.
W dniu 8 maja po południu pięciu śmiałków (Romek (kapitan), Darek (armator), Marek (autor korespondencji), Andrzej i Maciek) z Jacht Klubu AZS Szczecin rzuciło cumy w porcie macierzystym. Pierwszy odcinek – do Świnoujścia (36 mil morskich). O północy cumujemy w Basenie Północnym. Rano – na morze. Pierwszy rejs morski w sezonie, więc walka z chorobą morską u 3/5 załogi. Kapitan postanawia: płyniemy do Sassnitz. Ta decyzja wywołała prawdziwy entuzjazm u chorujących. Prześpimy się, jutro będzie lepiej.
.
.
Nazajutrz wieje. Stoimy, bo dobry kapitan sztormuje w porcie. Część załogi rusza pociągiem na wycieczkę do Stralsundu. W poniedziałek płyniemy pod spinakerem prawie przez cały Bałtyk. Cumujemy późnym popołudniem w Rodvig na wyspie Sjelland (Dania). Kolejny dzień to piękna żegluga na południe do Klintholm (na wyspie Moen) ze skutecznym polowaniem na dorsza po drodze. Maciek błyskawicznie zrobił filety i je przyprawił. W porcie Kapitan osobiście ryby usmażył i nakarmił załogę. Taki świeży dorsz wyjęty z wody ma niewiele wspólnego z tym kupionym w sklepie. Po prostu: niebo w gębie!
Znowu wieje. Czekamy w porcie na zmianę pogody. Robimy pieszą wycieczkę na klif. Naprawdę warto!
Następny etap to przeskok na drugą stronę Bałtyku – do Vitte na wyspie Hiddensee (Niemcy). Znowu pod spinakerem. Tu wycieczka na zachodnią stronę wyspy i do latarni Dornbusch.
Wracamy przez Strelasund, Greifswalder Bodden i Peenestrom. Po drodze cumujemy na noc w Wolgaście.
.
W sobotę, 16-go maja wieczorem cumujemy w Jacht Klubie AZS w Szczecinie. Tu wystawna kolacja staraniem Agaty, żony Armatora.
Przepłynęliśmy 340 mil morskich, żeglując tylko we dnie.
Odwiedziliśmy porty zapchane w pełni sezonu do ostatniego miejsca.
Cały rejs odbyliśmy przy wietrze wiejącym co najmniej z burty.
Jedyny ciemny punkt rejsu to temperatury, Po prostu było zimno. Szwedzi mówią, że nie ma złej pogody, może być tylko złe ubranie. Przewidzieliśmy to.