O UROKACH ŻEGLOWANIA KONTEMPLACYJNEGO
z dnia: 2019-08-23


W moim odczuciu jest to opowiadanko o powrocie na jeziora. Trochę do mnie nie trafia, jako że nigdy nie gustowałem  

w powrotach, powtórkach, tak jak w powrotach do dziewczyn po rozstaniu.

Łatwo opanowuje mnie znudzenie i poszukiwanienowości. Tylko moja Edytka mnie nie nudzi. Ale gusta są różne.

Na całe szczęście.

No jeszcze sny.

Rozmyślania kanikułowe Eugeniusza Ziółkowskiego.

Wkrótce newsy Tarczyńskich i Colonela.

Czuwajcie w kamizelkach !.

Zyjcie wiecznie !

Don Jorge

---------------------------------

.Drogi Jurku,

Przyznaję się do popełnienia grzechu malkontenctwa w okresie kanikuły. Dla odmiany poniżej fragment większej całości z gatunku „pięknie i radośnie”. Życzę wszystkim Czytelnikom SSI, aby opisany poniżej koszmar, przyśnił się najbliższej nocy.

Gienek

-----------------------

Psia wachta 29 – jeziorowa

Weekend

Piątek po południu. Jest dobrze, dwadzieścia stopni Celsjusza, równy wiatr z południa i dobra prognoza. Torba z zapasami jedzenia na trzy dni do bagażnika. Odpalam samochód i w drogę.

Wdzydze Kiszewskie. Wieś na końcu drogi, która topi się w Jeziorze Wdzydze. Wieś, która przez pięć miesięcy letniego sezonu tętni turystycznym życiem.

Podjeżdżam samochodem blisko pomostu, przy którym na wodzie wciśnięty pomiędzy y-bomy, skrępowany czterema cumami stoi nasz jachcik. Nasz, dlatego, że spędzamy na nim czas wspólnie z żoną, ten weekend to wyjątek. Określenie jachcik pasuje do naszego pływadełka. Ma tylko trochę ponad sześć metrów, ale obszerna kabina z wysokością stania i wyposażenie, takie samo jak u jego większych kolegów pływających po morzu, upoważnia go do używania nazwy jacht, a nie żaglówka.

Wchodzę na pokład, idę po burcie do kokpitu. Czuje pod stopami, jak jacht oddaje pierwszy przechył od mojego ciężaru dodatkowym parciem na podeszwy butów. W tej samej chwili ustala się nasz wspólny środek ciężkości. Jesteśmy razem, tworzymy trudną do zdefiniowania i wytłumaczenia szczególną więź między żywym organizmem człowieka a konstrukcją wykonaną z materii nieożywionej. Żeglarze traktują jacht jak przyjaciela, który odda w dwójnasób wszystko to, co mu damy, powierzymy, udoskonalimy. Każda część jachtu ma swoje przeznaczenie, jej prawidłowe działanie decyduje o bezpiecznej, przyjemnej żegludze a czasami nawet o życiu. Dlatego jacht nie jest tylko przedmiotem, środkiem komunikacji, hotelem na wodzie. Jacht wraz z człowiekiem tworzy wspólny byt, wrażliwy na impulsy otoczenia, reagujący na zmiany i zagrożenia.

Otwieram zejściówkę, wchodzę do wnętrza, pakuję zapasy na swoje miejsce, wykonuję kilkanaście pozostałych rutynowych czynności. Mocuję elektryczny silnik na pawęży, sprawdzam stan naładowania baterii - solary prawidłowo wykonały swoje zadanie i naładowały ją prądem w stu procentach. Sprawdzam zapas świeżej wody i mogę już wypłynąć z przystani. Wszystkie te czynności wykonuję bez pośpiechu, należą one do swoistego rytuału, będącego początkiem wypoczynku, relaksu na wodzie.

Zdejmuję cumy, uwolniony jacht opuszcza przystań na silniku. Wiatr jeziorowy, kierunek i siła w dużej mierze zależna od ukształtowania terenu. Dzisiaj woda lekko pomarszczona.

Stawiam żagle i namawiam jacht do płynięcia w kierunku obranego celu. Jest posłuszny, wiatr wypełnia delikatnie żagle, płyniemy. Wokół cisza, jest już po sezonie, nie słychać pracowicie skrzypiących rowerów wodnych, nawoływań, nie słychać niesionych po wodzie zbyt głośnych rozmów podekscytowanych adeptów żeglowania.

Słychać ciszę.

Różnorodne kształtem i wysokością brzegi jeziora emanują majestatem, spokojem. Ich neutralność i obojętność, trwanie, jest stabilnym punktem podparcia dla rozbieganych myśli, matrycą, na której porządkuję się chaos. Codzienne problemy bledną, tracą ostrość, część pozostaje na brzegu, resztę stopniowo wchłania otwarta przestrzeń, wsparta na płaszczyźnie wody.

Słuch wychwytuje dźwięki dotychczas niesłyszalne, ignorowane przez mózg. Pomarszczona woda delikatnie, ale stanowczo rozbija się o kadłub w przyspieszonym rytmie. Dźwięk jest wysoki, czysty i orzeźwiający. Napięta linka topenanty pobudzona niewielkim szkwałem wpada w wibracje i naśladuje werbel. Lekki przechył ożywia wiele przedmiotów. Każdy z nich przypomina charakterystycznym dźwiękiem o swoim istnieniu.

