POSŁOWIE „SZPICZASTEGO LĄDU”
z dnia: 2018-07-04


 


Bardzo się cieszę, że recenzja książki Jarosława Czyszka  (http://kulinski.navsim.pl/art.php?id=3372&page=0 ) podoba się

nie tylko Czytelnikom SSI,nie tylko nabywcom „SZPICZASTEGO LĄDU”, ale nawet i Autorowi.

A Autor jest wymagający, precyzyjny, drobiazgowy. Piszę, że „nie drze kotów z Colonelem”, że dementuje. To prawda,

że „dementi” zazwyczaj  i najczęściej jest  wiarygodną informacją (przemilczę aktualne doniesienia mediów), ale akurat w

tym miejscu Jarek o czymś zapomniał. A mój komputer jest pamiętliwyi mam pewien zapis o „granicy dobrego smakuJ

Tyle, że ja z wiekiem staję się coraz bardziej dobrotliwy i nie lubię dokuczać.

No – chyba, że chodzi o Marysia Lenza, który tego na szczęście  nie czyta, bo akurat buja się na śródziemnomorskiej fali.

Czytajcie „Szpiczasty ląd”.

Zyjcie wiecznie !

Don Jorge

=================================================

Don Jorge,

Fotografie: „Eltanin” w Barentsburgu, dobrze widoczny ponton w pozycji spoczynkowej.
Widok na rufe jachtu, ponton przymocowany pasem ładunkowym i wypełniony rozmaitymi szpejami.
"Marynizowana" antena Wi-Fi
Fragment systemów nawigacyjnych, od lewej, echosonda (niewidoczny na fotografii radar), monitor 12 DC, komputer podwieszony pod sufitem.
Żyj wiecznie
Pozdrowienia

Jarek Czyszek

___________________________________

Nie ma, podobno, bardziej wiarygodnych informacji niźli te zdementowane. Dementuję zatem, bym darł koty z "Colonelem" Remiszewskim. Po pierwsze, bo nie wypada, znamy się z pułkownikiem lat ponad czterdzieści od czasów gdy zjechał wtedy do Helu, nie do uwierzenia prawie dzisiaj, wraz ze znaną bardzo ówcześnie szansonistką krajowego, najmniej, formatu i w chwilach wolnych odinnych zajęć zajął się edukacją żeglarską wśród miejscowej, małoletniej, gawiedzi. Niewiele z tego pamiętam co prawda, mały byłem, niemniej jednak łączy nas nić taka sama, mniej więcej, jak pomiędzy uczniem a mistrzem i w tym jest także mój podziw ówczesny co do owej szansonistki. Zatem, nie, także i po drugie.

Dziękuję Andrzejowi za garść dobrych słów o mojej książce. Tym bardziej, że należał także do grona pierwszych jej czytelników i przekazał szereg konstruktywnych uwag co do tekstu. Wyłapał nawet pewne niekonsekwencje w tej jego wersji, która już była w drukarni i było już za późno aby je poprawić. Wszelkie zatem nieścisłości i błędy edytorskie obciążają tylko mnie a tym wszystkim,  którzy przyłożyli swoją rękę do korekty tekstu chciałbym w tym miejscu podziękować. Pierwszym, w ogóle, jej czytelnikiem i głównym doradcą merytorycznym był Wacek Sałaban, którego uwagi były tym bardziej znaczące, że ma za sobą kilka sezonów żeglugi pośród norweskich fiordów, w tym dwie subpolarne zimy, wraz z jachtem, spędzone na Lofotach. Czuje zatem północne klimaty bo są to także i jego przeżycia i czucia.

Dzięki.

Tekst ma dwu głównych bohaterów; dziecko i „Eltanina”. Dziecko kończy właśnie, na tankowcu, rejs z Jokohamy i z Zatoki Adeńskiej pisze mi message, że to książka głównie o mnie i o motorze. AIS jego statku jak byk wyświetla komunikat o Armed Guards on board, a ojcu robi się na to miękko w dołku bowiem aż do teraz sądził, że epoka piratów przeminęła już dawno wraz z kapitanem Bloodem. No, ostatecznie jeszcze piraci południowo chińscy, ale kiedy tanker był w Cieśninie Malakka to nie nadawał komunikatów o zbrojnych strażach, a teraz nadaje...

To nie są jednak polarne klimaty. Zatem jacht. ELTANIN to rzeczywiście jacht inny niż wszystkie. To jacht służący głównie do transportu ekip naukowych po rozległym archipelagu svalbardzkim. Ma wśród tych ekip swoją ustaloną markę, zwłaszcza wśród czeskich naukowców, w Pradze bowiem kursuje powiedzenie, - że kto nie płynął na ELTANINIE ten nie był w Arktyce. Norwedzy o tej łódce piszą książki i ma ona swoją fotografię i wzmiankę w oficjalnym przewodniku po Wyspach. Pewna surowość konstrukcji i bytowania wynika z głębokiego, i zaprawionego wieloletnią praktyką, przekonania że w Arktyce trzeba być twardym a nie miętkim.To jest utrwalone przekonanie i ma ta niepozorna łódka szereg zalet i niespotykanych rozwiązań powodujących, że kiedy wiele z nowoczesnych jachtów unieruchamiają awarie ELTANIN w zimnych, polarnych wodach jest u siebie i pływa. To, między innymi, pół tony zapasusłodkiej wody, i dwie tony ropy do motoru, dającego ciepło i siłę, to agregat 230 Voltów, elektryczny kambuz i niezawodny system nawigacyjny.

