Kapitan Jarek Czyszek wrócił na Święta do rodzinnego Helu. I od razu nasze krajowe problemy stały mu sie bliższe. Sformułowanie diagnozy choroby jest najważniejsze, ale jednak wszystko zalezy od kuracji. A kuracja jest skomplikowana, nie tylko zawikłana sytuacja prawna, ale i nawroty infekcji pasożytniczej. Punkt widzenia zależy oczywiscie też od tego czy nawigator na pewne sprawy nie ma oczu zamkniętych.
Kamizelki i żyjcie wiecznie !
Don Jorge
___________
PATENTY - STOPNIE. Tak ja widzę ten problem
Zbyt restrykcyjne, kosztowne i upierdliwe - a, jeszcze ograniczające przyrodzoną człowiekowi wolność. Przymiotniki z pogranicza fantazji i rzeczywistości. Smutny obraz organizacyjny polskiego żeglarstwa, który z surowego gmachu socrealizmu rozsypuje się w pył i niebyt. Sądzę, że monumentalizm jest zbędny ale solidny bungalow byłby bardzo na miejscu. Trwająca od kilku lat dyskusja ugruntowuje przekonanie, że jacht, podobnie jak furmanka i rower nie potrzebuje do prowadzenia żadnych formalnych uprawnień. Skądinąd wiemy, że potrzebuje specjalnych cech charakteru, o czym warto szeroko informować wszystkich chętnych, którzy się garną, nie do końca zdając sobie sprawę do czego.
Pochodzę z czasów kiedy patent PZŻtu był solidnym dokumentem gwarantującym umiejętności, niesłychanie restrykcyjnym przy egzaminowaniu i jednocześnie dającym niewielkie możliwości. Kapitan bałtycki mógł prowadzić tylko rejsy krajowe na jachtach do 80 m kw, sternik morski jako dowodzący jachtem nie mógł wypłynąc poza Zatokę. Jednocześnie zakres egzaminu na jachtowego sternika morskiego w Trzebieży w roku 1980 nijak się ma do egzaminu kapitańskiego w roku 2001 nie wspominając już o dzisiaj kiedy te patenty się po prostu kupuje w PZŻecie, który w ten sposób podtrzymuje zgodną z prawem fikcję żeglarskiego prawa jazdy. Traci przy tym wiarygodność i powoduje, że część ambitniejszych żeglarzy zwraca się ku patentom brytyjskim czy amerykańskim, które jednocześnie częstokroć są legitymacją zawodową do zatrudnienia na większych jachtach, których dziesiątki tysięcy krąży po świecie tworząc niebagatelny rynek pracy. Czas zauważyć, że Polska od dwudziestu już prawie lat przynależy do tego świata i wyciągnąć własciwe wnioski.
Tymczasem żadna z grup lobbingowych nie potrafi się unieść ponad własny partykularny interes, myląc go z interesem publicznym, zapiekając przy okazji w szeregu prywatnych animozji. Tymczasem prestiż polskich patentów sapada na łeb na szyję, a zwolennicy żeglarstwa bezpatentowego użerają się ze wszystkimi od Straży Granicznej poczynając, poprzez kapitanów żaglowców, prezesów PZŻtu na Sejmie kończąc.
I tak razem, ściśnięci w “bratnim” uścisku powoli toniemy bo nikt nikomu ręka nie pozwoli machnąć. Pozostanie po nas szumowina jedynie bo woda zbyt mętna by się z niej Afrodyta mogła urodzić.
Wszelkie spory; komercyjny, przyjemnościowy, klubowy, czarterowy, prywatny z punktu widzenia opatentowania i przeglądów są bez sensu. Od komercji są Urzędy Skarbowe a wszelkie formy własności w ruchu wodnym bez znaczenia. Jedynym miernikiem wielkość szkody jaka sobie i innym można zrobić. Z powodzeniem można przyjąć, że wielkość tej szkody rosnie kwadratowo wraz z wielkością jachtu. Nie chodzi o szczegóły ale np. jacht dwunastometrowy zabiera przykładowo dziewięć osób i waży dziesięć ton, a jacht dwudziestopieciometrowy waży ton sześćdziesiąt i zabiera trzydzieści osób, jest różnica.
Zatem, ponieważ jachty dwunasto metrowe są już dzisiaj zwolnione z obowiązku uzyskiwania dokumentów bezpieczeństwa, śmiało można pozostać przy tej wielkości jako wielkości bezpatentowej. Mieszczą się w tym przaktycznie wszystkie jachty śródlądowe i większość morskich. Komercyjne czy nie, zasięg rażenia katastrofy takiego jachciku jest społecznie niezauważalny a państwo posiada dostatecznie rozwinięty aparat by wymusić stosowanie odpowiednich norm handlowych przy komercji i społecznych przy innych formach użytkowania. Nie jest to w żadnym razie sprawa związku żeglarskiego.
Jachty powyżej dwunastu metrów długosci bedą w zdecydowanej większości wykorzystywane komercyjnie, na łódkach wiekszych wystąpi zjawisko zatrudniania wykwalifikowanej załogi przy pływanich przyjemnościowych. Ludzie ci musza mieć możliwość, raz potwierdzenia swych umiejetności, dwa legalnego zatrudnienia. Z drugiej strony organizatorzy większych grup jakąś pewność fachowości obsługujacych je załóg i pewności zastosowanego sprzętu.
Czyli to co poniżej dwunastu metrów to bezpatentowe z wymogiem dla bezpieczeństwa posiadania na pokładzie indywidualnych środków wypornosciowych dla każdego z członków załogi plus jeden telefon komórkowy w wodoszczelnym opakowaniu. Dla jednostek zabierających więcej niż trzy osoby, koło ratunkowe. Na morzu dodatkowo obowiązkowe pasy bezpieczeństwa dla każdego na pokładzie plus jeden odbiornik nawigacji satelitarnej. Określanie warunków w jakich te środki, pasy ratunkowe, czy pasy bezpieczęństwa mają być użyte nie jest konieczne, posłuży bowiem jedynie towarzystwom ubezpieczeniowym do odrzucania słusznych żądań asekuracyjnych. Dodatkowo zobowiązać wszystkich administratorów przystani do umieszczenia w widocznym miejscu informacji, że brak wymogów formalnych nie zwalnia od przestrzegania przepisów prawa w ruchu wodnym wynikających z odrębnych uregulowań, w szczególności prawa drogi i oznakowania nawigacyjnego jednostek pływających jak również prowadzenia jednostek po spożyciu alkoholu etc., itp, itd.
Jachty powyżej dwunastu metrów długości powinny pozostać przy dotychczasowych wymaganiach zarówno co do wyposażenia jak i co do kwalifikacji prowadzących je osób. Przy czym należy zmienić i zaostrzyć kryteria uzyskiwania stopnia jachtowego sternika morskiego i kapitana jachtowego tak, by były to uprawnienia państwowe do prowadzenia statków zarejestrowanych jako jachty. W innym przypadku w tej roli zaczną występować ludzie, którzy swoje uprawnienia będą legitymizować za granicą, lub dyplomowani absolwenci szkół morskich. W obu przypadkach nie jest to dobre rozwiązanie; Szkoły morskie nikogo nie kształcą w żeglowaniu a ich absolwenci mają głęboko zakodowane - cargo - trasa - czas - koszty. Specyfika pływania na statku jest zupełnie inna, moc zainstalowanych na jachtach urządzeń; silników, agregatów, chłodni nieporównywalnie mała do przeciętnej na statkach. Zawodowo żegluga na jachtach jest dla absolwenta uczelni morskiej krokiem wstecz, co zaowocuje selekcją negatywną dla tej żeglugi. Jak piszę nie chodzi o szczegóły i wyjątki. Patentowanie zagraniczne raz, że uwarunkowane specyfiką lokalną dla poszczególnych organizacji wydających te patenty, częstokroc naie przekładające się na nasze wyobrażenia ukształtowane siedemdziesięcioletnią tradycją, dwa, że stanowiące dla tej tradycji policzek. A to juz jest bezposrednio efektem prowadzonej obecnie przez PZŻ polityki, w wyniku której już dzisiaj z wielu polskich jachtów znika bandera narodowa. Trzymajmy tak dalej a polski jacht bedziemy sobie mogli obejrzeć jedynie na fotografiach, czarno-białych w większości...
