Zbigniew Klimczak niby się cieszy, ale aby jego optymizm nie zwolnił środowiska żeglarskiego z obowiązku przyglądania się dobrodziejom. Historia juz nie raz pokazała jakie są skutki zawierzania tym, którymi ponoć tylko dobro publiczne kieruje.
No więc, skoro już mowa o Gdyni, to tak na wszelki wypadek przyjrzycie się losom Trzebieży.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
-------------------------------
Rzeczywistość zawraca mnie do historii – i niepokoi
W Gdyni ponoć zaczęło się rodzić coś wreszcie wielkiego i dającego nadzieję polskim żeglarzom. Mamy już kilka przykładów, że trend odwracania się samorządów od morza uległ zahamowaniu, a nawet odwróceniu. Ostatnim spektakularnym przykładem jest pomysł budowy Nowej Mariny i rozbudowy zaplecza, jako inwestycji miasta i PZŻ. Mam, zamiar pisać o czymś innym, w aspekcie nowych ambitnych planów PZŻ. Tu w wielkim skrócie informacje zaczerpnięte ze strony Michała Dworaka - http://www.dworak.sails.pl/ – jako „rzeczywistość” nim przejdę do „historii”. Prześledzenie wpisów na podanej stronie, a dotyczących tej inwestycji PZŻ rodzi moje obawy i zapraszam do tej ciekawej lektury. Zwracam tylko uwagę, że „ogłoszenie o konkursie ofert” znikło ze strony PZŻ. Życzę żeglarzom i Gdyni zrealizowania tej wizji, popatrzcie tylko na wizualizacje projektu, ale moje myśli zwracają się ku historii i to odległej oraz pytaniu – jak się to skończy, czy nie daj Boże, jak zwykle!
Czemu się cofam zamiast wybiegać myślą do przodu. Wbrew pozorom wybiegam, jak najbardziej wybiegam... a cofam się, aby powiedzieć, że to się może skończyć tak samo, jak drzewiej bywało choćby z COS Trzebież, które miało przed sobą analogiczną perspektywę raju dla żeglarzy, gdyby nie „szczęśliwa” ręka Związku. Pomińmy lata od zakończenia wojny do 1956 roku, jako czarną noc nad polskim żeglarstwem. Po odwilży w 1956 roku na Zalewie Szczecińskim zaczęły się pojawiać polskie jachty a 1 stycznia 1959 r. Zarząd Główny PZŻ powierzył kpt.j. Wandzie Paradowskiej (Chojnowskiej) prowadzenie ośrodka. Pierwszy turnus szkoleniowy rozpoczął się 1 lipca 1959 roku i liczył 89 uczestników. Ośrodek dysponował wówczas dwoma dingami, siedmioma mieczowymi szarpiami oraz wyczarterowanymi jachtami: Nakon (
Od lewej: W.Kowalenko, trzeci od lewej kpt.j. Pallawicini, (nie pamiętam imienia i nie wiem czy poprawnie napisałem nazwisko Pallacini)i, pierwszy od prawej - I oficer, czyli ja (nazawisk pozostałych też nie pamiętam – sorry, taką mam pamięćJ
KWŻ- tem był kpt.j. Witold Kowalenko ze Śląska. Jednym z instruktorów był ksiądz, później wysoki hierarcha kościoła na Pomorzu (niestety nazwiska nie pomnę). Opisuję zajęcia z nim na wodzie i przepytankę z sygnalizacji. Przepływały koło nas barki i jak zwykle na pokładzie suszyła się bielizna. Tak życzliwie- prowokacyjnie padło pytanie; instruktorze, a co oznacza ten kod?
Błyskawiczna odpowiedź – „kobieta na pokładzie”.
.
Do końca lat 80. trwała dobra passa COS.
Wraz ze zmianami ustrojowymi w Polsce, w Trzebieży też powiało zmianami. W 1992 r. PZŻ powołuje do życia Spółkę z o.o. Centralny Ośrodek Żeglarstwa PZŻ im. Andrzeja Benesza.
Z ambitnych planów nic nie pozostało a dobra marka Trzebieskiej Szkoły zaczęła chylić się ku upadkowi.
Później wszystko padało „ na ryja” jak się wyraził jeden z internautów.
