UROKI BAŁTYKU
Niech się Wam nie marzą uroki Bahamów, Markizów, Maladivów czy innych divów, kiedy mamy

tuż pod nosem swoje Mare Nostro. Nie za gorąco, nie za drogo, a za to skalisto, zielono, cicho – czyli uroczo.

Czasami nawet odludnie, jak w estońskich czy fińskich zakamarkach których miłośnikiem jest na

przykład Michał Kozłowski. Tym razem Michał pożeglował bliżej – „tylne wybrzeże Szwecji”,

Kalmarsund i Gotlad. I też wrócił zadowolony. Michał jest uważnym obserwatorem o czym przekonuje

Czytelników i Skrytoczytaczy SSI od kilku lat.

Wyciągnijcie wnioski i z lektury tego newsa.

Naprawdę warto.

Zalecenia sanitarne pewnie i w przyszłym rsezonie będą aktualne.

Żyjcie wiecznie !

Do Jorge

=====================================================

Don Jorge,

W tym roku pandemia popsuła plany wielu żeglarzom. Strach przed kwarantanną spowodował rezygnację z rejsów do innych krajów. Moje plany również ulegały korekcie. Mieliśmy problem w firmie, musieliśmy nadrobić zwolnione tempo prac wiosną. Gdy już odzyskałem nadzieję na urlop zacząłem planować rejs do Rygi. Niestety musiałem zrobić kolejną zmianę. Litwa, Łotwa i Estonia wprowadziły w sierpniu kwarantannę dla przybyszy z Polski. Pozostała dostępna tylko Szwecja,  ten kierunek wybrała panująca sytuacja. Chcieliśmy być blisko Polski, by móc szybko wrócić.  Nie chcieliśmy  w  razie zmiany ograniczeń narazić się na kwarantannę.

.

Jacht zwodowaliśmy 14.08.2020 w Górkach Zachodnich o 8 rano, a o 11 już ruszyliśmy. To chyba rekordowy czas otaklowania jachtu po transporcie lądowym. Niestety dwóch tygodni opóźnienia to nie nadrobi. Tegoroczny rejs odbyłem razem z kolegą Tadeuszem Stecem, płynęliśmy razem po raz kolejny. Gdy Hel już mieliśmy daleko za rufą wywołała nas Straż Graniczna. Trochę szok, bo to mój pierwszy taki przypadek. Kilka typowych pytań o cel rejsu i popłynęliśmy dalej. W prognozach wiatru nie było wiele, ale zbiornik paliwa pełen to nie musieliśmy czekać. Dzień i noc chodziliśmy w krótkich spodenkach i koszulkach z krótkim rękawem, to nietypowe dla sierpniowego Bałtyku. Tylko wiatr miał wolne.

  

Trasa rejsu                                                                                              Załoga w pełnym rynsztunku

.

Pierwszym odwiedzonym portem był Burgsvik na Gotlandii. Myślałem, że będzie to port jak pobliski Vandburg, ale Vandburg bije go na głowę klimatem skał i odludzia. Port zyskał nowe solidne betonowe pomosty, niestety zupełnie puste. Stały tylko cztery jachty. Przy porcie jest pomost kąpielowy z piaskiem na dnie, co nie jest częste w Szwecji. Wody niestety nawet panujące upały nie zagrzały. Za port zapłaciliśmy 210 koron w automacie. Miasto ciche i wyludnione, wielu atrakcji nie zauważyłem.


Burgsvik - pustki

.


Grankullavik - pustki

.

Kolejne miejsce to Grankullavik, to północny cypel Olandii. Port znakomicie schowany w zatoce, niestety wymaga kapitalnego remontu. Cena z postój 115 koron. Raczej jest wykorzystywany tylko przez kampery, jedyny jacht gości to nasz. Uroczą atrakcją był spacer na latarnię i cypelek pełen piramid z kamieni. Jak ktoś szuka odludnych miejsc to te jest idealne. Tu warto mieć rowery na wycieczki. W okolicy jest kilka rezerwatów. Można tu bezpiecznie postać na kotwicy, bo zatoka jest dobrze osłonięta. Znów brak wiatru i głównie płyniemy na silniku.


Wyspa Oland - N cypel

.

