O PROMOWANIU
z dnia: 2018-04-22


O promowaniu Polski rejsem dookoła świata w SSI było już dwa razy. Przedsięwzięcie oceaniczne, wysokoregatowe, imprezowe. Już dwukrotnie

wychylałem się niebieskimi wstępami – przedsięwzięcie oceniłem jako bezużyteczne, ba – śmieszne, bo moim subiektywnym zdaniem

(przepraszam za truizm) - prestiż państwa buduje się absolutnie inaczej. Jak ? Demokracją, gospodarką, kulturą, nauką, przestrzeganiem prawa,

lojalnością wobec wspólnoty europejskiej i sojuszu obronnego. Tymczasem  obserwujemy  rządy bazujące na najniższych instynktach suwerena.

A suweren także żąda igrzysk. Ten rejs promocyjny to właśnie takie igrzyska – i to na „krzywy pysk”. Marian Lenz w komentarzu pod poprzednią

„Psia wachtą” ocenił \w komentarzu „Drugie dno” sprawę jednoznacznie . Zajrzyjcie.

Od strony żeglarskiej interesowały mnie opinie doświadczonych kapitanów oceanicznych. Zgłosił się (sam z siebie) Krzysztof Baranowski. Poprosiłem

kilku innych mailowo, bezdyskusyjnych autorytetów. Jeden odpowiedział, że sprawę musi przemyśleć (myśli nadal), drugi, że nie ma zamiaru pakować

się w politykę. Czterej inni mnie oleli, czyli nawet „całuj psa w nos”. Polityki nijakiej nie uprawiam. Nie oceniam na przykład kwalifikacji ministra Glińskiego.

A mnie teraz interesuje kto z kompetentnych kapitanów oceanicznych zaryzykuje swój wizerunek, aby zadeklarować obwiezienie Pomysłodawcę w

promocyjną podróż dookoła świata.

O sensie takiego żeglarskiego promowania Rzeczpospolitej  pisze Eugeniusz Ziółkowski

Zyjcie wiecznie !

Don Jorge

/

Obrazek z kwartalnika „PRZEKRÓJ” (dziękuję - pozdrawiam !). Przyznajcie  - wbrew pozorom jego wymowa nie jest „od rzeczy

--------------------------------------------

PROMOWANIE

psia wachta 21

 

Promować, propagować, upowszechniać – słowa klucze, które jak zaklęcia, mają za zadanie otworzyć serca i sakiewki sponsorów, urzędników decydentów, grup społecznych. Kiedy możemy ich używać w słusznej sprawie, a kiedy jest to nadużycie, zwykłe cwaniactwo?

Jak zwykle, kiedy mamy do czynienia z wartościami, projektami, problemami, które oceniane są subiektywnie, granica pomiędzy działaniem słusznym a cwaniactwem, się zaciera. Współczesna socjotechnika posługująca się potężnym orężem przekazu medialnego radzi sobie doskonale z zamianą czarnego na białe i odwrotnie. Czy wobec takich mocy jesteśmy bezbronni? Nie, nie jesteśmy bezbronni. Wystarczy ożywić w głowie filtr składający się wiedzy historycznej, logiki, uczciwości, empatii, rozsądku, dołożyć do tego wyciszenie emocji i będziemy odporni na socjotechnikę.

Ten trochę przydługi wstęp miał na celu, drogi czytelniku, ożywienie w Twojej głowie filtra, który opisałem powyżej. Jest to warunek konieczny, aby uczciwie odpowiedzieć na pytanie: czy żeglarstwo potrzebuje promocji?

Współczesne żeglarstwo prawie w stu procentach związane jest wypoczynkiem, rozrywką, luksusem. Jest aktywną formą wykorzystania wolnego czasu. Tylko tyle i aż tyle. Ten sposób zagospodarowania wolnego czasu przeznaczonego na wypoczynek wybrała dość duża grupa obywateli naszej planety. Uwarunkowania geograficzne, historyczne i zamożność obywateli ma istotny wpływ na słupki statystyczne poszczególnych rejonów świata i państw.

