DOOKOŁA EUROPY NA ADRIATYK
"Wstąpił do piekieł - po drodze mu było" - to plan naszego wytrwałego Czytelnika - Witolda Pawłowskiego.
Mój Boże - tyle trudnej i długiej, ale ciekawej drogi, aby dotrzeć na morze gdzie harcuje tylu herosów mazurskiego żeglowania.
Czytelnicy SSI po rejsie Witolda obiecjują sobie ciekawe opisy nawigacji i procedur portowych - Niemcy, Holandia, Francja, Hiszpania, Portugalia.
Drogi Witoldzie - pamiętaj o SSI.
Żyj wiecznie !
Don Jorge
---------------------------------------
W sobotę 20 maja w samo południe wyszlismy "Rockandrollem" (Carter 30) z Górek Zachodnich i obraliśmy kurs na Hel a potem generalnie na Zachód.
Słoneczko świecilo, wiaterki nawet początkowo sprzyjały trochę, potem jak zwykle zachodnie.
Przygotowania do rejsu trwały rok, a nawet dłużej,a zaczęło się od chęci wydłużenia sezonu, czyli planowania pływania po Adriatyku.
Przymierzalem sie do przewozu jachtu lądem, ale zwycìężyła koncepcja rejsu dookoła Europy.
"Rockandroll" wzbogacił się o elektrownię wiatrową,a nawet platformę rufową kąpielowo-desantową .
Załoga rzeklbym taka bardziej szkieletowa, w wieku seniorskim, sternik morski Władek (ex komandos sprzed pół wieku) i ja - były marynarz.
Po drodze ma doleciec parę osób.
Jacht nie za duży,ale czwórka do brydża byłaby w sam raz.
Słoneczko świecilo, wiaterki nawet początkowo sprzyjały trochę, potem jak zwykle zachodnie.
Przygotowania do rejsu trwały rok, a nawet dłużej,a zaczęło się od chęci wydłużenia sezonu, czyli planowania pływania po Adriatyku.
Przymierzalem sie do przewozu jachtu lądem, ale zwycìężyła koncepcja rejsu dookoła Europy.
"Rockandroll" wzbogacił się o elektrownię wiatrową,a nawet platformę rufową kąpielowo-desantową .
Załoga rzeklbym taka bardziej szkieletowa, w wieku seniorskim, sternik morski Władek (ex komandos sprzed pół wieku) i ja - były marynarz.
Po drodze ma doleciec parę osób.
Jacht nie za duży,ale czwórka do brydża byłaby w sam raz.
Płyniemy do Zadaru.
Wieczorem pierwszego dnia dotarlismy do Wladysławowa,a drugiego do Łeby.
W Łebie 21 maja stacja paliw była nieczynna niestety.
Już w marinie, tuż przed pomostem jakos jacht zwolnił, ale dopiero przy odejsciu zorientowałem się, że leciutko i miękko przytuliłem się do dna i to nas hamowało. Przygotowania do rejsu były nawet męczące,ale teraz jakby to że brzeg gdzieś za rufą został poprawiło nam humory, a mnie coś chodzi po głowie i od czasu do czasu śpiewam:
A ja sobie leżę w kokpicie (na melodię - a ja sobie leżę pod gruszą)
Dziś rano (wtorek) weszlismy do Świnoujścia , wypad po zakupy na miasto.
Właśnie siedzę na Placu Wolności i kontempluję.
Słoneczko świeci, ludzie na stałych leżakach się opalają, grupa turystów przejechala na rowerach między fontannami, w ogóle jacys tu ludzie uprzejmi, dziewczyny ładne,w sklepie żeglarskim bardzo uprzejma czarnulka.
Po obiedzie ruszamy w kierunku Sassnitz, Brugstaaken, Holtenau.
Pozdrawiam
Witold Pawłowski
Drogi Jorge,
Trochę złośliwy komentarz: taki Carter bardziej kojarzy mi się z łodzią ratunkową z Ustki.
Życzę jednak zawsze stopy wody!
Bogdan
Esteta z Mielca.