekst, który Pan Paweł Milczarek podesłał Tobie na SSI, wisi sobie już od dwóch miesięcy na blogu
http://blog.myslpolska.pl/czego_uczy_historia/artykul_43.php
więc dla nas - jako wtórny - publicystycznie atrakcyjny nie jest. Pan Paweł - jak słusznie zauważyłeś - nie wypełnił swojego patriotycznego obowiązku, bo nawet nie podał na stronie kontaktu do siebie (Bóg mi świadkiem - chciałem poprosić o przedruk na stronę WWW!) - tak więc sprawa przepadła... I nie jest to spisek antypolski z red. Heflichem na czele (opcja krypto-austro-węgierska): przy okazji 60-lecia pierwszych regat omeg na Wiśle Włodek Radwaniecki w 2002 roku zamieścił DWA duże artykuły o historii omegi i konstruktorze, o którym zresztą zawsze wspominamy przy okazji igrzysk i pokazujemy do znudzenia tę samą fotografię polskiego teamu z 1936 r. Duży tekst o śmierci zasłużonego Konstruktora daliśmy zresztą tuż po Jego śmierci w 1999 r. Zwykłe zagapienie (nie skojarzyliśmy miesiąca, a numer już był w druku - jestem pewien, że Pan Paweł nie zna miesiąca Twoich urodzin i życzeń Ci nie przysyła) jest łatwe do nadrobienia - przy dobrej woli obu stron. Świetną okazją będzie sierpniowy numer (i Igrzyska Olimpijskie Londyn 2012, i chyba rocznica wspominanym wiślanych regat).
No, ale skoro dla Autora wspominanego wpisu z blogu nie ma żadnego znaczenia, że o rocznicy nie pamiętał NIKT prócz niego, to - zamiast czerpać satysfakcję ze swojej świetnej pamięci i elitarnej publicystyki - musi czuć gorycz porażki. Skoro Go już bezpowrotnie straciliśmy, nie będzie miał kto wspominać o polskich przewagach na wodzie... Zostaną nam tylko reklamy...
A poważnie - zajmuję się tą tematyką zawodowo od lat i wiem na pewno, że w ciągu ostatnich dziesięcioleci nikt nie napisał więcej o historii polskiego żeglarstwa niż my. Jeśli to jeszcze niektórym nie wystarcza - trudno... Chyba jednak to my lepiej wspieramy dzieło śp. Juliusza Sieradzkiego popularyzując medialnie Puchar Klasy Omega niż drukując kolejne, powtarzające znane większości z nas fakty wspomnienie o nim. "L'homme c'est rien - l'oeuvre c'est tout" (Człowiek jest niczym - jego dzieło jest wszystkim) - jak pisał słynny pisarz Gustave Flaubert w liście do pani Geore Sand. Tego - proszę uwierzyć - uczy historia...
Żyj wiecznie (a nawet dłużej!)
JureK
Jerzy Klawiński
sekretarz redakcji
miesięcznika ŻAGLE
EFFENDI, Najdostojniejszy Przyjacielu PRAWDZIWEGO POLAKA, jakim czuję się od pokoleń (mój Boże, kto to policzy ) wielu, a i aktualnie nie będacym żadnym folksdojczem na utrzymanie niemieckiej czy irlandzkiej kasy chorych.
Sługam Twój pokorny!
JW. Pan Paweł MILCZAREK, Autor świetną polszczyzną napisanego artykułu, pełnego nieutulonego żalu, głębokiej czary goryczy, a niemałej zadumy nad czasami przeszłymi,merytorycznie bez zarzutu, popełnia błąd niepotrzebnego zaangażowania w obronę sprawy, której nie ma! Nic to! - jak mawiał pewien Mały Rycerz...
Chodzi o kapitana Sieradzkiego, Julka, ps „Rebe”
Autor w swym wyważonym artykule, delikatnym, a jakże powściągliwie napadającym na tzw „środowisko” za winy wielkie, ale słabo udowodnione, w żarliwości swej spowodowanej nieodpartą chęcią uzdrowienia polskiego - tego prawdziwego, sarmackiego żeglarstwa i naprawienia błędów zaniechania, jakże typowych dla tegoż, dokonał pewnej wolty stylistycznej, która mogła by ujść uwadze mniej dokładnemu Czytelnikowi tego postu/zajawki/donosu.
A tu- proszę!
Po części pięknie a rzetelnie opisującej niewątpliwe zasługi Kapitana, o Jego dziecku - "Omedze", o braku zainteresowania (a powinniśmy) okrągłą rocznicą napisał Pan zdanie, które z troski o rzetelność i dokładność pozwolę sobie przytoczyć w całości
„Przy takim życiorysie aż dziwne, że prasie tzw. „głównego nurtu”, nie mówiąc już o telewizjach, o Sieradzkim ani słowa, Może gdyby decydenci wiedzieli, wśród przyjaciół miał pseudonim „Rebe”...
