ZIMOWĄ PORĄ (70)
z dnia: 2019-11-27


 

Dawnymi czasy wiedza o nawigacji  stanowiła o  powodzeniu przebrnięcia nie tylko przez najważniejszy

„egzamin cząstkowy” ale i przez osławionego „rozbójnika”.. A prawdziwy, realny egzamin czekał nas

dopiero na morzu. Nawigacja zliczeniowa, terestryczna, a w tym poprawki na dryf, prąd, zboczenia,

dewiacje. I jeszcze wcinane w wstecz. Oczywiście czarna magia obserwacji i kalkulacji astro.

A pózniej tajemna wiedza radionawigacji przy zastosowaniu turystycznego odbiornika radiowego „Szarotka”..

I nie bez kozery było stwierdzenie, że jeśli po przebyciu Atlantyku trafimy na ludzi mówiących po

hiszpańsku lub portugalsku to najprawdopodobniej jest to Ameryka Południowa. I to też nie takie pewne

bo może trafiliśmy na brzeg Gujany gdzie mówią po francusku, a ten port przed dziobem to Cajenne

Także dlatego  w moich locyjkach z upodobaniem zamieszczałem rysunki lub fotografie brzegu na podejściu

do portu – gdzie jest to wejście ?

A dziś ?

Mój Boże !

Co nam przyniosła  ta cywilizacja ? Prysł cały urok wiedzy tajemnej. Gdzie ten podziw  naszych Koleżanek ?

Teraz one smartfonami posługują się bieglej. A tam jest wszystko.

Ja już się z tym pogodziłem, ale Andrzej Colonel Remiszewski jakby jeszcze nie. Słyszę jak pociąga nosem.

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

-----------------------------

Ktoś napisał niedawno o niechęci żeglarzy do realnego przyjęcia układu jednostek SI, z czego ma wynikać używanie wciąż „dziwnych” jednostek, jak węzły, stopnie Beauforta, czy rumby. Ma to wynikać z bezwładu lub lenistwa umysłowego albo ostatecznie z tradycji.

Tak, układ SI jest prosty, oczywisty i spójny. No i do tego „obowiązujący”. Odstąpienie od jardów, funtów, galonów, czy łoszadinych sił ma, przynajmniej dla kontynentalnego Europejczyka, sens głęboki i praktyczny. Nikt dziś nie porównuje mocy silników ze zdolnością pociągową perszerona, nie mierzymy odległości długością przedramienia lub kciuka, nie używamy słupa rtęci w pomiarach ciśnienia, za to wielekroć musimy przeliczać różne wielkości, do niedawna czyniąc to w zasadzie w pamięci.

Dziś każdy ma w smartfonie liczydło, a ponieważ nie pamiętamy przeliczników jednostek, to pytamy Wujka Gugla o pomoc, a tam gotowe kalkulatory. Ile to jest 2,8 funta na cal kwadratowy? Proszę bardzo: dwa kliki i już wiem: 196,0633 hPa. Kiedyś można było się zdrowo zagmatwać i łatwo pomylić w rachunkach. Konstrukcja jednostek układu SI łatwo kojarzy się też z formułami i wzorami znanymi ze szkolnej fizyki. Proste, oczywiste i funkcjonalne. Pod warunkiem, że ktoś chodził do niezdeformowanej szkoły!

/

Taki komputer pracował jeszcze jak zaczynałem pracę zawodową za „późnego Gierka”

.

To wszystko prawda ale czy zawsze? Czy zarzut lenistwa i siły nawyku oraz wrogości do nowości (co to za nowość, co ma niemal 60 lat, a źródła jeszcze w XIX wieku?) jest słuszny. Twierdzę, że nie, absolutnie niesłuszny. Postawić go może albo nie-człowiek morza albo prześmiewca.

Weźmy oto na warsztat kilka przykładów.

Mila morska, czy kilometr?

