ziemi, ale najczęściej o huraganach, tajfunach, trąbach powietrznych. Wszystko to skutek globalnego ocieplenia, gwałtu nieustannie
dokonywanego przez cywilizację na równowadze i samoregulacji sił natury. Całe nasze szczęscie, że jak dotąd (odpukać koniecznie
w mahoń!) nawiedzają Polskę „tylko” wichury. W telewizorach zobaczyliście rozległe obszary lasów pomorskich – położonych pokotem.
W Gdańsku jeszcze spokój. Od kilku lat z dachu mojego domku dzięki Bogu nie spadła ani jedna dachówka. Nie mniej – 2 lata temu
dokonałem drastycznego „prześwietlenia” rosnącej w moim ogrodzie okazałej brzozy. Spłoszył mnie widok falującej podczas silnego
wiatru gruntu dookoła pnia drzewa. No i teraz dochodzimy do tytułowego zimowania jachtów na lądzie.
Wiele lat temu, kiedy dorobiłem się nierdzewnych lin takielunku mojej łódki – praktykowałem zimowy postój z „pałą na sztorc” . Dbałem może
przesadnie o stabilność łoża.
Ale teraz, kiedy pierścień huraganów zaczyna zaciskać się wokół polskich portów – radzę uważnie przeczytać artykulik Tomasza Piaseckiego.
Drogi Tomku, dziękuję, udzielaj się częściej !
Zyjcie wiecznie !
Jorge
Drogi Jerzy,
Najogólniej rzecz biorąc w naszym klimacie są dwie szkoły zimowania łódek na lądzie:
- stara (zwana w obecnej polszczyźnie "oldskulową") oraz
- nowoczesna.
Piszę "zimowanie na lądzie" bo jachty zimują także w wodzie, i to w rejonach całkiem nieodległych od nas, wbrew temu co można sądzić. Różnice widać na pierwszy rzut oka: w starej szkole - jachty są roztaklowane i nakryte plandekami leżącymi na położonych masztach (albo na specjalnych rusztowaniach), natomiast nowa szkoła - polega na trzymaniu jachtów całkowicie otaklowanych. Każda ze szkół ma wady i zalety.
Obie szkoły różni sposób wyjmowania jachtów z wody.
Jacht ze stojącym masztem (masztami) najwygodniej jest wyjąć z wody specjalnym dźwigiem samojezdnym (ang. travelift), zdolnym podnieść otaklowaną jednostkę o masie kilkudziesięciu i więcej ton oraz zawieźć go na miejsce zimowania na lądzie; w odniesieniu do większych jednostek - jest właściwie jedyny sposób. Travelift, który kiedyś można było oglądać tylko na obrazkach z odległych marin, jest dziś maszyną używaną na wielu przystaniach.
Mniejszy, otaklowany jacht można wyjąc z wody również zwykłym dźwigiem, jeżeli ma on odpowiednie zawiesie linowe, które omija maszt i olinowanie, co ogranicza zastosowanie tej techniki do jachtów o jakichś 10 - 11 metrach długości. Dźwig ustawia jacht na odpowiedniej przyczepie, którą potem traktor holuje na miejsce postoju. Wyjęcie jachtu z wody zwykle poprzedza operacja wyjęcia masztu, do czego stosuje się małe dźwigi masztowe, często z napędem ręcznym. Roztaklowaną łódkę można potem wygodnie zawiesić na haku dźwigu.
Tu dygresja - o niuansach podnoszenia jachtów dźwigiem: dawniej drewniane jachty projektowało się tak, żeby stropy dźwigu można było zaczepić bezpośrednio do sworzni balastowych - bo jest logiczne, aby jacht podnosić za najcięższy element konstrukcyjny. Starsze jachty miały ucha, przykręcone do odpowiednich sworzni balastowych, a ponieważ było to na ogół poniżej podłóg, więc i zaczepy nie były na co dzień widoczne.
Założenie stropów wymagało dostępu przez odpowiednie otwory w pokładzie. Dla podniesienia jachtu na równej stępce - tylny strop szedł zwykle przez zejściówkę, a przedni - przez luk albo świetlik, usytuowany w odpowiednim miejscu.
