ANDRZEJ MATZ KUPIŁ PIĘKNY JACHT
z dnia: 2020-04-24


Jacht kupił Andrzej - ojciec Wojtka Matza którego pamiętacie bo w SSI kilka lat temu czytaliście jego cieszące
się dużym zainteresowaniem (licznik !)relacje z bałtyckich żeglowanek  na jachcie „Gem”.

Apetyt rośnie w miarę żeglowania – Matzom zamarzył się szwedzkijacht typu MAXI 100 czyli słynny backdecker, 

32-stopowy jacht konstrukcji samego Pettersona. To typowa „przejściówka” –coś na kształt Mercedesa – model

między „trapezem” a „beczką’. Taka była wtedy moda. Nie nie podśmiewam się  -mój „MILAGRO IV” też był

backdeckerową  dla mnie „przejściówką” przed „Carterem”. MAXI 100 to  łódka ładna, wygodna,dzielna i ponadczasowa.

Że ma 42 lata?  Bez znaczenia. 42 lata to najatrakcyjniejszy wiek kobiety.

Gratuluję wyboru.

Wiosenny newsik – relacja ze sprowadzenia jachtu z Goteborga do „Neptuna” w Górkach. Przy okazji poczytajcie

jak to się w kwietniu żegluje po Bałtyku.

Dostał nową nazwę - „ANIR” ” i przeszedł pod polską banderę. A co z „GEM”em ? Spokojnie – został w rodzinie.

Żeglują na nim obaj synowie Andrzeja..

Zyjcie wiecznie !

Don Jorge

------------------------------------------------------

Z ziemi  szwedzkiej do Polski

 

Ruszamy z Warszawy 26 kwietnia 2018 i w marinie Bjorlanda Kile pod Goteborgiem meldujemy się następnego dnia. Łódka teoretycznie jest gotowa do drogi, ale jeszcze montujemy prowizorycznie przywieziony z Polski chartplotter i zapoznajemy się z jachtem. Maxi 100 (rok budowy 1978) ma 9,50m długości, 3,20m szerokości i 1,55m zanurzenia. Podobnie, jak cała seria Maxi, zostało zaprojektowane przez Pelle Pettersona, znakomitego szwedzkiego żeglarza i projektanta. Na wyposażeniu mamy rolowany do masztu grot, samohalsujący fok na sztywnym sztagu, ster strumieniowy, windę kotwiczną, ogrzewanie, sztywną szybę, do której przypięta jest owiewka, a także „namiot” nad cały kokpit, dwucylindrowy silnik Volvo-Penta MD11D (25 KM) i wiele innych „ułatwiaczy” żeglugi. Jacht ma 1800 kg balastu w kilu, który jest zintegrowany z kadłubem. Nie ma mowy o problemach ze szpilkami, bo ich takich nie ma.  Kil razem z kadłubem powstał w formie. Do tego płetwa sterowa na solidnej ostrodze (skegu). Bardziej znana jest wersja Maxi 95, Maxi 100 to ewolucja 95 – inny, bardziej praktyczny pokład, 200 kg balastu więcej, podwyższony maszt i olinowanie topowe bez baby-sztagu. Jeszcze nosi nazwę Early Recovery, ale w Polsce to się zmieni. Bardzo fajna i bezpieczna łódka, o czym już niebawem się przekonamy.


Jeszcze jako "Szwed"

.

Następnego dnia rano opuszczamy port. Jest nas czterech chłopa i wszyscy mają mniejsze lub większe żeglarskie doświadczenie. Pierwszy postój to Lerkil, do którego docieramy wieczorem w strugach deszczu po dniu „silnikowania”. Wiatru niestety nie ma, a nam się spieszy, bo po majówce trzeba wracać do pracy. Dobrze osłonięty port jest jeszcze o tej porze roku pusty. Wokół mariny trochę typowych szwedzkich domków, ale miejscowości jako takiej nie znaleźliśmy – raczej to miejsce na odpoczynek, a nie na zakupy.

