Andrzej Remiszewski (oby żył wiecznie !) zadał sobie trud przejrzenia zmian przepisów dotyczących żeglarstwa, zapewne nie wszystkich, bo nadążyć za tym mogą tylko specjaliści. Lektura poniższej tabelki nasuwa smutne refleksje. Fakt, że w stosuku do tego co było jeszcze sześć lat temu widać pewien postęp. Widać prace nad uporzadkowaniem i usystematyzowaniem prawa. Został zrobiony drobny, choc istotny, krok w kierunku rzeczywistej, rozsądnej liberalizacji.
Ale jest to krok niedostateczny ! Jasno pokazuje to ostatnia konsultacja wykonana przez Ministerstwo Sportu (czytaliście o tym tu: http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=2064&page=0 i tu: http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=2071&page=0 ).
Gorzej: urzędy administracji państwowej nie nadażają nie tylko za nowczesnością, za światem cywilizowanym, one - nie nadążają nawet za własnymi obowiązkami :-)
Przepisy portowe, w miejsce tych, które straciły podstawę prawną w 2011 roku, dwa urzedy morskie wydały dopiero w środku tegorocznego, a praktycznie - kończącego się właśnie sezonu. Trzeci, w Gdyni, nawet do lata nie zdążył! Czyżby tak był zajęty ochrona niepotrzebnie pozyskiwanych od żeglarzy danych osobowych http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=1723&page=30 ???
Ministerstwo Transportu i Gospodarki Morskiej próbuje zdefiniować osoby szkolące się na jachtach komercyjnych. To skutek rejestrowania w rejestrze jachtów morskich różnych smażalni i kutrów wędkarskich (do tego jeszcze w tym okienku wrócimy).
Ale szczytem przebojów sezonu jest BEZPATENCIE!
Oto Ministerstwo Sportu nie zdążyło wydać do 15 października rozporządzenia o wymaganych kwalifikacjach do prowadzenia jachtów. Dawne - wydane w oparciu art. 37a niesławnej ustawy o sporcie - z tym dniem straciło moc. Mamy więc BEZPATENCIE!
Może taki stan pozostawić?
Czy to niebezpieczne?
Czy u nas to komuś przeszkadza?
Czy taki stan przeszkadza Szwedom?
A może Brytyjczykom?
Co na to Wysoki Prawodawca?
Żyjcie wiecznie!
Don Jorge
______________________
PS. Tabelkę możecie sobie wydrukować. A przy okazji zastanówcie się czy te zapisy spadły na Was niczym manna. Ot tak - samoistnie ?
__________________________________________
ZESTAWIENIE ZMIAN PRAWNYCH WPROWADZONYCH W LATACH 2007 –-1012
DOTYCZĄCYCH JACHTOWEJ ŻEGLUGI REKREACYJNEJ
Akty prawne:
- Ustawa z dnia 21 grudnia 2000 r. o żegludze śródlądowej (tekst jednolity) Dz.U.2006.123.857
- Rozporządzenie ministra sportu i turystyki z dnia 11 kwietnia 2008 r. w sprawie trybu rejestracji statków używanych na wodach śródlądowych do uprawiania sportu lub rekreacji Dz.U.2008.72.426
- [brak rozporządzeń z art. 37a dotyczących stopni i uprawnień oraz warunków bezpiecznego uprawiania żeglarstwa – od dnia 15 października nie ma żadnego przepisu na temat uprawnień!!!]
- Ustawa z dnia 18 sierpnia 2011 r. o bezpieczeństwie morskim Dz.U.2011.228.1368
- Rozporządzenie Ministra transportu, budownictwa i gospodarki morskiej z dnia 28 lutego 2012 r. w sprawie bezpiecznego uprawiania żeglugi przez jachty morskie Dz. U. 2012.326
- [brak części pozostałych rozporządzeń – do czasu wydania nowych obowiązują stare, lecz nie dłużej niż 18 miesięcy od wejścia w życie ustawy, czyli do 24 kwietnia 2013]
- Ustawa z dnia 20 kwietnia 2004 r. o wyposażeniu morskim Dz. U. 2004.93.899
- Zarządzenia dyrektorów urzędów morskich Przepisy portowe:
- w Słupsku z 5 czerwca 2012 Dz. Urz. Woj. Pomorskiego 2012.2538
- w Szczecinie z 31 lipca 2012 Dz. Urz. Woj. Zachodniopomorskiego 2012.1793
- brak analogicznego zarządzenia dyrektora w Gdyni zarządzenie nr 12 z 2005 roku straciło podstawę prawną.
TEMAT |
TREŚĆ ZMIANY |
PODSTAWA PRAWNA |
Śródlądzie |
||
nadzór |
właściciel jachtu śródlądowego o długości do 12m lub/i jachtu posiadającego 1 silnik lub więcej ale łączna moc tych wielu silników nie przekracza 15 kW nie musi jachtu rejestrować |
art. 18 ust 2 ustawy o żegludze śródlądowej |
nadzór |
właściciel jachtu śródlądowego bez napędu mechanicznego lub o napędzie mechanicznym o mocy mniejszej niż 75 kW nie musi dokonywać inspekcji i posiadać świadectwa zdolności żeglugowej |
Art. 31 oraz 43i Ustawy o żegludze śródlądowej |
uprawnienia |
każdy dorosły prowadząc jacht żaglowy o dł. do 7,5 m lub motorowy o mocy silnika do 10 kW przeznaczony do sportu lub rekreacji nie musi posiadać patentów |
|
uprawnienia |
Nie wymaga posiadania patentu uprawianie turystyki wodnej na jachtach motorowych o mocy silnika do 75 kW i o długości kadłuba do 13 m, których prędkość maksymalna ograniczona jest konstrukcyjnie do 15 km/h, czyli tzw. houseboatach |
Art. 37a ust. 4 Ustawy o żegludze śródlądowej |
Morze |
||
nadzór |
właściciel jachtu morskiego do 15 m długości rekreacyjnego, czyli niekomercyjnego nie musi dokonywać inspekcji, posiadać narzuconego wyposażenia oraz uzyskiwać karty bezpieczeństwa |
Art. 2, ust. 1 p. 2) Rozporządzenia Ministra transportu, budownictwa i gospodarki morskiej z dnia 28 lutego 2012 r. w sprawie bezpiecznego uprawiania żeglugi przez jachty morskie |
dzienniki |
nie ma obowiązku prowadzenia dzienników pokładowych w żegludze morskiej (również w śródlądowej) |
art. 3 pkt. 4 rozporządzenia Ministra Infrastruktury z dn. 18.06.2004 r. w sprawie prowadzenia dzienników statków morskich o polskiej przynależności |
odprawy |
osoby uprawiające morską żeglugę rekreacyjną nie podlegają odprawom granicznym jeżeli przypływają lub kierują się do portów znajdujących się na terenie kraju z tzw. grupy Schengen (nad Bałtykiem wszystkie za wyjątkiem Rosji) i mogą wchodzić do wszystkich portów i przystani, na terenie krajów z tzw. grupy Schengen, które nie są przejściami granicznymi |
