PIECHOWIAK JUŻ NA DRUGIM SKRAJU ATLANTYKU
z dnia: 2021-03-24


Kontynuujemy relację odysei Romana Piechowiaka. Atlantyk już przetrawersowany, jacht „Ultima T” w drodze z Wysp

Kanaryjskich dotarł do Martyniki.  Martynika (franc. Martinique) to francuska kolonia, dla zmyłki obwołana zamorskim

departamentem Francji. To bez kozery autentyczny kamuflaż kolonialny. Po naszemu – pic na wodę.

Niewielka (1.128 km2), pochodzenia wulkanicznego wyspa, położona jest w archipelagu Małych Antyli – między dwoma

wyspiarskimi państwami Dominikaną i San Escobar – upss… Saint Lucia. Martynikę zamieszkuje około 371 tysięcy osób.

Ludność zróżnicowana – Murzyni (70%), Mulaci (20%) Chińczycy, Kreole, Żydzi i nieliczni Europejczycy (głównie Francuzi).

Język urzędowy francuski, waluta euro. Martynika żyje z rolnictwa delikatesowego i turystyki. Pędzi się tu doskonały rum

trzinowy i to w imponujących wolumenach.. Klimat równikowy, wilgotny, temperatury od 25 do 28 stopni C.

Do takiego to kraju wywiózł się nasz Roman.

Tylko zazdrościć.

Zobaczymy co dalej.

Żyjcie wiecznie szczelnie w domach pozamykani.

Don Jorge

  

 

------------------------------------------------------------------------------

Witam Don Jorge,

Oto kolejne sprawozdanie z mojego rejsu z La Ciotat do Fort-de-France.

Etap czwarty. Samotnie przez Atlantyk. 21/11 do 18/12/2020.

Gdy juz drobne słabosci jachtu ktore chcialbym jeszcze «naprawic» nie zatrzymaja dluzej w porcie. Gdy prowiant jest. Woda i ropa w zbiornikach. Gdy prognoza pogody na najblizszy tydzien wymarzona. Wiatr wschodni do polnocno wschodniego nie przekraczajacy 25 wezlow. Fale do 4m zgodne z kierunkiem wiatru. Gdy juz czas. W droge - zagle rozpiec biale... Ostatnia trudnoscia jest zrobic pierwszy krok. Marzenie o rejsie staje sie zlowroga rzeczywistoscia. Nasz duet  (ja i ona, moja stalowa partnerka) jeszcze w porcie. Wszystko co istnieje juz nie istnieje. Swiat konczy sie i zaczyna miedzy dziobem, rufa i dwoma burtami. Nie mam pojecia o bezkresie oceanu.

Jestem skoncentrowany na tak latwych czynnosciach jak oddanie cum. Czy od tego zalezy moje zycie? Przed portem podnosi kotwice dosc duzy katamaran. Ma juz wciagnietego grota. Zwalniam zeby nie przeszkadzac. W zatoce mimo wiatru jest spokojnie. Dziobem do ladu i pod wiatr stawiam  grota na pierwszym refie. Kurs na poludniowy zachod w kliwaterze katamarana. On tez przez Atlantyk? Wciagam srednia genue. Poza ochrona zatoki dobrze wieje i fale juz maja biale korony piany. Plyne 6 wezlow i wiecej. Katamaran na samym grocie oddala sie szybko. Samoster. Opada cisnienie. Pozostaja pytania bez odpowiedzi. 


Pasito Blanco opuscilem o 0950. Ten port zostanie w mojej pamieci... nie zostaje. Marina jakich wiele. W podrozy liczy sie dokad plyniemy!  Nigdy nie marzylem o porcie z ktorego wyplyne. A wy?

W miare jak oddalam sie od ladu wiatr slabnie. Na maszcie caly grot i duza genua. O 1815 zapalam swiatla. Noc na tych szerokosciach zapada wczescnie i trwa 12 godzin. Prędkość jachtu niecale 6 wezlow. 120 mil w pierwsze 24 godziny. Dobra srednia jak na moj jacht.

Dzien za dniem przynosi mile i nic sie nie dzieje. Wiatr rosnie zmniejszam grota. Jak slabnie zwiekszam. Genua zostaje. Wiatr przewazajaco wschodni. Sila wiatru  3 do 7 . Na szczescie 7 trwa niedlugo. Fale sa i pchaja szeroka rufe. Czasami jakas mniej zdyscyplinowana «gora wody» przechyla jacht i zmienia kurs. Samoster sprawnie go przywraca.         Celem posrednim jest punktu goagraficznego 13°N-40°W. Tam tez niesie prad wysp Kanaryjskich. Potem jest prad na zachod. Mam nadzieje zlapac pasat przed 13°N-40°W i plynac mozliwie prosta droga na Martynike.  Organizacja życia na jachcie prosta. Nastawiam budzik zeby dzwonil co 4 godziny. Wyplynelem z portu o 0950 wiec dzwoni na mnie o 1250, 1650 itd.