Zróbmy rozbiór zdania.” Przy takim życiorysie (tj. normalnego, uczciwego człowieka, dobrego Polaka, konstruktora który zrobił dla polskiego żeglarstwa, jego popularyzacji, nie wiem czy nie najwięcej) prasa i TV „głównego nurtu” (chodzi o sprzysiężenie postkomunistyczno-żydowskie, o tych Michników, Walterów, te Agory, Żagle i TVN-y i podobnych) o Sieradzkim ani słowa!! Może gdyby decydenci wiedzieli, wśród przyjaciół miał pseudonim „Rebe”...To przecież „nasz”! Tu powinna zadziałać solidarność plemienna! Rebe, jakież to żydowskie. Od razu czujemy zapach sztetłowych zakamarów, te cebule, pejsy, Święto Szałasów - w Małopolsce miejscowi nazywali je „kuczki”- ten szwargot, te tałesy, ten rabin, czule nazywany REBE!
A to nie tak! Pan Julek, kapitan Sieradzki został nazwany „Rebe" dlatego, że był MADRYM CZŁOWIEKIEM. A rabini tacy bywali. I tyle. Niepotrzebne niedomówienia. Tak się w jachtingu nie postępuje. A na koniec, Drogi Panie Pawle (za konfidencję przepraszam, ale ręczę, żem herbowy i rękę prawdziwy Polak podać mi bez konfuzji może) ten artykulik zamiast na jakiejś stronie powinien Pan posłać do Polskiego Związku Klasy Omega, w Olsztynie, adres do korespondencji: ul.Wyczółkowskiego24/2, 80-142 Gdańsk. Mail: info@kkaalasaomega.pl, i tam by im Pan dopiero dołożył.....
Epatuje Pan, Dobrodzieju, milanowieckimi koneksjami. To wspaniała miejscowość, Milanówek...Truskawki, piękne kobiety leniwie poukładane na leżakach, zapach lawendy..... Wie Pan, gdzie jest przystanek (może już były) EKD przy Granicznej? Tam pod 25, w czas okupacji, u moich Stryjenek, hrabiny Glińskiej i pułkownikowej Niewiarowskiej (nazwiska jak z Trylogii, co?) słuchałem, małe pacholę, jak Pan Ossendowski (tak, TEN Ossendowski) opowiadał różne bajki. Milanówek kocham jak krówki! Pisząc,uważam, żeby nie obrazić jakiegoś Klubu czy osoby pisząc o nich z lekceważeniem, bo to nie uchodzi. No i niech Pan dla błyśnięcia, nie sprzedaje staroci jako nowinek .
Obywatelowi Milanówka – nie uchodzi!
Mariusz Pycz-Pyczewski
Któregoś lata, tuż po powrocie z Radunia (obóz AWF odcięty od świata), dowiedziałem się o śmierci Juliusza Sieradzkiego, i o tym, że nikt z żeglarzy nie był na pogrzebie. Zaraz po tym spotkałem Jerzego K., który mając podobną informację, głęboko zbulwersowany reakcją środowiska, zażądał ode mnie napisania wspomnienia o Nieboszczyku. Ja, dlaczego ja? – odrzekłem. Owszem, znałem i szanowałem Człowieka, On mnie nawet kojarzył, ale to wszystko. Może ktoś z YKP, tam był członkiem. I Jerzy K. zaczął poszukiwania na własną rękę. Znalazł w końcu (tu niech poda kogo). Tenże podjął się dzieła, ale zaczął nietypowo – od wykręcenia telefonu do Nieboszczyka. I telefon odebrał Sam Zainteresowany. Okazało się, że nekrolog w prasie dotyczył innego J.S., zdaje się też z Sopotu.
Efekt tego był taki, że kiedy jesienią tegoż roku „Rebe” nas opuścił, jak to mówią „na wieczną wachtę”, środowisko żeglarskie było do tego przygotowane, rzec by można wzorowo.
Co się tyczy „Omegi” – mnóstwo ludzi starszej i średniej daty, którzy kiedyś lub trochę otarło się o żeglarstwo, każdą żaglówkę podobnej wielkości nazywa Omegą.
Dodatkowo, ta łódka stworzyła standard szkoleniowy obecny długo w naszych przepisach.
Dodatkowo, wiem kto kupił i chyba ma, ostatnią osobistą „Omegę” J. Sieradzkiego – chyba ten egzemplarz zasługuje na muzeum.
10 III 12
Adam W. adam.wozniak44@gmail.com