pkt. 3.2.5 Załącznika VI kodeksu granicznego Schengen tj. rozporządzenie WE nr 562/06 Dz. Urz. UE L 105/1 z 13.4.2006; nie pozbawia to Straży Granicznej możliwości kontroli jachtów w razie uznania takiej potrzeby |
odprawy |
osoby uprawiające żeglugę rekreacyjną na wodach śródlądowych na akwenach granicznych pomiędzy państwami z tzw. grupy Schengen nie podlegają żadnej odprawie a granicę „wewnętrzną” można przekraczać w dowolnym miejscu |
art. 20 Rozporządzenia WE nr 562/06 Dz. Urz. UE L 105/1 z 13.4.2006 |
odprawy |
jachtów nie dotyczą przepisy dotyczące monitorowania ruchu statków, z zastrzeżeniem przypadków określonych w ustawie dotyczących obowiązku zgłaszania kapitanowi portu informacji dotyczącej identyfikacji statku przed wejściem lub wyjściem z portu oraz uzyskania zezwolenia na wejście do portu lub wyjście z portu |
Patrz niżej |
odprawy |
Jednostki sportowe o długości poniżej 45 m obowiązane są jedynie powiadomić kapitanat przed każdym wyjściem i natychmiast po każdym wejściu do portu, zakres powiadomienia i jego forma nie jest określona |
§ 64, ust. 1 i 2 zarządzeń dyrektorów UM |
Jachty komercyjne |
Wprowadzono pojęcie jachtów komercyjnych, mają one podlegać ostrzejszym uregulowaniom, niż jachty rekreacyjne, niekomercyjne, szczególnie o długości do 15 m. |
Art. 5 p. 9) Ustawy z dnia 18 sierpnia 2011 r. o bezpieczeństwie morskim. Ministerstwo transportu i gospodarki morskiej pracuje nad przepisami dotyczącymi bezpiecznego uprawiania żeglugi przez jachty komercyjne, które zapewne zamierza wydać w oparciu o Art. 110. |
Uwaga: Powyższa tabela nie może być traktowana jako oficjalne źródło informacji prawnej. W razie potrzeby należy korzystać z oryginalnych przepisów.
Zestawił Andrzej Remiszewski,
10 października 2012
Don Jorge,
Znam jednego takiego, co to przez 40 lat swego życia żeglując uprawiał wyłącznie bezpatencie. Potem uzyskał brytyjskie świadectwo kompetencji. Co zasadniczo wcale mu nie zmieniło radości żeglowania swobodnego.
NIECH ŻYJE BEZPATENCIE (uzupełnione o zdrowy rozsądek żeglujących)!
zapominasz że żeglowanie to nie tyko pełne morze i poruszanie się samemu
w przestrzeni. To również relacje z innymi jednostkami pływającymi i
osobiście nie chcę aby wjechał w mój jacht facet który nie ma pojęcia o
Prawie Drogi. Takich relacji jest więcej ale w tym miejscu nie ma
potrzeby ich wymieniać. Czy wziąłeś pod uwagę ratowników którzy z
narażeniem życia i kosztów (płacimy na nie) ratują żółtodziobów.
Przypominam Ci Cartera który samotnie pływał bo załoga się ewakuowała w
trakcie sztormu.
Nie upieram się przy istniejącym systemie ale jakiś obowiązek szkolenia
powinien być.
pozdrawiam
Ryszard Kamiński
Bezpatencie, czy raczej system dobrowolnych certyfikatów?
Nie rozumiem systemu dokumentów wymaganych przez prawo, a wydawanych przez prywatne organizacje jak PZŻ, ISSA, czy inne, mniej znane w Polsce.
To że w Szwecji i Anglii jest system bezpatencia, to nie znaczy że nikt tam nie wydaje certyfikatów kompetencji do prowadzenia jachtów żaglowych. Ba wręcz przeciwnie jest dosyć duże zainteresowanie podnoszeniem wiedzy teoretycznej i doświadczenia, oraz uzyskiwanie stosownych patentów na tą okoliczność.
Ważne jest podejście firm czarterowych i właścicieli jachtów. Ja czarterując jacht na Chorwacji miałem pytanie o dokument potwierdzający swoje kompetencje żeglarskie jak i umiejętności posługiwania się UKF’ką. Mając pytania chętnych o szkolenia żeglarskie na stopień żeglarza zawsze dopowiadam do 7,5 metra możesz pływać bez żadnych wymaganych prawem papierów. Z reguły pada odpowiedź ja się chce nauczyć żeglować, bo byłem raz na jachcie i to nie jest takie proste.
Jak zwykle pies bywa pogrzebany w szczegółach, którymi są według mnie:
· - jak określić poszczególne progi kompetencji. Co może żeglarz jachtowy, sternik, sternik morski, kapitan jachtowy.
· - jakie doświadczenie jest potrzebna na poszczególne stopnie
· - czy sternik jachtowy (morski) może odpłatnie świadczyć usługi skipperskie na jachtach do 12 (15) m, czy musi mieć do tego dodatkowy patent?
Ja fanatyczny zwolennik wolnego rynku uważam że problem rozwiąże właśnie wolny rynek. Dla zwolenników ustawowych patentów, mam zadanie do wykonania. Zrobić analizę ile wypadków na jachtach śródlądowych było przed i po liberalizacji przepisów? Za wypadek uważam takie zniszczenia jachtu podczas żeglowania które uniemożliwiają żeglugę, wpadek śmiertelny, utratę zdrowia. Dla zwolenników bezpatencia mam inne zadanie: Napisać list do właścicieli firm czarterowych czy domagają się zaostrzenia przepisów związanych z rekreacyjnym uprawianiem żeglarstwa. To oni, a nie urzędnicy mogą ponosić największe straty materialne z powodu złego wyszkolenia sterników. Czy właściciele w firm czarterowych zgłaszają jakieś problemy z tego powodu? Czy zgłaszają problemy posłom ze swojego regionu.
Patenty tak, ale dobrowolne. Bezpatencie nie ale to nie oznacza że system szkolenia PZŻ jest zły.
Mariusz Mielec
650 km od najbliższego morza, 22 km od najbliższej żeglownej wody.
Chciałbym odnieść się do dzisiejszego komentarza Pana Andrzeja Remiszewskiego który wydedukował iż obecnie mamy bezpatencie! Otóż moim skromnym zdaniem nie mamy bezpatencia, tylko żyjemy nadal wg prawa starego tj. obowiązuje nas nadal:
-Ustawa z dnia 18 stycznia 1996 r. o kulturze fizycznej. (t.j. Dz. U. z 2001 r. Nr 81, poz. 889 z późn. zm.) - art. 53a.