Wypelniam linie w dzienniku jachtowym i juz! To wszystko! Spie jak mam na sen ochote. Cala godzine. AIS nie pokazuje statkow lub bardzo daleko. Spodziewalem sie jachtow ale ani widu. Na ostatniej stronie dziennika jachtowego notuje przebieg w 24 godziny, grupami po 5 dni. GPS pokazuje przebyte mile i te jeszcze przede mna. Wyliczam srednia prędkość. Kalkuluje kiedy dotre do Fort-de-France.

Piec pierwszych dni dni przynosza 617 mil (5,14 wezla sredniej prędkości). Na pokladzie nic szczegolnego. Zwinelem grota. Mam duza genue na bomie spinakera, na glownym sztagu (na raksach). Przed nia mniejsza genue zwijana na magazynku. A za nia na wpinanym sztagu mam foka gotowego do wciagniecia. W zaleznosci od sily wiatru plyne na dwoch lub jednym zaglu. Pogoda nie jest dobra. Wiatr slabnie i burzowe chmury przynosza ulewy. Wg locji nie powinno byc silnych wiatorw w burzy. Jestem ostrozny. Zwijam zagle. Jacht staje w ulewie. Zagle czy nie jak nie ma wiatru, nie ma mil. 

Siodmego dnia dodaje godzine za pokladowym zegarze zeby noc nie zapadala o 17-tej. Na Martynice jest 4 godziny roznicy. Powoli przejde na czas lokalny.

  

Przed trawersem oceanu                                                                                 U brzegu Martyniki

.

Dziewiaty dzien podrozy przynosi 86 mil w 24 godziny. Malo. 6 do 10  dnia (+ 1 godzina) podrozy robie 553 mile (4,6 wezlow srednio). 

Burzowa pogoda nie zmieni sie do konca rejsu. W dzien staram sie plynac szybko. Nawet duzy genaker wciagnelem. Niestety za slaby wietr nie pozwala na normalna prace zagla. Fale przyspieszaja jacht, genaker stoi w miejscu. Sztag wpada na genakera a skiper klnie ze zlosci zwijajac delikatne plotno. Sprawdzam czy moze z grotem i genua poplyne szybciej. Peka fal od lazy-bag. Wciagam drabinke i wchodze na maszt. Jest super. Nikogo na horyzoncie, wiatr niecala 10 wezlow. Fale spokojnie kolysza. Operacje udana. Na noc zostawiam sama genue bez bomu. W burzy raz dmuchnelo 8°B. Jestem ostrozny. 

Kolejne piec dni przynosza 576 mil ( 4,76 wezla srednio). Mialem nadzieje plynac ponad 5 wezlow srednio. Nie ma wiatru nie ma mil!

Moze to i pasat! ale tylko 3°B czasami 4. Troche sie wycwanilem i staram sie utrzymac jacht na granicy chmury. Tam gdzie wieje. Za to musze plynac na poludnie albo na polnoc. Jedna z burz dala mi wiatr poludniowo zachodni!

Na pokladzie nudy. Nie ma czym sie zajac. W dzien patrze w puste morze. Steruje. Zmieniam zagle. W nocy spie. Gwiazd praktycznie nie widac. Ksiezyc tez zapomnial swiecic. Za to jest samolot! Codzien okolo 2000 wypatruje migajace swiatla. Leci na zachod. Na Martynike? Smieje sie do siebie bo tam sa ludzie. To przeciez tylko 8-10 km nad poziomem morza! W glowie dni sie mieszaja. Wczoraj bylo jutro a dzis jest wczoraj? Moze na odwrot? Pogoda plata figle. Slaby wiatr zmiania sie w bardzo slaby wiatr. 

Pewnego razu  jak zwykle obserwuje zagle i widze nieznanego faceta. Wlazl na maszt. Trzyma sie topu. Co ty tam robisz przyjacielu?! Zniknal. Szkoda znow nie ma z kim pogadac. Latajace ryby laduja na pokladzie. Z nimi tez nie mam wspolnego jezyka. Klopot bo sa delikatne i zostawiaja po sobie niebieskie blyszczace luski. Na niebie kraza fragaty i faetony. Piekne tropikalne ptaki. Raz mialem wizyte 4 mahi-mahi (koryfena). Plynely przed dziobem. Delfiny pokazaly sie na poczatku podrozy i zniknely.