Można rozważyć w przypadku sternika morskiego egzaminy cząstkowe, egzamin w postaci tygodniowego rejsu po Bałtyku, egzamin z języka angielskiego i włączenie do programu uzyskania pakietu zaswiadczeń podstawowych plus GDMSS i kurs radarowy. Dla kapitanów manewrówkę jachtem dwudziestopieciometrowym, egzamin z angielskiego, stopien sternika morskiego i staż po tym stopniu.
Drabinka patentowa mogłaby się przedstawiać tak samo jak i dzisiaj, przy czym stopień żeglarza i sternika jachtowego nie byłyby obligatoryjne. Prowadzący jachty w ramach bezpateńcia powinni być pełnoletni a dla osób małoletnich obligatoryjny stopień żeglarza jachtowego i wiek dwunastu lat na śródlądziu oraz szesnastu lat i stopien sternika jachtowego na morzu.
W ten sposób, wilk syty i owca cała. Pieniądze ze szkoleń nie zmaleją a wręcz wzrosną wraz z możliwosciami zawodowymi wyższych stopni i parciem młodzieży do ulubionego sposobu spędzania wolnego czasu. “Przyjemniaczki” beda zadowolone mogąc żeglować bez ograniczeń a zdając egzaminy dla wygody ubezpieczycieli i podbudowania własnego o sobie mniemania. Oczywiście można rozważyć regulaminy uzyskiwania stopni nadając im cechy nowoczesności, odrzucając zbędny balast anachronizmów a wprowadzając elementy własciwe czasom dzisiejszym.
Gdybyśmy chcieli być jeszcze bardziej liberalni, można wprowadzić wyższy nieco limit wielkosci jachtów bezpatentowych np. do dwunastu osób co stanowi granicę ekologiczną dla odpadków bytowych na statkach i stopien sternika morskiego uczynić nieobligatoryjnym przy pozostawieniu ostrych wymogów egzaminacyjnych.
Oto rzut oka z lotu ptaka, bez zgłębiania się w szczegóły i niuanse prawne. To można pozostawić biuralistom i prawnikom, przedtem jednak trzeba ich kopnac mocno w d... by nie zapominali, że dyrektywy unijne i porozumienia miedzynarodowe nie są prawdą objawioną by je z nabożeństwem przepisywać przez kalkę. Polska do Unii należy i ma tam wystarczająco silny głos by jej polityke współtworzyć a nie tylko usłużnie potakiwać.
Tak ja widzę ten problem
Pozdrowienia - Jarek Czyszek, kapitan jachtowy, nr. jakiś tam, chwilowo zapomniałem a patent mam głęboko w szufladzie osiemdziesiąt kilometrów stąd.
Hel - grudzień 2007
Jeżeli do tego dodać uznanie patentów wydawanych przez organizacje z krajów UE to chyba była by pełnia szczęścia.
No i jeszcze uznanie patentów radiooperatora ale może za dużo oczekuję.
Przesyłam wyrazy szacunku i ukłony
No i jeszcze uznanie patentów radiooperatora ale może za dużo oczekuję.
Jeśli masz na myśli SRC to już to funkcjonuje :-) Ja sam zrobiłem SRC RYA i o ile wiem również nasze świadectwa są uznawane za granicą
pozdrawiam A.
Warte uwagi. Niezłe. Z małą korektą. 12m wolności od rejestracji jest na śródlądziu, na morzu KB nie wymaga się od jachtów długości do 15m. Ale to szczegóły. Mniej więcej zawsze to proponowaliśmy (12m bezpatencia - na początek). Obawaim się jedynie tylko, że twoje pomysły mogą wymagać zmian w ustawie(ach). Obawiam się także, że opór związków będzie "betonowy".
Pozdrawiam.
Hasip
Tego możemy sie właśnie spodziewać (a jako przykład niech będzie ostatni gniot pezetżetowców!) - beton będzie twardy do skruszenia... Zmiana ustaw może wymagać kruszenia betonu wśród posłów i senatorów, a nie tylko w PZŻ-cie, to może być trudne (może nawet trudniejsze).
Macie więc jeszcze sporo pracy :-)
Pozdrawiam,
Robert
PS: Już dziś, dzięki Waszym staraniom, mogę swobodnie żeglować do 7,5 m długości mojej pirogi ;-)
Mnie jednak najbardziej odpowiada system brytyjski w oryginalnej formie.
Jest przemyślany i dopracowany w szczegółach.
Pozdrowienia.
Andrzej Dobrogosz
Bez urazy, ale wreszcie coś z sensem napisałeś. Zgadzam się z Twoją oceną sytuacji w jakiej znajduje się nasze żeglarstwo.
Nie zamierzam wypowiadać się na temat proponowanych przez Ciebie uwarunkowań związanych z pływaniem za pieniądze, bo mnie to nie interesuje i do tej pory nie miałem potrzeby nad tym się zastanawiać. Natomiast to, co proponujesz i dotyczy to zeglugi przyjemnosciowej, wydaje się ze wszech miar rozsądne. Oczywiście pozostaje kwestia czy tym rozgraniczeniem, które proponujesz ma być 12 m długości jachtu, czy jakaś inna wartość, ale to jest szczegół techniczny. Sama idea iest naprawdę niezła.
Pozdrawiam
Mariusz Główka
RYA/MCA Yachtmaster Offshore numer w szufladzie.
Ten tekst może być solidną podstawą do dyskusji.
Porządkując:
1. mamy propozycję podzialu na dwie lub trzy formy żeglowania (przyjemniaczki, komercja, klubowi),
2. mamy propozycje podzialu wedlug wielkości łodki.
Jakie są argumenty za jednym i drugim podejściem?
PS. Jarek, nie mam poczty mailowej, może dziś odzyskam ją, a może jutro...
"Jachty powyżej dwunastu metrów długości powinny pozostać przy dotychczasowych wymaganiach zarówno co do wyposażenia jak i co do kwalifikacji prowadzących je osób."
Każde ograniczenie korzystania ze swojego prywatnego jachtu,zawsze spowoduje,zmianę bandery.
A przecież konieczność posiadania odpowiedniego patentu jest takim przymusem. A z tymi wielkościami jachtów,to też nie tak.Ciekawe, czy człowiek prowadzący 50-stopowe Bawarie nie dałby sobie rady z J-140.
Jurek
Silnik B50 jest tak okolo 3 razy mocniejszy a ster strumieniowy sprawia, ze manewrowanie to bajka.
Podejrzewam, ze czesc sternikow moglaby miec klopoty. Pisze to na podstawie doswiadczenia w mniejszej skali - sternicy prowadzacy wydmuszkimieli poczatkowo klopoty z opanowaniem J80.
Prowadzilem w kilku rejsach 60 tonowa Zjawe (wczesniej zaliczylem 2 dniowy kurs), czy podjalbym sie prowadzenia jachtu 120 tonowego? Z pewnoscia poprosilbym o kilka godzin nauki manewrowania pod okiem wprawnego bosmana.
Nie podjalbym sie prowadzenia Pogorii, choc na symulatorze bez trudu prowadzilem 1200 tonowy statek.
Nieco pokory na morzu zawsze sluzy sprawie. Doswiadczenie z jachtow mniejszych, choc przydatne samo w sobie nie daje gwarancji kompetencji na jachcie duzym.
Lacze pozdrowienia
Krzysztof Bieńkowski
www.nordsail.pl
Ależ,oczywiście się zgadzam.Ale żeby zaraz staże,egzaminy,patenty.Nie wyobrażam sobie,że człowiek z ulicy kupuje sobie 30 tonowy jacht i bez żadnej wiedzy sobie nim wypływa.Na pewno poprosi kumpla,znajomego kapitana,by mu pokazali co i jak albo pójdzie na kurs.W najgorszym przypadku zatrudni zawodowego skipera i pod jego okiem będzie się uczył.Jego własność,jego broszka.Jak narobi szkód (nie sobie),to wydana kasa na zadośćuczynienie szkodom,szybko nauczy go pokory.Tylko,na Boga,po co do tego jakieś regulacje.
Jurek ,który chętnie korzysta z każdej możliwości pogłębiania wiedzy.
Co do śródlądzia pełna zgoda. Co do morza nie, jedno - kluczowe - zdanie bym podważył :
"Jachty powyżej dwunastu metrów długości powinny pozostać przy dotychczasowych wymaganiach zarówno co do wyposażenia jak i co do kwalifikacji prowadzących je osób."
Jako kryterium nie długość, a sposób użytkowania, tzn. brak wymogów co do kwalifikacji i wyposażenia dla jachtów "przyjemnościowych" - niech decyduje armator.