Na lądzie sprawa jasna: kilometr. Powierzchnia objęta jedną mapą komunikacyjną jest umiarkowanej wielkości, nie jest konieczne poprawne odwzorowanie kątów, skala i pomiar odległości w kilometrach nie powodują problemu. Na mapie morskiej niezbędna jest wierność kątów. Powoduje to stosowanie tzw. siatki Merkatora, gdzie mapa jest rozciągnięta tym bardziej, im bliżej biegunów sięga. Oznacza to, że ta sama odległość w naturze, na mapie ma różną długość odcinka, zależnie od szerokości geograficznej. Tak, przecież każdego z nas w podstawach nawigacji terrestrycznej uczono, że odległości mierzymy, nie z jakiejś linijki ze skalą na dole mapy, a z podziałki w stopniach, minutach i sekundach szerokości geograficznej na jej pionowej krawędzi.

Cóż to znaczy? Ano to, że mamy obwód około 40 tysięcy kilometrów podzielony na 360 x 60 = 21100 minut, więc jedna minuta kątowa ma długość łuku na południku około 1852 metry. Tak powstała mila morska. Mila morska rodziła się stopniowo, można uznać, że zasadę  oparcia się o linie szerokości geograficznej zaproponował w XVII wieku angielski matematyk Edmund Gunter. Długość mili nieco była zmieniana, zależnie od modeli przybliżenia kształtu Ziemi w kartografii, lecz nie miało to praktycznego znaczenia dla nawigatorów.

/

NIE MIERZYMY U DOŁU! - źródło: Navipedia

.

Z pomiaru odległości wprost wynika pomiar prędkości. Jedna mila morska na godzinę została nazwana krotko węzłem, knot (nie węzłem na godzinę, jak często piszą tzw. dziennikarze). Nazwa znów tradycyjna, wynikła ze stosowanego kiedyś przyrządu pomiarowego - liny z węzłami, które liczono w palcach w czasie przesypania się jednej klepsydry mierzącej czas.

Nasuwa się tu małe wspomnienie osobiste: dawno temu miałem okazję pływać na pięknym szkunerze o szpetnej nazwie „Janek Krasicki”. Na poręczy drewnianego nadburcia, na dziobie i rufie były nabite mosiężne blaszki. Dzieliła je odległość dokładnie 30 m. Pomiar prędkości polegał na wyrzuceniu czegoś za burtę i zmierzeniu czasu, w jakim „śmieć” minął obie blaszki. A potem już prosto – 60 dzielone przez czas w sekundach dawało prędkość w węzłach. Czemu tak? Odsyłam do kursu podstaw nawigacji.

Przy współczesnej nawigacji elektronicznej, opartej o system satelitarny, podający lokalizację z dokładnością już nawet do centymetrów, te praktyczne walory mili tracą sens. Mapy elektroniczne można konfigurować tak, by mierzyły odległości, a co za tym i prędkości statku, w jednostkach SI. Czemu tego nie robimy na morzu? Bo wciąż mapa papierowa istnieje, wciąż tradycyjna nawigacja istnieje. To nie tylko siła nawyku!

Rumby, czy stopnie?

Rumb to wycinek 1/32 koła. Stopień to 1/360. Każdy łatwo zauważy, że kąt jednego, lub dwóch stopni, dla nieuzbrojonego oka niewiele różni się od np. kąta trzech stopni. Precyzyjne co do stopnia wykonanie przyrządów, lub wyskalowanie i opisanie tarczy kompasu kilka setek lat temu mogło być pewną trudnością. Dodajmy do tego sprawę fundamentalną: osiągalną dokładność pomiaru kierunków, w tym kierunku realnego ruchu statku względem dna i osiągalną dokładność sterowania. Zaletą podziału na rumby była jeszcze prostota: dzielenie kolejnych kątów po prostu na pół. Dzisiejsza nawigacja elektroniczna może już mieć dokładność porównywalną z jednym stopniem, więc ten aspekt praktyczny zniknął. Znikły też z nawigacji rumby. Lecz nie do końca znikły one z żeglugi. Wszak bezsensowne byłoby podawanie kierunku wiatru lub prądu z dokładnością co do stopnia. Wiatr nadal więc mamy północno-zachodni do zachodniego, a nie 315 do 270 stopni!

