Sytuacja w żeglarstwie gdyńskim widziana od strony żeglarzy – ciąg dalszy.
Z uwagą i kilkakrotnie przeczytałem odpowiedź Pana Marka Łucyka, dyrektora GOSiR-u. Choć Jego pismo jest skierowane bezpośrednio do mnie, to ja pozwolę sobie odpowiedzieć w konwencji artykułu, tak jak został napisany mój pierwszy tekst.
Odnoszę wrażenie, że Pan Dyrektor Łucyk odebrał moje uwagi jako krytykę skierowaną wyłącznie do niego. Otóż tak nie jest. Mój artykuł był odpowiedzią na wywiad z Panem Prezydentem Wojciechem Szczurkiem. Obraz Mariny przedstawiony w tym artykule, tak diametralnie odbiegający od rzeczywistości, skłonił mnie do napisania poprzedniego tekstu. To, że za całokształt sytuacji odpowiada Gdynia, Urząd Morski i GOSiR jako zarządca, jest dla każdego zainteresowanego jasne.
W odniesieniu do pierwszej części odpowiedzi Dyrektora (dotyczącej spraw, za które odpowiada Urząd Morski) chciałbym zauważyć, że nie napisałem, że wydłużenie falochronu północnego zmniejszyło zapiaszczanie basenu. Napisałem, że zmniejszyło falowanie w basenie. A to zupełnie inna sprawa. Jako czynny żeglarz korzystający bardzo często z portu w Gdyni, mogę stwierdzić, że absolutnie nie mam przekonania do sensowności przedłużenia tego falochronu. Falochron jest za wysoki, za długi i zbyt mocno zbliża się do plaży. Skutki tego opisałem wcześniej, a zysk z przebudowy nie pokrywa skutków ubocznych.
Drugą rzeczą, jakiej nie napisałem, jest to, że inwestycje hydrobudowlane nie są kosztowne. Oczywiście, że inwestycje hydrobudowlane są nawet bardzo kosztowne.
Problem polega na tym, co już po raz drugi zostało skrzętnie pominięte, że budowa mariny w Basenie Prezydenta NIE WYMAGA inwestycji hydrobudowlanych. Potrzebne są jedynie pomosty pływające, doprowadzenie prądu, wody, oraz infrastruktura sanitarna (nawet w postaci kontenerów).
Kończąc ten wątek chciałbym skupić się na sprawach, które leżą w wyłącznej gestii Gdyni, a tym samym GOSiR-u.
Bardzo się cieszę z planów poprawy, czyli z zamiaru postawienia nowego dźwigu. Jeszcze bardziej bym się cieszył, gdyby został zainstalowany dźwig masztowy, także kilka innych drobiazgów, o których wspomniałem wcześniej.
Pozostają sprawy, w których dalej się nie zgadzamy. I które dalej rzutują na ocenę „żeglarskiej stolicy Polski”.
Krótko w punktach.
Regulamin mariny zmienia się zasadniczo co roku, więc trudno mówić o jego stałości.
Co do gwarancji stałych miejsc to sprawa jeszcze niedawno wyglądała tak, że administrator pobierał za „stałe miejsce” dodatkową opłatę, co nie gwarantowało, i tu się zgodzę, stałego i wolnego miejsca postoju. Ta fikcja została zlikwidowana, co wcale nie jest tym rozwiązaniem, jakie żeglarze by sobie wymarzyli. Reguła stałych rezydenckich miejsc postojowych oraz miejsc dla gości jest stosowana praktycznie we wszystkich portach jachtowych Europy i Polski. Obwinianie „rezydentów” za chaos w zarządzaniu miejscami, bo nie zgłaszają oni czasu swojej nieobecności w porcie, jest nie do przyjęcia. Proponuję przyjrzeć się jak funkcjonuje to gdzie indziej. W wielu przypadkach jeden, dwóch „hafenmajstrów” obsługuje porty większe niż Gdynia i wszystko działa.
W sprawie kosztów postoju Pan Marek Łucyk stosuje manipulację. Otóż ja poprzednio nie wspominałem o kosztach postoju dla gości, tylko analizowałem różnice między kosztami postoju gości a rezydentów, z naciskiem na kluby, które ze swoimi jachtami nie mogą się wyprowadzić w lepsze i tańsze miejsca. Odpowiedź GOSiR-u stwierdza, czego ja nie negowałem, że koszt postoju jachtu w Gdyni jest zbliżony do kosztów postoju w innych portach. Jest to prawda, gdy mówimy o kosztach dla gości. Jest to nieprawda, gdy mówimy o kosztach dla rezydentów mariny! Tutaj Gdynia jest w czołówce, razem z Gdańskiem i Sopotem. Tylko że... w Gdyni są kluby, które powstały nad Basenem Żeglarskim im. Mariusza Zaruskiego w czasach, gdy o Marinie Gdynia i jej administratorze nikomu nawet się nie śniło.