Pomysłem kapitalnym Jurka Różańskiego, rozwiniętym potem przeze mnie, był system nawigacyjny ELTANINa oparty na urządzeniach działających wprost z instalacji 12 voltowej. Zakupiłem zatem w firmie LinITX komputer przemysłowy:

https://linitx.com/product/fabiatech-fx5406-intel-atom-18ghz-fanless-embedded-system/13171

http://www.seapraha.cz/pc-fx5403a-g__p_11214,423

   FX5403A, którego główną zaletą było to, że można go zasilać bezpośrednio z akumulatora. Dało mu się w charakterze dysku twardego zamontować pamięć flash, oraz ma to urządzenie kilka portów szeregowych COM, (oczywiście też kilka USB). Porty szeregowe są ważne, bo na nich jest oparty protokół NNMA i w ramach unifikacji wszystkie urządzenia statkowe, NAVTEX, radar, GPSy, UKFki gdmss, wszystko, jest transmitowane przez porty COM. Oczywiście można to symulować na USB ale to jest kłopot wówczas z systemem operacyjnym dynamicznie przydzielającym porty. Starsze oprogramowanie się sypie . Postawiłem na nim Windows XP, kupiłem legalne oprogramowanie nawigacyjne (uprawiałem działalność przewozową i chociażby ze względów ubezpieczeniowych musiałem mieć legalne oprogramowanie)

http://www.digiboat.us/ oraz zestaw C-maps na karcie C-map, poprzez czytnik i port USB na stałe podłączonym do komputera. Całość uzupełniał 14 calowy monitor na 12DC

https://www.alibaba.com/product-detail/1280x1024-12V-DC-Computer-Monitor-Square_60389542570.html?spm=a2700.7724857/B.main07.100.1d0a20c7X7ARMz

    Sygnał GPS brany był z odbiornika obsługującego AIS, dodatkowo był drugi GPS i przełączanie pomiędzy źródłem sygnałów za pomocą hebelka (dosyć znacznych rozmiarów dla wygody przełączającego). System taki działał bez pudła, praktycznie bez przerwy, przez pięć miesięcy. Ważna jest tutaj pamięć flash, ponieważ podobne systemy przy dysku twardym potrafią na przechyłach się rozłączać. Miałem w bakiście drugi taki komputer z bliźniaczym oprogramowaniem, który w razie awarii mógł być natychmiast podłączony i podjąć pracę w miejsce zepsutego. Doświadczenie wykazało potrzebę jeszcze jednej anteny GPSu, niezależnej od wszystkich innych zamontowanych na bezanie. W momencie kiedy ryzyko straty masztu, wraz ze wszystkimi antenami, stało się namacalne, sytuację ratuje zwykły GPS za sto złotych w postaci puszki na kablu. Należy przewidzieć przelotkę przez dach stalowej nadbudówki dla kabla takiej anteny. Tutaj też jest miejsce na przelotkę dla kabla modemu VIFi. Stalowy kadłub jest puszką Faradaya i aby uzyskać portowy sygnał ViFi, wystawialiśmy na kiju przez nawiewnik, modem z antenką, zamotany w worek foliowy zaklejony taśmą (marynizowanie) i kablem zwisającym z sufitu do komputera. To oczywiście prowizorium ale idea jest jasna.

 

Kompas satelitarny? Na "Eltaninie", który z definicji pływa w wysokie szerokości były zainstalowane dwa kompasy, satelitarny, na topie bezana i fluxgatowy, też na bezanie (stalowy kadłub, chodzi o odsunięcie czujnika) Oba działały bardzo dobrze, chociaż praktycznie rzecz biorąc, głównym był kompas fluxgatowy.

https://www.google.pl/search?tbm=isch&q=fluxgate+compass&chips=q:fluxgate+compass,online_chips:raymarine+fluxgate&sa=X&ved=0ahUKEwju6uXOlaXZAhXB6CwKHVkcCq0Q4lYIKCgC&biw=1440&bih=769&dpr=1#imgrc=fcPZT6Tg8T_wUM:

Jesienią zeszłego roku na dużym i nowoczesnym jachcie wyprawowym, który sterowanie na autopilota bierze z kompasu satelitarnego zamontowanego na "bramie" rufowej, kilka razy w wąskich fiordach tracił sygnał co powodowało efektowne wyłożenie steru na burtę i konieczność przejścia na sterowanie ręczne, (Raz we dwu usiłowaliśmy jednocześnie dopaść koła sterowego a na drodze stanęła nam moja szklanka z herbatą, która efektownie zalała wszystkie przełączniki tablicy rozdzielczej umieszczonej tam poziomo na blacie sterowniczym, zatem fluxgate, który nie będzie sprawiał takich niespodzianek i tablica pionowa, której nie można zalać herbatą/kawą/winem niepotrzebne skreślić.)

