ARCHIPELAG WYSP STROFADES
Paweł Oska w odległości około 30 mil na W od Peloponezu znalazł "prawdziwy raj" i właśnie o tym miejscu powiadomia Czytelników SSI. Może lektura tego newsa nieco przyhamuje napływ maili pouczających, przywołujących mnie do porządku (etykieta) i przypominających co należy do moich obowiązków. Jeden plus - przynajmniej nikt do tej pory mnie nie upomniał abym nie pił przy klawiaturze.
No więc jak?
Wyciągacie mapy i przygladacie się gdzie to jest, jak tam i skąd dopłynąć. Jeżeli do lata cała ta Grecja się nie rozsypie. Politycznie, organizacyjnie i finansowo sytuacja tego kraju znowu marnieje. Mimo wszystko liczcie na ciąg dalszy relacji Pawła.
Z góry dziękuję.
Czyli planujcie, ale z uwzględnieniem "wariantu B".
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
----------------------------------------
Raj, Panie …
Celem eksploracji zeszłorocznych (2014) wakacji dla "Perły" i jej załogi miały być podobnie jak w roku ubiegłym wody morza Jońskiego, które zamierzaliśmy opuścić poprzez Kanał Koryncki aby zacząć eksplorować Morze Egejskie.
Z taką myślą w głowie płynąłem sobie sam na sam z morzem na Korfu, gdzie za kilka dni miała wylądować moja stała załoga w postaci Żony Justyny oraz córek Zosi (14 lat) i Antoniny (6 lat). W poprzednich sezonach w tym składzie przeprowadziliśmy Perłę z Amsterdamu na Morze Śródziemne, by poprzez wybrzeże francuskie i włoskie dotrzeć do Grecji.
Zatrzymałem się więc w przepięknej Mandraki Yacht Club Corfu. Istny raj!
Mając kilka dni rozpoznałem miasto, zaprowiantowałem jacht i odebrałem z lotniska moją załogę. Po dwóch dniach zatankowaliśmy jacht i poszedłem pożegnać się z miłą obsługą klubu. W trakcie przemiłej rozmowy ze starszą Panią, która aktualnie pełniła funkcje bosmanki opowiedzieliśmy o swojej planowanej trasie, przez Kanał Koryncki, na co ta spojrzała na nas oburzony wzrokiem i stwierdziła, że prawdziwa Grecja to zachodni i południowo-zachodni Peloponez i w żadnym razie nie możemy tamtędy nie popłynąć. Opowiedziała nam o czasach swojej młodości, keidy to jako mieszkanka Aten podróżowała w tamte rejony, gdzie przyroda była dziewicza, jedzenie wyśmienite a turystów wogóle. Jedno miejsce polecała nam w szczególności: Elafonisos! Rajska wyspa trochę na północ od przylądka Maleas, z przepięknymi zatoczkami i piaszczystymi, szerokimi plażami. Pani kompletnie się rozpłynęła w swoich opowieściach a my tak się zasłuchaliśmy, że koniec końców postanowiliśmy zmienić trasę naszego rejsu! Sama nazwa wyspy była czarodziejska i ilekroć wspominalismy po drodze spotkanym Grekom dokąd to płyniemy, spotykaliśmy się z tym samym zachwytem Pani z Korfu.

Tak więc ruszyliśmy na południe, poprzez Paxos, przecudne Antipaxos, Lefkadę, Itakę, Kefalonię i Zakhintos dotarliśmy do pierwszego portu na Peloponezie - Katakolon. Zwiedziliśmy starożytną Olimpię, która znajduje się niedaleko i powoli myslelismy o dalszej podróży, kiedy to zaczepił nas Grek. Od słowa do słowa dwoiedzieliśmy się od niego, że to wcale nie Elafonisos jest tym Rajem! Raj jest bliżej niż myślimy - to Archipelag wysp Strofades, od którego dzieli nas tylko 30Mm. Nasz Grek był tak zachwycony i tak długo i namiętnie opowiadał o historii, faunie i florze tych dwóch wysp tworzących archipelag, że jak zwykle dalismy się namówić.

Nad ranem oddaliśmy cumy i ruszyliśmy w morze. Pogoda była dobra, wiała równa czwórka i pełnym bajdewindem zmierzaliśmy do celu. Po dwóch godzinach wiatr stężał i grot dostał od razu dwa refy. Genua została także zmniejszona do rozmiarów foka. Zaczęła się wybudowywać fala, która na kilka mil przed wyspami osiągnęła około 2 metrów.

Mamy w zwyczaju wydawać trał - czyli wystawiać wędkę i holować przynęty. Mieliśmy szczęście, właśnie w momencie, kiedy wiatr zaczął dość znacznie przybierać na sile kołowrotek zaczął szaleńczo wydawać żyłkę. Złapaliśmy rybę!. Grot poszedł w dół aby zwolnić i zacząłem wybierać z mozołem naszą zdobycz. W zasadzie to starałem się ją podholować po burtę, aby Justyna mogła ją podebrać osęką. Trwało to trochę czasu zanim naszym oczom ukazał się piękny, około 1,5 metrowej długości tuńczyk. Z wielkim wysiłkiem udało się go podholować pod rufę. Ryba wydawała się pogodzona z losem. Przestała się szarpać i walczyć. Aż tu nagle daje nura pod jacht i to z taką siłą, że wędka zgięła się wpół. Potem na chwilę odpuściła by ponowić szaleńczą próbę uwolnienia się. Tym razem niestety ze skutkiem dla niej pozytywnym.
Z wody wyciągnąłem tylko żyłkę z przyponem. Poszło stalowe kółko łączące przynętę z przyponem. Nieszczęśliwy obiecałem sobie, że następnym razem wszystko razem ze sobą powiążę, pomijając słabe ogniwa łańcuch.