Dewastacja majątku Ośrodka, wojny podjazdowe instruktorów, które sprawiły, że zdawało 30 % kursantów. Miało to być źródłem chwały szkoleniowców, a było kpiną i krzywdą żeglarzy. Jak oblewa już 20-30 % to czas zmieniać nauczycieli, a 30 % zdających to skandal szkoleniowy, a nie powód do chwały. Od 1959 r. do 2011 r. zmieniło się 11 kierowników Ośrodka. Nie mogę uniknąć dygresji, ponieważ pokaże ona zbieżność metod rządzenia. Wioska Żeglarska w Mikołajkach przechodziła podobne koleje losu, ale szybciej znalazła inwestora i jest jak jest. Wracamy na Zalew Szczeciński.
Stan techniczny infrastruktury i jednostek pływających oraz znaczne zadłużenie spowodowało konieczność wprowadzenia daleko idących zmian.
W marcu 2011 roku spółka Centralny Ośrodek Żeglarstwa im. Andrzeja Benesza zmieniła właściciela. Nowym została firma Smart, dystrybutor łodzi, pontonów, środków ratunkowych i sygnalizacyjnych, elektroniki, silników i wyposażenia pokładowego. Całą flotę Trzebieży Polski Związek Żeglarski (właściciel terenu, na którym znajduje się port) oddał firmie Smart w długoletnią dzierżawę. Wszystkie jachty nadawały się do remontu a niektóre do kasacji. Nowy właściciel ( posłałem im maila z życzeniami powodzenia w naprawie spieprzonego) wymienił personel, spłacił długi i zainwestował poważne kwoty w sprzęt. Chyba idzie ku lepszemu?!
Ale nie z PZŻ-tem, z nieznanych powodów (jak twierdzi się, jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze). Swego czasu PZŻ wykupił z 90 % upustem działkę, którą następnie wydzierżawili Smartowi. Może trzeba pokusić się o odzyskanie i sprzedaż z zyskiem.
22 grudnia pracownicy PZŻ wyprosili pracowników spółki z terenu Ośrodka, pojawiła się policja i podobno wiszą na bramie dwa łańcuchy z kłódkami.
Rozpocząłem od rzeczywistości i do niej wracam – aby nareszcie historia się nie powtarzała, patrzmy na ręce i reagujmy w porę. Choć, moim zdaniem, najlepiej by było powiesić jedną solidną kłódkę na solidnym łańcuchu i nie puszczać lisa do kurnika.
.
Zbigniew Batiar Klimczak
.
Żyj wiecznie.
Krzysztof Wożniak.
Drogi Batiarze!
Skarżysz się w podpisie pod zdjęciem, że
"trzeci od lewej kpt.j. Pallawicini, (nie pamiętam imienia i nie wiem czy poprawnie napisałem nazwisko Pallacini)".
Ja mam pamięć słonia, więc Ci przypomnę:
Jest taki facet, który się nazywa Zbigniew Klimczak. Otóż gość ten napisał kiedyś "Kilka słów o sobie" i w tym tekście zamieścił znamienne słowa:
Na zakończenie rejs dla sześciu szczęśliwców pod Bornholm. Załapuję się, ponieważ "podpadłem" Komendantce Szkoły z nawigacją. Płynę jako I oficer. Oczywiście na pokładzie są dwaj kapitanowie z prawdziwego zdarzenia : kpt. Władysław Pallavicini i kpt. Witold Kowalenko.
A gdybyś chciał poczytać więcej o Klimczaku, zajrzyj tu:
http://www.przewodnikzeglarski.pl/zbigniew-klimczak.html
Cytowany tekst jest początkiem szóstego akapitu.
Pozdrawiam Cię serdecznie
Zbieraj, którego ani skleroza, ani ten stary Niemiec, który chowa buty, nie mogą dorwać.
Drogi Zbieraju,
niech Ci się przyśni biust Salacji a Neptun przeciera Ci szlaki - dzięki za linka:-)
Jednak 8 lat "czyni różnicę"
Tak trzymać!
