NIGDY NIE BYŁO I NIE BĘDZIE
z dnia: 2018-12-18


Uwierzcie człowiekowi staremu, który przeżył nie tylko to, o czym przypomina Bogdan Sobiło – rówieśnik mojego synka.

Absolutna większość Czytelników i Skrytoczytaczy SSI nie potrafi już sobie wyobrazić z jakiego gówna (pardon) zostaliśmy

wydobyci. Bo to nie prawda, że to nasza zasługa. Tak się akurat zdarzyło, że nasz prześladowca na moment opadł z sił.

Chwała tym z Rodaków, którzy potrafili ten moment rozpoznać i wykorzystać. I dlatego ceńmy obecną wolność i dobrobyt,

nawet w okresie chwilowych kłopotów „dobrej zmiany”, którą historycy w przyszłości wprowadzą do podręczników historii

jako „czarna  dziura” - okres wstydu. Dlatego ze wszystkich dziedzin nauk humanistycznych najbardziej cenię historię.

Bo to jest najbliższa naukom ścisłym, operującymi faktami i kalkulacjami. Cieszcie się – od czasów Mieszka I Polacy nie

mieli tak dobrze. Nie zmarnujcie sukcesów czasu teraźniejszego. O „wybierających wolność” desperatach opuszczających

jachty w Holtenau – pisałem w jednej z mych locyjek. Teraz  tylko napomknę jak to grubym słowem (za peerelu)  potraktowałem

jednego z gdyńskich kapitanów, który spróbował pochwalić mi się jak udaremnił ucieczkę załoganta z prowadzonego przez

niego jachtu. To był facet zaczadzony, otumaniony. Rozejrzyjcie się dookoła czy nikogo w podobnym stanie nie dostrzegacie teraz..

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

-----------------------

Kochany Don Jorge!

Przeglądając w ramach świątecznych porządków biblioteczkę, natknąłem się na uchwałę nr 5 XXX Sejmiku PZŻ z kwietnia 1983.

Jak pamiętamy trwał wtedy jeszcze Stan Wojenny. Po ogłoszeniu wojny z narodem 13 grudnia 1981 r., w środku sezonu 1982 władze wojskowe zezwoliły na żeglowanie po wodach morskich, ale tylko w pasie wód terytorialnych.

Granice były pilnie strzeżone przez Wojska Ochrony Pogranicza, i nie tylko. Bardzo szczegółowe przepisy i kontrole mocno ograniczały możliwość żeglowania. Byli żeglarze, którzy tą drogą, tj. w poprzez udział w rejsie morskim "wyrywali się na wolność" i uciekali z ponurej klatki o nazwie Polska Rzeczpospolita Ludowa, w której brakowało wszystkiego, z wyjątkiem milicji i  wojska na ulicach.

Pamiętam, jak we wrześniu 1984 roku w Basenie Jachtowym w Gdyni członkowie jednego z klubów gorączkowo szukali żeglarzy z paszportem. Przyczyna tych poszukiwań była wtedy prozaiczna - jacht klubowy stał w fińskim porcie. Cala załoga wybrała wolność i poprosiła o azyl. Tak samo postąpiła szkieletowa załoga wysłana w celu sprowadzenia jachtu!

Szukano więc już trzeciej ekipy.

Polskie radio i telewizja z regularnością większa niż kolejowy rozkład jazdy donosiły (popularne określenie nie tylko w tamtych czasach) o porwaniach samolotu LOT. Najczęściej wybieraną "destynacją" było lotnisko Tempelhof w ówczesnym Berlinie Zachodnim (najbliższy kawałek normalnego, zachodniego świata).

W środowisku żeglarskim krąży opowieść (w żargonie młodzieży "legenda miejska") o dezercji żeglarza z pokładu górniczego jachtu „Karlik”. Podobno w pobliżu Gotlandii wskoczył do wody i chciał wpław dotrzeć do zbawczego, szwedzkiego lądu. Kapitan przerażony karami, jakie mogą na niego nałożyć władze PRL, wyjął rakietnicę, a po kilku zlekceważonych przez pływaka-uciekiniera ostrzeżeniach, zaczął strzelać. Na to z kolei zareagowała szwedzka Straż Wybrzeża. Strażnik peerelowskiej "praworządności" trafił do ciupy, a uciekinier natychmiast otrzymał azyl polityczny.

Po powrocie do kraju kapitan „Karlika”  miał dostać odznaczenie "Za zasługi dla obronności PRL". Brzmi jak film nieodżałowanej pamięci Stanisława Barei, ale pamiętam tamte czasy na tyle dobrze, by niczemu się nie dziwić.

Może ktoś z P. T. Czytelników potwierdzi albo zaprzeczy?

I jeszcze kilka słów o Uchwale nr 5, która jako żywo przypomina osławiony "Paragraf 22".

Twórcy uchwały powołują się na "dobre imię polskiego żeglarstwa". Najwidoczniej dla nich ucieczka z niesuwerennego kraju, w którym za jakąkolwiek krytykę władz można było wylecieć ze szkoły, stracić pracę, przejść przez "ścieżkę zdrowia" czy wylądować przed trybunałem sędziów w wojskowych mundurach, a po 12,5 dkg masła z kartkowego przydziału w sklepie "Społem" stało się w kolejce przeciętnie 3 godziny, była "plamą na honorze".

Analizę prawną owego kuriozum  pozostawię fachowcom. Zwraca tylko moją uwagę zapis: "Uchwała ma zastosowanie do przedmiotowych czynów popełnionych po 16 kwietnia 1978 r.". Niby "prawo nie działa wstecz", ale w PRL wszystko było możliwe.

Liczę na ożywioną dyskusję nad owym "dokumentem".

 

Żyj wieczn i jeszcze rok dłużej koniecznie!

Pozdrawiam serdecznie z ośnieżonego Grodu Smoga

Bogdan

Uchwała nr 5 XXX Sejmiku PZŻ z dnia 16.04.1983 r.

Wobec wielu przypadków samowolnego, trwałego opuszczenia polskich jachtów morskich za granicą, kierując się troską o zachowanie dobrego imienia żeglarstwa polskiego oraz w celu uniknięcia konieczności odstępstw od zasad określonych w Żeglarskich Przepisach Dyscyplinarnych 30 Sejmik PZŻ uchwala, co następuje:                                                §1.

1. Każda osoba legitymująca się dokumentem wydanym przez PZŻ, która samowolnie i na trwale opuściła polski jacht lub ekipę sportową za granicą, jest zawieszona we wszelkich uprawnieniach wynikających z przynależności do społeczności żeglarskiej.

2. Zawieszenie trwa od momentu popełnienia czynu, o którym mowa w ust. 1, do czasu wydania prawomocnego orzeczenia dyscyplinarnego przez właściwa komisję dyscyplinarną.

                                                                       §2.

Wykonanie Uchwały powierza się Zarządowi Głównemu PZŻ.

                                                                       §3.

Uchwała ma zastosowanie do przedmiotowych czynów popełnionych po 16 kwietnia 1978 r., które nie były przedmiotem prawomocnych orzeczeń dyscyplinarnych Komisji Dyscyplinarnych, oraz do przedmiotowych czynów, które popełnione będą w przyszłości.

 

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3439