 

/

..

Nawiasem mówiąc, szczególnie na małym jachcie, sternik prowadzący jacht według kompasu magnetycznego, nigdy nie jest w stanie utrzymać kursu z dokładnością do pojedynczych stopni, zresztą wyliczenie potrzebnego kursu kompasowego odbywa sie z dużym przybliżeniem. Realnie więc doświadczony sternik wybiera sobie na tarczy kompasu rumb i według niego steruje.

Stopnie Beauforta, czy co?

Pomiar „siły” wiatru, to dziś pomiar jego prędkości. Jeśli tak to pomiar w kilometrach na godzinę, metrach na sekundę albo węzłach jest naturalny. Mój wiatromierz, ten skoszony z masztu przez kolejarzy w Wolinie, skalowałem w węzłach. Ta sama jednostka, co przy pomiarze prędkości własnej, dobrze korelowała się z całością danych liczbowych, jakimi dysponowałem. Zresztą urządzenie elektroniczne łatwo jest ustawić w dowolnych wybranych jednostkach. Warto to skorelować z jednostkami ustawionymi w używanych aplikacjach meteorologicznych.

Konia z rzędem jednak temu, co wystawi twarz na wiatr i powie: „wieje 15 węzłów”. Powie, że „mamy solidną czwórkę”. I nie będzie mu chodziło o miły wielu męskim oczom rozmiar pewnych damskich atrybutów, a o siłę wiatru.

Tu znów musimy cofnąć się w historię. Na pewnym etapie rozwoju żeglugi ludzie odczuli potrzebę określania w sposób umożliwiający wzajemne porozumiewanie się SIŁY, z jaką oddziaływa wiatr na statek. Było to szczególnie istotne w najpotężniejszej flocie wojennej świata i nie przypadkiem to brytyjski oficer Francis Beaufort zaproponował na początku XIX wieku skalę, nazwaną potem od jego nazwiska.

Z racji nieistnienia wówczas urządzeń pomiarowych i ze względów praktycznych, opisał spodziewane lub niezbędne zachowanie żaglowców w każdych warunkach, tworząc 13-stopniową  skalę, poczynając od 0 – cisza, żaglowce nie słuchają steru, aż po 12 – huragan, pył wodny ogranicza widzialność, żaden żagiel nie utrzymuje się na drzewcach.

 

/

.

Łatwo zauważycie, że wartości prędkości przypisane skali siły wiatru nie zmieniają się liniowo. Wynika to wprost ze zdolności percepcji organizmu człowieka, no i z niezbędnych zachowań liniowców z początków XIX wieku. Na przykład przy szóstce zwijano bombramsle, przy siódemce - bramsle, a przy ósemce - marsle górne. Pozwolę sobie nie wyjaśniać, co znaczą te terminy, to temat na zupełnie inną okazję, zresztą ludzie z dawnej szkoły i prawdziwi hobbyści wiedzą to doskonale.

Tak to udowodniłem wszystkim i sobie, że tytuł tego felietoniku jest jak najbardziej przewrotny. Chyba Don Jorge posiada zdolność zarażania...

Tak, czy owak: nie ma sprzeczności między tradycją i technokracją. Na morzu często tradycja jest jak najbardziej technokratyczna. A już na pewno pragmatyczna.

Tak jak noszenie kamizelek i przypinanie się do jachtu!

27 listopada 2019

Andrzej Colonel Remiszewski

Tekst zawiera osobiste, prywatne i subiektywne obserwacje autora

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ilustracje do komentarza Izydora Węcławowicza.

     

====================================================================================

Ilustracja do komentarza Wojtka Bartoszyńskiego


 

 

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3566