PO DŁUGIEJ CHOROBIE ZMARŁ ZBIGNIEW RUDNICKI
Sybirak, represjonowany politycznie żołnierz-górnik. Jachtowy kapitan żeglugi wielkiej, mgr inż okrętowiec, inspektor techniczny PRS, wieloletni działacz Akademickiego Klubu Morskiego w Górkach. Nadzorował między innymi jachty "MILAGRO V" i "HUMBAK".
Wspomina Go Katarzyna Rembarz.
Będzie żył wiecznie w naszej pamięci.
Don Jorge
==========================
W sobotę zmarł Zbyszek Rudnicki. Msza Św. żałobna będzie w czwartek 13 listopada o godz. 1030 w kościele Bożego Ciała przy ulicy Piecewskiej. Pogrzeb w tym samym dniu o godz. 1130 (1200 wyprowadzenie z kaplicy) na cmentarzu przy ulicy Łostowickiej.
Kasia Rembarz
==============================================================
Sama nie wiem, jak napisać te kilka ostatnich słów. Zwykle cokolwiek się napisze brzmi zupełnie banalnie i wcale nie wyraża tego, co chce się przekazać.
W sobotę zmarł Zbyszek Rudnicki. Wierzę w to, że teraz jest dużo szczęśliwszy niż był tu - na Ziemi. Półtora roku temu prawie wprost z pokładu jachtu trafił do szpitala i tam już pozostał. To nagłe oderwanie od aktywnego życia i zdanie na innych było dla niego bardzo trudne do zaakceptowania. Gdy o nim myślę, nie wyobrażam go sobie inaczej niż drepczącego, z teczką pod pachą, po nabrzeżu jachtklubu w Górkach Zachodnich – pewnie płynie w rejs albo idzie na inspekcję jakiegoś jachtu.
Odbył takie mnóstwo rejsów, poprowadził tak wiele kursów żeglarskich i zarejestrował tyle jachtów, że nie ma chyba osoby w naszym żeglarskim światku, który by go nie spotkała. Związany był z Akademickim Klubem Morskim od pierwszych lat powojennych. Był bosmanem, gdy AKM znajdował się jeszcze w Twierdzy Wisłoujście.
Poznałam go na początku lat osiemdziesiątych, gdy jako studentka pierwszego roku przyszłam do Górek żeglować. Nie mógł się nadziwić, co ja tam chcę robić. Różnych już widział, ale żeby architekt przychodził skrobać łódki i żeglować – to dziwna sprawa…
Jako jedyny dawał się namówić na jesienne rejsy „Swarożycem”. Gdy załoganci stali za sterem okutani w ciepłe kurtki w czasie październikowego powrotu z Kilonii, patrzył na nich z uśmieszkiem i wspominał prawdziwe zimno i mróz, które przeżył jako dziecko na Syberii. Życie miał poplątane i niełatwe. Opowiadał mi trochę o sobie w czasie rejsów i ostatnio w szpitalu. Przeżył też wiele żeglarskich przygód, w które wielokrotnie sam się wplątywał, nie bojąc się służb granicznych lub podejmując decyzje ryzykowne. Udawało się mu jednak wychodzić z opresji bez szwanku.
Wiele można by jeszcze opowiadać, ale ten rozdział morskich opowieści jest już zamknięty. Pomyślmy o nim czasem. Takich żeglarzy już trudno będzie spotkać.
KR
K
I... ostatnio widzieliśmy się na Lady B kilka lat temu.
I....
I... coraz bliżej mojej półki, ale fajnie, że w czasie, gdy robi się to, co najprzyjemniejsze
I... szkoda, że tak wcześnie...
I... i tak się spotkamy niedługo po drugiej stronie.
I........... zdarzyło się kiedyś: Wojtek, wiesz jakie błędy zrobiłeś?... Teraz wiem.... To możesz pływać dalej.
[ ' ]
Maciek"S"Kotas
Tak. Zbyszek Rudnicki pracował w Jacht Klubie AZS w Szczecinie jako szkutnik i zaopatrzeniowiec w okresie październik 1959 - marzec 1963. Poźniej przez pół roku był traserem w Stoczni Warskiego. Od tego czasu mieszkał i pracował w Gdańsku.
Mialem okazję niestety tylko dwa razy z Nim popływać. Co tu dużo mówić:był po prostu świetnym facetem.
Miał też jedną (moze jedyną?) wadę: całkowitą niezdolność zdążenia gdziekolwiek na czas,pamietam, ze będąc w Anglii podawaliśmy Zbyszkowi czas umówionego powrotu na jacht o godzinę wcześniejszy, w ten sposób spóźniał sie tylko kwadrans....