Motywy, którymi kieruje się człowiek, zostając żeglarzem, są różne. Aktywny wypoczynek, zmiana środowiska, wyczyn sportowy, prestiż. Każdy powód jest dobry i nic nam do tego. Te naturalne procesy ze względu na swą skalę nie uszły uwadze różnego rodzaju organizacjom i instytucjom. Każda z nich na swój sposób chce skonsumować jak największy kawałek tortu. Dla jednych to zwykły biznes i należy się tylko cieszyć (sprzęt, infrastruktura, imprezy), dla innych to okazja do nadużyć. Nadużyć, które nie mają charakteru przestępczego. Nadużyć, które należy oceniać w kategoriach ogólnie pojętej moralności.

W tym miejscu chciałbym rozprawić się z nadużyciem, jakim jest teza, że żeglarstwo należy promować.

Żeglarstwa nie należy promować. Żeglarstwo jest formą wypoczynku, która rozwija się i powina rozwijać się, w sposób naturalny. Żeglarstwu wystarczy akceptacja i eliminacja zbędnych ograniczeń. Nie słyszałem, aby wśród otaczających nas krajach żeglarskich namawiano obywateli do uprawiania żeglarstwa. Tworzono im tylko warunki do rozwoju. Przeznaczano tereny pod budowę marin, do minimum ograniczano regulacje prawne.

Jest dyscyplina olimpijska o nazwie żeglarstwo, ale to zupełnie inna bajka. Klasy olimpijskie i tak zwane przygotowawcze mają tyle wspólnego z żeglarstwem co skoki narciarskie z narciarstwem. Jest wspaniałą zabawą, show, wyczynem, który budzi emocje, poczucie jedności narodowej. Każdy kraj chce zaistnieć w sporcie na arenie międzynarodowej i tu nie mamy się czego wstydzić. Nasze żeglarstwo olimpijskie ma się bardzo dobrze. Nie wmawiajmy tylko sobie, że wyniki naszych olimpijczyków przełożyły się na ilość jachtów na Mazurach, tych prywatnych i czarterowych.

Na rozwój żeglarstwa śródlądowego w Polsce mają wpływ: ilość jezior i ich uroda, zaangażowanie dużych środków prywatnych, rozwój firm czarterowych i infrastruktury. Wystarczy przemnożyć ilość jachtów czarterowych przez tygodnie sezonu i średnią liczebność załogi, aby dojść do setek tysięcy aktywnych żeglarzy. Malkontenci powiedzą, że to tylko tydzień. Dla wielu jest to tydzień w kolejnych latach. Tydzień, na który ich stać i który nie podpiera się żadnym ogłaszanym w świetle kamer programem rządowym.

Żeglarstwo morskie rozwija się dość dynamicznie, ale w skali europejskiej to nadal ilości śladowe. Na jego rozwój wpływ będą miały podobne mechanizmy jak w innych krajach. Zamożność obywateli umożliwiająca realizacje marzeń, prestiż no i oczywiście infrastruktura w połączeniu z ograniczonym do minimum gorsetem regulacji prawnych.

Realizacja marzeń żeglarzy morskich jest o wiele bardziej kosztowna od zabawy na śródlądziu. Wartość jachtu, koszty rejsu to często próg nie do przeskoczenia.

Są jednak wśród nich uparci i konsekwentni. W ostatnich latach wielu żegluje w rejsach, które mają dać uczestnikom satysfakcję, że zrobili coś po raz pierwszy, lub pobili rekord. Często robią to na własny koszt lub pozyskują sponsorów. To ich wybór, osobista decyzja czy płyną jachtem, czy słupem reklamowym. Nie mam nic przeciwko temu, dopóki nie ogłaszają wszem i wobec, że promują, propagują, upowszechniają polskie żeglarstwo.

Na koniec pod rozwagę. Czym się różni marzenie Szymona Kuczyńskiego od marzenia Mateusza Kusznierewicza. Teoretycznie niczym. Jeden i drugi chcą opłynąć świat. Pierwszy robi to prawie w ciszy, bez wykorzystywania środków publicznych, dla realizacji marzenia w czystej postaci. Drugi chce opłynąć świat dookoła, ale w świetle fleszy, za środki publiczne, mamiąc wszystkich, jak to rzuci żeglarski świat na kolana. Do tego propagowanie polskiego żeglarstwa – jakiego żeglarstwa i po co?

 

Eugeniusz Ziółkowski

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3352