Janusz Drozd
Co do śródlądzia pełna zgoda. Co do morza nie, jedno - kluczowe - zdanie bym podważył :
"Jachty powyżej dwunastu metrów długości powinny pozostać przy dotychczasowych wymaganiach zarówno co do wyposażenia jak i co do kwalifikacji prowadzących je osób."
Jako kryterium nie długość, a sposób użytkowania, tzn. brak wymogów co do kwalifikacji i wyposażenia dla jachtów "przyjemnościowych" - niech decyduje armator.
Janusz Drozd
Wszystko to pikne, tylko chciałbym mieć przekonanie, że jacht idący na kursie zbieżnym lewym halsem na bagsztagu np na Przeczce ma ustapić mojemu jachtowi będącemu na prawym ostrym
Ha, kto by nie chciał. Ale nie ma tak dobrze. Ja jadąc samochodem nie mam pewnosci, ze ten z mojej lewej wie, że ma ustapić mi pierwszeństwa na uliczce osiedlowej. I nie raz okazuje się, że moje obawy nie są bezpodstawne. Nie ma lekko, trzeba po prostu byc przygotowanym na to, że może nie wiedzieć i tyle.
PS. Zakładam, ze wszyscy ci kierowcy którzy jadą przez osiedle i nie patrzą w prawo, mają własciwe prawo jazdy.
>Ha, kto by nie chciał. Ale nie ma tak dobrze. Ja jadąc samochodem nie mam pewnosci, ze ten z mojej lewej wie, że ma ustapić mi pierwszeństwa na uliczce osiedlowej. I nie raz okazuje się, że moje obawy nie są bezpodstawne. Nie ma lekko, trzeba po prostu byc przygotowanym na to, że może nie wiedzieć i tyle.
PS. Zakładam, ze wszyscy ci kierowcy którzy jadą przez osiedle i nie patrzą w prawo, mają własciwe prawo jazdy. <
to źle Mariuszu, a powinieneś mieć pewność że Ci nie ustąpi, i napewno ma właściwe prawo jazdy - nawet jeśli nie patrzy w prawo......chociaż teoretycznie nie musi go mieć wogóle....
u mnie na wjeździe do uliczki osiedlowej, a z przeciwnej strony przy wyjeździe (kierunek patrzenia na wjazd i wyjazd obojętny) jest taka informacja:
"Teren pod zarządem Spółdzielni Osiedlowej i nazwa zarządcy"
dlatego też wyjeżdżając na drogę PUBLICZNĄ przepuszczam tych z prawej strony, z naprzeciwka i również tych jadących z LEWEJ strony, a gdy zjeżdżam z drogi PUBLICZNEJ na osiedlową odpinam pasy, w dzień gaszę światła drogowe (wszystko zgodnie z prawem) i pilnie się rozglądam czy aby czasem ktoś jadący uliczką osiedlową z mojej lewej strony nie ma ochoty jechać nadal......nawet nie mam prawa mu zwrócić uwagi, zdarzyło się u mnie na osiedlu że policja odmówiła przyjazdu do zwykłej stłuczki. Był też wyrok sądu w sprawie NIEMANIA zapiętych pasów bezpieczeństwa podczas jazdy uliczką osiedlową, UNIEWINNIAJĄCY, a wiesz dlaczego?....bo to droga NIE PUBLICZNA......skoro tak to mogę odpiąc pasy, wyłączyć światła drogowe.....z przepuszczaniem tego z prawej uważam bo czasami myślę inaczej niż akurat ten z mojej lewej, a może jestem starszy i mądrzejszy?.....(z tym odpinaniem pasów i wygaszaniem świateł drogowych to hipotetyczne działania ale możliwe w obecnej sytuacji prawnej).
Rysio!
Ja mówiąc osiedlowa. popełniłem błąd. Droga publiczna, ale wewnętrz osiedla, choć z garbami :)
Pozdrawiam
a gdy zjeżdżam z drogi PUBLICZNEJ na osiedlową odpinam pasy, w dzień gaszę światła drogowe (wszystko zgodnie z prawem)
Art.1, ust. 2 oraz Art. 39 i Art. 51 Prawa o ruchu drogowym
Z tym odpinaniem pasów itd. to może akurat nie był dobry przykład, chciałem jedynie zwrócić uwagę że drogi publiczne i niepubliczne to oddzielny i mocno dyskusyjny temat. Użyłem też określenia że >to odpinanie to hipotetyczne działania< (coś w tym stylu) i że ich nie stosuję bo jestem starszy i mądrzejszy, nie mniej jednak warto się zapoznać z tym:
http://www.hotelarze.pl/hot/drogi-wewnetrzne.php
bo ten opis bardziej wyjaśnia problem niż moje >trzy grosze< a naprawdę warto o tym wiedzieć!
Tym chciałbym zamknąć ten temat ponieważ odbiega znacznie od sedna przedstawianych tu tematów.
Rysio!
Życzę Panu dużo Zdrowia, miałem Zaszczyt znać osobiście Pańską Mamusię!
Powtórzyłeś kolejny raz zdroworozsądkowe poglądy, z jakich znamy się od lat. Nie są one wcale skrajne, znamy o wiele bardziej radykalne. A mimo to ten typ poglądów powszechnie spotyka się z upartym protestem jak dwa posty niżej. Odnoszę wrażenie, że przeciw wszelkim najskromniejszym postulatom normalności w prawie żeglarskim protestują prawie wyłącznie ludzie pływający po Wielkich Jeziorach Mazurskich. Może coś w nich jednak jest? Nie rozumiem tego, ale dopuszczam, że czegoś nie wiem, bo nie miałem jeszcze przyjemności tam żeglować. (To, że "Przeczka" jest Właśnie Tam, odkryłem przed chwilą dzięki Google.pl)
Nie rozumiem mazurskich zagrożeń, ale narzucania normalnej większości woli nienormalnej mniejszości (co wynika zapewne z tego że pływają w nienormalnych warunkach, bo wierzę w racjonalny rdzeń każdej bajki) nie rozumiem jeszcze bardziej.
Dlaczego by więc nie postulować wprowadzenia lokalnych obostrzeń? Takie lokalne obostrzenia mogłyby być początkowo prowizoryczne, na zdefiniowany czas. Gdyby się sprawdziły w praktyce, mogłyby być dowolnie przedłużane. Lub zlikwidowane. Mają Niemcy swój Bodensee Schifferpatent, miejmy i my swój Patent Mazurski.
Albo jeszcze prościej, niech lokalne mazurskie prawo zaostrza istniejące ogólne wymagania patentowe. Np, żeglarz jachtowy PZŻ lub ekwiwalent niech jest tam konieczny od 3m LOA, a sternik PZŻ lub ekwiwalent od 6m, a żeby popływać 9cio metrowym jachtem, niech jest obowiązek posiadania kapitana jachtowego (lub np Yachtmaster Ocean RYA, alboco), dodatkowo STCW na poziomie operacyjnym, kurs i patent prawa wodnego, topografii, geologii i historii Mazur.
Jeśli postuluję za dużo, ci których -w przeciwieństwie do mnie- to dotyczy, niech w negocjacjach ustalą zasięg lokalnych obostrzeń. A na reszcie świata niech działa prawo liberalniejsze, podobne do tych, które obowiązuje w krajach normalniejszych i szczęśliwszych od naszego.
Byłby wilk nażarty i owca (jak)żywa?
Tomek, uprawnienia jak np. Jarka
A mimo to ten typ poglądów powszechnie spotyka się z upartym protestem jak dwa posty niżej.
Dobrze policzyłem, ze to niby na mój post wypada :-) ?
Standardem jest też, że do gościa krzyczysz: prawy (on jedzie na lewym). Odpowiedź: facet , jestem na urlopie.
No nie wiem. Ja wprawdzie unikam miejsc, gdzie jest tłum, wszystko jedno, czy na wodzie, czy na lądzie, ale Mikołajskie to jest takie miejsce, że zazwyczaj muszę je przejść. No właśnie nie wiem, czy Ty i inni którzy takiech argumentów używają, masz takiego pecha, czy ja ma takie szczęście, ale NIGDY nie spotkałem nikogo takiego. Owszem, czasami spotykałem ludzi którzy z róznych powodów nie respektowali prawa drogi, ale duuużo więcej spotylam takich na ulicy. Różne powody to zagapili się, akurat przyszkwaliło i musieli zmienić kurs, pomyliło im się. Rzeczywiście spotkałem kiedyś się z twierdzeniem, że prawy hals, to wtedy jak bom jest na prawej burcie. Ale wierz mi, to były niezmiernie rzadkie przypadki. Może jeden, dwa na cały sezon? Czy dla Ciebie to już jest standard?