    Ważną rzeczą w dzikich krajach, niezależnie czy ciepłych czy zimnych, jest pokładowy ponton. Pontonem jedziesz z kotwicowiska na brzeg, na ryby, zwiedzasz odludne zatoczki, lądujesz po drugiej stronie rafy koralowej by tam obejrzeć wschód Księżyca. Generalnie na jachtach miejsce do wożenia pontonu jest nieokreślone. Wożenie do góry dnem na pokładzie dziobowym, prowizoryczne i niszczące dla łodzi kiedy trzeba ją wciągać gumowym dnem po stalowej falszburcie. Praktykowane w Skandynawii wożenie pontonu na burcie pionowo na rufie (przywiązany do achtersztagu lub do specjalnie w tym celu zamocowanej konstrukcji, niewygodne o tyle, że wymaga zdemontowania silnika i wyciągnięcia wszystkiego z wnętrza, łącznie ze zbiornikiem paliwa. Problem był dla mnie tak istotny, że postanowiłem go rozwiązać systemowo. Kosz rufowy na ELTANINie składa się dwu nierdzewnych kozłów po obu burtach i nie jest zamknięty niczym od strony rufy. W zamyśle Jurkowym po to by móc łatwo zwodować przewożoną tam na odpowiednich kobyłkach tratwę ratunkową. Przeniosłem tratwę na dziób, montując kobyłki nieco asymetrycznie po to by z jednej burty pozostawić wygodne przejście do windy kotwicznej, a na rufie, na dwu nierdzewnych kątownikach kazałem przyspawać rolkę od przyczepy podłodziowej, za psie pieniądze zakupioną w Juli. Odtąd, na czas operacji desantowych, ponton jeździł na rufie w pełni wyposażony w podwieszony silniki cały osprzęt gotowy do użycia. Przymocowany dwoma pasami ładunkowymi do pokładu był w każdej chwili gotowy do użycia.  Wodowało się go po rolce jednoosobowo, aby go wyciągnąć trzeba było dwu silnych po obu stronach rufy. Za faleń dziób na rolkę i potem, jednym ruchem, każdy po swojej burcie, żelaziwko hop na pleczki....

 

Odległość pomiędzy bezanem a rolką była, przypadkowo, tak dobrana, że kiedy rufa spadała z rolki dziób blokował się o maszt i można było to tak, chwilowo, zostawić. Wadą systemu, chociaz mniejszą niż się spodziewaliśmy, był brak nieco miejsca na pokładzie rufowym dla manewrów portowych. Kłopotu z komunikacją przy cumowaniu rufą do nabrzeża, wbrew pozorom, nie było żadnego, bowiem chwilę przed zacumowaniem ponton jednym ruchem szedł na wodę.

   Komputer nawigacyjny był używany tylko do nawigacji, przez chwilę na początku także do odbierania prognoz z internetu. I to był błąd. System się automatycznie uaktualnił i legalnie zakupione oprogramowanie nawigacyjne uznało, że zostało nielegalnie zainstalowane na nowym komputerze. To był dowcip, programista zabezpieczył się przed hakowaniem za pomocą dowcipnego rozwiązania, program po zainstalowaniu uruchamiał się codziennie z nowym, dwu sekundowym opóźnieniem. Pierwszego dnia od razu, drugiego po dwu sekundach, trzeciego po czterech, jedenastego po dwudziestu... i tak dalej. Nie mogliśmy tego przejść nawet  korzystając z pomocy amerykańskiego konsultanta producenta oprogramowania. Skończyło się tym, że dostaliśmy kod producenta likwidujący hurtem wszystkie ograniczenia i rozszerzający naszą wersje do standardu premium. W sumie na dobre wyszło ale cośmy  przedtem przeżyli z komputerem odliczającym sekundy, tośmy, z dzieckiem, przeżyli...

Taka to zatem jest łódka, polarna.

Zachęcam wszystkich do lektury pełnego wydania naszych, z dzieckiem, przygód.

https://allegro.pl/szpiczasty-lad-czyli-zaglowka-po-wodach-arktyki-i7427537076.html

Cena 27 złotych + koszt przesyłki.

Dla Czytelników SSI dedykacja od autora na stronie tytułowej, proszę tylko taką opcję zasygnalizować w uwagach skierowanych do sprzedającego.

Pozdrowienia

Jarosław Czyszek

http://jarekczyszek.pl/

 

 

 

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3374