16-ty dzien rejsu przynosi 81 mil w 24 godziny. Nastepne dwa po 87 mil. Zmieniam czas, zarabiam na tym jedna godzine. W kolejne 5 dni (+ 1 godzina) przeplynelem 470 mil ( 3,88 wezla srednio). Kiedy ja na ta Martynike doplyne? Moze wysiasc i pieszo dojsc. Jezus? Sargasy gromadza sie w coraz wieksze lawice. Obawialem sie o samoster. Ale sie na nim nie trzymaja. Wiecej zostaje na sterach. Pewniej nocy jacht prawie staje w bezruchu. Zrywam sie z koi nie wiedzac co sie dzieje. Powoli przeplywamy przez gruba warstwe glonow.

7/12 do celu pozostaji 955. Nudy. Samotnosc. Rutyna. Brak wiatru, znaczy wiatr za slaby. Na horyzoncie ani statku . Na AIS ani sygnalu. Tylko ten samolot an niebie kolo 20 tej! Nie jestem sam.

Od 21 do 25 dnia rejsu, bez zmian. 474 mile (3,95 wezla srednia szybkosc). A jednak! Dwa spotkania na oceanie. Okolo 400 mil od Martyniki. Dzwoni AIS. Na ekranie statek. Czytam informacje «okret wojenny FR» Nie plynie na kolizje. Przejdzie o mile z lewej burty. Plynie powoli. Szary kadlub dobrze widoczny. Przechodzi obok, zawraca i z powrotem mija mnie z lewej burty zeby zniknac pod burzowa chmura. Nikogo na pokladzie nie widzialem. Szkoda. To ci marynarka- wojenna! Drugie spotkanie! Tym razem zagiel na horyzoncie a AIS nic. Jest daleko. On na polnocny zachod ja na poludniowy zachod. Bedziemy sie mijac. Przez lornetka fajnie widac duzy jacht. Zadzwonil AIS. Dobrze ze w koncu wlaczyli .Moj na okraglo dziala. No i problem idziemy na kolizje. Biore ster w reke. Mijamy sie o jakies 100m. Atlantyk przeplynac samotnie i tuz przed celem sie mijac z zaglowka ktora tez przez ocean... Kiwamy do siebie radosnie. Ma zaloge. To 50 stopowa stara regatowka. Rasowy kadlub idzie szybko i znika za horyzontem. Do brzegu blisko! Pare dni. Moze 3! Mieszane uczucia. Napewno sie uda. Albo jeszcze COS...? sie przytrafi i...

Martynika na horyzoncie !!!

.

26 dzien rejsu 98 mil na liczniku. Pasat. Moze to i pasat albo jego brak. Do celu 103 mile. W nocy zaczyna wiac. Tak powinno byc. Zblizajac sie do Antyli pasat tezeje i troche zmienia kierunek. I tak jest. Tak jest dobrze. O chmury odbijaja sie swiatla Martyniki i St. Lucie. Wiatr NE 4-5°B. Jacht plynie 6 wezlow. Nareszcie KONIEC REJSU! Brzeg zbliza sie szybko. Wietr i fale rosna, zatrzymane przez Antyle. Zmniejszam powierzchnie zagli. Le Diamant, charakterystyczna skala. Poludniowy brzeg Martyniki osloniety od fal. Ale wiatr wieje przyzwoicie. Wplywam do zatoki Fort-de-France. Port jest w glebi - pod wiatr. Zakladam fok 3 i grot na pierwszym refie. Halsuje, lapie mnie burza z silnymi szkwalami i ulewa. Wiem ze nie bedzie dlugo trwala. Jestem za sterem i mokne. Plyne polwiatrem przesinajac zatoke, na zachod. Zwrot. Znow slonce, jest goraco. 4 statki stoja na kotwicy w srodku zatoki. Omijam je i plyne na polnocny wschod. Z daleka podziwam kotwicowisko pelne jachtow. Widze jakiegos rejowca. To Makaryka „Fryderyk Chopin”. Zwrot za rufa „Chopina”. Czesc chlopaki. Na pokladzie nikogo. Statek widmo moze! Po zwrocie prosto do portu Etang Z’abricot. Silnik, zagle w dol, odbijacze, UKF. Miejsce jest zarezerwowane.

Fort-de_France

.

Port Etang

.

Wyplywa po mnie marynarz i prowadzi do pomostu. Cumuje o 1450, czasu lokalnego. Nareszcie!

Podsumowanie Atlantyckiego etapu samotnego rejsu: 26 dni z nawiazka, 632 godzin w morzu, srednia prędkość 4,62 wezla, 2922 mile na liczniku.

Roman P.

z pokladu s/y „Ultima T”

--------------------------------------------------

PS. W porcie sprawdzilem stan takielunku. Kolumnowa wanta z lewej burty jest zerwana na okolo 1/3 średnicy. Mam szczescie ze maszt jescze stoi. Ta z prawej zmienilem w Las Palmas! Tym razem dorabiem dwie wanty z powiekszoną o milimetr średnicą. 

 

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3754