Mam podejrzenie, że tak jak niektórzy Ci mieszkający w górach, czy na Wybrzeżu, czy w Warszawie, jesteś po prostu negatywnie nastawiony do przyjezdnych. Ale z tego da się wyleczyć :)
Ojojoj! Jesteś napastliwy! Nieładnie :-(
Robert
PS: Chyba nie jest aż tak źle jak napisałeś - Mariusz ma rację, przyzwoitego żeglarstwa jest chyba jednak więcej
Mam podejrzenie, że tak jak niektórzy Ci mieszkający w górach, czy na Wybrzeżu, czy w Warszawie, jesteś po prostu negatywnie nastawiony do przyjezdnych. Ale z tego da się wyleczyć :)
Ojojoj! Panowie, pogódźcie się! Święta idą.
Robert :-)
A ja na poważny postulat Jarka, chciałem poważnie zaproponować: skoro (jak widać) Mazuranci mają trudniej (a woda tam giensta i płynie pod górę) to niech restrykcje będą tylko tam. Od reszty - WARA! (A co bardziej zestresowanych się weźmie na terapię szokową na Solent)
Tomek
A co bardziej zestresowanych się weźmie na terapię szokową na Solent
Dobry pomysł. Bełdany i Mikołajske w srodku sezonu to jeszcze daleko do Solentu. Tam trzeba się narozgladać kto skąd i dokąd :))
Kogoś poniosły nerwy.
Zacznijmy od początku - zgadzam się , że im większy jacht tym niechętniej ustępuje miejsca ale moja diagnoza jest taka , że to chamstwo a nie nieznajomość przepisów. Świadczy o tym odpowiedź tego sternika z anegdoty krążącej po Mazurach od lat co najmniej 30 lat.
Inna opowieść to jak sternik Kormorana ( to takie małe pływadło , co zgodnie z piosenką " jak na dziobie leżę to ręce mam na sterze ") mające prawo drogi woła " Prawy " do DZ ( no to już większe pływadło i trudne do manewrowania szczególnie na małych szybkościach i ciasnych przejściach ) , na to sternik z DZ odpowiada " Cięższy " . Na tym kończy się zazwyczaj opowiadana historia. Dalej było tak ( ale o tym się nie opowiada ) , że mu powiedział - " Wyluzuj , przecież widzisz , że nie mam szybkości i idę przy trzcinach ".
Tak Szanowny Kolego.
Oprócz litery prawa jest jeszcze myślenie i duch przepisów.
Przepisy zawsze faworyzowały słabszego ( w tym przypadku DZ ) a wszystko sprowadzało się do szacunku dla innych i życzliwości.
Żadne przepisy i patenty nie zadekretują braku chamstwa i poszanowani innych
Kilka lat temu miałem przygodę na Mikołajskim.
Byłem na prawym bajdewindzie a z przeciwka walił jacht .
Miał maszt i wiatr z baksztagu ale walił na silniku.
Walił na mnie i wcale nie miał zamiaru mi ustąpić.
No bo co taki ponad 12 metrowiec ma ustępować jakiemuś 6,20.
Miał pecha - poznałem że za sterem stoi prominentnych polityk będący obecnie prominentnym działaczem PZŻ.
Obok stał prominentny szef państwowej znanej spółki.
Pomyślałem sobie , że byli w Mikołajkach dla poprawy animuszu a teraz płyną na Wierzbę i wszystkich mają , no wiecie gdzie ...
Inni grzecznie im ustępowali.
Ustępowali przed siłą , butą i chamstwem.
Trochę mnie poniosło i postanowiłem się pobawić.
Róg mgłowy na pokład i trąbię.
Bractwo z sąsiednich jachtów się patrzy , dobra nasza , będą świadkowie ( a trochę wiało ).
Trąbię znowu , oni tez się patrzą.
Trąbię dalej , ostro skręcali i dziwnie się na mnie popatrzyli.
Oni nic nie mówili , ale ja tak , no i starałem sie aby inni to słyszeli.
No i wniosek wynikający z moich doświadczeń:
Przepisy pierwszeństwa nie są nieprzestrzegana z niewiedzy ale głównie z buty , pogardy dla innych i chamstwa.
Na to akurat żadne patenty nie pomogą.
Na szosie pilnuje tego policja i są prawa jazdy a każdy sam widzi co się dzieje.
Pozdrowienia
To Ty miałeś szczęście (?) :)) A z ręką na sercu ile razy zdarza Ci się coś takiego w sezonie?
Ja mam inne szczęście. Spotykam ludzi naprawdę fajnych i sympatycznych i to sobie cenię. A buce? Są wszędzie w takich samych proporcjach. Na wodzie, na drodze, na ulicy. I tak będzie zawsze, ale nie ma sensu nimi się zajmować, bo to margines. Trzeba cieszyć się życiem, wodą, żeglowaniem i nie rozpamiętywać przypadków jeden na sezon, twierdząc, że to reguła. Albo patrzeć na to inaczej. Zabrzmi to jak anegdota, opowiadam to co jakiś czas, ale to fakt autentyczny. Kilka lat temu, nie tak dawno, trzy, moze cztery, stałem na jednej z moich ulubionych miejscówek na Nidzkim i było ekstra, az do wieczora. Luz blues, pięknie. Pod wieczór przypłynęła łódka i stanęli mi metr od burty. Byłem lekko wq...ny i grzecznie (naprawdę starałem się) zwróciłem uwagę, że po to cumuję w krzakach, żeby nie czuć się jak w porcie. Ale młodzi ludzie w wieku studenckim nie pojeli. OK, trudno. Posiedzieliśmy ze szwagrem przy ognisku, parę pięć piw wypiliśmy i poszliśmy spać. O szóstej rano pęcherz mi zaczął dokuczać i bedąc lekko rozbudzony usłyszałem plusk wody. Wyjrzałem przez zejściówkę i widzę, ze ktoś płynie. Po chwili z wody wynurzyła się nimfa, jak przystało na nimfę, cała naga. Przeszła w stroju Ewy pomiędzy moją łódką a sąsiednią i tak zwyczajnie, nie jak nimfa zaczęła wycierac się ręcznikiem o metr od mojej burty. I już przestałem się gniewać na studentów, co tak blisko zacumowali, a ze dwie godziny później byli mi całkiem mili jak rozpoznałem w jednej z dziewczyn z ich załogi ową nimfę:)
Morał z mojej opowieści jest taki. Zawsze szukaj pozytywów w najgorszej sytuacji. A moja niebyła najgorsza, a później stała się całkeim niezła :))))
Domyślam się że pod owym figlarnie wygiętym daszkiem jest tak samo?
Tomek, uczepiłeś się jak rzep psiego ogona tego Orlenu. Co Ci przeszkadzają stacje paliw na wodzie? Kiedyś w Mikołajkach trzeba było zasuwać z 500 m albo i więcej po paliwo i później dygać z powrotem te 10 litrów. Teraz wystarczy, że zacumuję gdzieś w pobliżu stacji, wcalę nie muszę do niej podchodzić.
A kupno gorzały na stacji benzynowej, to najgorszy pomysł. W Mikołajkach można ją kupić gdzie chcesz i nie trzeba się wcalę nachodzić.
Stacje benzynowe na wodzie przeszkadzają mi wtedy gdy zaczynają pełnić rolę bydłopojów. Z 10 litrami wachy musiałem dygać w minionym sezonie w Piszu po zakończeniu mazurskiego etapu rejsu: tam nadwodnej stacji nie ma. Gdy parę lat temu chciałem zatankować specjalnie w Mikołajkach, straciłem na to ze 20 minut: dwie wypasione motorówy zablokowały całkowicie dostęp - szybciej zrobiłbym to na starej stacji drogowej. W drodze na Mazury tankuję w Wierzbicy: albo na stacji nadwodnej, albo na drogowej, w zależności od tego gdzie taniej.
K
Ja płacę te 4 zł. Robię wtedy zakupy, czasami zjem w knajpie obiad, zatankuję wodę, opróźnię kibel chemiczny i zatankuję te 10 litórw paliwa, mimo, że jest te 20 gr drozej (kolejne 2 zł). Ale jak Ci to nie odpowiada, to mozesz zasuwać te kilkaset metrów do stacji drogowej. Przeciez nie ma przymusu tankowania na stacjach wodniackich. Ale obawiam się, że i tak będziesz musiał gdzieś zacumować i zapłacić te kilka złotych.
