DO DUŃSKICH ZAKAMARKÓW CZY DO PORTÓW NIEMIECKICH ?
z dnia: 2017-07-19


Lech Parell przedkłada porty niemieckie. No cóż - całe szczęście że ludzie mają różne gusta. To zupełnie tak jak z kobietami.
Zawsze można zmienć upodobania. Ja uważam, że aby porówywać- trzeba próbować.
Teraz się mówi - testować.
Przyjaciele - Bałtyk ma dla Was niesłychanie szeroką ofertę.
Są nawet tacy, co wybierają się nawet do... St. Petersburga.
A więc - po kolei !
Nie zapominajcie o kamizelkach !
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
.
.
===============================================================
Drogi Don Jorge
Czytając najpierw zapowiedzi a później relację Colonela z rejsu w kierunku Danii aż mnie korciło, żeby krzyknąć: daj sobie pokój z Danią i jej morzami południowymi!
Płyń do Niemiec!
A wszystko to dlatego, że miałem w tym roku okazję odwiedzić kilka niemieckich portów, popływać po tamtejszych wodach i skonfrontować to doświadczenie z moimi
wcześniejszymi pływaniami po wodach duńskich i szwedzkich. Gusta i oczekiwania mogą być oczywiście różne ale - w mojej ocenie - Niemcy wyróżniają się na tym
tle bardzo. Przede wszystkim jest to kraj ludny, podobnie jak Polska a inaczej niż Dania i Szwecja. Stąd w portach, miastach i miasteczkach nadmorskich mamy
wszędzie, jeśli nie tłumy, to przynajmniej sporo wczasowiczów spacerujących po ulicach i zaludniających liczne kawiarnie, restauracje, burgerownie czy pizzerie.
Na kejach sporo sympatycznych żeglarzy, zawsze gotowych do pomocy. Czasem ktoś, nie za głośno i nienachalnie, gra na gitarze. Ja to lubię.

W Skandynawii jest zupełnie inaczej. Może z wyjątkiem Bornholmu, którego porty zapełniają głownie goście, a nie rezydenci, jest dużo ciszej, bardziej pusto, żeby
nie powiedzieć dosadniej. Strach głośniej kichnąć.
Przykładowo, przeskok między Gromitz w Zatoce Meklemburskiej (Niemcy) a Rodby w Danii był jak skok z lipca w październik. Gromitz to uroczy kurort, który można
by porównać trochę z Juratą, gdyby ją wyobrazić sobie jeszcze bardziej elegancką i wyposażyć w port na 500 jachtów. Zaś Rodby to miasteczko jak z westernu, miejsce
gdzie nie uświadczysz na ulicy żywego ducha. A w knajpie, do której zaprasza smutna właścicielka - masz takie wrażenie - nie było nikogo od tygodnia.
Tak, wiem: Rodby to miejsce specyficzne, przede wszystkim port promowy a nie jachtowy. Ale tak samo, niemal, bywało podczas moich wszystkich pobytów w innych
portach Danii i Szwecji (oprócz Kalmaru i Sztokholmu).
Gromitz
.
Gromitz port
.
Most
.
Travemunde
.
W Niemczech odwiedziliśmy w tym roku Heiligenhafen (Colonel też tam ostatecznie dotarł), Burgstaaken, Grossenbrode, Gromitz, Neustadt in Holstein, Travemunde,
Lubekę, Rostok, Warnemunde, Stralsund, Kroslin i Wolgast. Wszystkie te miejsca są godne odwiedzenia i oferują coś interesującego. Jest to czasem życie portowe,
specyfika letniego kurortu, ciekawa małomiasteczkowa zabudowa, czy piękna okolica, doskonała do rowerowych wypadów. Najczęściej wszystko na raz.

Warto też zauważyć, że niemieckie ceny nie porażają. Koszt dobowego postoju 11 metrowego jachtu waha się między 16 a 19 euro. Do tego należy doliczyć przeciętnie
1 euro za żeton do prysznica. Czasami, jak w Rostocku w miejskiej marinie, każą dopłacić kilkadziesiąt centów za wodę. W niektórych miejscach klucz do toalety czy
do „kraty” na keję pobiera się za kaucją (zwrotną) w wys. 20-30 euro.

Z Zatoki Gdańskiej do Niemiec jest niestety kawał drogi, najczęściej pod wiatr. Dlatego dużo chętniej oramy wody szwedzkie czy bornholmskie. Jeśli jednak ktoś z Was
trafi na okienko pogodowe i wiatr się odwróci na parę dni, to gorąco zachęcam: warto zmienić plany i skierować dziób w tamtą stronę.
Pozdrawiam.
Lech
--------------------------------
PS. Jeszcze małe spostrzeżenie na kanwie środowiskowych wątpliwości, dotyczących naszej kładki na Motławie. Aby wpłynąć do Lubeki i zacumować w (nowiutkiej,
tegorocznej) marinie w sercu miasta, przypominającej swym położeniem tę u nas, w Gdańsku, trzeba pokonać most zwodzony. Jest on otwierany tylko trzy, czy cztery razy na dzień.
Dodam, że w opisach do map Navionics podane są inne godziny otwarcia, niż to jest na prawdę, obsługa mariny tych godzin nie była pewna a mostowy nie umie po angielsku.
A jednak mimo, że przez godzinę kręciliśmy kółka przed mostem, nie zniechęciło to ani nas ani innych żeglarzy do odwiedzin w tym przepięknym mieście.
Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3215