Słynny polski kapitan, samotny i nonstopowy obieżyswiat - Henryk Jaskuła tym newsem rozpoczyna w tym okienku czternasto-odcinkowy serial porad przeznaczonych nie tylko dla "dalekobieżnych - samotnych". Nie jestem całkiem pewien czy wszystkie rady Henryka wytrzymały próbę czasu, bo było nie było - od doświadczeń Henryka upłynęło ćwierćwiecze, w którym nie tylko ustrój się zmienił. Niezmienna napewno pozostała moja ulubiona filozofia "jak umiesz rachować do dwóch - rachuj na siebie". Ponizej odcinek pierwszy - POMPY ZĘZOWE.
Pozdrawiam Łukasza, liczę na korespondencje. Byle nie pocztą butelkową !
Kamizelki i zyjcie wiecznie !
Don Jorge
______________________
Jorge,
!Hola! ?Que tal?
Para comenzar un versito: "Ola que vienes, ola que vas, ola que pasas - Hola, que tal?"
Quiero enviarte hoy "Żeglarskie rady na rejs solo non stop dookola świata". Te lo mando en dos etapas, por las dudas si la dimensión en MB seria demasiado grande.
Si estos consejos le serviran a alguien, que los aproveche. Del amigo Walczak no tengo noticias desde junio ppdo, no se lo que pasa con el ni con su yate. Se que tenia problemas, me parese que es algo serio.
Mi "Drugi rejs" te lo envie por e-mail, no se si te envie "Antyprzyjaciel". Si no lo tienes te lo enviare.
Saludos
Enrique
_______________________
ŻEGLARSKIE RADY
Na rejs solo non-stop dookoła świata z polskiego portu
Henryk Jaskuła
Przemyśl, czerwiec 2007
Wstęp
Pod koniec grudnia 2006 roku, po świętach, przyjechał do mnie żeglarz z Bytomia, 30-letni Łukasz Walczak, szczupły, wysoki, na rozmowę o specyfice żeglugi samotnej, jako że wybierał się w rejs solo non-stop dookoła świata W-E Szczecin-Szczecin. Jacht był w budowie w Szczecinie, start miał nastąpić ok. lipca 2008 roku.
Był to jacht stalowy o długości całkowitej 15,70 m, szerokości 4,50 m, zanurzeniu 2,35 m, wyporności 17,3 tony. Miał balast 5-tonowy, powierzchnię ożaglowania 112 m², silnik Leyland ok. 50 KM. Typ ożaglowania kecz. Zbiorniki wodne 600 litrów, zbiorniki na paliwo 500 litrów, szczeble na masztach.
Łukasz miał stopień sternika morskiego, 10.000 mil stażu morskiego. Brał udział w rejsie wokół Przylądka Horn na jachcie „Bona Terra”. Sponsorem rejsu była firma Siemens.
Łukasz Walczak
Przegadaliśmy wiele godzin, Łukasz zapisywał co nieco, jednak o takim rejsie nie sposób opowiedzieć wszystko za dwa dni. Po jego wyjeździe postanowiłem spisać praktyczne uwagi, które mogą mu być przydatne zarówno przy budowie jachtu, jego wyposażeniu, jak i w samej żegludze.
Powstało czternaście rozdziałów, które wysyłałem mu na bieżąco e-mailem. Wszystko w tych rozdziałach przedstawione jest pod kątem żeglugi solo i non-stop, bez zachodzenia do portów. Zapewne wiele z tych uwag może być przydatne w innych, zwykłych rejsach załogowych.
Z pewnością przyda się to zarówno tym polskim żeglarzom, którzy za port startu i mety przyjmą polski port, jak i tym, którzy wystartują z innych portów w rejs solo non stop dookoła świata.
Henryk Jaskuła
_________________________
I. POMPY ZĘZOWE
W żadnym rejsie szkoleniowym nie pełniłem funkcji bosmana, sprzęt jachtowy nie podlegał mi, natomiast widziałem pracę przy pompach zęzowych, feler był zawsze ten sam: zapałka pod klapką zwrotną.
Palacze to urodzone gnoje, zapali papierosa a zapałkę bezmyślnie ciśnie za siebie (to co za nim – to ziemia niczyja). Na jachcie zapałka z podłogi dostanie się do zęzy, stamtąd do pompy. W pompie stanie sztorcem pod klapką zasysającą i nie pozwoli jej zamknąć otworu. Pompa zostaje unieruchomiona.