Wydaje mi się, ze to, iż Tobie nie podobają się te stacje, to nie znaczy, że nie sa pożyteczne. Mnóstwo ludzi z nich korzysta.
Ale obawiam się, że i tak będziesz musiał gdzieś zacumować i zapłacić te kilka złotych.
Niemniej jednak uczynię wszystko aby tej opłaty uniknąć. To co dzieje się w Mikołajkach to jest granda, rozbój w biały dzień. Płaci się za sam fakt posiadania jachtu (bo chyba nie ma jeszcze myta pobieranego na rogatkach miasta od samochodzarzy, rowerzystów i pieszych)? Mam zwyczaj płacić za coś. Na przykład: zapłacić 11 zł na podgiżyckim campingu "Borowo" i za tą cenę mieć na przeciąg doby nieograniczony dostęp do WC i prysznica. Obawiam się że 4 - lub 7 złotowy haracz ściągany w Mikołajkach skutecznie odstrasza niejednego od skorzystania z w/w urządzeń, oferowanych przez nadjeziornych Gospodarzy, czego efekty widać (a zwłaszcza czuć) nad Bełdanami czy u wejścia do Kanału Tałckiego. Najprośiej jest uniknąć tej skandalicznej opłaty stając jak najdalej od centrum, gdzieś w pobliżu MKŻ-tu (a w tej sytuacji jest już niemal wszystko jedno czy po paliwo pójdzie się tylko do Wioski Żeglarskiej, czy też przejdzie się jeszcze kawałek dalej przez kładkę, obok budki ze smacznymi goframi zresztą), bacząc czy w pobliżu nie ma jakichś podejrzanych gostków (uwaga na kręcącą się pozornie bez celu motorówkę!) z ukrytym za pazuchą bloczkiem. I podobnie rozglądać się dookoła przed odpłynięciem. Zresztą podobnie sparszywiały obyczaje w położonej nieopodal Mikołajek zatoczce, gdzie kasują 5zł bez względu na to czy korzysta się z pola biwakowego, czy tylko chce się spędzić noc w pobliżu trzcin, na jachcie pozbawionym możliwości dojścia do brzegu za sprawą uschniętych gałęzi nad wodą. Jakże kontrastuje z powyższem postawa zaprezentowana przez Gospodarzy campingu w Ubliku: "Skoro nie zamierza Pan zajmować miejsca na polu, to właściwie za co miałby Pan płacić?" (w końcu sam zaproponowałem 5zł, z racji korzystania z WC i prysznica). No ale na Ublik koromysłem (nawet małym) się nie wpłynie...
Wydaje mi się, ze to, iż Tobie nie podobają się te stacje, to nie znaczy, że nie sa pożyteczne. Mnóstwo ludzi z nich korzysta.
Masz rację, wydaje Ci się :-P Nie podobają mi się nie tyle same stacje (mimo kiczowatego stylu architektonicznego), ile uboczne skutki jakie towarzyszą ich obecności. Podobnie, zlokalizowana obok szkoły budka z piwam byłaby pożyteczna z punktu widzenia robociarza z pobliskiej budowy po fajrancie. Aby owe niekorzystne skutki zminimalizować, każda stacja musiałaby znajdować się pod stałą kontrolą Policji. Zawsze trafi się jakiś motokretyn na skuterze który obecność stacji wykorzysta jako pretext do efektownego ślizgu wzdłuż nabrzeża z zacumowanymi jachtami, tłumacząc się potem że "musiał bo po powierzchni pływało zielsko i gdyby zwolnił, wkęciłoby się w turbinę" (fakt autentyczny, z Wierzbicy). Skoro jednak w interecie pewnego prezia w kolorowym sweterku który wyżej niż żeglowanie ceni sobie rozbijanie się motorówką - krówką (170KM!) te stacje już powstały, niechże ich zasięg ograniczy się tylko do owej obrzydliwej jachtostrady, Nieporozumieniem byłoby "uszczęśliwianie" nimi wszystkich możliwych zakątków, takich jak np Okartowa (padła już taka propozycja na tym portalu). W obecnej sytuacji właścicielowi motorówki wystarczy paliwa aby dopłynąć z Mikołajek do tegoż Okartowa, i powrócić do Mikołajek lub popłynąć w kierunku Rucianego. Nie wystarczy natomiast aby na miejscu "umilać" życie wszystkim szukającym spokoju wyczynianiem dzikich hołubców, aby wszyscy obecni zobaczyli, usłyszeli i poczuli jaką to motorówę sobie sprawił. To będzie mógł robić w Mikołajkach.
Odpowiedź: facet , jestem na urlopie.
A jaki to ma związek z propozycją Jarka, komentarzem Tomka i Mariusza?
Hasip
Ale po co zaraz aż na Mikołajskim? Przykra przygoda spotkała mnie w roku 1997, na "Pańskim" Niegocinie.
To była już końcówka mojego rejsu; następnego dnia miałem przekazać klubowego "Oriona" kolegom. Wiało z północy, halsowałem się w kierunku LOK-u. Mając prawy hals, przeciąłem drogę "Makowi 707" o nazwie "Polar II", płynącemu również w kierunku Giżycka, lewym halsem. Niebawem jednak znalazłem się w pobliżu mielizny, koło wyspy pod Wilkasami, i byłem zmuszony zrobić zwrot. Okazało się że tamten Mak zrobił zwrot mniej więcej w tym samym momencie, toteż ponownie znaleźliśmy się na kolizyjnych kursach. Uznawszy że tym razem mogę się "nie wyrobić", w bezpiecznej jeszcze odległości odpadłem, ustępując drogi, tak aby równoległym kursem minąć Maka w odległości kilku metrów i niezwłocznie potem wyostrzyć wracając na poprzedni kurs. Każdy normalny postąpiłby vhyba tak samo.
I to zaskoczenie: gdy tylko zmieniłem kurs, również i Mak zmienił swójk kurs, "biorąc mnie na celownik". Miałem wrażenie że może puknąć mnie w okolice rufy. Uznawszy że jakaś "siła wyższa" zmusiła go do tego, odpadłem jeszcze silniej. Tymczasem jednak Mak zbilżył się do mnie na kilka metrów, i w tym momencie zaczął odpadać już zdecydowanie. Nie miałem pojęcia co się dzieje; gdybym miał pod ręką kotwicę lub podobny przedmiot - może celny rzut w nadziei zwrócenia na siebie uwagi a być może nawet fizycznego unieszkodliwienia kretyna okazałby się skuteczny? Ja jednak miałem nadzieję że w końcu tamtem musi mnie zauważyć, a ja w stosownym momencie skręcę "na niego" odstawiając rufę, co pewnie skończyłoby się lekkim otarciem burt. Nic z tego: usłyszałem z tamtego jachtu paniczny okrzyk "Wyostrz!" i w tym momencie zasłonięta wysoką burtą Maka osoba siedząca za jego sterem wyłożyła ster "na burt"... na odpadanie, trafiając mnie prostopadle w śródokręcie. Nie miałem w tym momencie pewności, czy aby kadłub Oriona nie rozpadnie się po prostu pode mną. Uratował mnie zapewne przypadek: dziób Maka trafił w stenwantę Oriona, która zamortyzaowała uderzenie. Skończyło się na wygięciu lewego salingu, wybiciu szyby kabinowej oraz lekkim tylko wgnieceniu listwy odbojowej. Pierwsze słowa tamtego dupka brzmiały rzecz jasna: "To ja miałem prawy hals!" Nie przyjmował moich argumentów że jego psim obowiązkiem było w tej sytuacji zachować swójk kurs i nie wchodzić ponownie na kurs kolizyjny z jachtem który właśnie ustąpił mu drogi. Jeg żona skwitowała to z nieskrywanym zdumieniem "No przecież myśmy kółko robili". Nie uważał się za winnego kolizji, twierdził że mając prawy hals mógł robić co mu się żywnie podoba, a ja mając hals lewy i cały Niegocin do dyspozycji pownienem trzymać się od niego najdalej jak to było możliwe.Skoro jednak chciałem w ostatniej chwili przejść mu przed dziobem - mam to na co zasłużyłem. Nie pomogło moje zwrócenie uwagi na tak podstawowy fakt ze gdybym istotnie robił tak jak on mi zarzuca - zostałbym trafiony w prawą, a nie lewą burtę. Sobie miał do zarzucenia jedynie to,że istotnie nie patrzył w moją stronę (czyli w tą w którą skręcał) bo... "stamtąd świeciło słońce". Pytany kto siedział za sterem, odowiedział z dumą "Załoga" wskazujac na swojego szesnastoletniego syna. W tym momencie wszystko zaczęło mi się układać w logiczną całość:
Podtatusiały gówniarz napakował swojemu niezdolnemu do samodzielnego myslenia potomkowi do głowy co następuje: "Jak masz prawy hals, przechodzisz każdemu przed dziobem i nic cię więcej nie obchodzi, masz bezwzględny pierwszeństwo, to wszyscy inni mają na ciebie uważać". I jego syn starał się stosować do powyższego tak ściśle jak to bylo w jego mocy: gdy ujrzał jacht który zrazu szedł mu na przecięcie kursu, myślał: "Muszę zdążyć przejść mu przed dziobem. A tu taka niespodzianka: tamten jacht zmienił kurs, aby to jemu przejś za rufą. "Więc i ja muszę zmienić kurs aby mimo to przejść tamtemu przed dziobem". Tamten jacht jednak skręcił dalej i co robić w tej sytuacji aby woli ojca stało się zadość? Wyłożyć ster na burt, aby liczyło się że syn zrobił wszystko, co było w zasięgu możliwości. "Żeby tak jeszcze można było wdepnąć gaz do dechy, może bym zdążył"?
