CIEPŁE GACIE JUŻ ZDJĘTE
z dnia: 2017-06-25


Paweł Oska wreszcie ma już sześcioosobową załogę i cieszy się że nie musi wachtować. A mnie się wydawało, że żegluje właśnie dla tej przyjemności.
Jeszcze trochę i zacznie rozumować jak "kapitan najemnik". Do Lizbony nie ma po co, bo już zaliczona. Skąd ja to znam?
Jacht zmierza do Kadyksu, "Ciepłe Gacie" zdjęte. Perspektywa ciepłej wódki i spoconych dziewczyn już bliska.
Rutyna, rutyna już, już przed sztagownikiem.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
----------------------------------------
Drogi Jerzy,
Z pewnym opóźnieniem przesyłam kolejną część relacji z naszej mini wyprawy na południowe wody. W poprzednim "odcinku" dotarliśmy do Dunkierki, gdzie zabawialiśmy przez 2 kolejne dni. Jeden to poszukiwanie filtrów do silnika bo skończyły się nam zapasy. Drugi to pogoda z dość silnym wiatrem w twarz, więc po co się we dwóch męczyć jak można popracować przy jachcie:)
W końcu ruszamy z zamiarem dotarcia do Cherbourga, ale brak wiatru i gigantyczna mgła zachęcają nas do odwiedzenia Dieppe. Wchodzimy tam na 12 godzinny postój - od wysokiej wody do następnej wysokiej wody. Po kolejnych 26 godzinach w piątek w nocy wchodzimy do Cherbourga. W mieście jeszcze tętni życie, więc jak stoimy idziemy do knajpy coś zjeść. Od soboty rano przygotowania do przyjęcia trójki naszych przyjaciół, Iwony, Piotra i Sebastiana, którzy mają płynąć z nami do Lizbony - czyszczenie i mycie jachtu, zakupy, kolacja. Wieczór spędzamy na jachcie w przemiłej atmosferze.
Niestety pogoda zaczyna się komplikować z powodu dwóch niżów pędzących na nas z Biskajów. Szybka decyzja i w niedzielę rano ruszamy w kierunku Falmouth, z którego mam nadzieję na okno pogodowe i jeden hals na wyjście z Kanału na Zatokę Biskajską. Szybka żegluga pełnym bajdewindem z dość rześkim wiatrem, podczas której co 15 minut odbieramy ostrzeżenia sztormowe ze wszystkich okolicznych stacji. Trochę się niepokoję, że nie zdążymy przed pierwszym niżem i zmieniam port docelowy na Plumouth a następnie na najbliższe nam Dartmouth. I to była dobra decyzja. Wchodzimy na rzekę Dart krótko po świcie, a około południa mamy już szkwały do prawie 60 węzłów.  
Poniedziałek spędzamy na zwiedzaniu pięknego miasteczka, zjadamy fish and chips i zaprzyjaźniamy się z lokalnym pubem, który gości nas kilkakrotnie:) We wtorek znowu ostrzeżenia sztormowe, więc stoimy. Na szczęście od środy trochę zmienia się kierunek wiatru, więc jest szansa wyjść. Przed nami 470Mm do La Coruny.
Ruszamy zatem w środę. Pod osłoną lądu bajdewindem udaje się utrzymać kurs gdzień na Roscoff. Nie jest źle. Z czasem niestety wiatr odkręca i wzmaga się do 5-7B a z zachodu toczy się duży rozkołys. W mniej więcej takich warunkach po dwóch dobach wychodzimy na Biskaje. Cały czas z falą i wiatrem z sektora dziobowego. Mamy piątek a od niedzieli rano ma siadać i zmieniać kierunek na N a potem na NE i od poniedziałku przybierać na sile. Wykorzystując chwilowe osłabnięcia wiatru i ufając prognozie po kolejnych dwóch dobach jesteśmy około 100Mm od La Coruny. Tu łapiemy najpierw N o sile 5B by w nocy w poniedziałku na wtorek wejść do zatoki La Coruny w ostrym baksztagu z chwilowymi podmuchami do 8B.
Stoimy dwie noce za które obsługa liczy nam tylko jeden dzień. Dosiada do nas Unisia. Po południu w środę ruszamy do Porto (Leixoes), do którego docieramy po 30 godzinach żeglugi (170Mm) i pięknej baksztagowej fali z wiatrem do 38 węzłów w pełnym słońcu!
W Porto realizujemy plan turystyczny, stoimy tu od czwartku w nocy do niedzieli rano, wysiada Piotr a okrętują się Paweł, Sławek i Agnieszka. Ze smutkiem żegnam się z Tomkiem, który przepłynął tu ze mną z Gdańska. Do zobaczenia na "Balaenie" na Śródziemnym za miesiąc!
Od niedzieli wczesnym rankiem do północy przepływamy do Peniche, gdzie następuje częściowa wymiana załogi. Odtąd jest na już siódemka. Pierwszy raz od Kołobrzegu nie biorę wachty i świetnie się z tym czuję. Mogę z każdym spędzić czas, porozmawiać, zrobić herbatę czy kawę:)
Nie wchodzimy do Lizbony bo wszyscy już tam byliśmy a ponad 40 stopniowe upały w mieście nie są tym co tygrysy lubią najbardziej. Płyniemy za to do Sines, miasta rodzinnego Vasco da Gamy, a następnie do Lagos. Po drodze mijamy słynny Cabo Sao Vicente - czyli Przylądek Ciepłych Gaci:)
Lagos to już wybrzeże Algarve, miejscowość mega turystyczna. Bary, restauracje nocne życie i mnóstwo ludzi. Czuć tu już wakacje! Realizujemy więc kolejny plan turystyczny, stajemy dwa razy na kotwicy, kąpiemy się w ciepłym o dziwo oceanie, płyniemy pontonem do jaskiń. Jest gorąco, południowo i wspaniale.
Pisząc te słowa "Balaena" jest w drodze do Kadyksu (Cadiz) - przed nami jeszcze 80Mm.
cdn.
Paweł
Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3201