Wychodząc w swój rejs dookoła świata w 1979 roku miałem dwie pompy zęzowe lewarkowe, angielskiej produkcji marki Gasher (W Niemczech w 1985 roku, w Kielu, taka pompa kosztowała 250 DUS). Jedna była zamontowana w przedniej ściance kokpitu, druga pod kambuzem, tuż nad podłogą. Obie w wybitnie ciasnych wnękach. Wymontowanie i zamontowanie takiej pompy zwykłymi kluczami to bite półtorej godziny żmudnej roboty.
Wniosek nr 1.- Niezależnie od marki pomp, należy mieć specjalistyczne narzędzia, np. klucze oczkowe odpowiednio wygięte tak, aby bez dłubania można było odkręcić i zakręcić śruby mocujące, klucze dostosowane wyłącznie do tych pomp. Dobrze by było, żeby wnęki na pompy nie były pasowane do milimetra, żeby dostęp do pomp był swobodny, ale to już nie zależy od Ciebie.
Wychodząc w rejs w 1979 roku, do głowy mi nie przyszło, że pompy mogą nawalić. Są w nich trzy elementy gumowe podatne na uszkodzenia: jedna membrana i dwie klapki zwrotne. Membrana (w formie talerza deserowego) może się podrzeć, klapki zwrotne mogą zwiotczeć i zostać zassane do otworu, który zamykają.
W Pierwszym Rejsie nigdy nic takiego nie stało się, ani razu nie musiałem wymontować i rozbierać żadnej z pomp. Nie miałem ani jednej membrany zapasowej, ani jednej klapki zwrotnej do wymiany! I nigdy mnie głowa przez to nie zabolała, bo byłem nieświadomy nieszczęścia, które by mnie spotkało przy awarii membrany lub klapki.
Po paru latach od Rejsu uznano (chyba słusznie), że elementy gumowe w pompach starzeją się, że należy zatem wymienić je albo sprawić nowe pompy. Czy elementy gumowe do pomp Gasher nie były dostępne, czy nikt w Stoczni nie potrudził się żeby je zdobyć, wymieniono jedną pompę angielską na pompę polskiej produkcji PPW100. Taka pompę kupowało się od razu z zapasem membran i klapek zwrotnych (to znak, że się psuły!)
W pompie Gasher, którą pozostawiono (w kokpicie), wymieniono stare elementy gumowe na nowe polskie. Membrana i klapki były identyczne, pasowały do pomp angielskich. Z zakupionych dwóch PPW100 tylko jedną zamontowano pod kambuzem, w miejscu angielskiej, ale zapas membran i klapek zabrałem z obu pomp. Dodatkowo dałem dorobić ze dwadzieścia membran gumowych w jakieś spółdzielni w Jarosławiu. Te darły się jak papier. Do takich membran jak i do klapek nie byle jaka guma nadaje się (klapek nie można dorobić, są profilowane, muszą być fabrycznej produkcji).
W „Drugim Rejsie 1984” okazała się lipa pompy PPW100. Membrany się darły, może nie jak papier, ale ich wytrzymałość była słaba. Natomiast klapki były ze zbyt miękkiej gumy, przy mocniejszym ruchu lewarka klapka bywała zasysana do otworu, który zamykała. Taka klapka już nie nadawała się do dalszego użycia, trzeba ją było wymienić. Częstsze były awarie klapek niż firmowych membran.
Za twarde klapki, ze sztywnej gumy, też nie byłyby dobre. Guma musiała być na tyle elastyczna, żeby klapka działała sprężynująco, żeby w stanie spoczynku dociskała szczelnie do otworu, a podnosiła się przy pompowaniu. A więc guma klapek nie może być ani za miękka, ani za twarda. Tak było w pompach Gasher, ale tak nie było w pompach PPW100 (patrz „Drugi Rejs” rozdział „Dramat” str. 17)
Już w Skagerraku w 1984 roku w Drugim Rejsie awaria obu pomp zęzowych przekreśliła rejs! Co by się stało gdybym zużył wszystkie zapasowe membrany i klapki? Zostałbym bez pomp zęzowych!
Wyliczyłem (patrz „Drugi Rejs” rozdział „Czy drugi rejs był możliwy?” str. 84 – 89, punkt „Pompy zęzowe), że na oceanie południa „Dar Przemyśla” brał tyle wody, że średnio na dobę wypompowanie jej wymagało 93 machnięć lewarkiem w górę i w dół. Było to około 50 litrów na dobę.
