WNUCZĘTA NA POKŁADZIE JACHTU ŻAGLOWEGO
z dnia: 2020-06-23


Relacje z rejsów surfują w czasie i po akwenach. I tak po opisie samotnego rejsu z Lizbony do Gdańska

– dziś powracamy do serii pedagogicznych pogadanek o żeglowaniu z wnuczętami po morskich wodach

osłoniętych. Czyli dla każdego coś pouczającego.

A więc czytajcie raport Józefa Kwaśniewicza z „zagranicznego” rejsiku zalewowego.

Pamiętajcie o lifelinach i kamizelkach !

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge.

===========================

Wnuczęta na pokładzie, cz.V.

.

Paweł pierwszy raz na Zalewie Szczecińskim. Załoga: Paweł – 3 lata, mama – Małgorzata, tato – Piotr, babcia – Grażyna i ja - dziadek. Do Stepnicy załoga z Pawełkiem przyjechała z Gdańska 11 sierpnia, w poniedziałek bardzo późnym wieczorem. Pawełek, który w czasie podróży spał, teraz był bardzo ożywiony i cieszył się, że spędzi czas na jachcie. Musiał zwiedzić cały jacht, a gdy emocje opadły poszedł spać.

 

12 sierpnia – wtorek. Słoneczny, ciepły poranek. Pawełek rozpoczął dzień od nauki zachowania się na łódce, zakładania kapoka i trzymania się stałych elementów.

Pawełek poznaje jacht i uczy się bezpiecznego chodzenia po pokładzie.

 

Muszę przyznać, że wnuk był bardzo zdyscyplinowany i po kilku instrukcjach starał się ich przestrzegać. Byłem bardzo dumny z naszego trzylatka.

Pogoda była zgodna z prognozą, słonecznie, ciepło z odrobiną wiatru. Po wypłynięciu z Kanału Młyńskiego na Roztokę Odrzańską postawiliśmy żagle i załoga zaczęła oswajać się z nowymi warunkami, a szczególnie z pracą jachtu na fali oraz przechyłami. Po 1,5 godzinnym adoptowaniu się Pawełka w nowych warunkach wpłynęliśmy południowym torem do Trzebieży i stanęliśmy przy wysokim nabrzeżu UM. Babcia z wnukiem opłacili w bosmanacie nasz postój, przyszedł czas na lądowe przyjemności przerywane kolejno następującymi po sobie burzami.

/

W drodze do Trzebieży.

.

13 sierpnia – środa. Po sprawdzeniu prognozy pogody uznaliśmy, że możemy wyruszyć na północ. Pawełek już się przyzwyczaił do przebywania na pokładzie w kapoku i przyjmował to jako coś naturalnego, siedząc w kokpicie cały czas trzymał się life liny. Zachęcaliśmy go, by pozdrawiał przepływające obok załogi. Nasz załogant był bardzo dumny, że oni odpowiadali mu podnosząc ręce w pozdrowieniu i z zaciekawieniem przyglądali się malcowi w naszej załodze. Praca szotami foka dawała maluchowi pełnię szczęścia.

 

Przy pławie TW4 wiatr ucichł, uruchomiliśmy silnik i Piotr postawił przy pławie Haff niemiecką flagę komplementacyjną.

Pawełek zaczął się nudzić, bo praca szotami foka już się skończyła, jednak okazało się, że Małgosia była przygotowana na taką sytuację. Kredki, kolorowanki pozwoliły zagospodarować wolny czas pod opiekuńczym okiem babci. Dobrze, że nie było zafalowania.

Wchodząc do rzeki Uecker wszyscy już byli zaciekawieni i wizytą w pierwszym niemieckim porcie Ueckermünde. Stanęliśmy w upatrzonym miejscu nabrzeża Seesportclub, a po opłaceniu się portowo załoga udała się na zwiedzanie miasteczka. W nagrodę za super zachowanie się Pawełek otrzymał dużą porcję lodów.

/

Trzypokoleniowa rodzina w Ueckermünde.

.

