ESTONIA - WYBRZEŻE MAŁO ZNANE
Odczucie z podtytułu tego newsa towarzyszyło mi już podczas zbierania materiałów do najgrubszej z moich locyjek "Wybrane porty Bałtyku" i to nawet mimo iluzji Francisa Fukuyamy o "końcu historii". Minęły lata i ..niby nic. Aż do agresji Rosji na Donbas i Krym. Michał Kozłowski pożeglował do Estonii. Z poniżej zamieszczonej korespondencji wnioskuję, że podczas tego rejsu chyba nachodziły go dziwne uczucia. Estonia jest ciekawa, dzika, a miejscami nowocześnie skandynawska.. Niestety nie dociągnąnęli do Narwy. W Narwie nie byłem. Kto wie czy Michał nie zaprzepaścił niepowtarzalnej okazji zobaczenia obcego ciała na terytorium Estonii.
Jeżeli Rosja zdecyduje się pójść za ciosem, to właśnie Narwa (58 tyś. mieszkańców, 95% Rosjan) będzie drugim Donbasem.
No i logiczne pytanie: czy Zachód zechce umierać za Narwę?
Obyście zdążyli do Narwy.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
-----------------------------------
W ubiegłym roku dopłynęliśmy do północnego końca Bałtyku, ale zabrakło czasu na zwiedzanie. Na tegoroczny cel obraliśmy Estonię. Kraj mało znany a warty zobaczenia. Do załogi oprócz kolegi Piotrka z którym kilka lat razem pływamy dołączył Stanisław. Tradycyjnie rejs rozpoczynamy z YKP Jadwisin. Transport lądowy do NCŻ Górki Zachodnie. Ruszając z Polski wiedzieliśmy, że wiatr będzie tężał, ale kierunek w plecy i słoneczko zachęcały. W tym etapie pobiliśmy wszelkie nasze dotychczasowe rekordy prędkości, średnia 6,6 w przez 220 mil. Po 33 godzinach płynięcia zacumowaliśmy w Windawie na Łotwie. Tu już byliśmy, więc bez wielkiego zwiedzania ruszyliśmy w stronę Saremy.
Załoga
.
Najbliższy port to Mõntu na półwyspie Sörve, nowo zbudowane nabrzeża i sanitariaty. Brak jeszcze wody na pomostach i prąd trzeba ciągnąć z daleka. Instalacje są już zrobione, więc w kolejnym sezonie będzie wszystko skończone. Okolicę zwiedzaliśmy rowerami, więc zasięg spacerów można było wydłużyć. Sarema mieści się w miejscu o dużym znaczeniu strategicznym. Została mocno ufortyfikowana i była areną wielu walk. Zwiedzaliśmy miejsca usytuowania baterii nadbrzeżnych kalibru 300mm. Jedna z opuszczonych baz rosyjskich została zamieniona na muzeum. Na południowym cyplu Saremy stoi latarnia. To miejsce ściąga wielu turystów i wszyscy robią zdjęcia na ostatnim skrawku lądu. Zrobiliśmy oczywiście i my. W okolicy domki stare, ale wszystko zadbane i dopieszczone. Chyba większość to obecnie domki letniskowe. Widać pozostałości po Rosjanach bo w kilku ogródkach stały stare ciężarówki Ził. Wypłynęliśmy wieczorem i po nocnej żegludze zacumowaliśmy w porcie Saaremaa. Port mało znany ale dobrze przygotowany do przyjęcia żeglarzy. Trafiliśmy na święto rocznicy powstania tego portu. Mnóstwo ludzi, muzyka, regaty małych żaglówek. Wieczorem wszystko ucichło i zostaliśmy sami. W porcie stały dwa statki i dwa jachty. W okolicy do zwiedzania też było sporo. Domki okoliczne wymuskane i otoczone murkami znanymi ze szwedzkich wysp. Wiata przystanku autobusowego by Polaków zadziwiła, wewnątrz dywanik a na ścianie wisząca szczotka. Poszliśmy oglądać klify ale z góry ich nie widać a zejść się nie da. Niedaleko portu jest opuszczona baza wojskowa. Pełno budynków i schronów, nawet resztki mundurów pozostały.