-Rozporządzenia wykonawcze do ustawy:Rozporządzenie Ministra Sportu z 9 czerwca 2006 r. w sprawie uprawiania żeglarstwa (Dz. U. z 2006 r. Nr 105, poz. 712 ze zmianami: Dz. U. z 2006 r. Nr 151, poz. 1088)
gdyż w nowej ustawie o sporcie w ramach przepisów przejściowych w artykule 91 pkt 1. 2)
cytuję:
"2) art. 53a ust. 11 ustawy, o której mowa w art. 93 pkt 1, zachowują moc do dnia wejścia w życie przepisów wykonawczych wydanych na podstawie art. 37a ust. 14 i 15 ustawy, o której mowa w art. 67, w brzmieniu nadanym niniejszą ustawą" przewidziano działanie starej ustawy o kulturze fizycznej w kwestii patentów do czasu przygotowania rozporządzenia do zmienionej ustawy o żegludze śródlądowej (zmienionej nową ustawą o sporcie) która to rzeczywiście w nowym brzmieniu art 37a zobowiązuje do posiadania patentów. Nie ma tu żadnego ograniczenia czasowego, po prostu rozumiem że stare prawo (art 53a starej ustawy o kulturze fiz) obowiązuje do czasu aż minister (ministra) wyda rozporządzenia dotyczące nowego prawa (ustawy o żegludze śródlądowej). Jeżeli się mylę proszę o wskazanie błędu.
Niezależnie od faktów włączając się do komentarzy dotyczących uprawnień zauważam że stanowienie prawa w tej sprawie jest świetnym przypadkiem sztuki dla sztuki, wzajemne odwołania i powiązania prowadzą do tak skomplikowanej regulacji prawnej że człowiek chcący dziś rozpocząć swoją żeglarską przygodę nie odnajdzie się w gąszczu powinności i obowiązków. Nie jest to oczywiście przypadłość żeglarska ale ogólnie problem jakości stanowionego w Polsce prawa, jak i silnego przeregulowywania, ciągłych zmian itd... Mój ścisły umysł skłania się do regulowania tego co potrzebne a w przypadku żeglarstwa mam spore wątpliwości czy jakiekolwiek regulacje są potrzebne. Nie chcę się wypowiadać w sprawie śródlądzia bo już nie pamiętam kiedy po jakimś jeziorze pływałem, w sprawie morza sensowne być może byłoby utrzymanie istniejących kompetencji w stanie niezmienionym jak to nijaki minister Lipiec podpisał, ale jako kompetencji posiadanych dobrowolnie. Uważam że każdy komu armator powierzy jacht i złoży oświadczenie że zna ustawę kodeks morski i rozumie co czyni biorąc na siebie odpowiedzialność "Kapitana jachtu", powinien bez przeszkód żeglować. Ograniczeniem niech będzie armator i załoga czy zechce płynąć ze swoim Kapitanem. Jednocześnie Państwo wprowadzając dobrowolny system kompetencji wzięło byt na siebie obowiązek (wykonany rękami PZZ) certyfikowania czyli wydawania patentów dla czterech stopni których kompetencje, i zakres wiedzy i praktyki powinien być ściśle określony i stwierdzany nie przez jakieś komisje a przez kapitanów jachtów podczas rejsów.
Czyli
Żeglarz jachtowy - to wykwalifikowany marynarz, umie się poruszać po jachcie zna procedury, umie sterować i obserwować, potrafi wykonywać prace pokładowe i bosmańskie, przeżył rejs morski i daje rady :-). Praktyka np 400h egzamin przed kapitanem jachtu wg zakresu wiedzy.
Sternik jachtowy - umie to co żeglarz + odbywa praktykę nawigacyjną, potrafi samodzielnie pełnić wachtę (zgodnie z dobrą praktyką) potrafi zaplanować rejs na morzach zamkniętych (sensowne jest do 200mm od portu schronienia, P20 to bzdura na resorach i anty bezpieczna) we wszelkich aspektach i bez problemowo daje sobie radę na jachcie np do 15m. Praktyka oficerska minimum 600h + SRC+ egzamin przed Kapitanem jachtu (zaświadcza że kolega podoła prowadzeniu jachtu do 15m do 200mm od bepziecznego portu)
Sternik morski - to samo co jachtowy ale dodatkowe doświadczenie na jednostkach do 24m (), praktyka min 1200h jako oficer + 400 jako Kapitan jachtu do 15m+ SRC dla tych co nie mają+oświadczenie kapitana ręczącego (zaświadcza że kolega ogarnia prowadzenie dowolnego jachtu o dł do 24m na dowolnym akwenie)
Kapitan - to samo co sternik morski + min 400 h praktyki jako kapitan jachtu powyżej 15m + min400h praktyki jako oficer żaglowca w tym co najmniej raz na stanowisku starszego oficera. +SRC dla nieposiadających + oświadczenie kapitana ręczącego (zaświadcza że kolega ogarnia prowadzenie dowolnego żaglowca na dowolnym akwenie) Nie włączałbym dodatkowych świadectw które mogą ale nie muszą być potrzebne jak ARPA, operator radarowy ITD medical care itd... tego będzie wymagał rozsądny armator można dołączyć zalecenia do oświadczenia o którym piszę poniżej.
Uważam że na patencie powinno widnieć nazwisko Kapitana który zaświadcza że z pełną odpowiedzialności powierzyłby koledze swój los w zakresie... i stwierdza że kolega nie tylko posiadł wiedzę i umiejętności, odbył praktykę ale również charakteryzuje się przymiotami które pozwalają wierzyć w jego prawidłowe w przyszłości wykonywanie powierzonych mu obowiązków.
Dodatkowo izba morska mogłaby udzielić w ramach kary czasowego zakazu we wskazanym zakresie za działanie przeciw dobrej praktyce i spowodowanie wypadków który działałby niezależnie czy ktoś posiada uprawnienia czy nie (złamanie zakazu jak złamanie zakjazu sądowego konsekwencje karne). Dodatkowo zobowiązałbym armatorów do podpisania oświadczenia przez każdego uczestnika rejsu pod treściwą informacją mówiącą o tym jak wygląda sposób certyfikowania, jakie kompetencje są wskazane do prowadzenia danego jachtu jakie posiada kapitan i że delikwent (lub rodzice nieletniego) zdają sobie z tego sprawę.
--
Pozdrawiam Dominik Niedziałkowski
Do szanownego pana Ryszarda Kamińskiego.