Można spytać - po co ta cała komplikacja projektowa, trafianie otworami w pokładzie w osie stropów, kiedy można przecież kadłub objąć pasami - i gotowe. Oczywiście można i tak, ale są sposoby transportu jachtów, które są dla kadłuba bardzo niezdrowe oraz inne, które szkodzą znacznie mniej. Otóż kadłub podnoszony na pasach jest poddany naprężeniem rozciągającym, pochodzącym od balastu wiszącego na konstrukcji. Natomiast przy podnoszeniu jachtu za balast - kadłub jest ściskany, ponieważ jego ciężar opiera się na bryle balastu. Kiedy mamy do czynienia z klepkowym jachtem - sprawa ta nie jest błaha.
Szczególnym przypadkiem jest podnoszenie na pasach drewnianego langkielera: jeżeli pasy przechodzą pod balastem - kadłub jest ściskany i wszystko jest w porządku. To uwagi trochę historyczne, ale warto czasem o nich pamiętać, chociaż współczesne jachty o konstrukcji skorupowej są niewrażliwe na wpływ opisanych obciążeń transportowych.
Wracając do zimowania - po ustawieniu konieczne jest dobre podparcie kadłuba, pozwalające na bezpieczny i nieszkodliwy dla konstrukcji postój - bo przecież jacht większość życia spędza na kobyłkach, przynajmniej w naszym klimacie.
Sposób podparcia kadłuba na lądzie wyznaczają trzy wyraźnie różne szkoły.
- Stary sposób angielski, niegdyś powszechny, polega na ustawieniu mocno zaklinowanych kołków, otacząjących kadłub dookoła i podpierających nawisy. Kołki są połączone ze sobą skrzyżowanymi łatami drewnianymi, a kliny zabezpieczone gwoździami. Balast jachtu opiera się na dwóch grubych klocach, leżących na ziemi.
- Inny, rozpowszechniony dziś sposób podpierania kadłuba polega na użyciu wolnostojących, pochyłych, trójnożnych stojaków z rur stalowych. Te teleskopowo wyciągane podpory ustawia się po obu stronach kadłuba. Pary stojaków są u dołu powiązane łańcuchami, napiętymi ściągaczami. Balast opiera się na ziemi, jak poprzednio.
- Trzecia grupa to "kielerbock", w wolnym tłumaczeniu - "podstawa kilońska". Ma ona postać prostokątnej stalowej ramy leżącej na ziemi, na środku której, na dwóch grubszych profilach, opiera się balast jachtu.
W narożnikach ramy zamocowane są przegubowo dwie pary podpór z łapami, opierającymi się o kadłub. Docisk łap zapewniają ściągacze podpór, zamocowane do poprzeczek ramy.
Jak bardzo obszerny jest temat zabezpieczania jachtów na zimę - widać choćby na przykładzie okrywania kadłuba plandekami: jedni starają zapewnić możliwie najlepszą wentylację, podczas kiedy inni - robią wszystko co możliwe i jeszcze trochę, aby broń Boże, świeże powietrze nie miało dostępu do wnętrza jachtu.
Kończąc tych parę uwag o wyciąganiu z wody, ustawianiu i podpieraniu kadłubów - wracam do tematu początkowego: dwie szkoły zimowania jachtu.
Elektroniczny tygodnik Bateaux publikuje zdjęcia szkód, jakie w portach Bretanii spowodował huragan Zeus, na początku marca ubiegłego roku.
Rekordową prędkość wiatru 193 km/h zanotowano w rejonie Finisterre, w porcie Camaret. Prędkość wiatru zmierzona na latarni Ouessant wyniosła 190 km/h, a na Ile de Groix tylko nieznacznie mniej, mianowicie 179 km/h.
Skutki wiatru pokazują fotografie z Port du Fret, Camaret oraz Morgat.
To, czego nie widać, to pozrywane pomosty cumownicze i wyrwane pochylnie łączące pomosty z lądem.