14 sierpnia – czwartek. Prognoza pogody przewiduje do 6 °B, profilaktycznie zmieniłem grota marszowego na małego. Kleines Haff początkowo powitał nas wiatrem 3 °B z zachodu, który już po godzinie stężał do 5 °B, początkowo baksztagiem, później fordewindem zmierzaliśmy do pławy Haff. Trochę obawiałem się reakcji Pawełka na większe zafalowanie, ale okazało się, że dla niego była to doskonała zabawa. Doganiające nas fale z białymi grzywkami bardzo interesowały małego żeglarza, obserwował jak sycząca fala zbliżała się od rufy i powoli wyprzedza jacht unosząc stopniowo najpierw rufę, a później wyślizguje się spod dziobu. O każdej większej fali Pawełek ostrzegał sterującego tatę, pilnował również by wszyscy załoganci mieli założone kapoki lub pasy. Od bramy torowej nr 3 wiatr wzrósł do 6 °B, nasza prędkość ustabilizowała się na 6 kt., dobrze, że płyniemy baksztagiem i nie musimy halsować, aby ominąć liczne sieci po prawej burcie. Pawełek był cały czas w kokpicie i gdy babcia poszła spać miał więcej miejsca do zabawy. Na Roztoce Odrzańskiej zafalowanie było zdecydowanie mniejsze, a od Polic płynęliśmy na silniku, by można było spokojnie przygotować kawę i herbatę oraz obiad. W tych pracach Pawełek dzielnie babci towarzyszył i pomagał. Przed zaplanowanym postojem w Marinie Gocław naczynia po posiłku zostały sprzątnięte.

/

Ta przystań była dla nas bardzo dogodna, szczególnie, że Małgosia była w ciąży z kolejną członkinią naszych następnych rejsów.

.

15 sierpnia – piątek. Z mariny wyszliśmy o 1000, przepłynęliśmy przed Wałami Chrobrego cumując tuż przed mostem. Stąd załoga wybrała się na zwiedzanie Szczecina. Pawełek większość trasy pokonał na ramionach taty, a obiad przygotowany na jachcie bardzo mu smakował. Pożegnaliśmy Wały Chrobrego i popłynęliśmy na Jezioro Dąbie. Znużony wędrówką wnuk przysnął w koi dziobowej, ale gdy uruchomiłem silnik wyszedł w kapoku do kokpitu sprawdzić co się dzieje. Na nocleg postanowiliśmy stanąć w Lubczynie. Dla mnie najważniejszy był komfort komunikacji z lądem dla Małgosi, ale okazało się, że dyżurny bosman był nieugięty na moje argumenty i wskazał nam miejsce tuż przy wejściu. Akurat w tym miejscu niesympatyczne falowanie z całego jeziora szarpało naszymi cumami i szpringami, a do toalet już dalej być nie mogło.

/

Wchodzenie na wysoką burtę w kapoku wcale nie jest takie proste.

.

16 sierpnia – sobota. Noc i poranek wietrzny. Pływające pomosty są szarpane falami, mimo założonych szpringów i cum fala daje znać, że tu niepodzielnie panuje. Na całe szczęście nie znalazło to odbicia w nastrojach Małgosi i Pawełka. Pawełek zgłosił chęć wyjścia na ląd, musiał się jednak trzymać, a bujający się pomost był dla niego zabawą.

W drodze do Kanału Młyńskiego w Stepnicy Pawełek zajął się rysowaniem swoich wspomnień z rejsu przerywając tę ważną czynność częstym wychodzeniem do kokpitu i opowiadaniem sterującemu tacie co narysował.

Tego wieczora Pawełek zadał mi pytanie, czy w przyszłym roku może z nami płynąć? Pytanie to nie było inspirowane przez rodziców i bardzo mnie wzruszyło. Złożyłem wnukowi deklarację przyjęcia go do naszej załogi również w kolejnym roku. 

.

Pawełek jest bardzo posłuszny i bardzo szybko opanował narzucone mu jachtowe rygory zakładania kapoka i trzymania się stałych elementów łodzi w czasie pobytu na pokładzie. Potrafi zająć się swoimi sprawami i wówczas nie wymaga szczególnej opieki, co nie oznacza szczególnego nadzoru ze strony mamy. Są jednak i takie momenty, kiedy dwie osoby są zaangażowane w opiekę.

Z doświadczenia już wiemy, że trasę rejsu należy tak zaplanować by nie była ambitna, i zakładająca więcej czasu spędzanego w portach. Przeloty z jednego portu do drugiego nie powinny być dłuższe niż 3 – 4 godziny

Ziutek.

 

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3649