UFAJ, SPRAWDZAJ, UBEZPIECZAJ SIĘ
z dnia: 2019-09-28


Przekręty pojawiają się tam gdzie są pieniądze. A gentlemani ponoć o pieniądzach nie rozmawiają, no bo

przecież  je mają. Problem w tym, że żeglarstwo, nawet regatowe niestety także przestaje być domeną

gentlemanów.

Całe szczęście, że my tu mamy przejrzystą, także survivalową   „Bitwę o Gotland”.

A tu dziś mamy o tych sprawkach korespondencję Francji od Andrzeja Kowalczyka.

Rzecz traktuje o zeszłorocznym fiasku startu Polaków w słynnych regatach Sydney-Hobart spowodowanych

oszustwem.  Oszustwa nas otaczają. Nie tylko partii u nas rządzącej. Wczorajsza prasa donosi o sfałszowanych

przez FIFA wynikach plebiscytu  na piłkarza roku (Leo Messi). Mój Boże !

Autora i Synka pozdrawiam !

Zyjcie wiecznie !

Don Jorge

-----------------------------------------

Aktywne wakacje pod żaglami.

W zasadzie są dwa sposoby spędzania wakacji. Wyjazd indywidualny lub zorganizowany za pośrednictwem biura podróży. W przypadku jednak, gdy wakacje chcemy spędzić na jachcie tych możliwości jest trochę więcej. Zacznę od konkretnego przykładu.

Późną jesienią 2018 roku Yacht Club Sopot ogłasza start polskiej załogi w prestiżowych regatach Sydney – Hobart. Kapitanem 20-osobowej załogi jest doświadczony żeglarz oceaniczny Zbigniew Gutkowski. Poza nim sopocki klub zapewnia jeszcze pięciu innych doświadczonych żeglarzy. Pozostałe 14 miejsc na jachcie, to szansa na tytułowe aktywne wakacje pod żaglami. Trzeba przyznać, że dla każdego żeglarza to wielka szansa. Mieć w swoim żeglarskim CV udział w regatach Sydney – Hobart to nobilitacja. Co prawda wpisowe 12.500 euro dla członków klubu albo 14.500 euro dla pozostałych żeglarzy może wydawać się wysokie. Ale przecież regaty odbywają się dokładnie po drugiej stronie globu i to na bolidzie węglowym wartym kilkaset tysięcy euro. No i światowa ranga regat, o czym wspomniałem ale co warto podkreślić. Nic dziwnego zatem, że załoga zostaje błyskawicznie skompletowana i pozostaje tylko pozazdrościć i snuć domysły co do szans na dobre miejsce.

Tu pozwolę sobie na kilka słów wyjaśnienia. Otóż inicjatywa Yacht Clubu Sopot nieco wychodzi poza ramy indywidualnego czy zorganizowanego sposobu spędzania czasu wolnego. Yacht Club nie jest biurem podróży, a więc nie figuruje w Rejestrze Organizarorów Turystyki i Pośredników Turystycznych.  Co jest, jak się za chwilę okaże, bardzo istotne. Uczestnicy wyjazdu na te regaty nie są też czarterującymi jacht. Prawnie ich sytuacja jest zbliżona do osób, które kupują wycieczkę statkiem. Ale tylko zbliżona albowiem, jak już zaznaczyłem, Yacht Club Sopot nie jest biurem podróży. Gdyby był, moglibyśmy przytoczyć tu historię „Rejsclubu” z Gdańska, biura podróży, które sprzedawało wycieczki jachtami i statkami po czym splajtowało na początku 2018 roku. Dlaczego akurat nawiązuję do plajty? Nie przypadkowo.

Oto dosłownie na godziny przed startem regat Sydney – Hobart, zdumionej polskiej załodze organizator regat blokuje jacht pod zarzutem falszerstwa dokumentów ubezpieczeniowych. Oczywiście, ani kapitan ani załoga nie mają z tym nic wspólnego. Szybko okazuje się, że i organizator wyjazdu, czyli sopocki Yacht Club, też nie ma z tym nic wspólnego. Po prostu, właściciel jachtu aby do minimum ograniczyć koszty, podrobił licencję ubezpieczeniową. W konsekwencji polska grupa wraca do Polski a Yacht Club Sopot rozpoczyna procedurę prawną. Trzeba przyznać, że robi to profesjonalnie i z analizy postępowania wynika, że strat nie ponosi.  Koszta prawne to jednak 200 tys. złotych i od decyzji sądu zależy czy będą zwrócone.

Jest tylko jedno „ale”. Otóż, gdyby YCS był biurem podróży, uczestnicy nieudanego wypadu na regaty otrzymali by zwrot opłat za „wycieczkę” z funduszu gwarancyjnego. Ale jak już zaznaczyłem YCS biurem podróży nie jest. O ile prawnicy zatrudnieni przez YCS sprawnie zabezpieczyli żądania swojego klienta wobec właściciela jachtu, o tyle żądania żeglarzy o zwrot wpisowego na regaty których nie było, sprawia prawnikom problemy nie do rozwiązania. Jedyna propozycja, oczywiście odrzucona przez poszkodowanych, jest taka: oddamy wam pieniądze jak uzyskamy odszkodowanie od właściciela jachtu. Nota bene propozycja ta jest zgodna z umową którą YCS zawarł z uczestnikami regat.

Sprawa trwa już prawie rok. A może trwać jeszcze długo. Nie mnie ferować wyroki. Ale gdy szukałem informacji do tego tematu okazało się, że w organizacji tego typu „imprez” YCS nie jest w Polsce osamotniony. Taki sam sposób wypoczynku proponuje żeglarzom „Sailing Poland”. W podobny sposób zachęca do udziału w regatach „Tarnacki Yacht Racing”. Recepta podobna: my dajemy jacht i doświadczonego sternika, albo w przypadku regat i większego jachtu, poza sternikiem jeszcze jednego czy dwóch doświadczonych żeglarzy, a reszta załogi płaci wpisowe i rozkoszuje się uczestnictwem w światowych regatach.

Nie jest moim zadaniem „wylewanie dziecka z kąpielą”. Regaty oceaniczne to drogi sport i bardzo dobrze, że żeglarze znaleźli sposób jak w nich uczestniczyć. W opisywanym przypadku nieudanego startu w regatach Sydney – Hobart, nikt poza właścicielem jachtu /obywatel jednego z krajów Południowej Ameryki/ nie naruszył prawa. A jednak żeglarze, którzy wpłacili wysokie wpisowe okazali się najbardziej poszkodowanymi.  Czy słusznie? Jeżeli nie, to czy jest możliwość zabezpieczenia się przed podobnymi „wpadkami”. 

Po pierwszych plajtach biur podróży, Ministerstwo Sportu i Turystyki wprowadziło uregulowania prawne broniące interesu chętnych na zorganizowany wypoczynek. Czy w tym, opisywanym przypadku i wobec rozwijania się tego typu usług nie należy oczekiwać od właściwego ministerstwa podobnej inicjatywy?

 

Andrzej Kowalczyk

Agde, 23 września 2019

 

 

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3540