Zacumowaliśmy w porcie Sandvik, port wygodny, ale prawie pusty. Okolica odludna, jedyną atrakcją oprócz portu był wiatrak przerobiony na restaurację. Kolejny odcinek przepłynięty na silniku to wpłynęliśmy do Kalmaru się zatankować. Miasto zwiedzałem wcześnie to po uzupełnieniu paliwa popłynęliśmy dalej. Wpłynęliśmy do portu Grönhögen, to najbardziej wysunięty na południe port Olandii. Tu też wiele wolnych miejsc. Zacumowały cztery jachty z Polski to była okazja do nowych znajomości i sympatycznych rozmów. Jest wypożyczalnia rowerów i warto pojechać na południowy kraniec wyspy do latarni.


Wyspa Arpo - Tadeusz Stec.

.


Wyspa Arpo - dęby wśród skał

.

Teraz przepłynęliśmy na wyspę Utklippan. Wyspa bardzo urocza i wiele razy ją opisywano. Byłem tu kilka razy, ale zawsze chętnie wracam. Stało kilka polskich jachtów. Stąd wpłynęliśmy między wyspy archipelagu Blekinge. Ostrożnie podeszliśmy do wyspy Arpö. Jest tu darmowy pomost, niestety stały trzy jachty. Przez lornetkę zobaczyłem, że załoga jednego z nich zdejmuje cumy i odbijacze. Banderę mieli niemiecką, ale na pokładzie byli Polacy. Ostrzegli nas o pladze kleszczy. Zacumowałem i poszliśmy zwiedzać. U nasady pomostu zrobiono wygodne miejsce do biwakowania z ławeczkami i miejscem do palenia ogniska. Na skale górującej nad zatoką stały kolejne ławki i stoły. Niedaleko jest sucha toaleta. Wyspa skalista, ale rosło wiele dużych dębów. Wyglądało jakby wyrastały ze skał.  Urocze alejki ogrodzone typowymi murkami z kamieni umożliwiają sympatyczne spacery. Niestety ze spaceru przynieśliśmy na sobie po kilka kleszczy. Trafiłem na ogłoszenie o ofercie sprzedaży Arpö, 9 milionów koron i można się pakować. Był tam jeden dom to chyba można zamieszkać natychmiast. Mieliśmy w planie popłynąć stąd na wyspę Hanö, niestety prognoza silnych wiatrów spowodowała zmianę kierunku. Słyszałem o tegorocznych ograniczeniach w odwiedzaniu Danii. Miałem informacje o konieczności zgłoszenia sześciu noclegów przed przypłynięciem. Jednak popłynęliśmy na wyspę Christianso bez uprzedzenia. Na skałach przed wyspą widzieliśmy pełno fok. Wyspa znana to nie będę się rozpisywał. Jestem tu kolejny raz, ale zawsze mnie urzeka. Żadnych formalności, opłata w parkomacie. Zawsze mnie urzekają tutejsze ptaszki. Mewy nawet nie bardzo chcą schodzić z chodnika przed ludźmi. W końcu to ich dom a my jesteśmy tylko gośćmi. Podobnie postępują małe ptaszki o wyglądzie wróbli, tylko siedzą na ścieżkach obrośniętych trawą. Po noclegu i spacerze popłynęliśmy w stronę Polski.

O świcie wpłynęliśmy do Łeby. Ten port zawsze lubiłem i teraz też się nie zawiodłem. Przyjechała nowa załogantka Ela. Smaczne smażone rybki i zupka rybna to miła odmiana od puszek. Poszliśmy na daleki spacer na wydmy Słowińskiego Parku. Można się poczuć jak na pustyni.

Przepłynęliśmy do Władysławowa. Tu też wszystko bez zmian. Atrakcji miejscowych niewiele to po noclegu popłynęliśmy do Helu. Tu i miejsc do zwiedzania wiele było i spotkaliśmy przyjaciół. Dzięki Colonelowi spędziliśmy miły wieczór słuchając szant w Morganie. Spacery po muzeach i bunkrach to stały punkt programu w tym mieście. Przyjechał kolega z żoną i razem popłynęliśmy do Jastarni. Wypożyczyliśmy rowery i pojechaliśmy do Kuźnicy i Chałup. Jest to ciekawa odmiana od żeglugi i warto tak uzupełnić ruch na pokładzie jachtu. Ścieżki rowerowe ciągną się wzdłuż całego półwyspu a odległości niewielkie.