Kto to jest pana zdaniem ten żółtodziób? Ile zna pan osób które wsiadają pierwszy raz na jacht bo im kolega pożyczył i pływają po Mazurach? Bo ja nikogo takiego nie spotkałem.
Służby ratownictwa morskiego utrzymywane są z podatków, i ratują każdego doświadczonego i żółtodzioba. Co do narażania życia, to jest ich zawód, taki sobie wybrali. Wiadomym jest że więcej pomocy udziela się osobom mniej doświadczonym niż bardziej.
Osoba będąca żółtodziobem też płaci podatki i ma prawo do ochrony, nawet gdy jest bardzo lekkomyślny.
Z tego co wiem to na jachcie "Kmicic" (przywołany przez pana jacht typu carter30) byli sami żeglarze mocno opatentowani. Wypadek zaś zdarzył się w 2001 roku kiedy to „luzach w przepisach” nikomu się nie śniło. Ponadto orzeczenie Izby Morskiej brzmiało że kapitan jachtu w zaistniałej sytuacji podjął prawidłową decyzję.
Jakiś obowiązek szkolenia musi być. Ale jaki? Moim zdaniem ten system szkolenia już jest! Organizacja ISSA promuje swój, jest też HALS zrzeszający szkoły żeglowania.
Ile tych wypadków jest, ile razy wjechał panu obcy jacht w burtę? Daleki jestem od ocen bo widziałem podczas jednego rejsu jak doświadczonemu żeglarzowi nie wyszło podejście i go cala keja ratowała, w tym samym czasie żółtodzioba który wszedł jak stary wyga. I co z tego wynika? Kompletnie nic jeśli chodzi o obowiązek szkolenia i państwowych patentów.
Zawsze dziwi mnie irracjonalna wiara że jak coś będzie państwowe to będzie od razu lepiej. Zapytam przewrotnie, czy za wypadki śmiertelne na drogach nowych kierowców (do 6 miesięcy od czasu uzyskania prawa jazdy) odpowiadają szkoły jazdy, czy brawura kierowców? Czy instruktor uczy ludzi jeździć brawurowo, czy zgodnie z przepisami 50 i 90 km/h.
Mariusz Mielec
Reductio ad absurdum
Cytat z przepisów przejściowych w ustawie o sporcie powinien brzmieć:
Art. 91.
1. Dotychczasowe przepisy wykonawcze wydane na podstawie:
……
2) art. 53a ust. 11 ustawy, o której mowa w art. 93 pkt 1, zachowują moc do dnia wejścia w życie przepisów wykonawczych wydanych na podstawie art. 37a ust. 14 i 15 ustawy, o której mowa w art. 67, w brzmieniu nadanym niniejszą ustawą,
……
– nie dłużej jednak niż przez 2 lata od dnia wejścia w życie niniejszej ustawy.
A dwa lata właśnie minęły. Mamy więc stan braku rozporządzenia o patentach. No i można się teraz bawić w interpretacje. Można tak jak uczynił to w swym felietonowym wstępie Szanowny Gospodarz - twierdząc, że mamy bezpatencie. Można powiedzieć, że żeglowanie stało się niemożliwe, bo nikt nie ma uprawnień. Można powiedzieć, że co napisano na już wydanych patentach jest święte, a tylko żeglarze z uprawnieniami zaczną nam stopniowo wymierać, bo nowych przybywać nie będzie. Dwie ostatnie możliwości mi w pewnym sensie nie odpowiadają. Więc jeszcze raz: w ustawie nie jest napisane, że stare patenty zachowują moc, ani np. że trzeba je wymienić. To powinno być napisane w rozporządzeniu, którego brak. Podstawa prawna istnienia patentów znikła, nowej brak. Absurd?
Nie pierwszy i nie ostatni….
Andrzej Colonel Remiszewski
Witaj Jerzy!
Jak Colonel zaprasza do dyskusji grzechem było by na apel nie odpowiedzieć.
Na szczęście posiadacze patentów nie muszą się martwić czy im wolno
prowadzić jachty czy nie, bo mamy art. 37a. ust.3.
"Uprawianie turystyki wodnej na jachtach żaglowych o długości kadłuba
powyżej 7,5 m lub motorowych o mocy silnika powyżej 10 kW wymaga posiadania
dokumentu kwalifikacyjnego wydanego przez właściwy polski związek sportowy."
Znaczy papiór mamy, więc ustawowy wymóg spełniamy. :-))
Inna sprawa to Ci którzy uprawnienia będą chcieli dopiero mieć i tu pojawia
się problem gdzie leży ta granica bezpatencia? Na śródlądziu wiadomo 7,5m
długości jachtu żaglowego oraz 10kW mocy silnika jachtu motorowego, ale co z
morzem? Tam granicy nie określono! Mamy tylko zapis w ustawie o
bezpieczeństwie morskim art 62 ust. 3:
"Dokumenty kwalifikacyjne określone w przepisach wydanych na podstawie art.
37a ust. 15 ustawy z dnia 21 grudnia 2000 r. o żegludze śródlądowej stanowią
potwierdzenie kwalifikacji niezbędnych do prowadzenia jachtów rekreacyjnych
oraz jachtów komercyjnych odpłatnie udostępnianych bez załogi na wodach
morskich".
Czyli co ? Żeglarz może prowadzić 20m morski jacht? Wszak na śródlądziu patent
żeglarza jachtowego uprawnia do prowadzenia wszystkich jachtów!
Śmiać się czy płakać?
Żyj wiecznie!
może doczekasz normalności ;-)
Pozdrawiam
Jacek :-)
"Więc jeszcze raz: w ustawie nie jest napisane, że stare patenty zachowują moc, ani np. że trzeba je wymienić. To powinno być napisane w rozporządzeniu, którego brak. Podstawa prawna istnienia patentów znikła, nowej brak. Absurd?"
Ustawa o sporcie:
Art. 89.
Wydane na podstawie przepisów dotychczasowych dokumenty uprawniające do
uprawiania żeglarstwa na jachtach, o których mowa w art. 53a ust. 3 ustawy, o której
mowa w art. 93 pkt 1, zachowują ważność.
Chyba dość jednoznaczny, także stare patenty na pewno są ważne, zresztą zgodne jest to z ogólnymi zasadami że prawo nie działa wstecz.
Co do tych dwóch lat na wydanie rozporządzenia straciłem pewność siebie czy myślnik tyczy się pkt 8 czy wszystkich stąd wysłałem zapytanie do specjalisty i potwierdzam Pan Andrzej ma rację ja się pomyliłem tzn zaczęły obowiązywać zmiany w ustawie o żegludze śródlądowej i nie ma do nich aktu wykonawczego tzn że wg opinii prawnika dzisiaj nie można niekomu wystawić patentu.