Powtórzę znowu, że kluby nie mają wyjścia. Są w sytuacji przymusowej, co GOSiR skrzętnie wykorzystuje. I podpada to pod działania monopolistyczne. Dyrektor GOSiR-u zgrabnie uzasadnił odebranie klubom ulg za postój jachtów. Przeczytaliśmy, że decyduje o tym jakieś mityczne prawo europejskie. W ten sposób uzasadniało się już niejedną „konieczność”, która z czasem okazywała się wcale nie taka konieczna.
Przykro mi czytać, że w tej akurat kwestii Gdynia jest w awangardzie postępu. Pewnie też w ramach działań dla „...strategii rozwoju żeglarstwa...” (to cytat z wywiadu).
Dyskusja o cenach postoju nie byłaby pełna bez porównania ich z cenami w innych portach Bałtyku. Dla przykładu ceny marin komunalnych w Lubece są średnio o 30% niższe niż w Gdyni i obowiązują tam zróżnicowane taryfy dla gości, rezydentów i klubowiczów (mimo „obowiązującego” prawa europejskiego).
A tak nawiasem, jest to znakomity argument za tym, żeby odebrać GOSiR-owi i miastu zarząd nad mariną. W końcu ten zarząd jak i sama „Marina Gdynia” istnieją dopiero kilka lat i ze strony żeglarzy mają fatalną opinię. O ile optymistycznie uznamy, że basen żeglarski jest dla żeglarzy... We wspomnianej Lubece część portów komunalnych zarządzana jest właśnie przez kluby żeglarskie.
Dojazd do mariny jest marny. Co by nie mówić, postawienie szlabanu jest ograniczeniem swobodnego dojazdu do klubów i firm. Piloty do szlabanu, co ponownie podkreślam, każdy musiał sobie KUPIĆ, a ilości przydzielane na klub i inne podmioty są limitowane.
Blokowanie dojazdu przez Skwer jednak jest problemem dla tych, którzy mieszkają poza Gdynią. Na przykład w Gdańsku lub w Kielcach. Informacje o zamknięciu dojazdu są lokalne i zawsze blokada dojazdu może zaskoczyć kogoś, kto codziennie na skwer na spacery nie chodzi. Mam wrażenie, ze ten aspekt sprawy nie został do końca przemyślany. Otóż informuję, że członkami klubów i armatorami są często ludzie spoza Gdyni, czasami z daleka. Gdy dojazd do mariny blokowany jest na kilka dni, i jeszcze wymaga przepustek, problem istnieje.
Nie chciałbym tutaj uchodzić za malkontenta, świetnie rozumiem, że czasami, na krótko, dojazd zamknąć trzeba. Każdy wtedy poczeka, wiedząc że natychmiast po zwolnieniu przejścia, uprzejma straż miejska i policja przepuści samochód, w którego bagażniku znajdują się torby z ubraniami, jedzeniem, często narzędziami.
Zgadzam się ze stwierdzeniem, że organizowanie regat i imprez żeglarskich jest jednym z elementów życia żeglarskiego. Tylko że są regaty i regaty. Regaty morskie, organizowane przez kluby (acz nie tylko), problemem nie są. Duże regaty klas olimpijskich są dużym utrudnieniem dla rezydentów, tak samo targi. Żeglarze zapewne wykazywaliby większe zrozumienie, gdyby współpraca z mariną układała się lepiej, a miasto i zarządca mariny wykazywały większą empatię. Że o zniżkach za ten czas nie wspomnę.
Może warto sobie powiedzieć wprost, że Gdynia jak na razie nie nadaje się na organizatora targów oraz dużych regat klas olimpijskich, ze względu na ciasnotę na wodzie, ciasnotę na lądzie, braki w parkingach, beznadziejny dojazd a nawet zbyt ubogie ilościowo zaplecze sanitarne.
Przejdźmy teraz do części drugiej, czyli planowanych inwestycji na terenie klubów. Ze słów Dyrektora GOSiR-u wynika, że miasta to nie dotyczy, miasto nie ma na to wpływu i ogólnie to jest tylko sprawa klubów i PZŻ-tu.