Zaproponowałem że skoro debil nie zna prawa drogi całościowo, a nie tylko "po łebkach", konfrontację w obecności Policji Wodnej. Na to tamten taboret sięgnął po argument ostateczny:
"I tak nic to panu nie pomoże bo nie masz pan świadków".
A ja musiałem zgodzić się na upokarzającą propozycję "odszkodowania" w wysokości... 20zł, co nie wystarczyło nawet na honorarium dla bosmana w porcie LOK, od którego musiałem otrzymać narzędzia i materiały niezbędne do tymczasowej naprawy jachtu. Tamten bosman pogrążył zresztą mnie ostatecznie, drapiąc się w głowę: "Niewiele już pamiętam, ale zdaje się że 20 lat temu kiedy zdawałem na patent, mówili że pierwszeństwo ma ten na prawym halsie". O tym jakie obowiązki nakładają przepisy na mającego pierwszeństwo - nie wiedział ni w ząb.
Nie wiem jak nazywał się sprawca kolizji. Przedstawił się jedynie pseudonimem: Don Hoeffner. I twierdził że ma pantent sternika jachtowego. Nie mam pojęcia czy przyzakładowy klub "Polar" jeszcze istnieje. "Polara II" spotykałem jeszcze w kolejnych latach, ale każdorazowo z inną już załogą. Gdyby jednak trafił Pan na niejakiego "Don Hoeffnera" - proszę przekazać mu "specjalne" pozdrowienia od ówczesnego sternika jachtu "Pantaleon", który dzięki tamtej paskudnej przygodzie pojął jak nigdy wcześniej, że systrm patentowy PZŻ można OKDR.
Tomek Janiszewski
Krzysztof
K
Wstęp
Jako bazę do rozmów wklejam powtórnie mój projekt tak jak poradzono mi na priv, przekopiowałem do notatnika , następnie z notatnika do worda i z worda tutaj, mam nadzieję że nie jest pokaszaniony.
Jest to praktycznie powrót do regulaminu z czasów największej świetności polskich stopni żeglarskich. Czyli dokładnie to samo, co postulowałem w roku 1991 w „Mańkowskich Żaglach” http://www.kwasniewska.pl/polemika/teksty.htm .
Wszelkie skracane regulaminy stopni nie sprawdziły się:
1. żeglarze najemni nie są zadowoleni bo ich patenty straciły swoja renomę i efektem tego jest, że coraz więcej polskich żeglarzy zdaje egzaminy na uprawnienia zagraniczne. W chwili zwiększenia presji turystycznej polskiego wybrzeża potrzebne będą w miarę proste do uzyskania uprawnienia dla skiperów małych stateczków pasażerskich i wędkarskich.
2. również niezadowoleni są armatorzy jachtów utrzymywanych na własny użytek, bo dla nich są to nadal najbardziej restrykcyjne przepisy w Europie. Tu najbardziej widać efekt jak jacht polskiego armatora niemiecką banderą salutuje pomnik na Westerplatte.
Stopnie żeglarskie, które zdobywaliśmy w PRL na klubowych jachtach nie są i nie były stopniami do uprawiania żeglarstwa przyjemnościowego a były to uprawnienia do świadczenia konkretnych usług - skipera lub jego zastępcy.
Cały cywilizowany świat dla żeglugi przyjemnościowej, nie wymaga żadnych obowiązkowych uprawnień, natomiast uprawnienia obowiązują w sferze świadczenia usług żeglarskich ( vide opracowanie Rocha Wróblewskiego http://www.kulinski.gdanskmarinecenter.com/art.php?id=418&st=0&fload=1%20)
W moim programie najważniejsza jest idea trzech rodzajów uprawnień.
a amator na łodzi wolnej nie zagrażającej innym użytkownikom akwenu (żeglarz)
b amator na łodzi szybkiej mogącej stanowić zagrożenie dla innych użytkowników akwenu (sternik motorowodny)
c profesjonalista do wożenia pasażerów i dopiero te z „drabinką” (od 3 do 8)
Program regulaminu uprawnień żeglarskich
I . Wprowadza się następujące uprawnienia do prowadzenia łodzi.
1. Żeglarz
2. Sternik motorowodny
3. Sternik Śródlądowy
4. Sternik Jachtowy
5. Sternik Morski
6. Jachtowy Kapitan Żeglugi Małej
7. Jachtowy Kapitan Żeglugi Wielkiej
8. Kapitan Żaglowca.
II .Uprawnienia
1. Żeglarz uprawniony jest do niezarobkowego prowadzenia jachtów z następującymi ograniczeniami
1. do 24 m długości, po wodach morskich
2. do 20 m długości po wodach śródlądowych.
3. Do 5 KW mocy silnika w przypadku jachtów lżejszych niż 1 tona
4. Do 25 KW mocy silnika w przypadku jachtów pozostałych.
2. Sternik motorowodny uprawniony jest do niezarobkowego prowadzenia jachtów z następującymi ograniczeniami
1. do 24 m długości, po wodach morskich
2. do 20 m długości po wodach śródlądowych.
3. Sternik Śródlądowy uprawniony jest do:
1. niezarobkowego prowadzenia jachtów do 24 m długości, po wodach morskich
2. niezarobkowego i zarobkowego prowadzenia jachtów do 20 m długości po wodach śródlądowych.
4. Sternik Jachtowy uprawniony jest do prowadzenia jachtów z następującymi ograniczeniami
1. niezarobkowego prowadzenia jachtów do 24 m długości, po wodach morskich
2. niezarobkowego i zarobkowego prowadzenia jachtów do 20 m długości po wodach śródlądowych.
3. zarobkowego prowadzenia jachtów do 12 m długości i 12 pasażerów w zakresie 25 MM od miejsca schronienia.
4. Pełnienia funkcji zastępcy skipera w rejsach, do których prowadzenia wymagane są uprawnienia sternika morskiego
5. Sternik Morski uprawniony jest do prowadzenia jachtów z następującymi ograniczeniami:
1. niezarobkowego prowadzenia jachtów do 24 m długości, po wodach morskich
2. niezarobkowego i zarobkowego prowadzenia jachtów do 20 m długości po wodach śródlądowych.
3. zarobkowego prowadzenia jachtów do 24 m długości i 24 pasażerów w zakresie 50 MM od miejsca schronienia.
4. Pełnienia funkcji zastępcy skipera w rejsach , do których prowadzenia wymagane są uprawnienia jachtowego kapitana żeglugi małej i pozostałych funkcji oficerskich na jachtach i żaglowcach bez ograniczeń.
6. Jachtowy Kapitan Żeglugi Małej uprawniony jest do prowadzenia jachtów z następującymi ograniczeniami:
1. niezarobkowego prowadzenia jachtów do 24 m długości, po wodach morskich
2. niezarobkowego i zarobkowego prowadzenia jachtów do 20 m długości po wodach śródlądowych.
3. zarobkowego prowadzenia jachtów do 24 m długości i 24 pasażerów w zakresie żeglugi małej.
4. Pełnienia funkcji zastępcy skipera na jachtach i żaglowcach bez ograniczeń.
7. Jachtowy Kapitan Żeglugi Wielkiej uprawniony jest do niezarobkowego i zarobkowego prowadzenia jachtów z następującymi ograniczeniami:
1. do 24 m długości, po wodach morskich bez ograniczeń ilości pasażerów
2. do 20 m długości po wodach śródlądowych bez ograniczeń ilości pasażerów
3. Pełnienia funkcji zastępcy skipera na jachtach i żaglowcach bez ograniczeń.
8. Kapitan żaglowca uprawniony jest do niezarobkowego i zarobkowego prowadzenia jachtów bez ograniczeń długości i ilości pasażerów.
