KOLEJNY PASZTET DLA ŻEGLARSTWA - ZNÓW NIESTRAWNY.
Grymasiliście na projkt elektrowni atomowej w Żarnowcu, nie podobał się Wam kanał łączący Jezioro Żarnowieckie z Bałtykiem (news 24.04.2010 http://kulinski.navsim.pl/art.php?id=1429&page=0 ), narzekacie na "szóstki", Słowiński Park Narodowy, Zatokę Pucką, odsądzacie od czci, wiary i kompeterncji pomysłodawców Kanału Z-Z, no to teraz macie w nagrodę przymiarkę do budowy elektrowni atomowej w morzu - niedaleko innowacyjnego (oznakowanie nawigacyjne) Darłowa.
No to wreszcie będzie co okrążać.
Może wreszcie Wojciech Skóra, Andrzej Gordon i Wodne Szlaki zdecydują się polskiemu wybrzeżu otwartego morza nadać odznakę NIEPRZYJAZNY BRZEG.
Podziwiam ciekawość i dociekliwość Andrzeja Colonela Remiszewskiego.
W imieniu Klanu SSI i własnym - dziękuję pozostając w stanie głębokiej konsternacji.
Zyjcie wiecznie !
Don Jorge
.
----------------------------------
.
DLA KOGO TO POSTĘP TECHNOLOGICZNY ?
W 99 numerze kwartalnika „Postępy Technologii Jądrowej” natrafiłem na interesującą informację na temat rozwoju energetyki jądrowej w Polsce. Jak wiadomo sprawa ciągnie się od lat, poprzednie rządy podchodziły do niej dość ospale, do tego jeszcze zdarzyło się nieszczęsne referendum w Jarosławcu, które wyeliminowało tamtą lokalizację.
Kilka lat temu obudziło to we mnie nadzieje na budowę elektrowni jądrowej w rejonie Jeziora Żarnowieckiego, co dla żeglarstwa mogłoby się okazać interesujące. Mianowicie jedną z inwestycji towarzyszących miała być budowa kanału łączącego jezioro w morzem w okolicach Dębek i wielkiej mariny już na wodach jeziora oraz rozbudowa przystani w Gniewinie, Lubkowie i Nadolu.
Niestety budowa odwlekała się w czasie, aż z ostatnimi wyborami parlamentarnymi wydawało się, że energetyka jądrowa jest pogrzebana na wiele lat. I oto artykuł w kwartalniku ukazał trzymane dotąd w tajemnicy kulisy przyszłości.
Jak wiadomo, swoistą obsesją obecnie rządzących jest ochrona polskiego górnictwa. Z tych powodów pogrzebano de facto rozwój energetyki ze źródeł odnawialnych. Okazało się to jednak nie takie proste w realizacji. Presja na „ochronę klimatu” zmusiła rząd do szukania rozwiązań, choćby częściowo uniezależniających nas od węgla. Wycofanie się ze zwalczania energetyki wiatrowej jest politycznie nie do przyjęcia, zresztą na wiatrakach nie można opierać podstaw energetyki. Rozwiązaniem okazała się energetyka jądrowa. Tu jednak zaczęły się schody: lokalizacje. Na dziś tylko jedno miejsce jest jeszcze do wykorzystania, wspomniany już wyżej Żarnowiec. A Polska potrzebuje co najmniej czterech elektrowni i to większych, niż żarnowiecka, której wielkość ogranicza do 1000MW dostępna do chłodzenia woda z jeziora.
W tej sytuacji dość oczywiste jest pytanie: A czemu nie na morzu?
Pomysł zaczął się od Amerykanów. W sąsiedztwie nuklearnego ośrodka doświadczalnego Fort Belvoir uruchomiono w roku 1967, pierwszą pływającą elektrownię jądrową MH-1A. Elektrownię umieszczono w kadłubie statku transportowego „Sturgis” (ex- „Charles H. Cugle”) typu „Liberty” produkowanego seryjnie w czasie II wojny światowej. Ponieważ przewidywano, że będzie on w czasie pracy elektrowni stał przycumowany przy nadbrzeżu, ze względów ekonomicznych, usunięto silniki napędowe zyskując dodatkową przestrzeń.
Elektrownię o mocy 10 MW uruchomiono w styczniu 1967 r. Po pomyślnym przejściu badań eksploatacyjnych elektrownia została przeholowana na jezioro Gatun, gdzie wykorzystywano ją do zasilania urządzeń Kanału Panamskiego do 1975 r. W końcu 1976 r. rozpoczęto holowanie elektrowni z powrotem do portu macierzystego, gdzie wyładowano paliwo, a następnie przeholowano go na rzekę James w pobliżu Fortu Eustis.
Kilkanaście lat temu, Rosjanie zmagając się z deficytem energii na Dalekiej Północy postanowili podjąć budowę pływających elektrowni jądrowych. Pierwsza jest w końcowej fazie budowy w stoczni w Petersburgu. Budowa ciągnie się już 10 lat (i tak krócej, niż nasza niedoszła korweta „Gawron”!)
/
Akademik Łomonosow”, bo taką nazwę ten niezwykły statek otrzymał, wyposażony jest w dwa zmodyfikowane reaktory KLT-40S służące do napędu atomowych lodołamaczy, o łącznej mocy 70 MW. Żywotność elektrowni określono na 38 do 40 lat.
.
„Akademik Łomonosow” – źródło Internet
Podstawowe dane:
Długość: 144.4 m,
Szerokość: 30 m,
Wysokość: 10 m,
Zanurzenie: 5.6 m,
Wyporność: 21 500 ton,
Liczba załogi: 69.