--
Pozdrawiam Dominik Niedziałkowski
w mój jacht wjechał inny jacht dwa razy, raz na Zalewie Szczecińskim a
drugi na Zatoce Gdańskiej.
Pierwszym razem porysowana burta, a drugim razem zgięta stójka relingu -
do obejrzenia w NCż.
Nadal nie widzę powodu aby wydawać pieniądze i narażać zdrowie ludzi
ratowanie żeglarzy pływających dla przyjemności nawet jeśli robią to
zawodowo.
Kolega wspomniał o Mazurach, niestety nie znam zwyczajów tam panujących
(ostatni raz pływałem tam w 1974 roku) ale wspominam skutki "białego
szkwału" i komentarze ratowników.
W mojej wypowiedzi nie byłem jednoznacznie za PZŻetowskim systemem
stopni, tylko oponowałem przeciwko bezpatenciu jako regule.
Uprzejmie proszę ponownie przeczytać mój komentarz i spróbować go zrozumieć
Ryszard Kamiński
Jest to ustępstwo jakie składa cnota występkowi.
Przykład z Mazurami podałem dlatego że pływa tam kilkaset tysięcy różnych pływadeł.
To jest poligon doświadczalny bezpatencia, można tam pływać całkiem sporymi jednostkami do 7.5 m bez jakichkolwiek dokumentów.
Nic się nie słyszy o jakimś wzroście wypadków, zatonięć jachtów, ect. Ja co roku pływam po Mazurach co najmniej tydzień. Gdy widzę że sternik jachty mógł nie być na tych zajęciach teoretycznych gdzie omawiano prawo drogi, to ja wolę ustąpić niż doprowadzić do kolizji, której ja nie będę winny. Pływając po Bałtyku i Chorwacji nigdy nie zdarzyła mi się sytuacja kolizyjna.
Czy te osoby które Panu wjechały w burtę to były z patentami czy nie? Zapytam retorycznie.
Cały problem w bezpatenciu to jest jego bezwarunkowość. Do 15 metrów można pływać bez wymaganych urzędowo dokumentów zwanych potocznie patentami.
Jestem prawie pewien że dzięki takiemu postawieniu sprawy jakość szkolenia się podniesie.
Bez względu na to czy będzie patenty będą obowiązkowe, czy nie wypadki na morzu będą się zdarzały.
Czy ma Pan zestawienie akcji ratowniczych na morzu za ostatnich 10 lat komu pomoc była udzielana i jak dużo było żółtodziobów?
Mariusz Mielec
Drogi Don Jorge,
Ze zdumieniem czytam komentarze argumentujace, ze 'patenty muszą być, bo inaczej naraża się życie ludzi ratujących tych, co się nie znają'.
Zdumiona jestem po pierwsze dlatego, ze w pracy ratowników nic się nie zmienia w zależności od tego czy prowadzący jacht ma patent czy nie. Po drugie - żadne statystyki nie pokazują, aby brak patentu wplywal na czestosc wzywania pomocy.
Może ktoś posłużyłby nam choć dwoma przykładami, gdy polscy ratownicy płynęli do kogoś bez patentu?
A po trzecie, pozwolę sobie zwrócić uwagę, ze na takie komentarze ratownicy stad (UK) odpowiadają (tak, tu tez zdarzają się takie komentarze) poprzez trening własny i edukację żeglarzy, a nie żądanie zakazów i nakazów. Może ma to coś wspólnego z tym, ze robią to za darmo? I regularnie, co kilka lat wymieniają swoje 'all weather lifeboats' - aby moc ratować życie (i często mienie) szybciej i bezpieczniej. Obecnie wprowadzane jednostki zapewnia możliwość dotarcia każdej jednostki w każdych warunkach z prędkością 25 węzłów. Bezpiecznie dla ratowników dzięki kolejnym zmianom.
Moniia
W zeszłym roku, przy bezwietrznej pogodzie i doskonałej widoczności wjechał mi w (lewą) burtę angielski jachcik imieniem "Hope". Załoga została obudzona uderzeniem i walącym się masztem. Na szczęście nikogo z nich na pokładzie nie było więc nikt nie zginął. Szkody u nas nie były znaczące, bo jachcik był o połowę mniejszy od naszego.
I teraz do adremu. Zapewne obaj angole nie mieli żadnych patentów więc nie wiedzieli, że ktoś na ich jachcie powinien jednak czuwać. Widać mieli nadzieję. Ale i tak uważam, że winę za to ten wypadek ponosi mój wysoce opatentowany oficer wachtowy który zielone światło widział z daleka, ale jednak na zderzenie pozwolił. Magiczna wiara w urzędowe papiery nie przynosi cudownych rezultatów.
--
Stopy wody pod kilem
Marek Popiel
http://whale.kompas.net.pl
Przy okazji, Pan zapewne mnie dopiero poznał, ale ja traktuję Pana jak starego znajomego, nie tylko z uwagi na śledzone od czasu do czasu forum, ale oczywiście locje które z wypiekami studiowałem w latach 90 jak stawiałem pierwsze żeglarskie kroki. Był Pan zawsze dla mnie synonimem świeżego powiewu i unaocznieniem normalności wbrew wówczas otaczającej nas szarości. Ostatni raz skorzystałem z Pańskiego doświadczenia w sierpniu tego roku kiedy wracając z Kopenhagi S/Y Josephem Conradem odnalazłem w czeluściach jachtu Pana starą zakurzoną i podartą locje Bornholm i Christianso, (jeżeli jak teraz patrzę w sklepie była wydana w 2009 to muszę z kimś porozmawiać o jej stanie) i postanowiłem odwiedzić Christianso które to zawsze mi umykało latami. Koniec końcem nie udało mi się bo od S dla Józka jest za płytko a od N spotkaliśmy się z promem. Niestety wspomniany przez Pana administrator nie odpowiadał na moje uprzednie wołania na VHF, które miały na celu uprzedzić go o mojej wizycie z tej nietypowej strony także obejrzeliśmy sobie Christianso z odległości 30 m i musieliśmy się ewakuować wspólnie manewrując z promem w uchu igielnym. Oczywiście tak rozochoceni tym manewrowaniem poszliśmy sobie do Gudhjem gdzie dogonił nas prom z Christianso :-) ale tym razem skutecznie się zmieściliśmy i poznałem nowe oblicze Bornholmu klifowego które to bardzo mi się spodobało (dotychczas zawsze kojarzyłem go z nizinami Nexo i Rone gdzie bywałem).