Kolejnym portem odwiedzonym był Sõru na Hiumie. Port raczej na małe jachty, wejście wąskie. Obok przystań promowa. Przy porcie stoją stare statki drewniane, śmietnik z miny. Znów stanowiska armat z bunkrami. Następna wyspa to Vormsii i port Sviby, stać się da ale oprócz pomostu nic więcej nie oferuje. Dwa stare kościoły a reszta jak zwykła wieś. Wypłynęliśmy do Dirhami, pogoda deszczowa nie rozpieszcza. Port duży i wszystko nowiutkie, y bomy, sauna, stacja paliw, kawiarnia. Komplet z WiFi - 20 euro. Trochę się rozwiało to poszliśmy na grzyby. W pobliskich lasach było ich pełno. Bunkry też były. Okolicę zwiedziliśmy dokładnie, próba wypłynięcia zakończyła się powrotem do portu po 3 godzinach. Dopłynęliśmy do Tallina do mariny olimpijskiej w Pirita. Autobus na starówkę kosztuje 2 euro i jeździ często. Do sklepu 600m, ceny wyższe niż w Polsce, puszka piwa 1 euro. Zwiedziliśmy starówkę, muzeum morskie, pamiątkowe zdjęcie przy tablicy upamiętniającej ucieczkę "Orła". Przy marinie w centrum Tallina obecnie coś budują dużego i jest to jeden wielki plac budowy, więc chyba lepiej omijać. Wieczorem staliśmy w basenie z 3 jachtami, a rano stała setka. Jakieś duże regaty się zakończyły w nocy. Pełno Finów i ciszy nie było do rana, a czytam, że Polacy nie potrafią zachować ciszy w portach. Wypłynęliśmy na wyspę Naissaar, wiatru mało promów dużo. Na wyspie była fabryka broni i jest dużo pozostałości, były też stanowiska baterii. Warto pojechać rowerem bo wszystko daleko, wypożyczalnia jest. Miłośnicy militariów lepiej, aby zarezerwowali więcej niż jeden dzień na zwiedzanie. Grzybów zatrzęsienie, ale wprowadziliśmy zakaz zbierania: prawdziwki, maślaki i jakubki. Postój 8 godz/ 9 euro. Wypłynęliśmy do Haapsalu, wiatru mało i jeszcze przeciwny. Rano dopłynęliśmy, port znakomity i wszystko w cenie... postój do 8 godz/gratis. Pełno wolnych miejsc, y bomy. Obok drugi port i chyba konkurują ceną... W mieście pozostałości zamku z trzynastego wieku i dworzec sławny z filmu Anna Karenina. Trafiliśmy na jarmark, ciekawie tak pospacerować patrząc na stragany. Zapach suszonych ryb nie powoduje u mnie głodu. Sklepów pełno. Wypłynęliśmy dalej, noc w morzu, ale głównie silnikowanie w deszczu i przy przeciwnym wietrze. W Kihnu zacumowaliśmy rano, port ma wszystko co potrzeba a standard jak zwykle wyśmienity. Internet jest niestety tylko gdy prom przypływa, trzeba blisko cumować. Całe szczęście, że prom tu nocuje \do 7 rano\. Zwiedziliśmy okolicę, znów pełno grzybów, ładny las i nic więcej. Tankowanie i ruszamy do Kuressaare.
Tłoku nie ma
.
Szpyrk
.
Wyspa Vormsi
.