W tym rejonie, o bardzo dużym skoku pływów, są to duże i kosztowne konstrukcje, projektowane na trudne warunki hydrometeorologiczne, które jednak nie oparły się sile huraganu.
Przy okazji namawiam Czytelników do przyjrzenia się zdjęciom i zwrócenia uwagi na to, jak poszczególne rodzaje podpór zachowały się podczas huraganu.
.
.
Żyj wiecznie !
tomasz
===============================================
Jurku
Bardzo na czasie post o wyciaganiu i ustawianiu jachtów.
Za ideał do wyciągania uważam zwiesie do balastu jakie propaguje Tomasz Piasecki, dwa Słoni temu miałem taki zaczep i bardzo wygodnie i pewnie się łódkę wyciągało, w poprzednim też tak mogłem , ale nie wiem czemu skorzystałem tylko ze dwa razy. Myślę by dorobić taki patent do aktualnego Słoni 31.7, by uniknąć takich przygód jakia zdarzyła się Jackowi Ch, a o mały włos i mi przy jesiennym wyciąganiu.
Natomiast do ustawiania preferuję ramę z czterema podporami, ale zakończonymi nie małymi prostokątnymi poduszkami, ale pełną kołyską dopasowaną do kształtu kadłuba w odpowiednich miejscach.
Zbyszek
Łoża są różnych typów, ja np ze swojego jestem bardzo zadowolony.
Solidna konstrukcja, bardzo stabilna i pewna, a dodatkowo mobilna, co ma sporo zalet.
Drewniane części podpór są dzielone, dzięki czemu można wyjąć jedną i zrobić coś przy dnie w miejscu podpory.
Na jednym zdjęciu widać, że całe łoże zostało podniesione (razem z jachtem, przy pomocy podnośnika hydraulicznego) do prac przy remoncie mocowania balastu.
Co do masztu, to na zimę go zdejmuję z zasady.
Pozdrawiam
Tomasz
Może kogoś z armatorów jachtów zainteresują takie dwie rady:
- zawszę kieruj osobiście lub asystuj przy operacjach wodowania i wyjmowania jachtu – nie spuszczaj się na bosmana przystani
- przy stawianiu masztu „w cęgach” wyznacz jednego z uczestników operacji wyłącznie do pilnowania, aby nie został zgięty żaden ściągacz.
Przepraszam za przypominanie oczywistych oczywistości.
Pzdr.
--
Tadeusz
Witaj Jerzy
Co kraj to obyczaj a co armator to patenty.
Ja od lat zimuję jacht na takim łożu jak na fotografii i ma się on na nim dobrze.
Zresztą w naszym Klubie (Neptun) większość dużych jachtów używa podobnych rozwiązań na zimę.
Masztów z reguły na zimę nie zdejmujemy bo z duży z tym kłopot.
Pzdr serdecznie.
Włodzimierz Ring
“Bury Kocur”
Drogi Jerzy,
Interesującym przyczynkiem do tematu dotyczącego podstawy (yacht bock, cradle czy skraber)do zimowania (czy przechowywania jachtu na ladzie) - jest fotografia podstawy, przysłana przez Burego Kocura.
Jest to konstrukcja nowoczesna, bardzo silna, przeznaczona dla większych jachtów na lądzie, którą charakteryzują: duża nośność, wyraźnie widoczna sztywność i, co za tym idzie - stabilność.
Mnie zaintrygowały w podstawie Włodka, dwie rurowe podłużnice ze ściętymi końcami, wystające przed skrajne podpory. Te podłużnice biegną nierównoległe do podstawy ramy: od strony podpór bliższych widza - są przyspawane wewnątrz podpór pionowych, natomiast z drugi koniec - przechodzi na zewnątrz podpór i jest dodatkowo usztywniony skośną węzłówką.
Podłużnice wyglądają jak belki do zaczepiania stropów dźwigu - ale, że to nie tłumaczy ich usytuowania względem podstawy, poproszę Włodka o objaśnienie.