Zbyszku, a teraz się pośpieszyłes!!!
Zmarl maly Wielki czlowiek. Bo Zbyszek by malej postury, ale duch w nim byl wielki, szczery i uczciwy. Cichy, zawsze zamyslony, psotny od czasu do czasu. Nieco chropowaty i czasami szorstki ale dzielny zeglarz i czlowiek. W pierwszych dniach stanu wojennego, w godzine po upadku strajku w stoczniach, natknalem sie na Rudnickiego na wiadukcie koloo stoczni. Wszedzie pelno ZOMO, milicji i tajniakow a tu idzie Zbychu w pelnej konspiracji. Prochowiec, zywcem wziety z Zakazanych Piosenek, zapiety pod sama szyje. Przydlugi nieco. A pod prochowcem cos sterczy na pol metra, jak nie przymierzajac .... Czesc Zbychu, co tam masz? "A nic" odpowiada Zbyszek i pokazuje aparat fotograficzny z najwiekszym teleobiektywem jaki mozna bylo naonczas kupic w sklepach. "No No No przeciez trzeba sfotografowac tych komonistow lobozow" powiedzial Rudnicki. Plywalem ze Zbychem na Wojewodzie Pomorskim do Amsterdamu, Lizbony, Anglii. Kilka lat temu na Josephie Conradzie. Cichy, zadowolony, niby nieobecny ale zawsze nieodzowny czlonek "paczki". Zbychu, stopy wody pod kilem, cieplywch is laskawych wiatrow i niech jacht na ktorym plyniesz teraz przyniesie Ci horyzont!
Komentarze otrzymane za pośrednictwem Katarzyny Rembarz.
Pożegnanie kolegi Zbyszka Rudnickiego 13 listopada na mszy w kościele Bożego Ciała na Morenie i na cmentarzu Łostowickim zgromadziło wielu jego przyjaciół i znajomych. W drodze na swój ostatni rejs towarzyszyły mu poczty sztandarowe Związku Sybiraków oraz Związku Represjonowanych Politycznie Żołnierzy Górników oraz wielu z tych którzy mieli przyjemność go poznać i uczyć się od niego żeglarskiego kunsztu, inspektorskiego profesjonalizmu, przyjaźni i wierności ideałom. Bóg honor ojczyzna to były dla niego wartości niepodlegające dyskusji. Do spraw ‘przyziemnych’ nie przywiązywał zbyt wielkiej wagi. Żegnaliśmy go hymnem Sybiraków, który jest opowieścią o losach Polaków wywiezionych na Syberię, słowami pożegnania i ceremoniałem morskim. Odszedł na wieczną wachtę.
Za zgodą osób, które żegnały kpt. Rudnickiego w imieniu nas wszystkich zamieszczam poniżej teksty 2 z przemówień oraz parę zdjęć.
________________________________
Szanowni Uczestnicy dzisiejszego pożegnania, Koleżanki i Koledzy Zbyszka, współpracownicy i znajomi Zbyszka Rudnickiego, którzy przyszli dzisiaj tutaj tłumnie, aby pożegnać Go w dniu wypłynięcia w rejs do wieczności,
Zbyszek ciężko chorował ponad rok, wycierpiał się ogromnie, jednakże choroba okazała się silniejsza i odszedł z tej ziemi w ostatnią sobotę.
Zbyszek Rudnicki urodził się 20 sierpnia 1933 r. w Lidzie na terenie dzisiejszej Białorusi, w zacnej rodzinie polskiej kultywującej tradycje patriotyczne i niepodległościowe. Dzieje Jego Rodziny i samego Zbyszka obejmujące okres burzliwego XX wieku, wieku dwóch wojen światowych, wypełnione są często nieoczekiwanymi i bolesnymi zdarzeniami oraz wielkimi cierpieniami, typowymi dla losów rodzin wschodniego pogranicza Polski.