Bardzo podoba mi się propagowana przez lata przez Pana idea pływania rodzinnego, jak i rozsądnego ale odważnego żeglowania małymi jachtami po morzu. Choć osobiście raczej jestem zakochany w dużych jachtach i moim wielkim marzeniem żeglarskim jest wrócić kiedyś na mostek Daru Młodzieży już nie jako praktykant tym niemniej swoje pierwsze intensywne kroki stawiałem na carterze 40 i dobrze wspominam ten czas, czas mojej przyjaźni z moim mentorem żeglarskim Ś.P. Kapitanem Tadeuszem Szymańskim, czas swojego pierwszego kapitanowania w 19 roku życia (tak wbrew przepisom w 97 roku 19 letni szczeniak wsiadł na Cartera z 5 dzielnych i zrobił Świnoujście, Kopenhaga, Oslo, Hamburg, Kanał Kiloński, Kilonia, Świnoujście w 14 dni uśmiechając się do Pana Wopisty że płynie do Sasnitz i dyskutując o opcji wyrzucenia UKF-i za burtę skoro nie wolno bez licencji), czas kiedy siła woli przebijała skały....
Dziś mamy o niebo lepiej i prościej, wiem że pokolenie przede mną miało o niebo trudniej, więc idziemy w dobrym kierunku. Problem patentów to tylko odprysk polskiej choroby regulowania wszystkiego, od lat śmieję się że czekam na prawo jazdy do chodzenia po chodniku. Wynika on oczywiście z partykularnych interesów grup które chcą zarabiać na przymusie prawnym (to samo prawnicy, budowlańcy i dziesiątki innych zawodów regulowanych miłośnicy korporacji i kast), a nie na rzeczywiście oferowanych usługach, oczywiście w pełnej rozciągłości zgadzam się że jest to szkodliwe dla rozwoju żeglarstwa w Polsce (jak i wszystkiego innego). Nie widzę drogi dla reformy np PZŻ bo ta gangrena przechodzi z ojca na syna podobnie ma się np w PZPN (tyle że dodatkowo tam to dopiero jest kasa). Jedynym sposobem zmiany stanu rzeczy jest z jednej strony walka o liberalne prawo i tu popieram w pełni starania ludzi zgromadzonych wokół SSI, jak i popularyzacja żeglarstwa, pokazanie alternatywy, może tworzenie klubów prywatnych które pro publico bono będą oprócz realizacji pasji swoich członków popularyzować żeglarstwo i otwierać dostęp do morza dla młodych niekoniecznie zamożnych ludzi. Proces ten będzie postępował bo jest coraz więcej ludzi którzy jak ja traktują żeglarstwo jako pasję za której realizację są gotowi płacić, a prowadzenie jachtu jako honor (dowód zaufania załogi i armatora) który zobowiązuje. Ludzi których stać na to aby nie zarabiać na żeglarstwie, ale w ramach koleżeństwa przekazywać swoje doświadczenia dalej, tak jak otrzymałem je kiedyś od swoich mentorów. Bijmy się o prawo, bijmy się o to aby Gdańsk jak Kopenhaga miał Motławę obłożoną pływadłami, realizujmy marzenia, ale i wspierajmy młodych w ich realizacji, poszerzajmy zakres kultury morskiej w Polsce, abyśmy nie tylko mieli wybrzeże, ale stali się krajem morskim!
Serdecznie pozdrawiam
W miarę możliwości do usług
ostatnie lata zadurzony w s/y "Jospeh Conrad"
Dominik Niedziałkowski
Miły Jurku,
śledzę uważnie dyskusję patentową. Nie wnikając w meritum po ostatnim wpisie kolegi Niedziałkowskiego chciałbym zauważyć że;
mnie tam nie stać na honorowe prowadzenie jachtów. W związku z tym przesyłam ci zdjęcie, podłej co prawda jakości, za to bardzo urokliwe, na którym widnieje dwu żeglarzy w wieku słusznym (ja sem ten w czerwonym), grupka młodzieńców, kilka jachtów i trzymasztowa, pełnorejowa fregata na tle latarni morskiej Christianso. Całe to towarzystwo weszło przed mostek wejściem południowym gdzie najmniejsza głębokość na podejściu wynosi sześć metrów. Wiem o tym, bo mam mapę, przy pomocy której kiedyś tam wjechałem jachtem bez trzech metrów trzydziestometrowym. Wyjechałem co prawda na wsteczu, rufą naprzód, ale to tylko dlatego, że był to wówczas początek dopiero mojej z tą łódką przygody, dzisiaj bym się tam z dziką przyjemnością nim rozkręcił.
Pozdrowienia nieustające dla wszystkich - Jarek Czyszek
_________________________________
Uwaga Don Jorge
Program redakcyjny SSI nie pozwala dołaczać ilustracji do komentarzy :-(
Fotografię prześlę Dominikowi. A może jeszcze ktoś chce ?
Zyjcie Wiecznie
d'J
Drogi Don Jorge !
Czytając wypowiedzi moich przedmówców nasuwają mi się refleksje.
Napisałeś we wstępie: „Ministerstwo Transportu i Gospodarki Morskiej próbuje zdefiniować osoby szkolące się na jachtach komercyjnych. To skutek rejestrowania w rejestrze jachtów morskich różnych smażalni i kutrów wędkarskich” .
I tu się Jurku z Tobą nie zgadzam, jest to skutek (obowiązującego przez lata) złego prawa. Rejestrowanie kutrów wędkarskich jako jachty rozpoczęło sie od „Jubilata” – stateczku Polskiego Związku Wędkarskiego, pierwszego, na którym szary wędkarz mógł wybrać się na dorsza. Gdyby nie zarejestrowano go jako jacht musiał by być zarejestrowany jako statek pasażerski, co by się wiązało innymi kwalifikacjami załogi i stałym dozorem postoju w porcie a więc znacznie droższą eksploatacją i wyższymi cenami udziału w rejsach. Podobnym rygorom podlegała by smażalnia i wtedy nikt by na rybkę tam nie poszedł, była by po prostu za droga a, daleko nie szukając, w Kopenhadze są lokale gastronomiczne na statkach i poza godzinami otwarcia nie ma tam żadnego dozoru a nie podejrzewam by rejestrowano je jako jachty.
W UK pojęcie to istnieje od lat a nie podejrzewam by tam jakaś knajpa czy smażalnia ryb była kiedykolwiek „jachtem”. Luk szuka się tylko w złym prawie a takie ono nadal jest.