W nocy o 1 zacumowaliśmy w porcie Roomassaare. Dobrze, że wiatr odpoczywał bo wejście zygzakowate. Rano gdy się obudziłem flaga polska powiewała na maszcie. Jest to pierwszy przypadek w tym roku więc chyba nie mają takiego zwyczaju w Estonii. Port jak zwykle bez uwag. 20 euro za wszystko, rower pożyczyli a potem rozmyślili się z pobrania zapłaty. Do zamku 5 kilometrów ścieżką rowerową. Widok zamku zrobi wrażenie chyba na każdym. We wnętrzach zamkowych muzeum /5euro/ wszystko oprócz początków istnienia zamku. Legitymacje partyjne, zdjęcia dygnitarzy i listy pomordowanych, zwierzaki wypchane, uzbrojenie z 2 wojny, traktor, obrazy. Teren rozległy i zadbany, warto pochodzić wokół zamku. Niestety obraliśmy już kurs na Lipawę. Będzie korekta składu załogi a dojeżdża tu autobus z Warszawy. Słoneczkiem i fordewindem żegna nas Estonia, ale to niemożliwe aby się utrzymało. Do Lipawy jednak tradycyjnie wiatr w dziób. Kolejne wejście do portu nocą. Sanitariaty w hotelu "Promenada" niestety zlikwidowali, może to chwilowe, ale bardzo psuje opinię o porcie. Są w hotelu "Royal", niestety to dalej niż było i prysznice płatne. Trzeba mieć karteczkę z portu i obsługa prowadzi na piętro, porażka. Piotr odjechał a przyjechał Andrzej. Wypłynęliśmy do Vandburga na Gotlandii, zacumowanie w południe, obiad prysznic i ruszyliśmy w stronę Utklippan. Kolejna noc w morzu, wiatr znów mało korzystny. Koło Olandii wiatr tężeje i szansa zacumowania przed kolejną nocą zmalała do 0. Zmieniamy kurs na Polskę, po godzinie wiatr też zrobił korektę kierunku i wzrósł do siły sztormu. Powinniśmy zawrócić i gdzieś się schować, ale myślałem że to tylko drobna burza. Tak się kończy brak rozeznania w prognozach pogody. Kolejna noc w morzu, jacht dał radę ale załoga mnie pozostawiła samego na pokładzie. Dobrze, że autopilot nie chorował. Zmieniałem kolejny zestaw sztormiaka wraz z mokrymi ciuchami pod spodem i wracałem na pokład. Koledze przykazałem, aby zaczął mnie pilnować bo zasypiałem w kokpicie, pomimo wiatru 18m/s. Teraz wiem jak wygląda przemęczenie, byłem bliski pójścia do kabiny i pozostawienia jachtu pilotowi. Statki mógłbym śledzić ale i tak bym zasnął natychmiast. Szokiem było, że autopilot, kawałek foka i silnik mała naprzód tak sobie dobrze radziły. Raz tylko kokpit wypełnił grzywacz. Chyba dobrze, że w nocy fal nie było widać bo musiały być groźne. Świt przywitaliśmy koło Władysławowa. Z Lipawy mieliśmy tylko krótki postój na Gotlandii, więc razem 3 doby w morzu i ponad 300 mil przepłynęliśmy, tylko po co? W Helu zacumowaliśmy koło południa, słonko krótkie spodenki i smażone rybki to miła odmiana dla sztormu. Dzień lenistwa i kolejny etap... tym razem do Jastarni i znów leniuchowanie. Popłynęliśmy do Gdańska, ale to już końcówka. Poranek w Gdańsku i płyniemy do Górek Zachodnich. Szybkie roztaklowanie i stoimy na wózku... Rejs trwał 4 tygodnie, przepłynęliśmy 1200 mil, odwiedziliśmy 17 portów.
----------------------------------------------
Ogólnie Estonia to wiele wysp i urozmaicona linia brzegowa, portów pełno i niemal wszystkie nowiutkie. Dobrze wykorzystali dotacje unijne. Ceny 15 do 20 euro, wszystko w tej cenie. Często socjal lepszy niż w naszych portach. Prysznice wszędzie w cenie portu. Internet często był, ale słabiutki. Zazwyczaj miejscowości senne, zadbane, biedy nie widać. Plaże trochę kamieniste, ale bezludne i warto pospacerować. W portach też często byliśmy sami, może sierpień to po sezonie. W Estonii podobnie jak na Łotwie zadziwia brak smażalni ryb w portach, tak powszechnych u nas. Pasjonaci militariów byli by uradowani, w wielu miejscach były bunkry, stanowiska baterii i opuszczone bazy rosyjskie. Straż graniczna raz podpłynęła i zamienili kilka słów, typowe skąd, dokąd i do widzenia. Bardzo chciałem zobaczyć, ale zabrakło czasu na wpłynięcie do Narwy. Kolejne miejsce pominięte to Paldiski na półwyspie Pakri, jest tu opuszczona duża baza radziecka. Wyspy Wielka Pakri i Mała Pakri portu nie mają, ale zakotwiczyć między nimi można, potrzebny tylko ponton. Mam więc po co tam wracać.

Michał Kozłowski
Komentarze
jakie mapy ? Marcin Jackowski z dnia: 2016-09-17 18:10:00
map papierowych nie miałem Michał Kozłowski z dnia: 2016-09-18 11:39:00
są papierowe ! Andrzej Jamiołkowski z dnia: 2016-09-18 20:40:00