Płynę w głąb znanej zatoki, gdzie ostatnio złowiłem parę dużych leszczy. Wokół nie ma żywego ducha. Jest późne popołudnie, zbliża się wczesny jesienny wieczór.

Zrzucam żagle i wolno siłą inercji wpływam w trzciny. Rozchylają się miękko, bez oporu przyjmują cały kadłub jachtu. Zatrzymałem się tak, jak chciałem, idealna pozycja. Zawietrzny brzeg, poza linię trzcin w kierunku otwartej wody wystaje tylko rufa. Wokół spokojna, gładka woda chroniona od wiatru wysokim brzegiem porośniętym lasem i trzcinami.

Porządkuję zrzucone żagle, liny, robię miejsce na wędki. Wyjmuję z rufowej bakisty dwa zestawy do wędkowania. Zbliża się koniec jesiennego dnia, najlepsza pora do połowu dennego……………………….,

Czekam na brania………………

Czas na przygotowanie wczesnej kolacji. Czajnik z wodą stawiam na maszynce gazowej, wyjmuję chleb z pojemnika pod koją, a masło i ser z lodówki. Smaruję masłem trzy kawałki chleba i okładam serem.

Gwiżdże czajnik, zalewam herbatę. Wynoszę kanapki i herbatę na zewnątrz do kokpitu. Jem powoli, dostosowując się do tempa wolno chowającego się za korony drzew słońca.

W cieniu temperatura natychmiast spada o parę stopni. Zakładam polarową kurtkę i mogę spokojnie usiąść w kokpicie, popijać piwo i kontemplować wszystko to, co z otoczenia mogą jeszcze odebrać osłabione przez cywilizację zmysły.

Wraz z chowającym się za lasem słońcem, dotychczas żywe kolory tracą wyrazistość pokrywane narastającą szarością. Odległy brzeg staje się ciemnym pasem leżącym na wodzie, równym od dołu, od góry zróżnicowany zmienną wysokością terenu i koronami drzew.

Niebo jest jeszcze jasne, do zachodu słońca pozostało kilkadziesiąt minut. Na tle bladego jesiennego błękitu przesuwają się kluczowe formacje kormoranów

Kormorany są gatunkiem, który zmieniając źródło pozyskiwania pożywienia z lądowego na wodne, nie został do tego odpowiednio przygotowany przez naturę w procesie ewolucji.

Pióra kormorana nie są przystosowane do nurkowania, brak im odpowiedniego natłuszczenia. Ta szybka ścieżka rozwoju spowodowała dużo większe zapotrzebowanie energetyczne, a w praktyce wyjątkową żarłoczność

Czarne eskadry kormoranów uzupełniają na niebie dużo mniej liczne klucze żurawi i pojedyncze czaple.

Niebo ciemnieje opuszczane powoli przez zachodzące słońce. Dodatkowo od zachodu pojawia się szaro-granatowy wał chmur, zwiastun zmiany pogody.

Zwijam wędki, dzisiaj wyjątkowo ryby nie współpracowały, może to wina zmieniającej się pogody, kormoranów lub wędkarza. Na śniadanie będą jajka zamiast ryb.

W resztkach wieczornej poświaty widzę jeszcze opływającego moje stanowisko bobra. Znad wody wystaje tępy nos i czujne oczy. Płynie cicho i tylko układająca się w stożek fala zdradza jego wielkość. Zniknął za trzcinami, za chwilę wraca. Ten ostrożny wodnoleśny drwal sprawdza, czy nie grozi mu żadne niebezpieczeństwo. Zaliczyłem test pozytywnie. Nie przejmując się moją obecnością, kilkanaście metrów dalej wychodzi na brzeg i idzie do jadalni. W dzisiejszym menu – osika i brzoza.

Chmury zasłaniają już prawie całe niebo. Będzie ciemna bezksiężycowa noc.

Sprawdzam, czy wszystko na pokładzie zamocowane, czy liny nie zwisają zbyt luźno w pobliżu masztu. Rzucam kotwicę z dziobu, zabezpieczając się przed niespodziewanym wywianiem jachtu na jezioro. Mycie zębów i wszystkiego, co tam jeszcze trzeba, i pod pokład.

Przewiduję nocną temperaturę na poziomie dziesięciu stopni. Zasłaniam otwór zejściówki do połowy, będzie dużo świeżego powietrza. Pozostały część zasłaniam moskitierą. Można już zapalić światło. Pod pokładem sucho, ciepło i przytulnie. Pidżama, ciepła kołdra, poduszka, jak w domu, tylko pora dziwna. Na zewnątrz noc, patrzę na zegarek, dochodzi dwudziesta. Jak tu iść spać z czterogodzinnym wyprzedzeniem narzuconym przez naturalny rytm dnia? Czytam przez pół godziny książkę, powoli robię się senny. Może jednak należy kłaść się spać po zachodzie słońca, a nie po zachodzie programu telewizyjnego.

Zasypiam.

 

Eugeniusz Ziółkowski

 

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3520