Kolejny odwiedzony port to Marina w Gdańsku, lubię płynąć tam i oglądać z bliska statki. Kładka zamknięta i musieliśmy czekać, ale wieczór spędziliśmy w Marinie. Turystów zdecydowanie mniej to nie trzeba się przeciskać w alejkach. Weszliśmy na wieżę Bazyliki Mariackiej. Spacer czterysta stopni pod górę powoduje zadyszkę, ale widoki to wynagradzają. Bardzo ciekawe miejsce zwiedzaliśmy koło Przystani Cesarskiej. To wystawa prac artysty Czesława Podleśnego „Rozbitkowie” „Pakerzy” Stwory zrobione ze złomu wychodzą z wody. Tu przyjdźcie, bo miejsce zostaje w pamięci na długo. W sąsiadującym budynku zabytkowej hali Stoczni Cesarskiej 42 A ciekawa wystawa też warta zobaczenia. Atrakcji Gdańska starczyło by na wiele dni, ale inne porty czekają. Wypłynęliśmy na Zatokę i skierowałem jacht do Górek Zachodnich. Niestety przeciwny wiatr i duża fala mocno dały się we znaki załodze.


Gdańsk - Przystań Cesarska, wystawa sztuki nowoczesnej

.

Wpływaliśmy w ujście Wisły Śmiałej w strugach deszczu. Ulewa zmalała dopiero przy zwodzonym moście w Sobieszewie. Zadzwoniłem do śluzowego z Przegaliny z prośbą o otwarcie. Trochę się zdziwił, że przy takiej pogodzie ktoś pływa. Śluzowanie przebiegło sprawnie i wypłynęliśmy na Wisłę. Rozmowa ze śluzowym z Gdańskiej Głowy była bardziej niepokojąca. Powiedział, że poziom Szkarpawy jest zbyt wysoki i trzeba czekać. Stoi kilka jachtów od rana i może wieczorem otworzy. Zdążyliśmy zjeść obiad i śluzę otwarto. Na Szkarpawie wszędzie szlak dobrze oznakowany i problemów nie było. Zanocowaliśmy przy pomoście w Rybinie. Przystań zadbana i tania. Rano poszliśmy na spacer do stacji kolejowej… Gdy podeszliśmy do mostu obsługa kręcąc korbą obróciła go w naszą stronę. Wyglądało jakby to zrobili specjalnie dla nas. Przyjechał pociąg turystyczny i to jednak dla niego otwarto przeprawę. Otworzono zwodzony most drogowy i popłynęliśmy dalej.


Rybina - też bez tłoku

.

Wpłynęliśmy na Zalew Wiślany. Miało nie być sieci, ale były przy wejściu ze Szkarpawy. Popłynęliśmy do Kątów Rybackich, pod koniec było pełno zielska i jacht mocno zwalniał. W porcie już bez problemów. To chyba jeden z droższych portów, doba postoju jachtu i dwa prysznice kosztowały 90 zł. W pozostałej części portu miejsc wolnych nie było, tylko marina była dla jachtów. Miejscowy kościół jest pełen akcentów morskich i warto pójść zwiedzić. Spacer plażą w stronę przekopu zaowocował garścią bursztynów. To pewnie efekt przerzucania wielu ton piasku na przekopie. Kolejnym odwiedzonym portem była Krynica Morska, tu tanio, bo postój kosztuje 25zł. Niestety stać się nie da, bo fala wchodzi do portu. Spacer, obiad i wypłynęliśmy, gdyż jacht chciał wyrwać cumy z pomostu.


Kąty Rybackie - kościół

.

Przepłynęliśmy do Tolkmicka, tu cisza i spokój. Małe senne miasteczko bez wielkich atrakcji. Niestety to koniec rejsu i rano obraliśmy kurs do Elbląga. Stanęliśmy w porcie YKP, dźwig czynny jest dopiero od 14 to musieliśmy czekać. Obsługa sympatyczna i sprawnie jacht postawili na przyczepę. Wieczorem jacht już stał w Jadwisinie. Ciekawa odmiana od morza te kilka rzek, śluz i mostów zwodzonych. Jak widać dla takich jachtów jak Odys 28 przekop nie jest potrzebny do pływania po Zalewie Wiślanym. Odwiedziliśmy 18 portów, trasa to 700 mil. Sztormów nie było, refowaliśmy się raptem kilka razy. Szelki i kapoki w morzu stale zakładaliśmy.

Żyjcie wiecznie !

Michał

 

 

Komentarze
Brak komentarzy do artykułu