Następnego dnia ruszamy z wiatrem 3B w kierunku Sundu, ale szybko zapadający zmierzch zapędza nas do Torekov na półwyspie Bjarehalvon. Tu marina też jeszcze pogrążona w zimowym śnie, na szczęście na łódce mamy wszystko, czego nam potrzeba. Miejscowość jest większa niż Lerkil, są jakieś knajpki, sklepy, nawet jakieś zabytki. Niestety wszystko pozamykane, widać wyraźnie, że to jeszcze nie sezon.

30 kwietnia, mimo kiepskiej prognozy, wypływamy. Przeciwny wiatr od samego rana tężeje. Dziarsko halsujemy, łódka świetnie sobie radzi, ale nie chcemy ryzykować, choć fali jeszcze dużej nie ma – kiedy wiatromierz zaczyna skakać na 9B uznajemy, że wystarczy, chowamy się. Z duszą na ramieniu przy tym wietrze wpadamy w wąski przświt między betonowymi falochronami mariny Hoganas i cumujemy, dziękując w duchu, że jeszcze większość miejsc jest pustych i nie musimy za długo szukać wolnego stanowiska. No to nas Sund przywitał. Hoganas leży nieco na północ od Helsingborga i jak na warunki szwedzkie, jest całkiem sporym miasteczkiem – niewielki port handlowy, zakłady przemysłowe, sklepy, apteki, restauracje, jakieś muzeum. Zresztą opis z locyjki „Sund” jest jeszcze całkiem aktualny, chyba tylko mieszkańców przybyło. Robimy drobne zakupy, spacerujemy i przeczekujemy przez dwa dni południowy-wschodni przeciąg.

2 maja ruszamy dalej. Tym razem już bez przeszkód w pięknej, słonecznej pogodzie mijamy Malmo, przepływamy pod Oresundsbron, tankujemy paliwo przed mostem w Hollviken, przechodzimy Kanał Falsterbo i obieramy kurs na Bornholm. U brzegów wyspy jesteśmy o 3 w nocy, dlatego wybieramy port, który już znamy i wejście do niego nie jest dla nas niespodzianką – Hasle. Wiemy, że to miejsce mało ciekawe, ale „safety first”! Z resztą jeśli w załodze są osoby, które do tej pory Bornholmu nie widziały (w naszej załodze dwie osoby), to może lepiej zacząć eksplorację tej duńskiej wyspy od miejsc nie tak bajkowych jak Svaneke, czy Allinge – żeby oszczędzić nieszczęśnikom szoku :)

Prognozy pogody są bardzo korzystne, dlatego odpoczywamy, uzupełniamy wodę i opuszczamy „perłę Bałtyku” ok. godz. 17 tego samego dnia. Noc przychodzi szybko i jest bardzo zimna – termometr w kabinie pokazuje 4,5C, a jakby tego było mało nad polskim brzegiem wyraźnie błyska nam wiosenna burza. Na szczęście słoneczny, bezchmurny i bezwietrzny poranek wynagradza nocny ziąb. We Władysławowie cumujemy późnym popołudniem. O dziwo, mimo majówki, turystów prawie nie ma, a i jachtów w porcie nie za wiele.

5 maja rano wychodzimy i ruszamy prosto do Górek Zachodnich, gdzie docieramy we wczesnych godzinach popołudniowych – trochę zmęczeni, ale szczęśliwi, że udało się bezpiecznie doprowadzić łódkę do nowego domu. Trasa Goteborg – Górki Zachodnie zajęła nam 8 dni.

 

A tu już pod polską banderą (w Pucku).

.

Jacht szybko zmienił banderę na polską, a sezony 2018 i 2019 nowy właściciel poświęcił na naukę i testowanie nabytku, jego doposażenie, drobne poprawki i usprawnienia.

Wojtek.

==============================================================================

Fotografie do komentarza Wojtka Matza:


 

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3623