Sciskam serdecznie
Batiar
Co prawda czuję sie wobec Szanownych szczeniakiem ale moja pamięć czasem sięga daleko. W tym przypadku w dzieciństwie fascynowalo mnie podwójne nazwisko. Niestety nie mam już kogo zapytać ale poszukiwanie w Interecie zwróciło wiarygodną informację:
Władysław margrabia Csáky-Pallavicini, (16 marca 1907 w Zamku Studenec w Czechach - 1995 w Warszawie) s. Hipolita i Zofii z Pobóg-Niementowskich, student Wydziału Rolniczego (?) PG, student i absolwent Akademii Handlowej w Paryżu, przed wojną pracował w przedsiębiorstwach maklerskich w Gdyni, uczestnik wojny obronnej 1939, w czasie okupacji w AK, kierownik punktu przerzutowego żołnierzy w Koszycach, sekretarz filii Węgiersko-Polskiego Komitetu Opieki nad Uchodźcami w Koszycach, dzięki pokrewieństwu z węgierskim ministrem spraw zagranicznych margrabią Istvanem Csáky miał uratować wielu więźniów Gestapo, umożliwić uzyskanie paszportu węgierskiego i przedostanie się na Zachód wielu Polakom, po wojnie pracownik banków, m.in. Banku “Pekao” w Warszawie
Źródło:
http://www.archiwumkorporacyjne.pl/inde ... k-helania/
poz. 68
Żyjcie wiecznie Don Jorge, Batiarze, Zbieraju
Colonel
Dzięki Andrzejowi Remiszewskiemu za dogrzebanie się do informacji o kpt. W.Pallavicini. Nawet bez nich widać było niesamowitą klasę człowieka. W ogóle skład kadry na tym turnusie nabawił mnie kompleksów w kwestii bycia instruktorem. Nawet kiedy zdecydowałem się iść na kurs instruktorów, będąc mocno dojrzałym człowiekiem, nie byłem przekonany że spełniam standardy. Zawsze piszę i twierdzę, że pierwszego instruktora pamięta się do końca życia i że to powołanie a nie zabawa lub zarobkowanie.
---------------------------------------------------------------
Newsa napisałem w innej intencji, co trafnie wypunktował d’Jorge we wstępie i w tej materii poza głosem Krzysztofem panuje cisza, co mnie martwi.
Marina ta to największa inwestycja żeglarska nie tylko w tym rejonie ale i na całym wybrzeżu, może PZŻ nie gra tam pierwszych skrzypiec, ale ma dość istotny wkład. 17.08.2012 PZŻ ogłasza konkurs ofert z zadaniami jakie możecie przeczytać pod tym linkiem:
http://pya.org.pl/aktualnosci/pzz-poszukuje-kancelarii-prawnej
Konkurs wygrywa spółka jaka powstaje i rejestruje się 29.08.2012, czyli w kilkanaście dni po ogłoszeniu konkursu. Prezesem Zarządu jest Norweg, ale dwóch członków Zarządu jest z pochodzenia Polakami. Może być i tak, ale żeby w Polsce, na Wybrzeżu, brakowało doświadczonej i sprawdzonej firmy tego typu?
Wg deklaracji Prezesa PZŻ inwestycja ma się rozpocząć w tym roku i potrwać dwa lata. Czyli żeglarze z Gdyni, Gdańska i okolic już powinni dostrzec jakiś ruch w „interesie”. Widzicie coś?!
Jestem z daleka, problemy infrastruktury żeglarskiej w Zatoce Gdańskiej mnie nie spędzają snu z oczu, bezpośrednio mnie nie bolą. Ale generalnie tak, ponieważ moje doświadczenia co do działalności inwestycyjnej Chocimskiej są delikatnie mówiąc, do chrzanu, a wierzcie mi, znam się na tym wystarczająco dobrze, nawet lepiej niż na żeglarstwie. Projekt ma kosztować 100 mln zł, PZŻ wnosi aport w wysokości 40 mln zł. Jak na fakt, że właśnie rozpoczął się rok realizacji inwestycji, czas znać odpowiedź, czy znalazły się brakujące miliony.
Z analizy zagospodarowania działki wynika, że Kluby dostaną generalnie 1/3 powierzchni działki do swojej dyspozycji, czyli po1200 m2 . Jeden hangar w moim śródlądowym klubie zajmuje powierzchnię 800 m2 a plac ponad 1000 m2 i gdyby nie dodatkowe powierzchnie, było by kiepsko. Dalsze czytanie pokazuje, że na potrzeby komercyjne przeznaczono 2/3 powierzchni. Jeśli to będą powierzchnie handlowe, komercyjne od jakich wpłyną czynsze i kluby nie będą obdzierane ze skóry, to dobrze, ale czy tak będzie to się zainteresujcie.
Choć marne szanse, bo konsultacje społeczne minęły.
Sięgnąłem po Trzebież, bo to temat równy ciężarem gatunkowym temu obecnemu u Was.
Spieprzono wszystko co było do spieprzenia, zmarnowano kilkadziesiąt lat i Trzebież jest w punkcie wyjścia.
Chcecie powtórki z rozrywki?!
Zbigniew Batiar Klimczak
Zbyszku ubawiłeś opowiastką o kodzie sygnałowym moją drugą połowę. Lepiej zapamiętać takie sytuacje niż nazwiska.
Pozdrawiam.
Mariusz port Otałęż.