Z punktu widzenia przeznaczenia nie widzę różnicy pomiędzy „opalem” czy „riglem” gdzie ludzie płacą za możliwość pożeglowania po morzu a kuterkiem gdzie ludzie płacą za możliwość powędkowania na morzu. Jedno i drugie jest świadczeniem konkretnych usług. Na jedne i drugie statki muszą być inne uprawnienia niż na jachty rekreacyjne, ale również inne niż na promy czy wodoloty. Anglicy rozwiązali to w sposób prosty , u nich podlegają one MCA (Maritime and Coastguard Agency). MCA wymaga od małych, pozakonwencyjnych (do 24 m) jednostek komercyjnych nieobowiązkowych gdzie indziej certyfikatów RYA, endorsowanych komercyjnie (commercial endorsement). Endorsement można dostać w bardzo prosty sposób, wystarczy wysłać swój certyfikat z dołączonymi badaniami lekarskimi oraz STCW do MCA, dostaje się z powrotem ten sam certyfikat tylko w wersji „commercialy endorsed” (dokładnie taka jest różnica, to określenie się na nim pojawia). Uprawnienia komercyjne zależą od certyfikatu i są liczone w odległości od portu schronienia (czyli nie kreski a kółka na mapie) Są one wymagane jedynie w przypadku rejsów komercyjnych - czyli na przykład rejs z płacącą załogą, czyli np. rejs z płacącymi wędkarzami. Nie trzeba ich mieć, jeśli na przykład zabierze się grupkę wędkarzy polującą z pirsu na makrelę „Chodźcie do mnie, połowicie z drugiej strony!” bez skasowania pieniędzy. W stosunku do jachtów świadczących takie usługi również są wymagania, których nie ma wobec jachtów rekreacyjnych a warunki te również zależne są od kresek (kółek) na mapie.
We Wrocławiu, Bydgoszczy, Szczecinie i żadnym innym polskim mieście ma takich „tramwajów wodnych” pływających po miejskich rzekach i kanałach, jak w Kopenhadze, Hamburgu czy Amsterdamie, bo problem leży w uprawnieniach, polski stermotorzysta żeglugi śródlądowej ma uprawnienia do prowadzenia statku z maksymalna ilością 12 pasażerów, tramwaje wodne w wymienionych miastach wożą ich przeważnie 30, by jeden autokar wmieścił się na dwa „tramwaje”) lub (rzadziej) 55, by wmieścił się na jeden „tramwaj”. W Polsce na taki „statek” potrzebne są już uprawnienia kapitana żeglugi śródlądowej takie same jak na kilkusettonowe (a nawet większe) zestawy transportowe na rzekach (w UK jest kilka kategorii uprawnień na statki pasażerskie) ale … nie mieliśmy tu pisać o komercji.
1. Całkiem niedawno w upalny dzień jadę tramwajem w zasięgu mojego wzroku jest dziewczyna, oczywiście ubrana (a raczej rozebrana) stosownie do temperatury, przypatruję się jej z dość robaczywymi myślami, ona wstaje i mówi „proszę może Pan usiądzie?” i tu się odezwała nostalgia za PRL.
2. Każdy obywatel PRL 1, chcąc mieć fotografie ze swojego życia, miał trzy możliwości:
a. zatrudnić fotografa.
b. nauczyć się fotografować (co wówczas nie było łatwe) kupić aparat (co wówczas nie było tanie) i dawać filmy fotografowi do wywołania (co wówczas nie było tanie).
c. nauczyć się fotografować i obrabiać zdjęcia (co wówczas nie było łatwe) kupić aparat i wyposażenie laboratorium (co wówczas nie było tanie) i robić wszystko samemu, z takich osób stworzyła się grupa zawodowa zwana fotografami (patrz punkt a i b)
Dziś aparat fotograficzny, ba kamera filmowa, z natychmiastową możliwością obejrzenia efektów! jest w niemal każdym telefonie komórkowym a liczba fotografów - osób zarabiających na fotografii (legalnie i na czarno), skurczyła się z prawie 200 do dwóch góra trzech tysięcy ludzi. Nawiasem mówiąc żaden fotograf nie dostał odprawy jak górnicy co stracili pracę. Ja wówczas odkurzyłem, leżący jakiś czas w szufladzie, dyplom trenera żeglarstwa.
Ale nie tylko tu, w wyniku postępu technicznego, na zawsze znikły zawody: kreślarza, maszynistki, linotypisty… długo by wymieniać (i żaden z nich nie dostał odprawy).
3. „Dać małpie kalkulator i będzie nawigator”, brzmi złośliwy wierszyk lansowany od kilku lat, przez mechaników okrętowych, bo ten sam postęp techniczny zmienił uwarunkowania w żeglarstwie, dziś w co drugim telefonie komórkowym i co piątym aparacie fotograficznym jest GPS, odpada więc żmudne, liczenie dewiacji, deklinacji, dryfu i znosu a pozycja z GPS jest dokładniejsza niż obliczana tradycyjnymi metodami. Konia z rzędem współczesnemu młodemu kapitanowi jachtowemu co potrafi obliczyć pozycję bez mapy różnicą długości i szerokości nawet z kalkulatorem, nie mówiąc już o tablicach z logarytmami funkcji trygonometrycznych, ale… ta wiedza jest mu niepotrzebna, jak nawet nawali jachtowy GPS to ktoś z załogi wyciągnie z worka aparat fotograficzny lub telefon komórkowy.
a. Monika Matis (należy się zwracać najpierw do pań) zadała pytanie „Może ktoś posłużyłby nam choć dwoma przykładami, gdy polscy ratownicy płynęli do kogoś bez patentu? Odpowiem, jeżeli pytanie to dotyczy również śródlądzia, że mnie samemu jeden raz zdarzyło się na WOPRowskim dyżurze ratować wywróconą „omcię” na której nikt nie miał patentu ( i to w czasach głębokiego „patencia” bo w roku 1983) ale zdarzyło mi się również samemu leżeć na „omci” i to będąc już kilka lat kapitanem, szkoleniowcem i ratownikiem. Co z tego wynika? Naprawdę NIC.
b. Koledze Dominikowi Niedziałkowskiemu piszącemu o rekomendacjach od kapitana jachtu, przypominam, iż w starym systemie istniało „Zaświadczenie kapitana z opinią” i tam kapitan pisał „nadaje się do szkolenia” lub „nadaje się do dopuszczenia do egzaminu” na stopień… , wystarczyło zajrzeć do książeczki żeglarskiej i było wiadomo który kapitan dopuścił do egzaminu czyli „stwierdził że kolega nie tylko posiadł wiedzę i umiejętności, odbył praktykę ale również charakteryzuje się przymiotami które pozwalają wierzyć w jego prawidłowe w przyszłości wykonywanie powierzonych mu obowiązków” , a wiedza teoretyczna była dodatkowo sprawdzana przez komisję egzaminacyjną.
c. Koledze Kamińskiemu, który pisze „nie widzę powodu aby wydawać pieniądze i narażać zdrowie ludzi dla ratowanie żeglarzy pływających dla przyjemności” przypominam że istnieje taka organizacja jak GOPR (założona przez Mariusza Zaruskiego) służąca wyłącznie ratowaniu ludzi, którzy idą w góry dla przyjemności.
