ARYTMETYKA ŻEGLARSKA - PSIA WACHTA (8)
z dnia: 2017-04-23


To news na zamówienie złożone u Eugeniusza Ziółkowskiego.
Z Gienkiem zgadzamy się w wielu sprawach. Na przykład obaj mamy pierwsze żony. Do rzeczy - jachty i żony wymagają indywidualnej troski, której nie powinno się cedować na innych.
Dlaczego?
Bo troska jest niepodzielna.
Od zawsze czułem awersję do własności wspolnej, aby nie napisaćć brzydkiego słowa - kolektywnej. Jacht klubowy, jacht maszoperyjny to jacht niczyj. Jeden ogląda się na drugiego, a drugi na pierwszego.
A co tu jeszcze gadać o kolenych amatorach zażywania radości z żeglowania.
Sami wiecie, do czego doprowadziło  "kolektywne poczuwanie się" nie tylko w odniesieniu do kołchozów, kooperatyw, spółdzielni a nawet kibuców.
Proszę jednak nie wyciągać kontrargumentu - spółek akcyjnych :-)))
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
.
------------------------------------------
WODOWANIE BEZ STRESU

Gdy spytasz armatora, czym lub kim jest dla niego własny jacht - usłyszymy wiele serdecznych i sentymentalnych określeń: przyjaciel, wierny towarzysz podróży, członek rodziny, ulubieniec, oczko w głowie. Zdarzają się też nazwy żartobliwe: skarbonka, azyl, ostatni bastion męskiej (dla armatorek - babskiej) swobody. Wszystkie te określenia oddają nasz stosunek do ukochanego jachtu.
Niestety, często się zdarza, że w praktyce traktujemy naszego przyjaciela trochę „po macoszemu”. Zbyt mało poświęcamy uwagi zabezpieczeniu godziwych warunków życia ulubieńcowi przez cały rok. Mam na myśli martwy sezon, kiedy większość jachtów hibernuje na brzegu, czekając na letnie ożywienie.
Na pierwszy rzut oka wszystko jest w porządku. Jachty ustawione w równych rzędach, przykryte plandekami, czekają na wiosenne konserwacje kadłuba. Czy na pewno wszystko jest OK? Niestety brak powierzchni przeznaczonej na zimowanie jachtów (bardzo często problem dotyczy nowo powstałych obiektów) naraża naszych pupili na spalenie żywcem w przypadku nieszczęścia pożaru. Drogi ppoż. pomiędzy jachtami to czysta teoria. Szczególnie teraz, podczas gorączkowych remontów, snop iskier spod tarczy szlifierki w zetknięciu z natłuszczoną plandeką, może spowodować gwałtowny pożar. Straszyć mógłbym długo, ale ja tylko chcę zwrócić uwagę i zaapelować (może warto w przyszłym sezonie ustawić jachty prawidłowo): dajmy szansę na ratunek, naszym wiernym towarzyszom morskiej włóczęgi.
Drugie poważne zagrożenie dla naszych ślicznotek po wiosennym makijażu, to wodowanie. Przygotowanie do wodowania to bardzo odpowiedzialna procedura, która powinna być zrealizowana w stu procentach. Wszelkie zabiegi estetyczne przed zrzuceniem łódki na wodę widać gołym okiem i nie ma co się nad tym rozwodzić. Ważne jest to, czego nie widać.
Szczelność kadłuba
Szczelność kadłuba to nie jest tylko problem jachtów drewnianych. Armatorzy drewnianych klasyków wiedzą dobrze, że mocne światło wewnątrz kadłuba w ciemną noc, może zjeżyć nam włosy na głowie. Drobne nieszczelności powyżej linii wodnej nie są groźne, ale poniżej!!! Głównym winnym rozszczelnienia zimą drewnianego kadłuba jest mróz, a dokładniej bardzo niska wilgotność, która występuje podczas srogich mrozów. Trzymanie jachtu w cieniu, pod plandeką nie zabezpiecza przed negatywnym oddziaływaniem suchego powietrza. Jak sobie z tym poradzić to osobny temat? Ważne, aby po zwodowaniu drewnianego jachtu poczekać cierpliwie parę godzin i sprawdzić, czego w zenzie przybywa.
Wszystkie kadłuby wykonane z różnych materiałów mają swoje słabe punkty. Wszelkiego rodzaju otwory poniżej linii wodnej wymagają starannego sprawdzenia. Dotyczy to zaworów, szczelności połączenia króćców z wężami i innych możliwych to powstania słabych ogniw instalacji wodnych. Często pęknięcie korpusu zaworu w wyniku zamarznięcia niewielkiej ilości pozostawionej na zimę wody, jest mało widoczne. Skutkami takiego uszkodzenia nie będę straszył, ale następnego dnia w miejscu gdzie zacumowaliśmy jacht, mogą być widoczne tylko maszty.
Do kompletu podstawowych zagrożeń pozostała jeszcze tylko szczelność linii wału.
Wszystkie te z grubsza opisane praktyczne zagrożenia są armatorom znane i większość z nich traktuje je jak zwykłe marudzenie.
Osobiście jestem przeciwnikiem wszelkich prób „papierowego” zabezpieczenia od nieszczęśliwych wypadków. Są jednak wyjątki. Jednym z nich jest indywidualna checklista czynności sprawdzających jacht przed wodowaniem. Odhaczenie nie boli, bardziej wstydliwi mogą to robić pod pokładem, a jacht będzie stał na wodnicy, a nie na dnie.
Odpowiedzialność.
Pozostało jeszcze jedno, często występujące zaniedbanie naszego pływającego przyjaciela. Brak zabezpieczeń prawnych lądowego bytu jachtu. Prawidłowo sformułowana umowa z usługodawcą na zimowanie, szczegółowo określająca odpowiedzialność ochrony przed kradzieżą i innymi zdarzeniami, które potem są bardzo istotne w dochodzeniu odszkodowania od ubezpieczyciela.
Błędy wodowania
 
Na koniec problem prawnej odpowiedzialności za wypadki podczas wodowania i powstałe na skutek wadliwego wodowania. Przypadków jest tak wiele, że nie jestem w stanie ich opisać. Tegorocznej wiosny słyszałem o dwóch nieszczęściach.
Pierwsze to zatonięcie „Copernicusa” w dzień po zwodowaniu http://trojmiasto.wyborcza.pl/trojmiasto/7,35612,21669319,awaria-pradu-przyczyna-zatoniecia-jachtu-copernicus.html
Drugie to przypadek zwodowania bez wiedzy maszoperii jachtu „Czerwony Pies” w jednej z zachodniopomorskich marin.
„Czerwony Pies” nabrał wody i na szczęście zdążono ponownie podnieść go na nabrzeże, ale silnik i wyposażenie zostało zalane.
Wiele jachtów czeka jeszcze na wodowanie i jeśli moje marudzenie ocali, choć jeden przed przymusową kąpielą to będę usatysfakcjonowany

Eugeniusz
Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3170