O PODMORSKIM PAROWOZIE
z dnia: 2019-11-17


 

Dzisiejszy felieton Andrzeja Colonela Remiszewskiego sprawia mi osobliwą przyjemność wspominania czasów przedcywilizacyjnych.

Do tych uroczych lat kiedy wszystko było dzikie, dla nas nowe, a my czuliśmy się odkrywcami. Plaż już wtedy nie grabiono.

Pamiętam jak w „ZAGLACH” przechwalałem się odkryciem „Przejscia północnego”, czyli jak z Kuznicy prześlizgnąłem się

jachcikiem „MILAGRO III” wprost do Jastarni wzdłuż tyczek ustawianych przez miejscowych rybaków. Tak, tak – pionierskie

czasy obdarowywały nas niesłychanymi porcjami satysfakcji. Dlatego rozumiem nostalgię Colonela.

Młodzi pewnie tego nie zrozumieją.

Jesień to czas doskonały na takie lekturki.

Ładujcie akumulatory !

Zyjcie wiecznie !

Don Jorge

--------------------------------------------------------------

 

Colonel o podmorskim parowozie

„Listopad to niebezpieczna pora dla Polaków” Te słowa Czwartego Wieszcza nasuwają mi się na myśl rokrocznie. Oczywiście dziś to inne niebezpieczeństwa. Ciemności, deszcze, znikające liście, zakończony już (o jak dawno!) sezon żeglarski, to wystarczający powód do depresji. Seria świąt i rocznic nakłania do wspomnień, refleksji i zadumy. W sumie czas melancholii. Ostatnio też pewnego stresu powodowanego przez paradowanie po polskich miastach bandziorów „zamawiających po pięć piw naraz”.

Jesienno-nostalgiczne wizyty nad Zatoką Pucką każą mi wspominać początki mojego żeglowania. Oczywiście każde z pierwszych pływań było swoistą, do dziś pamiętną, przygodą, poznawanie kolejnych portów szczególnie, trochę o tym już wspominałem we wcześniejszych odcinkach.

Ostatnią chronologicznie z tych zatokowych wielkich przygód była Kuźnica. Przygoda była tym ciekawsza, że był to jedyny port zatokowy, gdzie po raz pierwszy wchodziłem samodzielnie, jako KAPITAN, a nie załoga. A żeby było ciekawiej, przechodziłem od Pucka na skróty Kuźnicką Jamą i do tego oczywiście bez żadnych pomocy nawigacyjnych. Na zdjęciach poniżej widać przejście, dziś zablokowane przez nowy falochron (obecnie droga na skróty prowadzi mniej więcej w jedną trzecią odległości pławy „KUŻ” od główek). Trzeba było żeglować z Pucka w kierunku „suchej rewy” i tuż przed mieliznami wejść w Kuźnicką Jamę, mając za rufą kępkę wielkich drzew (Beka) w ujściu Redy, a na kursie mniej więcej ostatnie domy od strony Chałup.

 

/

Kuznica – dzis

..

 

Gdy odkrywałem dla siebie Kuźnicę była to mała rybacka wioseczka, wyróżniająca się strzelistą wieżą kościoła, a przystań to po prostu kilkadziesiąt metrów nieosłoniętego nabrzeża, do którego końcówki dało się podejść balastowym jachtem. Kilka otwartych łodzi z pykającymi wolnoobrotowymi dieslami, sklepik, restauracja „Dariusz”. Latem działała smażalnia ryb, prowadzona przez była więźniarkę Ravensbruck, Panią Halinę, zwaną przez niektórych Halą Rybną. Dla gdynian to takie specyficzne skojarzenie: w Gdyni jest słynna Hala Targowa, a obok niej część rybna, zwana Halą Rybną.  Tuż przy brzegu Zatoki linia kolejowa, jak dziś niemal na plaży i wąska szosa. Pusta, co dziś trudno sobie wyobrazić.

 

/

Kuznica do 2012

.

ziś Kuźnica jest niemal tak samo ruchliwa latem, jak inne miejscowości na Półwyspie, a port urządzony, nowoczesny i za ogół zatłoczony. Szkółki kejciarzy, wypożyczalnia sprzętu wodnego, kilka knajpek, ba, nawet bankomat. Nadal w Kuźnicy spotykam fajnych, życzliwych ludzi. Niestety, niektórzy odchodzą – w tym roku zniknął z krajobrazu Stasiu, zawsze siedział na ławeczce, każdego pozdrowił, do każdego zagadał... Jak w „Mistrzu” Skowrońskiego w pamiętnym spektaklu Teatru Telewizji z wielkim Januszem Warmińskim:  Ja żyję... JA ŻYJĘ!

Cofamy się w czasie. Kilkaset lat temu Kuźnica leżała na wyspie! Stąd jej kaszubska nazwa: Kusfeld, co dosłownie znaczy „miejsce pocałunku”. W cieśninach oddzielających ją od sąsiedniego lądu „całowało się” Wielkie Morze z Małym Morzem. Prowadziło tamtędy przyjście z Pucka na Bałtyk.

/

Wiek XVII (mapka odwrócona o 180 stopni)

.

Pod koniec I połowy XVII wieku, gdy Puck stał się bazą floty Władysława IV, założyciel mojego miasta, Jakub Wejher pobudował dwa, mające bronić dostępu do niego, forty: Władysławowo i Kazimierzowo. Niestety, śmierć króla i katastrofa Rzeczypospolitej zapoczątkowana powstaniem Chmielnickiego, spowodowały, że i flota i szańce istniały tylko kilka lat.

No i na koniec wyjaśnienie tytułu dzisiejszego tekstu. Otóż całkiem niedawno piasek odsłonił tuż przy brzegu zakopany parowóz! Tajemnica jego pojawienia się jest prosta. W końcówce wojny Niemcy uczynili z Helu ostatni bastion ucieczki przed nacierającym „Iwanem”. Aby opóźnić zdobycie Helu dokonali próby przerwania Półwyspu w najwęższym miejscu, na zachód od Kuźnicy. A dodatkowo postarali się umocnić to miejsce, aby utrudnić posuwanie sie wojska (dość skutecznie, o ile Wielka Wieś została zdobyta 13 marca, o tyle Wehrmacht trwał w Helu do 9 maja). Dla uniemożliwienia przejścia radzieckich żołnierzy wzdłuż plaż, z obu stron Półwyspu wprowadzono do wody szeregi parowozów, budując w tym celu prowizoryczne odgałęzienia torów. Po wojnie część parowozów wysadzono, część wydobyto i ponownie uruchomiono. Jeden pozostał, przykrył go piasek i odsłonił po pół wieku.

/

Źródło: Muzeum Kolei Helskich (za Internetem)

.

I tak to bywało... Zrobiło się cieplej?

Żyjmy wiecznie!

17 listopada 2019

Andrzej Colonel Remiszewski

Tekst zawiera osobiste, prywatne i subiektywne obserwacje autora.

======================================================================================================

Ilustracja do komentarza Colonela - fot. Aleksander Celarek.


 

 

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3560