MAM KARTĘ BEZPIECZEŃSTWA
z dnia: 2017-05-11


Wiara ponoć góry przenosi, a co dopiero mówić o wyrobieniu dobrego samopoczucia. Minęło tyle lat normalności, a przesądy mają się dobrze.
Mam Kartę Bezpieczeństwa - jestem bezpieczny.
Zabiegi i procedury uzyskiwania Orzeczeń Zdolności Żeglugowej, Swiadectwa Klasy, Kart Bezpieczeństwa przechodziłem wielokrotnie.
Tyle, że ja te moje jachty znałem doskonale, bo przecież budowałem je sam.
Inspektorów podejmowałem jak trzeba, wystawnie, w dyskusje się nie wdawałem. Jak miałem wątpliwości, to Henia Brylskiego pytałem.
A czego po jachcie spodziewać się mogłem - wiedziałem napewno więcej niż wystawcy tych papierów, bez których bosmani portów nie wypuszczali na morze.
Ale czasy się zmieniły, obecnie wiedza armatorów o swych łódkach też już nie taka.
No a urzędowa podkładka do ewentualnego odszkodowania (tfu, tfu !) zawsze w cenie.
Tak pewnie spekuluje Paweł Oska.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
---------------------------------------------------
.
Drogi Jerzy,
w tym roku postanowiliśmy ruszyć "Balaeną" na południe. Maj nie rozpieszcza, więc płyniemy w poszukiwaniu może nie piórka pingiwna, ale bardziej ciepłych odcieni dnia:)
Podsyłam Ci pierwszą część relacji i mogę kolejne jeśli chcesz?
Sam chętnie czytam różne relacje z podróży, więc może kogoś zainteresuje też nasza:)
.
Uff, zwodowaliśmy się po raz kolejny! Jacht po doposażeniu i liftingu pod koniec kwietnia wrócił do swojego naturalnego środowiska. Wcześniej były badania stateczności i Orzeczenie Zdolności Żeglugowej prowadzące do uzyskania Karty Bezpieczeństwa. Mamy więc żeglugę oceaniczną bez ograniczeń a łódka została doposażona m.in. w nowoczesne systemy komunikacyjne.
Po dwóch latach remontów i przygotowań oraz doposażania jachtu, postanowliśmy wdorżyć w życie plan „południowy“. Narazie trasa jest zaplanowana do morza Śródziemnego, co dalej? Zobaczymy…
Szybko ruszamy w drogę - w końcu przed nami weekend majowy. Temperatura jednak nie rozpieszcza, w nocy mamy około 0 stopni. Doskonale w tych warunkach sprawdza się piec grzewczy Dickinsona - po przymknięciu zejściówki możemy paradować nawet w krótkich rękawkach:)
Ruszamy w drogę do Górek, by po 4 godzinach bezwietrznej pogody stanąć na noc w Sopocie. Nigdy nie stałem w tej nowej marinie ale pamiętam postoje przy molo dawniej. Teraz wszystko jest osłonięte a miejsce piękne!
Po spokojnej nocy ruszamy dalej i wieczorem wchodzimy w główki Władysławowa. Pogoda dość dobra, jest sucho, przebija się słońce, jednak trochę brakuję wiatru. Nad ranem przychodzi ostrzeżenie sztormowe, więc postanawiamy zostać we Władysławowie na chwilkę dłużej. Na krótko przed pierwszymi porywami wiatru pomagamy zacumować niemieckiemu jachtowi. Para Niemców jest bardzo zadowolona, że udało im się uciec przed niepogodą. Są w rejsie okrężnym dookoła Bałtyku. Pytają nas o strategie mijania rosyjskich wód terytorialnych w drodze do Kłajpedy, Odpowiadamy, że im dalej je miną tym lepiej.
Po południu robimy sobie wypad do Helu - w końcu to moje urodziny. Morgans, Kutter, znowu Morgans ... To się nie mogło dobrze skończyć...
Na szczęście od rana pogoda się poprawia i po południu jesteśmy już w drodze do Łeby. Taka to trochę podróż sentymentalna. Lubimy wszyscy ten port, a Waleń przez dwa przed-sezony:) pełnił tu rolę hotelowca. Znane klimaty portu, ale przedtem to nieszczęsne podejście. Wchodzimy oczywiście po nocy. Prąd wychodzący z przybojem tworzą lekką kipiel a łódka zwalnia w główkach. Nie lubię tu wchodzić po ciemku a jakoś tak się zawsze dzieje. Brrrr.
W tawernie jakieś spotkanie gminne, więc i dla nas znajdują się ciepłe dania. Fantastycznie!
Odbieramy pogodę - znowu ostrzeżenia sztormowe, tyle, że tym razem ma wiać z sektora wschodniego z siłą do 8B. Szybka decyzja - rano wychodzimy aby nas nie zamknęło w Łebie jak się rozbuja.
Nad ranem po długich poszukiwaniach papierosów dla Wronana (1 maja!) i po śniadaniu ruszamy. Wieje ze wschodu około 4B, mijamy więc 2 milowy pas Słowińskiego Parku Narodowego i odkładamy się na zachód. Genua zaczyna ciągnąć, trzeba jednak uważać na sterze bo mamy prawie fordewind. Jest nas dwóch zmieniamy się co 2 godziny. W pewnym momencie testujemy passatowe ustawienie żagli - stawiamy nowego kliwra na wewnętrznym sztagu i wybieramy go po nawietrznej. Jacht płynie na dwóch przednich żaglach na tzw. motyla.
Na wysokości Ustki wiatr zaczyna doganiać prognozę pogody. Mamy 6-8B i wybudowującą się falę, która także dogania prognozy - stan morza 4-5. Płynie się doskonale, bezchmurne niebo, w miarę ciepło. Jacht bije rekord prędkości chwilowej zjeżdżając z fali 10.1 węzła. Średnia na tym odcinku to 7-8 węzłów na mocno już zarefowanym foku. Jednak w miarę wzrostu wysokości fali steruje się coraz trudniej. Niby nic dziwnego, ale w przypadku Walenia w kość daje nam zbyt duża ilość obrotów koła sterowego - 8 z burty na burtę. Aby skontrować jacht trzeba się nakręcić. Nie ma mowy o żadnym rozluźnieniu. Po 2 godzinach każdy z nas schodzi na dół mokry:)
Do Kołobrzegu wchodzimy w nocy. Na podejściu w poprzek fali jest ciekawie ... dobrze, że główki przebudowane. Za glówkami wszystko się uspokaja i spokojnie podchodzimy do Mariny Solna. Tu łódka odpocznie a ja zorientuję się co do wymiany pompy hydraulicznej na sterze, aby zmniejszyć trochę ilość obrotów koła.
cdn.
z pozdrowieniami


Paweł Oska
Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3179