d. Koledze Mariuszowi, który pisze „Gdy widzę że sternik jachtu mógł nie być na tych zajęciach teoretycznych gdzie omawiano prawo drogi, to ja wolę ustąpić niż doprowadzić do kolizji, której ja nie będę winny”, przypominam to co już tu kilkukrotnie pisałem iż raz o mało co nie rozjechał mnie wędkarz przelatując mi nad głową łódeczką napędzaną „salutem” pomimo właściwego oznaczenia akwenu gdzie było nurkowanie, i kilkukrotnie musiałem krzyczeć by ustąpił mi jacht pod żaglami gdy, właściwie oznaczony, na silniku pilotowałem pływaka, a w jednej z takich sytuacji jacht był prowadzony przez MIŻa. Dodam jeszcze iż w niedzielę 23 września br, po powrocie z sobotniego wbicia łopaty http://itvczerwonak.pl/materialy-video/125-bedzie-marina-w-czerwonaku (nie zdążyłem wrócić z Czerwonaka przed deszczem) suszyłem to co miałem na mojej bezpokładowej łodzi. Poza linami i kamizelkami suszyły się również trzy flagi: „A” i „D” MKS oraz niebieska, które zawsze mam ze sobą) a na przystani, gdzie trzymam łódkę, akurat były ostatnie zajęcia przed egzaminem na starszego sternika motorowodnego i tylko jedna osoba z tej grupy (na kilkanaście zapytanych) odpowiedziała mi prawidłowo co znaczą te trzy wiszące na płocie flagi a jedynie część zapisała tę informację w swoich notatkach.
4. Kolega Dominik Niedziałkowski pisze o „partykularnych interesach grup które chcą zarabiać na przymusie prawnym (to samo prawnicy, budowlańcy i dziesiątki innych zawodów regulowanych miłośnicy korporacji i kast”. Tu napisze o sobie, pierwszy raz zawaliłem studia przez stan zdrowia, po niemal 3 ech latach ciężkiej rehabilitacji (w czasie której cale moje żeglarstwo ograniczało się jedynie do wykładów przy tablicy i sędziowania regat) zacząłem z powrotem czynnie żeglować potem rozpocząłem studia (zaoczne) na innej uczelni, które zawaliłem właśnie przez egzaminy kapitańskie, nie dało się połączyć studiów, pracy, dalszej rehabilitacji i egzaminów – musiałem cos wybrać. Mam przyjaciela, namawiałem go by zdawał ze mną na morsa, nie chciał, skończył studia, namawiałem go powtórnie nie chciał, zrobił doktorat, habilitację, też cos wybrał i teraz mówi się do niego „panie profesorze” kiedy weszło „lipcowe” to „przelipcowal” się dwa razy i dziś mówi do się niego również „panie kapitanie” dokładnie tak samo jak do mnie, który w sesji egzaminacyjnej 80/81 włożyłem w to masę pracy i wyrzeczeń (mam prawo mieć żal? ale do kogo?).
Ale tak wszystko już było i dlatego też myślę by naszą dyskusję skierować na inne tory, ku przyszłości, skoro wiemy iż obowiązkowe stopnie powstaną proponuję byśmy się zastanowili co poza manewrówką powinno bezwzględnie być w programie egzaminacyjnym, a co należy bezwzględnie z niego usunąć bo już jest wyłącznie zbędnym balastem. Ponieważ okienko to czytają również decydenci (chyba dlatego że ich to absolutnie nie interesuje) może (nie przyznając się oczywiście do tego) zdanie osób tu piszących wezmą jednak pod uwagę.
I tu pozwolę sobie napisać swoje zdanie
1. Bezwzględnie powinno być
Stopnie śródlądowe
a. Przepisy Prawa Drogi,
b. 2 flagi MKS: A i D, oraz niebieska
c. Podstawy metereologii,
d. Środki ratunkowe.
Stopnie morskie
a. Przepisy Prawa Drogi na morzu.
b. 11 flag MKS A, D, F, K, L, M, O, T, U, X, Z
c. Nawigacja - czytanie mapy i pomocy nawigacyjnych oraz określanie pozycji terestrycznych, ustalanie wysokości nad dnem i pod mostem na wodach pływowych.
d. Metereologia, przewidywanie pogody czytanie map pogody, czytanie (słuchanie) i interpretacja komunikatów.
e. Środki ratunkowe i sygnalizacyjne stosowane na morzu.
2. Zbędny balast:
a. Anatomia jachtu drewnianego.
b. Znajomość żagli i lin na żaglowcach
c. Astronawigacja
Krzysztof Kwaśniewski
Jurek nie wytrzymałem!
Każdy rozumie po swojemu. Pan Krzysztof Kwaśniewski po swojemu.
Nieznajomość prawa nie zwalnia od odpowiedzialności. Podawałem już ten przykład na SSI.
Przed laty pięcioma na wodach terytorilaych Niemiec moich kolegów zatrzymała do kontroli policja.
Panowie płynąc jachtem Bavaria 30 narazili się tym że płynęli jachtem na żaglach i pod silnikem bez okazania stosownych znaków dziennych
Czyli widocznego z daleka czarnego stożka. Policja niemiecka stwierdziła że będzie mandat w wyskości 10 Euro słownie dziesięć. Po sprawdzeniu tylko i wyłącznie dokumentów tożsamości odstąpili od ukarania. Poprzestali na pouczeniu.
To jest tak, jak kiedyś z kartą pływacką. Ten magiczny kartonik uprawniał do wypożyczenia kajaków rowerów wodnych, i innego drobnego sprzętu pływającego. Dzisiaj nikt nie żąda tego dokumentu, tylko wypożyczający sprzęt nakazują ubierać kamizelki asekuracyjne.
Bezpatencie to ja rozumiem jako brak uregulowań prawnych w stosunku do osób które poruszają się po akwenach na ściśle określonych jednostkach do 15 metrów.
Taki stan prawny rzeczy nie oznacza że każdemu chętnemu wszyscy będą czarterować wszystkie jachty. Właściciel jachtu oceni komu może go dać. Jestem pewien że chorwacki armator jachtów nie da Anglikowi jachtu na piękne oczy, bo tam nie ma obowiązkowych patentów. Być może wtedy patent żeglarski będzie odzwierciedleniem umiejętności, a nie „uprawnień” do pływania.
Skoro panu Kwaśniewskiemu przejechał jacht „po głowie” to co on z tym zrobił? Czy napisał stosowne pismo do komisji szkolenia PZŻ-u o uczulenie na flagi sygnałowe wywieszone na jednostkach. Czy pan zadzwonił pod 112, aby delikwenta policja pouczyła? Domaganie się na podstawie jednostkowego incydentu „restrykcji” dla wszystkich trąci głęboką komuną. Nie ma karty pieszego ze stosownym egzaminem, a można go ukarać mandatem za przechodzenie na czerwonym świetle.
Mariusz.