Jak więc uporać się z wypompowaniem tej wody bez pomp zęzowych? Czy wybierać ją wiadrami gdy zaleje podłogi? Ile jej musi być, żeby wiadro nabierało? Czy może garnuszkiem z podłogi na przechyle do wiadra? Makabra!!!
Wniosek.- Najwyższy priorytet należy położyć na pompach zęzowych. Nie można mieć pomp nie wypróbowanych w wielu rejsach, polskie pompy PPW100 należy odrzucić, a skoro te, to i inne bratniej produkcji. Jedyne pompy, które ja wypróbowałem i które się sprawdziły, to angielskie Gasher. Tylko takie bym zamontował, oryginalne, co nie znaczy, że nie ma innych pomp gwarantowanych. Ale kto Ci to zagwarantuje?
Jakiekolwiek, oczywiście wyłącznie gwarantowane pompy bym miał, zaopatrzyłbym się w sporo membran i klapek zwrotnych na wymianę. Również przy pompach Gasher. Przy obecnym doświadczeniu rejs bez zapasowych elementów do pomp to świadomość lęku i obawy podobnej do tej, jaką się ma w długiej jeździe samochodem wiedząc, że nie mam koła zapasowego, ani klucza do odkręcania go, ani podnośnika, które zresztą bez piątego koła i tak nie byłyby potrzebne. Bez membran i klapek zapasowych przez cały rejs spędzała by mi sen z powiek obawa przed awarią pomp.
Oprócz tego zapasu elementów gumowych, zaopatrzyłbym się w zapasową, ręczną pompę typu strzykawka (rura z tłokiem), ale o pojemności ze 3 litry. Dziób przedłużony rurką igielitową może sięgnąć głęboko w zęzę, jeden wyciąg tłoka to 3 litry wody (niech będzie dwa, lub choć litr), którą przeleję (przetłoczę) do wiadra. Pięć pompek i wiadro jest pełne.
Nie wierz w żadne reklamy, pompy nie tylko trzeba starannie sprawdzić samemu, ale też mieć od innych referencje o tych pompach. Ja mogę dać dobre referencje tylko pompom Gasher angielskiej produkcji (Nasze PPW100 to ich wierna kopia, tyle że z lipnych elementów gumowych)
Pomysł.- Czy od rzeczy byłoby mieć, oprócz dwóch (co najmniej) ręcznych pomp zęzowych, pompę elektryczną? Niewielka moc silniczka nie stanowiłaby problemu energetycznego. Nie do częstego użytku. Oprócz wygody cenniejsza byłaby świadomość, że ma się jeszcze jedną pompę!
W numerze 2/07 „Żagli” str. 39 jest pokazana „Inteligentna pompa”. Wydaje się to bardzo przydatne jako dodatkowe zabezpieczenie przed awarią etatowych pomp zęzowych. Nie szkodzi mieć coś takiego (lub podobnego) w zapasie.
Na myśl, że w 1979 roku wyszedłem w rejs dookoła świata bez zapasowych membran i klapek zwrotnych do pomp zęzowych, jeszcze dzisiaj doznaję skurczu serca!
Henryk Jaskuła
20 III 2007
Można stosować wszelkie nowości ale przy dalekich rejsach posiadanie zwykłej tłokowej pompy /a nawet dwu/ należy traktować jako żelazną rezerwę. Technika i niezawodność to jedno a możliwości samodzielnego remontu to drugie.
Jednak przeciwko "Palacze to urodzone gnoje, zapali papierosa a zapałkę bezmyślnie ciśnie za siebie (to co za nim – to ziemia niczyja)." niestety, ale muszę mocno zaprostestować. Nie chodzi już o to, że sam póki co jestem palaczem (a za urodzonego gnoja się nie uważam), ale nie wrzucajmy może wszystkich do jednego worka, trafiają się tacy co rzucają zapałkami i palą w czasie gdy inni jedzą, a są i tacy, którzy potrafią powstrzymać się od palenia na kilka dni nawet, będąc u kogoś w gościnie, gdy gospodarz o to prosi (tak, między innymi ja). <br>
Michał Dziamski
Przezylem kiedys powazny przeciek - dwie pompy zenzowe i wiadra pozwolily nam doplynac do Wladkowa. Ale zaloga byla liczna, podejrzewam ze gdybym byl sam to musialbym sie przesiasc do tratwy...