Przy okazji - kilka zdjęć z Internetu, pokazujących współczesne podpory do ustawiania jachtów na lądzie. Są to raczej podpory "przemysłowe", coraz powszechniejsze w marinach. Takie podstawy służą również do transportu jachtu spod dźwigu na miejsce postoju, przewożone na specjalnych, bardzo niskich przyczepach, które holuje traktor. Jest to sposób tańszy, bo dźwig jest znacznie powszechniejszy niż travelift (który dla porządku też jest pokazany na zdjęciu).
Przy okazji - uwaga o układzie podpór w planie, czy - jak kto woli - w rzucie poziomym.
W marinach i stoczniach, zaczynają się upowszechniać podobne seryjne podpory, ale o podstawie trójkątnej. Takie podpory są tańsze, bo nieco oszczędniejsze materiałowo, gdyż składają się z mniejszej ilości części. Ustawia się je zwykle "dziobem" do dziobu jachtu. Można powiedzieć - no to co, że są trójkątne - przecież ktoś to projektował, rozważył, przemyślał, etc. etc.
To wszystko prawda - ale kiedy patrzymy na wysoki, otaklowany jacht, ustawiony na wysokiej podstawie, to dobrze jest sobie uświadomić, jak powinna przebiegać wypadkowa dwóch sił: od naporu wiatru i ciężaru własnego jachtu.
Żeby całość stała bezpiecznie - ta wypadkowa musi przebijać podłoże w obrysie krawędzi wyznaczonych przez podpory. Geometria nie zna sentymentów -przy trójkątnym planie podpór, linia krawędzi biegnie grubo bliżej osi symetrii układu niż wtedy, kiedy podpory są rozmieszczone na planie prostokąta.
Żyj wiecznie !
tomasz
Szanowny Tomaszu
Piszesz:
“Mnie zaintrygowały w podstawie Włodka, dwie rurowe podłużnice ze ściętymi końcami, wystające przed skrajne podpory.
Te podłużnice biegną nierównoległe do podstawy ramy: od strony podpór bliższych widza - są przyspawane wewnątrz podpór pionowych, natomiast z drugi koniec - przechodzi na zewnątrz podpór i jest dodatkowo usztywniony skośną węzłówką.
Podłużnice wyglądają jak belki do zaczepiania stropów dźwigu - ale, że to nie tłumaczy ich usytuowania względem podstawy, poproszę Włodka o objaśnienie.”
Już Tomku tłumaczę.
A więc po pierwsze – wbrew temu co piszesz to owe podłużnice biegną absolutnie równolegle do podstawy ramy.
Ewentualna pozorna nierównoległość to złudzenie optyczne wynikające z faktu, iż dziobowe i środkowe podpory jachtu wspawane są wewnątrz tych podłużnic a rufowe podpory od zewnętrznej ich strony, gdyż jacht na rufie jednak jest szerszy.
A do czego służą owe wystające poza obrys ramy końcówki podłużnic ?
Ano firma produkująca owe konstrukcje typu “łoże pod jacht” oferuje do nich opcjonalnie także niezwykle mocne i bardzo solidne (ale niestety także bardzo drogie) moduły kół wsuwane w te wystające fragmenty podłużnic i wówczas nawet kilkunastotonowy jacht można transportować na kołach po postawieniu go na owe łoże.
Ja takich kół nie kupiłem, gdyż mnie takie rozwiązanie było zbędne.
W naszym Klubie jacht stawiany jest na łożu dźwigiem – w miejscu postawienia łoża - po wypoziomowaniu całości konstrukcji klockami – jak na fotografii.
Transport samego łoża wewnątrz Klubu na miejsce zimowania jachtu możliwy jest dzięki wspawaniu w środku jego ciężkości dwóch półosi – koła po dojechaniu łożem na miejsce zimowania jachtu od owych półosi odkręca się, aby loże stało niżej i wtedy się owo łoże poziomuje.
Mam nadzieję, że wyjaśnieniem tym wątpliwości Tomka rozwiałem.
Pzdr
Włodzimierz Ring
“Bury Kocur”