III Wymagania stażowe:
1. Żeglarz
brak
2. Sternik motorowodny
brak
3. Sternik Śródlądowy
Udział w 3 co najmniej tygodniowych rejsach po wodach śródlądowych z co najmniej trzema śluzowaniami.
4. Sternik Jachtowy
1. posiadanie uprawnień sternika śródlądowego lub udział w co najmniej jednym rejsie śródlądowym z co najmniej trzema śluzowaniami
2. 400 godzin na morzu w co najmniej 2 rejsach po wodach morskich
5. Sternik Morski
a. posiadanie uprawnień sternika jachtowego
b. 400 godzin w co najmniej 2 rejsach po wodach morskich na funkcji załogi lub oficera
c. 200 godzin w co najmniej 4 rejsach po wodach morskich na funkcji prowadzącego
6. Jachtowy Kapitan Żeglugi Małej
a. posiadanie uprawnień sternika morskiego
b. 400 godzin w co najmniej 2 rejsach po wodach morskich na funkcji oficerskiej w tym, 200 godzina na pływach i 100 godzin na żaglowcu.
c. 500 godzin w co najmniej 3 rejsach po wodach morskich na funkcji prowadzącego
7. Jachtowy Kapitan Żeglugi Wielkiej
a. posiadanie uprawnień Kapitan Żeglugi Małej
600 godzin w co najmniej 3 rejsach po wodach morskich na funkcji prowadzącego
8. Kapitan Żaglowca.
a. posiadanie uprawnień Kapitan Żeglugi Wielkiej
b. 500 godzin w co najmniej 3 rejsach jako zastępca skipera na dużym żaglowcu.
IV. Wymagania egzaminacyjne
1. Żeglarz
a. Przepisy Prawa drogi.
b. 11 flag mks A, D, F, K, L, M, O,W , U, X, Z
c. Podstawy metereologii
d. Środki ratunkowe
2. Sternik motorowodny
a. Praktyczny egzamin z manewrowania ślizgową łodzią motorową o mocy silnika minimum 50 KW
b. Przepisy Prawa drogi.
c. 11 flag mks A, D, F, K, L, M, O, W, U, X, Z
d. Podstawy metereologii
e. Środki ratunkowe
3. Sternik Śródlądowy
a. Praktyczny egzamin z manewrowania ślizgową łodzią motorową o mocy silnika minimum 50 KW i jachtem o długości minimum 9 m pod żaglami i na silniku.
b. Przepisy żeglugowe na śródlądowych drogach wodnych
c. Metereologia
d. Locja
4. Sternik Jachtowy
a. Praktyczny egzamin z manewrowania ślizgową łodzią motorową o mocy silnika minimum 50 KW i jachtem o długości minimum 9 m pod żaglami i na silniku.
b. Obecny materiał na sternika jachtowego
5. Sternik Morski
a. Praktyczny egzamin z manewrowania jachtem o długości minimum 15 m pod żaglami i na silniku
b. Materiał na jachtowego sternika morskiego z przed 1997 roku (uzupełniony o to co zmieniło się w standardach)
6. Jachtowy Kapitan Żeglugi Małej
Materiał w zakresie egzaminu na jachtowego kapitana ż,b. z przed roku 1997 (uzupełniony o to co zmieniło się w standardach)
7. Jachtowy Kapitan Żeglugi Wielkiej
Materiał w zakresie egzaminu na jachtowego kapitana ż,w. z przed roku 1997 (uzupełniony o to co zmieniło się w standardach)
8. Kapitan Żaglowca.
Nie wiem należy się zastanowić czy tylko staż czy też jeszcze powtórzenie egzaminu na żw.
Myślę iż jak będziecie pisać co w nim zmienić to wypracujemy coś czego nie będzie trzeba się wstydzić.
Krzysztof
Jako spójną i logiczna bazę do dyskusji , obejmującą różne ale logicznie powiązane aspekty proponuję przyjąć artykuł kol. Jarka Czyszka i nie rozdrabniać się.
Proszę zwrócić uwagę na to , że ta koncepcja pozwala na utrzymanie i ugruntowanie wolności dla " przyjemniaczków " w zakresie dobrowolności przeglądu jachtów , sposobu szkolenia i dobrowolnego posiadania uprawnień , z jednoczesnym utrzymaniem bazy szkoleniowej PZŻ ( i nie tylko ) a jednocześnie , przez utrzymanie programu szkoleń PZŻ umożliwia prowadzenie opartej o formalne kwalifikacje polityki wewnętrznej istniejących jeszcze klubów ( dysponujących sprzętem klubów ) oraz wskazuje na miejsce PZŻ ( ważne miejsce ) w nowej sytuacji , pomimo dopuszczenia do szkolenia innych , nie związanych z PZŻ ale uznanych na świecie firm. Zainteresowane firmy będą same mogły wtedy decydować o tym jakiemu kapitanowi i z jakim patentem powierzyć jacht i ludzi.
Wstępne przyjęcie tego przez PZŻ , zaakceptowanie takich zasad może skończyć wojnę , która nikomu i niczemu nie służy.
Obserwując dotychczasowe dyskusje uważam , ze przedstawiony materiał jest doskonałym wyciągnięciem wniosków i podsumowaniem .
Materiały proponowane przez kolegę były opracowane w innych warunkach i są zdecydowanie uboższe.
No i na marginesie - Ciągłe przypominanie starych przegranych bitw ( ciągłe wklejanie tych samych linków ), nawet jeżeli były wtedy prowadzone w imię rewolucyjnych ( jak na tamte warunki ) idei wcale nie pomaga sprawie i tylko wprowadza irytacje zamiast szacunku.
Przypominam , że za kilka dni mamy 2008 rok i od dzisiaj nie mamy kontroli na granicach z UE.
Świat sie zmienia , także powinny się zmieniać nasze poglądy na szanse i rozwój.
Pozdrawiam
"W moim programie najważniejsza jest idea trzech rodzajów uprawnień:
a amator na łodzi wolnej nie zagrażającej innym użytkownikom akwenu (żeglarz)"Rozumiem, ze chodzi o obowiązkowy stopień minimum dla wszystkich przyjemniaczków... (dalsze stopnie mnie nie interesują)?
Z mojego punktu widzenia nie wszystko jest ok (wolność nieco reglamentowana w imię świętego spokoju różnistych urzędasów i aparatczyków - "miał stopień i patent, a się utopił, ...wjechał na kogoś" itp...), chociaż, gdyby coś takiego weszło w życie, to nie musiał bym zdawać żadnych egzaminów i uzupełniać stażów aby dowodzić oceanicznym, przyjemnościowym okrętem żaglowym 24 m długim .... więc niby, z mojego punktu widzenia, jest dobrze. (Niech mi Pan wierzy, nie jestem taki głupi -myśli Pan, że inni tak?- i od razu nie polecę wyczarterować takiego jachtu, bo nie potrafię nim manewrować i żaden stopień i patent z nadania mnie tego nie nauczy, a tylko własna praktyka, którą musiał bym samodzielnie
Odpowiem więc przewrotnie:
Widzę i zżymam się na chamstwo na wodzie, brak podstawowych umiejętności i zasad itd. itp., ale wciąż uważam, że odbieranie ludziom prawa do swobodnego decydowania o swoim żeglowaniu jest niezgodne z zasadami demokracji i znów wskażę na wzorce szwedzkie i brytyjskie. Dlaczego Pan K.Kwaśniewski uważa nas, swoich rodaków za gorszych, głupszych, mniej rozsądnych? Czym różni się Polak od Szweda? Czym takim Szwed u Pana Boga sobie zasłużył, że jego związek żeglarski i władza państwowa uważają go za rozumną istotę? Panie Krzysztofie, niech Pan sobie da z tym spokój i zastanowi się nad tym jak wychowywać młodzież, żeby chciała się uczyć i doskonalić w żeglarstwie (i innych sztukach i rzemiosłach, aby mniej było tego, czego się obaj na wodzie (ulicy, w lesie, w parku...) obawiamy. Niech Pan spróbuje zająć się odrzuconymi i zaproponować im żeglarskie rejsy resocjalizacyjne. Niech Pan stworzy szeroki program rozwoju i rozpowszechnienia kultury żeglarskiej, wychowania i szkolenia w duchu poprawy bezpieczeństwa i rozwijania różnych umiejętności itd. itp. bo na budowanie kolejnych systemów stopni, które powinny być naturalnym wynikiem tego, co Wasz "arcyzwiązek" stworzy rzeczywiście dla żeglarzy i rozwoju żeglarstwa.