W międzyczasie odsłoniły się naszy wysepki, niebo zaciągnęło sie chmurami, stężał wiatr i wzrosła fala w żegluga stała się mokra.
Młodsza Antonina stała się osowiała i zaczęła mieć pierwsze objawy choroby morskiej. Wiatr odszedł i nie byłem pewien czy uda sie podejść jednym halsem do wysp. Po dwóch kolejnych godzinach doszliśmy na południe od archipelagu. Około 2 mil pod wiatr mieliśmy osłonięte (według naszego Greka) kotwicowisko, zrzuciliśmy więc żagle i na silniku podeszliśmy pod północną wyspę Arpia. Głębokości powoli spadały aż doszliśmy dość blisko brzegu i aby mieć możliwość bezpiecznego łukowania na kotwicy postanowiłem rzucić kotwicę na 6 metrach. Rozkołys wchodził do zatoki marszcząc powierzchnię wody, normalnie bardzo przejrzystej i klarownej. Nie widziałem więc dna. Owszem Rod Heikell pisał o kamieniach na dnie, ale to co się tam znajdowało przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Mam w zwyczaju po rzuceniu kotwicy wchodzić do wody i pooglądać sobie jak leży i trzyma. Po założeniu maski ukazał mi się podwodny widok wielkich i płaskich głazów podwodnych, z których niektóre miały pod 2 matry wysokości. Gdybym chaił się zatrzymać na 3-4 metrach? Brrrr…. Na szczęście nasz kotwica upadła na jedno z niewielu miejsc, gdzie dno było czyste i do tego jeszcze dość ładnie była zacięta. Gorzej było z łańcuchem, który wchodził pod załomy głazów. No nic. Stoimy.
Zapada zmierzch. Przygotowaliśmy kolację. Stoimy sami. Środek lipca, Grecja. Za nami masyw pustego klasztoru. Niezamieszkane wyspy, koniec Świata. Rozkołys jak wchodził, tak wchodzi. Czujemy się jak byśmy ciągle płynęli. Nikt nie wyraża chęci zejścia na ląd. Nagle na brzegu pojawia się człowiek. Siada na kamieniach w odległości około 200 metrów od nas. Samotnik? Tubylec? Wyspa miała być niezamieszkana. Żadnego jachtu ani motorówki. Bacznie oglądam postać przez lornetkę. Kto to jest? Za chwilę człowiek ten zapala czerwoną lamkę i tak sobie z nią siedzi na brzegu. Mam go na oku i co jakiś czas wychodzę i oglądam.
Jest już zupełnie ciemno, kiedy słyszymy odgłos silnika. Wychodzę na zewnątrz i patrzę a tu koło nas wchodzi tak na oko 10 metrowy kuter rybacki i prawie ocierając się o naszą burtę wchodzi głębiej w zatokę i staje na dwóch mooringach. Rybacy nie przejmują się naszą obecnością i po chwili znikają pod pokładem. Człowieka na brzegu też już nie ma.
"Perłą" kiwa, wszystko na dole lata, martwię się o kotwicę i łańcuch. W efekcie śpię w kokpicie i wszystkiego co jakiś czas doglądam. Postanawiamy ruszyć wcześnie rano.

Rano nie bez kłopotów uwalniamy się od dna i ruszamy z wiatrem na południe. Po drodze na odcinku 50 mil łapiemy prawie metrowego tuńczyka, mijamy stado delfinów i jednego wielkiego wieloryba z fonatanną:)
Lecimy w kierunku Elafonisos.

Tylko dzieci się dopytują: tato co to znaczy raj ? …

cdn

--------------------------

(Strofades, Strophades pozycja 37°15,5'N 021°00,8'E)
Archipelag dwóch wysp Strofades leży około 25 Mm na południe od Zakinthos i około 30Mm na zachód od Peloponezu. Na większej wyspie - Stamfani znajduje się niezamieszkały klasztor, którego budowa datowana jaest na XIII wiek. W największym rozkwicie klasztor ten zamieszkiwało ponad 100 mnichów, do niedawna ostał się jeden. W zasadzie samowystarczalny, uprawiający warzywa, hodujący króliki. Obecnie klasztor stoi pusty. U jego podnóża można zaopatrzeć się w wodę pitną (nie sprawdzaliśmy). Druga - mniejsza wyspa archipelagu to Arpia. Znajduje się przy niej kotwicowisko, które chroni od umiarkowanego zafalowania z sektora NW-N. Cytując Roda Heikella w przypadku załamania pogody wody wokół wysp zacowują się jak gigantyczna pralka. Jachty w żadnym wypadku nie powinny się znajdować w ich rejonie. Archipelag należy do Parku Narodowego Morskiego Zakhintos.

Komentarze
Ale mam radochę! Zbigniew Klimczak z dnia: 2015-01-04 14:50:00
ja też mam radochę Tadeusz Biały z dnia: 2015-01-07 20:10:00