Żeglarzom wybierających się samotnie w dalszą podróż przez morza i oceany (palacze też mogą przeczytać, choć nie od dziś wiadomo, że to „urodzone gnoje, zapali papierosa a zapałkę bezmyślnie ciśnie za siebie"), moge poradzic, zeby poplyneli jachtem szczelnym, a sytuacji awaryjnej mieli sprawne pompy elektryczne. Dobrze sprawdzaja sie pompy do wypompowywania brudnej wody z basenu. Niech będą na 220V, o wydajnosci co najmniej 5 ton/h. Najlepsze są z nierdzewki, ale jeśli chcesz oszczędzić mogą być plastikowe. Do tego agregat, a jeśli jacht mały to przetwornica 12/230V i dodatkowy alternator na silniku. Jeśli ocean zacznie zaglądać ci do łódki, włóż pompę do zenzy, uruchom agregat, zalataj dziure i skieruj jacht do portu mając EPIRB w pogotowiu.
Pamiętaj, że świat się zmienia i porada, którą właśnie czytasz może być nieaktualna za jakiś czas…
Lacze pozdrowienia
Krzysztof Bieńkowski
Rzadko wymieniam klapki gdy pękały membrany natomiast zawsze smaruję gwinty. Akurat klapki i niektóre śrubki są w paczce zapasowych części więc nie zaszkodzi wymienić lecz nie spotkałem się z koniecznością. Nie lubię mieszania systemów metrycznych z calowym i tam gdzie mogę wymieniam śruby na metryczne. Starsze pomp Gusher mogą posiadać gwinty metryczne jak i calowe. Nakrętki wymagają kluczy 10, 11, 12 i 14, a nakrętka mocująca membranę sporego klucza szwedzkiego.
Posiadam drewnianą łódkę z bezodpływowym kokpitem którego nie przykrywam, tak że przy każdej okazji wlewa się deszczówka. Aby zapobiec nadmiarowi wody w zęzie mam 2 pompy Gusher oraz 2 elektryczne. Zbierają się tam wszelkie brudy lecz co jakiś czas zaglądam do pomp aby je oczyścić. Kłąb włosów zatyka równie skutecznie jak zapałki. Nie wiem skąd się biorą bo jeszcze nie łysieję. Bywa że odklei się naklejka z żywności albo liście czy sosnowe igły. Trudno mieć pretensje do kogokolwiek o zatkanie pompy i zarzucać sobie niesolidność. Trzeba przewidywać zatkanie pomp, dlatego mam je podwójne. Ubiegłego lata zdarzyła mi się poważna awaria wywołana przez pompę. Otóż nie zaglądałem do łódki przez 10 dni i w tym czasie jedna z pomp elektrycznych całkowicie wyczerpała akumulatory. Przyczyną było zatkanie naklejką producenta. Dopóki była resztka prądu albo baterie słoneczne podładowały akumulatory pracowała druga pompa, która włącza się na nieco wyższym poziomie. Akumulatory udało się uratować aczkolwiek zniszczyłem ładowarkę.
Gdybym wybierał się daleko zapewne nie pożałowałbym pieniędzy na pompy. Na pewno byłyby to wymienione produkty (Gusher i Johnson) i zabrałbym również rewelacyjną pompę Hondy napędzaną silnikiem spalinowym. Używałem jej kilka razy do wydobywania zatopionych jachtów. Jest to najlepsza pompa z dostępnych na rynku i stosunkowo niedroga. Natomiast nie wydałbym ani grosza na kombinacje przetwornic 230V i starałbym się unikać na jachcie urządzeń zasilanych tym napięciem, a szczególnie pomp. Dodam jeszcze że "nierdzewka" też rdzewieje i może pęknąć bez ostrzeżenia, a 230V jest "be" i może zrobić "kuku". Warto się też zastanowić dlaczego ratownicy używają pomp spalinowych, a elektrycznych. Pompy 230V są niewątpliwie tanim rozwiązaniem lecz przydają się wyłącznie na przystani aby wydobywać wodę z drewnianych łódek przeciekających podczas wodowania.
Spodobała mi się w sklepie z akcesoriami motoryzacyjnymi niska cena pompy o wydajność 7,5 l/min. Kupiłem ją wraz wężem długości 5 m oraz małym akumulatorem. Zestaw okazał się bardzo przydatny i stale go mam pod ręką. Mała pompa przydawała się najczęściej do niesienia pomocy w opróżnianiu zęz łódek kolegów albo wypełnionego deszczówką pontonu do stawianie boi na przystani.
prosty żeglarz