Odnoszę wrażenie, że Wy Panowie Działacze PZŻ, zamiast wsłuchiwać się w to, co jest rzeczywiście potrzebne żeglarzom i żeglarstwu jesteście głównie zajęci tym, jakie założyć im kagańce, dyby i łańcuchy. Zrozumcie wreszcie, że to nie tędy droga.
Robert
PS: ...a w mniej poważnym tonie, proponuję do pańskiej drabinki jeszcze kilka stopni: śródlądowy sternik sztabowy - prawo do prowadzenia dokumentacji jachtu śródlądowego wymaganej przepisami... morski sternik sztabowy ..... itd. itp... honorowy admirał śródlądowy - nadawany za wybitne osiągnięcia w prowadzeniu śródlądowych statków sportowych... ;-)
Dwóch Kolegów, niekoniecznie przez wszystkich akceptowanych, zaproponowało swoje widzenie „systemu kwalifikacji” wymaganych (?) do uprawiania żeglarstwa. Oto zestawiony dwugłos:
PATENTY - STOPNIE :Zbyt restrykcyjne, kosztowne i upierdliwe - a, jeszcze ograniczające przyrodzoną człowiekowi wolność.
Trwająca od kilku lat dyskusja ugruntowuje przekonanie, że jacht, podobnie jak furmanka i rower nie potrzebuje do prowadzenia żadnych formalnych uprawnień. Skądinąd wiemy, że potrzebuje specjalnych cech charakteru, o czym warto szeroko informować wszystkich chętnych, którzy się garną, nie do końca zdając sobie sprawę do czego.
Wszelkie skracane regulaminy stopni nie sprawdziły się:
1. żeglarze najemni nie są zadowoleni bo ich patenty straciły swoja renomę i efektem tego jest, że coraz więcej polskich żeglarzy zdaje egzaminy na uprawnienia zagraniczne. W chwili zwiększenia presji turystycznej polskiego wybrzeża potrzebne będą w miarę proste do uzyskania uprawnienia dla skiperów małych stateczków pasażerskich i wędkarskich.
2. również niezadowoleni są armatorzy jachtów utrzymywanych na własny użytek, bo dla nich są to nadal najbardziej restrykcyjne przepisy w Europie. Tu najbardziej widać efekt jak jacht polskiego armatora niemiecką banderą salutuje pomnik na Westerplatte.
Stopnie żeglarskie, które zdobywaliśmy w PRL na klubowych jachtach nie są i nie były stopniami do uprawiania żeglarstwa przyjemnościowego a były to uprawnienia do świadczenia konkretnych usług - skipera lub jego zastępcy.
Cały cywilizowany świat dla żeglugi przyjemnościowej, nie wymaga żadnych obowiązkowych uprawnień, natomiast uprawnienia obowiązują w sferze świadczenia usług żeglarskich.
Wszelkie spory; komercyjny, przyjemnościowy, klubowy, czarterowy, prywatny z punktu widzenia opatentowania i przeglądów są bez sensu. Od komercji są Urzędy Skarbowe a wszelkie formy własności w ruchu wodnym bez znaczenia. Jedynym miernikiem wielkość szkody jaka sobie i innym można zrobić. Z powodzeniem można przyjąć, że wielkość tej szkody rosnie kwadratowo wraz z wielkością jachtu.
W moim programie najważniejsza jest idea trzech rodzajów uprawnień.
a amator na łodzi wolnej nie zagrażającej innym użytkownikom akwenu (żeglarz)
b amator na łodzi szybkiej mogącej stanowić zagrożenie dla innych użytkowników akwenu (sternik motorowodny)
c profesjonalista do wożenia pasażerów i dopiero te z „drabinką” (od 3 do 8)
Czyli to co poniżej dwunastu metrów to bezpatentowe z wymogiem dla bezpieczeństwa posiadania na pokładzie indywidualnych środków wypornosciowych dla każdego z członków załogi plus jeden telefon komórkowy w wodoszczelnym opakowaniu. Dla jednostek zabierających więcej niż trzy osoby, koło ratunkowe. Na morzu dodatkowo obowiązkowe pasy bezpieczeństwa dla każdego na pokładzie plus jeden odbiornik nawigacji satelitarnej.
Jachty powyżej dwunastu metrów długości powinny pozostać przy dotychczasowych wymaganiach zarówno co do wyposażenia jak i co do kwalifikacji prowadzących je osób. Przy czym należy zmienić i zaostrzyć kryteria uzyskiwania stopnia jachtowego sternika morskiego i kapitana jachtowego tak, by były to uprawnienia państwowe do prowadzenia statków zarejestrowanych jako jachty.
Drabinka patentowa mogłaby się przedstawiać tak samo jak i dzisiaj, przy czym stopień żeglarza i sternika jachtowego nie byłyby obligatoryjne. Prowadzący jachty w ramach bezpateńcia powinni być pełnoletni a dla osób małoletnich obligatoryjny stopień żeglarza jachtowego i wiek dwunastu lat na śródlądziu oraz szesnastu lat i stopien sternika jachtowego na morzu.
Gdybyśmy chcieli być jeszcze bardziej liberalni, można wprowadzić wyższy nieco limit wielkosci jachtów bezpatentowych np. do dwunastu osób co stanowi granicę ekologiczną dla odpadków bytowych na statkach i stopien sternika morskiego uczynić nieobligatoryjnym przy pozostawieniu ostrych wymogów egzaminacyjnych.
Program regulaminu uprawnień żeglarskich
I . Wprowadza się następujące uprawnienia do prowadzenia łodzi.
1. Żeglarz
2. Sternik motorowodny
3. Sternik Śródlądowy
4. Sternik Jachtowy
5. Sternik Morski
6. Jachtowy Kapitan Żeglugi Małej
7. Jachtowy Kapitan Żeglugi Wielkiej
8. Kapitan Żaglowca.
Oczywiście można rozważyć regulaminy uzyskiwania stopni nadając im cechy nowoczesności, odrzucając zbędny balast anachronizmów a wprowadzając elementy własciwe czasom dzisiejszym
Myślę iż jak będziecie pisać co w nim zmienić to wypracujemy coś czego nie będzie trzeba się wstydzić.
No to rozważajmy i piszmy, wypracowujmy. Nie ustosunkowując się do szczegółowych wymagań i programów parę uwag wstępnych:
Proszę o spokojne podejście do tematu, niezależnie od emocji personalnych i organizacyjnych. Nawet jeśli jakiekolwiek stopnie, uprawnienia i certyfikaty nam się nie podobają, to warto rozmawiać.
Nie wiem, czy potrzebna jest jakakolwiek dyskusja. Dla "przyjemniaczków" to jest to, co usiłują wywalczyć od kilku lat (lub już częściowo wywalczyli), za wyjątkiem tego jednego zdania.
Natomiast drabinka obowiązkowych patentów dla komercyjnych lub nieobowiązkowych dla reszty ... to wprowadziłbym jeszcze jedno rozgraniczenie: komercyjne wydaje administracja, nieobowiązkowe PZŻ , czyli analogia do UK (z tego, co mi wiadomo). Zakres wymagań może być taki sam ( i prestiż :), jezeli komuś na nim zależy ).
Janusz Drozd
Piszesz:
"Drabinka Krzysztofa sankcjonuje podział na przyjemniaczków i komercyjnych (a co z „klubowymi” Jacka?)."
Osobiście nie widzę potrzeby trzeciej grupy, albo klub uprawia komercję i jego jachty są jachtami komercyjnymi, albo jachty są tylko dla członków i mieszczą się w kategorii "przyjemniaczków".
Piszesz:
"Pomijam motorowodniaków"
Istnienie dwóch regulaminów stopni chyba nie jest potrzebne, dla motorówek jeden egzamin z umiejętności ich prowadzenia.
Piszesz:
"Na początku podyskutowałbym o potrzebie istnienia dwóch pierwszych stopni oraz o tym czy zamiast czterech kapitańskich nie mogłyby zostać dwa (w tym jeden dla żaglowców)."
O których dwóch pierwszych stopniach piszesz, a stopni kapitańskich w moim regulaminie są trzy a nie cztery.
Pozdrawiam świątecznie
Krzysztof