Od wielu lat dzielnie walczył z nieubłaganą, okrutną chorobą. Czytelnicy SSI z zainteresowaniem czytali jego polemiczne newsy. Będzie nam brak Mariusza, ale pamięć o nim trwać będzie dopóki my żyjemy.
Jerzy Kuliński
Wspomnienie o kpt. j. Mariuszu Pycz-Pyczewskim
Mariusza poznałem bliżej dwa lata temu, kiedy szukał ze mną kontaktu z powodu zawirowań wokół NCŻ. Słyszałem o wielu dokonaniach kpt. Pycz-Pyczewskiego, m.in. organizowanych przez Niego Regatach Heweliusza oraz osobistym zamiłowaniu do regat opali, w których regularnie uczestniczył. Bardzo podobała Mu się idea Narodowego Centrum Żeglarstwa, która zrodziła się przy sportowej uczelni, kształcącej od wielu lat trenerów żeglarstwa regatowego. Cieszył się również, że oliwska AWFiS zajmuje się również innymi odmianami żeglarstwa: turystyką wodną, rejsami pełnomorskimi, katamaranami czy też żeglarstwem osób niepełnosprawnych.
Wywiązała się między nami szczera przyjaźń. Dostrzegłem, że Kapitan nie może żyć bez żeglarstwa. Chociaż był już schorowany miał wiele ciekawych pomysłów i gnał przy każdej okazji na naszą przystań w Górkach Zachodnich, aby remontować pozyskany od sponsorów niewielki jacht holenderski z przeznaczeniem do wychowywania pod żaglami młodzieży ze Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Tczewie. Był z zawodu lekarzem, ale jego główną pasją było żeglowanie po morzu. Kiedy brakowało już Mariuszowi sił, by płynąć w dalekie rejsy, postanowił pływać z młodzieżą, która stawiała pierwsze kroki na pokładzie jachtu. Jeszcze na początku września popłynął z młodzieżą ze szkół gdańskich w rejs na s/y Joseph Conrad po portach Zatoki Gdańskiej, na Hel i do Władysławowa. Dla uczestników był to niezapomniany rejs. Wszyscy bez wyjątku przyjęli zaproszenie Kapitana na kolejną wyprawę za rok. Był to jednak już ostatni rejs kpt. Pycz-Pyczewskiego - jakże symboliczny. Do ostatnich dni pragnął dzielić się swoją bogatą wiedzą i doświadczeniem z młodszym pokoleniem żeglarzy, a szczególnie z tymi, dla których żeglowanie pozostawało w sferze marzeń.
Od pewnego czasu w NCŻ w okresie jesienno-zimowym organizujemy cykl spotkań w mesie. Prawie rok temu, tuż przed Bożym Narodzeniem Gościem Honorowym był kpt. Mariusz Pycz-Pyczewski. Poprosiłem kapitana, aby poruszył temat o godzeniu pracy zawodowej z żeglowaniem po morzu. Przygotował się do tego spotkania bardzo starannie. Mało mówił o sobie. Wspominał o wyczynach wielu znamienitych kapitanów jachtowych, którzy podejmowali się niezwykłych wyzwań zarówno w sferze sportowej, jak i organizacyjnej. Na szczęście udało nam się udokumentować to wyjątkowe wystąpienie. Powstał film, który posłuży wielu żeglarzom jako źródło, opisujące nie wyobrażalne dziś wyczyny ludzi, którzy umiłowali żagle ponad wszystko. Do tego grona na pewno należał kpt. Mariusz Pycz-Pyczewski.
Jak pamiętam przywdział wówczas elegancki garnitur, z kieszonki marynarki wystawała piękna czerwona chusteczka. Zdałem sobie wówczas sprawę, że powinienem przedstawiać Kapitana jako dżentelmena żeglarstwa, a nie tylko nestora. To dzięki takim wyjątkowym i barwnym osobowościom żeglarstwo gdańskie, ale też i polskie może szczycić się dzisiejszymi sukcesami.
Drogi Mariuszu! Pozostaniesz w naszej pamięci jako wytrawny wilk morski, który ukochał Gdańsk i jego morskie możliwości. Będziemy najlepiej, jak potrafimy dbać, aby te piękne morskie tradycje grodu nad Motławą kontynuować i rozwijać.
Krzysztof Zawalski
Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie, a światłość wiekuista niechaj mu świecie na wieki.
I niech odpoczywa w pokoju.
Bardzo lubiłem jego polemiki.
T
Szanowny Don Jorge,
Z żalem przeczytałem wiadomość o śmierci Mariusza.
Człowiek niespożytej energii, wspaniały gawędziarz. Miał zawsze wiele pomysłów, a jeśli realizował z nich tylko połowę, to i tak starczyłoby dla 5 na całe życie.
Nie żyjemy wiecznie, niestety.
Krzysztof Andruszkiewicz