Losy Zbyszka, jako dziecka, młodzieńca i osoby dorosłej są niezwykle obciążone ciężkimi doznaniami, którymi obdarzał go system sowiecki i władza ludowa w Polsce. W kategoriach porównawczych swojego pokolenia Zbyszek miał życie niezwykle ciężkie, jak mało kto. Dowiadujemy się o tym dopiero teraz, gdyż pozostawił swoje wspomnienia na piśmie. Zaczął nad nimi pracować, gdy zaczął chorować. Tekst ten powinniśmy opublikować i udostępnić zgodnie z Jego wolą, gdyż na pewno będzie on ważnym dokumentem opisującym losy Polaków. Zbyszek nigdy nie był zbytnio gadatliwy i skłonny do opowiadania, co przeżywał i co robił, w jakich sytuacjach się znajdował wcześniej. My żeglarze ze środowiska gdańskiego znaliśmy Go z okresu wspólnie realizowanych szkoleń, rejsów i działalności społecznych w klubie żeglarskim, gdzie zawsze był wspaniałym kumplem i oddanym działaczem. W tekście, który napisał Zbyszek ujawnia się w innym formacie, nie tylko jako żeglarz, a przede wszystkim jako Polak patriota i nieprzejednany wróg bolszewizmu i systemu władzy dawnej PRL, jako człowiek odważny i bezkompromisowy, który zapłacił wysoką cenę cierpienia i prześladowań.
W roku 1940 rodzina Zbyszka wraz z nim przymusowo wysiedlana zostaje w głąb Związku Radzieckiego, do środkowej Syberii, gdzie cudem przeżywa i wraca do Polski w 1946 roku, ale już nie do swojego miejsca rodzinnego, które przyłączone zostaje do ZSRR. Osiedlają się na zachodnich ziemiach odzyskanych w Myśliborzu. Tutaj w czasach licealnych Zbyszek przyłącza się do tajnej patriotycznej organizacji uczniowskiej Młodzi Andersowcy, która zostaje zdekonspirowana i finalnie po procesie nieletni Zbyszek otrzymuje wyrok skazujący jeden rok więzienia, który odsiaduje w okresie 1950 -1951. Konsekwencją tego wydarzenia są dalsze losy i trudności, z którymi musi zmierzyć się Zbyszek. Karę odbywa ciężko pracując w kamieniołomach. Ma trudności ze złożeniem matury, pomimo, ze był dobrym uczniem. Później zostaje wcielony przymusowo na dwa lata do Wojskowego Korpusu Górniczego i pracuje m.in. w Kopalni Węgla Kamiennego im. Wieczorka. Z ogromną determinacją walczy o swoje wykształcenie, powtórnie zdaje maturę wieczorową pracując już przy budowie Nowej Huty. Podejmuje próby dostania się na studia na politechnice, najpierw warszawskiej, później szczecińskiej i na koniec gdańskiej. Pracuje w Stoczni Szczecińskiej, w Stoczni Gdyńskiej i Gdańskiej, klubach żeglarskich AZS w Szczecinie i w Gdańsku. Swoje życie zawodowe i osobiste stabilizuje w Gdańsku, gdzie kończy wieczorowo wydział budowy okrętów PG. Na koniec podejmuje pracę w Polskim Rejestrze Statków.
W okresie gdańskim Zbyszek angażuje się we wszystkie gorące wydarzenia polityczne, które mają tutaj miejsce. Wszystkie te wydarzenia opisuje w swoich wspomnieniach. Ma swój prywatny i znaczący wkład w ostatniej walce o pełną niepodległość i wolność Polski. Nie sposób tutaj wymienić wszystkiego czego dokonał Zbyszek.
Zaangażowanie Zbyszka w działalność niepodległościową znalazło swój wyraz w uznaniu Jego uprawnień kombatanckich i odznaczeń, które otrzymał. Jako członek Związku Represjonowanych Politycznie Żołnierzy Górników został awansowany na porucznika rezerwy WP i jest dzisiaj pochowany w mundurze wojskowym, w który, zgodnie ze swoją ostatnią wolą, kazał się ubrać.
Zbyszek kochał i uprawiał żeglarstwo przez całe swoje życie. Żeglarstwo zaczął uprawiać jeszcze w Szczecinie, gdzie rozpoczął od uczestnictwa w kursie CWM na DZ-tach. Uzyskał tam swoje pierwsze stopnie żeglarskie i żeglował w Klubie Żeglarskim AZS Szczecin. Dopiero w Gdańsku poświęcił się tej pasji całkowicie. Prawie wszyscy, którzy Go dzisiaj tutaj żegnają żeglowali z nim na wspólnym pokładzie, uzyskali od niego wiedzę żeglarską, zdawali egzaminy na stopnie żeglarskie, korzystali z owoców z Jego działalności organizatorskiej, gdy pełnił odpowiedzialne funkcje w licznych kadencjach zarządów Akademickiego Klubu Morskiego AZS w Gdańsku. W uznaniu Jego zasług walne zebranie członków Akademickiego Klubu Morskiego AZS nadało Mu tytuł honorowego członka AKM. Uhonorowany został również srebrną i złotą odznaką AZS.