Cóż, widzę tutaj sporą rozbieżność między tymi słowami, a słowami Prezydenta Gdyni z wywiadu.
Ja stwierdzenia z wywiadu tylko zacytuję, a komentarz niech każdy sobie dopowie sam.
„Wspólnie z PZŻ od lat, przygotowując plan zagospodarowania przestrzennego [...] formuła zakładów szkutniczych nad brzegiem basenu trochę się wyczerpała [...] Jest wizja zaproponowana przez miasto, jak dać możliwość rozszerzenia formuły tym budynkom [...] znajdując tam przestrzeń dla tak doświadczonych [...] klubów jak Arka. [...] Jesteśmy bliscy temu, by PZŻ wyłonił partnera inwestycyjnego...”
I druga część, dotycząca miejsc dla klubów na zimę:
„Mamy kilka pomysłów [...] na terenach portowych i stoczniowych...”
Jak widać, miasto jednak ma i wpływ, i wizję i pomysły i możliwości...
Tak na marginesie, szkoda że sprawa uwłaszczenia, zwrotu terenów klubom, znikła z rozmowy.
Plany inwestycyjne na terenie basenu żeglarskiego z miastem połączyłem nie ja, tylko Prezydent Szczurek w swoim wywiadzie. Ponadto, będąc już dość długo żeglarzem gdyńskim, nie raz się przekonałem, że władze miasta te projekty popierają.
Nie zdając sobie zupełnie sprawy, co podkreślę jeszcze raz, że zmiana charakteru otoczenia basenu zupełnie zmieni atrakcyjność tych terenów dla Gdynian i gości. Zwykłych Gdynian i zwykłych turystów. Rozwinąłem to w moim poprzednim tekście.
Zdając sobie sprawę, że sprawa inwestycji jest sprawą teoretycznie między klubami a PZŻ-tem, chciałbym podkreślić, że doświadczenia ostatnich lat zupełnie nie potwierdzają tezy, że PZŻ działa dla dobra żeglarzy, oraz że dobro klubów gdyńskich (jak i innych) leży mu na sercu.
Tomasz Konnak
członek klubu gdyńskiego
właściciel jachtu żaglowego
1) Pod koniec stycznia przychodzi do niego tzw. „potwierdzenie salda” z którego wynika,że jest dłużnikiem mariny. Telefonuje więc do księgowości GOSIR-u aby wyjaśnić nieporozumienie przez niego nie zawinione i dowiaduje się,że faktura została wystawiona we wrześniu i „wręczona” mu do ręki. Informując że fakt taki nie miał miejsca prosi o wystawienie duplikatu który otrzymuje 14.02 i niezwłocznie opłaca.
2) Krótko po opłaceniu należności pod koniec lutego otrzymuje z księgowości GOSIR-u pismo o tym że , zgodnie z regulaminem Mariny, traci przysługującą mu 30% zniżkę którą musi zwrócić wraz z odsetkami. (jest to niebagatelna suma ).
3) 15.03 wysyła do mariny pismo (rozpoczynające cały festiwal korespondencji ) w którym szczegółowo opisuje całe nieporozumienie wynikłe nie z jego winy.
4) Pod koniec marca spotyka się z panią kierownik która stwierdziła ,że przeprowadziła rozmowę z bosmanami którzy POTWIERDZILI że kolega kilkukrotnie dopraszał się o możliwość zapłaty za postój jachtu. Mimo to marina "okopała się" i poinformowała,że w przypadku nie uregulowania "długu" ZABRONI MU ZWODOWANIA WŁASNEGO JACHTU. Tego było już za wiele !!!
Pod koniec maja nie zważając na grożby Mariny i godząc się z koniecznością opuszczenia Gdyni kolega przystąpił do wodowania jachtu i tu się zaczeło ! Dżwigowy obsługujący wodowanie otrzymał do ręki pismo od kierowniczki Mariny , że ma ZAKAZ wodowania rzeczonego jachtu. Zdeterminowany kolega wezwał policję i w jej obecności odbył rozmowę telefoniczną z zastępcą dyrektora GOSIR-u. W rozmowie tej kolega argumentował że Marina Gdynia próbuje ograniczyć mu dysponowanie jego prywatnym mieniem a rozstrzygnięcie sprawy ewentualnego „zadłużenia” to zadanie sądu. I tu Pan Dyrektor zabłysnął ponownie. wydając bosmanowi polecenie,że jacht może być zwodowany pod warunkiem że odbędzie się to z terenu Klubu do którego kolega należy .. Polecenie Pana Dyrektora zostało wykonane i jacht kolegi „drogą powietrzną” nie dotykając „świętej ziemi” mariny został zwodowany.