W razie sukcesu „Łomonosowa” zainteresowane budową podobnych elektrowni są też Indie, Chiny, Pakistan.
Równolegle w Massachusets Institute of Technology pojawiła się koncepcja budowy elektrowni jądrowej połączonej z funkcją odsalania wody, w formie platformy analogicznek, jak platformy wiertnicze.
/
Wizja MIT – za pośrednictwem „Postępów Techniki Jądrowej” nr 59
.
W tym przypadku elektrownia może być łatwo połączona ze stałym lądem rurociągami i świetnie nadaje się także do pracy jako gigantyczna stacja odsalania wody morskiej. Znakomite rozwiązanie dla krajów cierpiących na deficyt wody pitne, takich jak: Malezja, Indonezja, Algieria, Namibia, Argentyna.
Znane są jeszcze inne rozwiązania ale będące mutacjami tych dwóch podstawowych.
I tu przechodzimy do spraw polskich. 14 lutego rząd przyjął „Strategię odpowiedzialnego rozwoju” wicepremiera Morawieckiego, ale już w marcu na szczycie grupy G20 w Baden Baden polska delegacja usłyszała, że uparte trwanie przy węglu, będzie nas kosztowało sankcje gospodarcze. Tym razem żartów nie ma, trzeba coś zrobić z monopolem węglowym. Strategia przewiduje między innymi wzrost inwestycji w Polsce do poziomu 25 proc. PKB, wzrost udziału nakładów na badania i rozwój do poziomu 1,7 proc. PKB, łącznie na reindustrializację mają być wydane dwa biliony złotych. Pieniądze więc nie są problemem.
/
Materiał z seminarium organizowanego przez grupę „Energa”
,
.Jak działać, to z rozmachem. Wicepremier zaproponował ustawienie elektrowni jądrowej przy polskim wybrzeżu Bałtyku. Ale minimalistyczne rozwiązania rosyjskie i amerykańskie nas nie interesują. Pierwsza elektrownia musi być 50-krotnie mocniejsza, niż „Łomonosow”! Wymaga to budowy statku o długości około 550 metrów, byłby to jeden z największych statków w historii światowej żeglugi. Kłopot w tym, że prywatna stocznia „Crist” dysponująca największym polskim suchym dokiem w Gdyni, nie przejęła fachowców zdolnych do stosowania opracowanej jeszcze przez prof. Doerffera tzw. „metody połówkowej”. Konieczne będzie więc powołanie konsorcjum złożonego ze stoczni :”Nauta” dysponującej takimi fachowcami oraz stoczni „Crist”.
Tu jednak nastąpił konflikt wewnątrz rządu. Mamy już do czynienia z prawdziwa „walką buldogów pod dywanem”. Oto minister energetyki Krzysztof Tchórzewski forsuje wariant platformy – sztucznej wyspy o wadze 860 000 ton. Argumentuje, że podlegające jego resortowi firmy „Lotos”, PGNiG oraz „Petrobaltic” dysponują realną wiedzą w eksploatacji platform pełnomorskich, a energetyka jest dziedziną do niego należącą. Do tego używa argumentu nie do zbicia: obie stocznie, które miałyby wejść w konsorcjum, to kapitał prywatny, nie wiadomo, czy nie niemiecki!
W jednym obaj ministrowie są zgodni: lokalizacja elektrowni to środkowe wybrzeże, na wysokości jeziora Bukowo. Jest to rejon po za komercyjnymi torami wodnymi, dostatecznie odległy od poligonów (sławetne „szóstki”) oraz wielkiego Koszalina i relatywnie rzadko zamieszkały. Zaletą jest brak w tym rejonie istotnych źródeł prądu. Problem może stanowić wykorzystanie ciepła. Najprawdopodobniej jednak zostałby zbudowany gigantyczny ciepłociąg do Koszalina, co pozwoliłoby przy okazji wyrwać z rąk Engine Energy Services International (z siedzibą w Brukseli!) i zrepolonizować energetykę stolicy przyszłego województwa środkowopomorskiego. Wariant z odsalaniem wody morskiej jest raczej wykluczony, w tym regionie nie odczuwa się istotnego braku wody pitnej.
No i teraz przechodzimy do związku całej operacji z żeglarstwem. Otóż jest to kolejny, po poligonach koło Wicka, systemie rozgraniczenia ruchu przy Ławicy Słupskiej, Gazoporcie w Świnoujściu i planowanych farmach wiatrowych element utrudniający żeglugę wzdłuż wybrzeża polskiego. Analizy środowiskowe wskazują, że obojętne, sztuczna wyspa- platforma, czy statek, będą musiały być zlokalizowane na zewnątrz izobaty 30 m, a więc nie bliżej, niż 12 Mm od linii brzegowej. Wobec wymagania przez prawo ochrony środowiska strefy ochronnej o promieniu nie mniej, niż 10 000 metrów oznacza to zamknięcie dla żeglugi obszaru o szerokości około 18 mil morskich!
/
Schematyczna mapka – rys. Jerzy Kuliński na podstawie materiałów Instytutu Podstawowych problemów Ochrony Środowiska w Petersburgu.
.
Jedyna dla nas pociecha: w Darłowie będzie musiało stacjonować co najmniej sześć ciężkich śmigłowców ratowniczych przystosowanych do akcji na morzu, I to cywilnych!
No… drugą pociechą może być czas realizacji projektu – może nie dożyjemy.
Andrzej Colonel Remiszewski
Komentarze
Brak komentarzy do artykułu