JAKIE RYBY MOŻNA ŁOWIĆ Z JACHTU

Zanim przejdziemy do przysłowiowych przechwałek wędkarskich - pozwólcie na wspominek z któregoś z z dawnych rejsów s/y "MILAGRO V". Staliśmy w przystani klubowej portu Skagen. Na wędkowanie wybierał się stary i wytrawny mistrz - Wiesiek. Otworzył swój spory kufer przyborów, długo przebierał w przynętach, przyponach, spławikach, haczykach, żyłkach, krętlikach, cięzarkach itp. Wybrał co potrzeba (a wiedział co potrzeba), jako że uważał się w tym hobby za "zawodowca". Wtedy włączył się "junior" Tomek - prosząc o jakiś tam haczyk.

- Taki, aby nie był za duży, ani za mały.

- Po co ci haczyk - pytał Wiesiek?

- Ja też chcę na ryby !

- Ale nie masz wędki.

- Po co mi wędka - jest juzing, jest bosak.

Już wychodzili na falochron, kiedy "junior" wrócił po wiadro.

- Po co ci wiadro - zaciekawił się Mietek.

- Jak to po co? Na ryby.

Mietek puścił do mnie oko.

Po godzinie  wrócił "junior" - przyniósł pełne wiadro ryb

Po dwóch godzinach wrócił "zawodowiec" - poprosił o mydło. A później długo smażył przyniesione przez Tomka ryby. Ryby jedliśmy na obiad, na kolację i następnego dnia na śniadanie.

No i dopiero teraz przejdziemy do newsa Jacka "Jaca" Kończala (foto). Przepraszam za długi wstęp. Za to news jest krótki.

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

__________________

Don Jorge,

Moje wędkowanie (wtedy  jeziorowe) zaczęło się gdy miałem dziesięć lat i do dziś pamiętam jak wyglądała zbudowana przez nas tratwa, na której wraz z kolegą łapaliśmy płotki i leszcze na pięknym jeziorze Łebsko. Wtedy marzenia o złapaniu dużej ryby były ogromne. Za każde uzbierane pieniądze spełnialiśmy swoje pragnienia o sprzęcie wędkarskim a tu udało się złowić zaledwie 5-kilogramowego szczupaka. Radość była wielka.

 Od tamtego czasu upłynęło wiele lat. W tym roku , mogę powiedzieć, spełniłem swoje dziecięce sny o wielkiej rybie, chociaż zdaję sobie sprawę, że to nie są żadne morskie, połowowe rekordy. Gdy kupowałem morską wędkę,  płynąc na Wyspy Kanaryjskie ze wspaniałymi żeglarzami pod dowództwem Pawła Rędzio, nie spodziewałem się takich połowów .Ryby najlepiej  brały pomiędzy Casablanką a wyspami Kanaryjskimi. Najważniejsza  (tuńczyk długopłetwy 28 kg )  była uwieńczeniem rejsu i marzeniem każdego wędkarza. Nie daliśmy rady jej zjeść  przez następne cztery dni.

           

 Następną rybkę  (wahoo) złapałem wraz z moją ukochana żoną (foto), kiedy we dwójkę wybraliśmy się na zwiedzanie wysp . Była jeszcze dłuższa , ale ważyła nieco mniej. Cieszyłem się jak dziecko ,które dostało banana za czasów komuny zwłaszcza, że gdy wypływałem zapewniałem Edytkę o wielu rybach a w ciągu  pięciu dni nic nie złowiliśmy. Sukces przyszedł dopiero na  4 godziny przed zdaniem jachtu w Radazul. Wieczorem przyrządzono nam ucztę na 19 osób, w restauracji przy marinie, bo na taki pyszny kąsek zostały zaproszone załogi  innych łodzi. Udało się to dzięki uprzejmości Rafała- pracownika firmy Alboran. To był wspaniały wieczór przy winku, piwku i śpiewach. 

Jacek "Jaca" Kończal 

Komentarze
Brak komentarzy do artykułu