Istotną informacją uzupełniającą tę historię jest to, że droga oddzielająca teren klubu od basenu portowego, jest drogą publiczną a 3 metrowy pas nabrzeża za drogą należy do GUM-u.
Po zwodowaniu, niesklarowanym jachtem przy wietrze do 25 kn w twarz kolega odpłyną do Sopotu a z tamtąd na Górki Zachodnie do prywatnie zarządzanej Mariny na literę D gdzie wszystko jest jasne i klarowne a KLIENT NASZ PAN.
PS. Tomek Konnak w swoim felietonie wspominał, że marina zwróciła się z prośbą do gdyńskich klubów aby podały jakie jachty i jak długo stacjonowały u nich na wodzie bo zagineła książka portowa ! Mam tylko jedno skojarzenie, mianowicie gdy w 1985 roku spłonął u nas w AKM-ie hangar to po inwentaryzacji okazało się, że spłoneło tyle wyposażenia i materiałów które nie zmieściło by się w środku.
Don Jorge,
Mimo, że żona i ja od urodzenia mieszkamy we Wrocławiu, to w Basenie Żeglarskim im. Gen. Mariusza Zaruskiego się wychowaliśmy – i cudzysłów nie jest tu zasadny! Cały okoliczny teren był naszym podwórkiem, a sam Basen formą piaskownicy. Tu się szkoliliśmy, tu zdawaliśmy najważniejsze egzaminy żeglarskie, stąd wypływaliśmy w swoje rejsy; pierwsze zatokowe, pierwsze morskie, pierwsze regaty, pierwszy zagraniczny, pierwsze kapitańskie, pierwsze z dziećmi, pierwszy solo itd. Bywaliśmy tu też poza sezonem i zimą, na różnych szkoleniach, spotkaniach przed- i porejsowych. Stąd też nasze dzieci rozpoczynały swoje samodzielne morskie żeglowanie. To tutaj najczęściej, tuż za główkami, odczuwałem to naturalne uczucie wolności. Też tutaj kończyłem większość swoich rejsów, ciesząc się, że były udanymi.
Tu w 1978 usłyszałem wybór Konklawe, tu wróciłem z rejsu w Sierpniu 1980, tu też bywałem w stanie wojennym. Ale od lat 90-tych bywam tu sporadycznie i unikam Gdyni jako portu wyjścia/wejścia. Ostatnio byłem w Basenie w 2006r. kończąc rejs i w pośpiechu slipując jacht, aby po kilku godzinach stąd uciec. Też kilka lat temu byłem w Gdyni nie żeglarsko i przejazdem. Oczywiście odwiedziłem wtedy Skwer Kościuszki ale do Basenu Żeglarskiego nie zaszedłem. Brak widoku „lasu masztów” całkowicie mnie zniechęcił do poszwendania się po „starych kątach”. Rejestrując s/y "FRI" pod polską banderą, Gdynię jako port macierzysty wybraliśmy jedynie z sentymentu. Do dziś "FRI" nie zawinęła jeszcze do Gdyni. Ale to było spowodowane tym, że bazując w Nekso na Bornholmie i żeglując na bliską lub Daleką Północ, do Gdyni nie było po drodze. :-)
Wyciągać oczywistych wniosków nie ma sensu.
Przyczyny są też oczywiste.
A dęcia, że Gdynia jest stolicą ż… , NIE skomentuję.
ws
fri.info.pl
chciałam się odnieść do korespondencji Tomka Konaka z Panem Dyrektorem GOSiR-u.
Może warto, do pierwszego „artykułu” http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=2214&page=0 dodać link do drugiego http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=2227&page=0 Bo, gdy się nie śledzi Twojej strony na bieżąco, to ciężko odnaleźć odpowiedz Tomka.
Odniosę się tylko do wątku niższych cen dla klubów żeglarskich bo uważam, że jest symbolicznym ujęciem całości. W Piśmie z GOSIRu czytamy: „Związane jest to z faktem, iż Mariną Gdynia zarządza jednostka administracji publicznej jaką jest GOSiR i stosowanie zniżek niedostępnych dla wszystkich podmiotów jest niedozwoloną pomocą publiczną w myśl implementowanego do polskiego porządku prawnego prawa europejskiego.”
Cytując dalej „brak zniżek w cenniku nie wyklucza ich udzielenia tylko związane jest to z przejściem procedury regulowanej odpowiednią ustawą”.
pozdrawiam serdecznie
Ania Szatkowska