Jak każdy żeglarz miał w planach marzenia żeglarskie, wielki krąg, Horn i był bliski, abym tam wyruszyć - pokład jachtu czekał na kapitana. Pogarszające się zdrowie, które zaczęło szwankować już trzy lata temu uniemożliwiło jednakże realizacje tych planów.
W ostatnich 10 latach mocno pomagał w eksploatacji, legendy akademickiego żeglarstwa, jachtu Conrad, prowadząc jako kapitan liczne rejsy. W ubiegłym roku w sierpniu prowadził na jachcie tym rejs swój przedostatni.
Każdy z nas tu obecnych, który ma własne wspomnienia z współpracy i przyjaźni ze Zbyszkiem. Niech każdy w chwili tego pożegnania je przywoła w swojej pamięci i pomodli się za Jego Duszę.
Zbyszek odpłynął w swój ostatni i daleki rejs, z którego już nie ma powrotu, ale jest na morzu, i tym którzy nadal żeglują , być może, w ciemną i sztormową noc pomoże trzymać wachtę!
Żegnaj Drogi Przyjacielu i Kapitanie - niech morskie fale i wiatr szumią nad Twoim grobem! Pozostaniesz na zawsze w naszej pamięci, jako człowiek szlachetny, dzielny i dobry!
Spoczywaj w spokoju!
kpt. Jacek Jettlmar, komandor AKM Politechnika Gdańska
________________________________
POŻEGNANIE ZBYSZKA RUDNICKIEGO
Żegnam Zbyszka w imieniu Zarządu PRS oraz Jego koleżanek i kolegów z PRS.
Zbyszek pracował w PRS prawie 30 lat, czyli przez większość swojego zawodowego życia. Po przejściu definitywnie na emeryturę w 2002, prowadził nadzory nad jachtami jako nasz inspektor nieetatowy.
Przez cały czas pracował w Placówce i Agencjach w Gdańsku, jako asystent, inspektor i w końcu starszy inspektor. W 1977 ukończył Politechnikę Gdańską, uzyskując tytuł inżyniera budowy okrętów o specjalności kadłubowej.
Oprócz pełnych kompetencji do nadzorów nad statkami morskimi, od wielu lat był w Placówce Gdańskiej najbardziej doświadczonym, w zasadzie jedynym, w pełni zaangażowanym, inspektorem jachtowym.
Był powszechnie znany w całym środowisku żeglarskim jako inspektor niezwykle wymagający, bardzo kompetentny, jednocześnie służący radą i pomocą. Był niekwestionowanym autorytetem i znakomitym fachowcem.
Zbyszek był skromny i małomówny. Wypowiadał się słowem pisanym. Swoje obserwacje, również na tematy ogólne, bardzo trafne i często zaskakujące, umieszczał np. w sprawozdaniach z przeglądów jachtów. Poza tym napisał obszerne wspomnienia, które powinny być koniecznie opublikowane.
Ciężko doświadczony, ale i zahartowany w dzieciństwie i młodości, był gorącym patriotą i zaciekłym antykomunistą. Był bardzo zaangażowany już w październiku 1956, w wypadkach marcowych, grudniowych i sierpniowych. Władza ludowa ciągle Go nękała, ale i On nie pozostawał dłużny.
Na początku stanu wojennego w dokumentach z przeglądu sowieckiego statku wpisał jako miejsce przeglądu: Gdańska Stocznia Remontowa im. Marszałka Piłsudskiego. Sprawa oparła się aż o ich ambasadę, a Zbyszek musiał zniknąć ze Stoczni.
W rejsie inspektorskim na Zjawie w 1983, na prośbę bardzo ważnej osoby z krajowej Solidarności, sam przemycił do kraju bibułę, powielacze i radiostację. Do końca pracy w PRS aktywnie działał w komisji zakładowej S.
Był znakomitym żeglarzem. Bez udziału Zbyszka trudno byłoby wyobrazić sobie rejsy inspektorskie na Zjawie, Rutkowskim czy Zawiszy. Zbyszek był bardzo uczynny. Jeszcze do zeszłego roku prowadził szkolenie żeglarskie dla pracowników i ich dzieci. Nigdy nie odmawiał.
Zbyszek żył swoją pasją. O nic innego nie dbał. Był wspaniałym kolegą.
Takim Go zapamiętamy.
Cześć Jego pamięci.
Jan Ludwig, 13-11-2008
(Zgodnie z tradycją i ceremoniałem morskim, trumna do czasu jej złożenia w grobie została przykryta banderą. Przed Jego ostatnim rejsem pożegnaliśmy Zbyszka dzwonem okrętowym).
Drogi Nasz Przyjacielu Kapitanie Zbyszku,