„MILAGRO IV” ODBUDOWANY
z dnia: 2019-09-23


Nie, nie - to jeszcze nie cztery dekady, ale nie wiele brakuje. Od mieczówki „Milagro IV” zaczęły się moje morskie locyjki, bo „Zalew Wiślany” i „Zatoka Gdańska” powstawały na poprzednim, czyli  – „MILAGRO III”. Tak jak wszystkie moje jachty po zakończeniu służby poszły do ludzi. O losach trzech pierwszych łódek nie mam wiadomości. Informacji o „czwórce” szukałem w Internecie i w końcu dowiedziałem się że stacjonuje na jeziorach mazurskich, że pod wpływem słodkiej wody zbielała i zmieniono jej nazwę na „Livia”. A pózniej ślad się urwał, bo ponoć łódka zarosła w oczeretach.

MILAGRO IV. Rok 2018 - stan surowy.
.

Jachcik dostał teakową makietę pokładu
.
.
"MILAGRO IV". Rok 2019 - końcowa faza odbudowy
.
To musiała być dla tej ambitnej mieczówki straszna tortura, boć to przecież jawna degradacja. Jachcik, który między innymi zawijał do sowieckiego Swietłyj, wszystkich polskich portów otwartego morza, porcików Bornholmu, Kalmarsundu, wzbudził zgorszenie kadry szkoleniowców w Trzebiezy, enerdowskiego Sassnitz – ba nawet do Kopenhagi po zmianie właściciela został udupiony (pardon) w oczeretach.  Zaczęło to się jeszcze za czasów PRL-u. Jachcik budowany był chałupniczo w ogrodzie przydomowym, choc skorupy kadłuba i pokładu zostały wylaminowane w „Hali laminatów” macierzystego JKM „Neptun” w Górkach Zachodnich. To się wtedy u nas nazywało „budowa systemem gospodarczym”. Taka peerelowska mutacja „do it yourself”. Konstrukcja niesłychanie prymitywna. Nawet knagi wypiłowywałem z prostopadłościanu aluminiowego. Fały przywiozłem z podróży służbowej do ZSRR. Kupiłem je tam jako linki do suszenia bielizny. Zrazu białe, z czasem brązowiały i robiły się sztywne. Niesłychanym ułatwieniem pracy było wejście w posiadanie wyrzynarki do sklejki m-ki Black & Decker. Posiadanie jachtu w tamtych czasach było obarczone absolutną ekskluzywnością. Barierą tej ekskluzywności była pracowitość, zaradność i dwie prawe ręce do roboty. Bo drodzy Czytelnicy SSi - czy dziś ktoś z Was ma pojęcie jak się samodzielnie forniruje w garażu sklejkę iglastą „zorganizowanym” sobie pokątnie fornirem mahoniowym ?  Czy wiecie, że wybudowę wnętrza nierzadko trzeba było wykonywać przy użyciu kleju kazeinowego ? Luksusem był klej AG i lakier poliuretanowy. Ale były już żagle dakronowe ! Czy wiecie, że za linki sztormrelingów służyły linki celne TIR-ów ?  Oczywiście sztagi, wanty, achtersztagi to były stalowe liny ocynkowane. Ściągacze także. I że tego wszystkiego przecież w sklepie wędkarsko- wodniackim na ulicy Czopowej się kupić bardzo rzadko udawało.  Porównajcie standard wykończenia i wyposażenia  wnętrza „czwórki” tamtych czasów z salonami dzisiejszych jachtów.

Żeglowanie mieczówką po Bałtyku nie było wtedy powszechne. Oj nie było !

Starali to utrudnić pospołu zarówno ówcześni szkoleniowcy Związku (5-cio szczeblowa drabina patentów), lobby inspektorów nadzoru technicznego (Orzeczenie o zdolności żeglugowej), administracja morska (Karty Bezpieczeństa i odprawy portowe) oraz strażnicy szczelności naszych granic – Wojsko Ochrony Pogranicza. Tak, tak – byle kto na morze, a zwłaszcza na obce wody  nie za bardzo mógł się wyrwać. I w takich warunkach mieczówka „MILAGRO IV” wałęsała się po Bałtyku.

O urokach żeglowania na jachciku „MILAGRO IV” napisałem kilka krótkich opowiadanek. Jedną z nich możecie przeczytać tu: http://kulinski.navsim.pl/art.php?id=977&page=0

Kadłub odformowany.

.

  

"MILAGRO IV" - mesa                                                                               "MILAGRO IV" - stół nawigacyjny

.


W oczekiwaniu na pograniczników - pan w czapce to Eugeniusz Ziółkowski

.


"MILAGRO IV" w Swietłyj

.


"MILAGRO IV" w Ronne

.

.


"MILAGRO IV" w Sassnitz

.


"MILAGRO IV" na Christianso

.

.W pewnym momencie doszedłem do wniosku że z „czwórki” wyrosłem. Zapragnąłem mieć „prawdziwy”, balastowy jacht – sprawdzonej dzielności. Rozpocząłem budowę jachtu „carteropodobnego”, a „czwórka” poszła do ludzi. Nabywca użytkowanej dotąd łódki opowiadał mi jakie to on ma ambitne morskie zamiary, gdzie to on „czwórką” pożegluje. Były to tylko czcze przechwałki. Jacht poszedł między trzciny i sitowie. Niestety.

Stosunkowo niedawno kolejnym właścicielem jachciku został  Bogdan Izbicki, który w podwarszawskiej Iwicznej podjął dzieło odbudowy zdewastowanej jednostki. Przy okazji dokonał jej unowocześnienia i „ubogacenia”. Na przykład pokład dostał makietę teakowa, na rufie pojawił się samoster. Wyobrażam sobie jakiej metamorfozie (luksusy) uległ wystrój wnętrza.

Najważniejsze, że jacht przygotowany jest już do powrotu na morze. Nie tak od razu ale przez Zalew Wiślany i Zatokę Gdańską. Jego pojawienie się w Tolkmicku lub Fromborku zostanie przez SSI odnotowane i zilustrowane. To sprawa sentymentu i szacunku dla rzeczywistego „oldtimera”. Bardzo mnie cieszy, że Bogdan przywrócił nazwę „MILAGRO”.  Może ktoś na Zalewie (Wład Schischke, Gienek Daszkiewicz, Roman Rąbalski..) wspomni wspólne dawne, dawne oranie Zalewu.

News ten potraktujcie proszę jako skromny przyczynek historyczny. Jeszcze nie jako temat prezentacji starych łódek w serii ilustrowanych felietonów „Jachty niezwykłe”  JurKa Klawińskiego w „ŻAGLACH”. Ale może kiedyś, na przykład z okazji 50-lecia?

Kamizelki zawsze !

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

 

 

 

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3539