POWTARZAM - DOCENIAJCIE NASZE MORZE
Tyle już lat minęło, kiedy generał Haller zaślubił Polskę Bałtykowi. Co prawda nie w tym miejscu gdzie stoi obelisk, ale to tak na marginesie. Latami Polacy marzyli o własnym morzu (tzn. wspólnym morzu). Najpierw ten dostęp był po prawdzie symboliczny, później nawet duży, ale cholernie utrudniony. I teraz, kiedy nawet "właściwy związek o zasięgu ogólnokrajowym" nie może już w niczym przeszkodzić - ludzie Bałtyk lekceważą, rozkoszy szukają daleko. Bo tam podobno cieplej. Mnie tam jednak bardziej podobają się panie w sztormiakch niż ... spocone.
Bogdan Kiebzak, któremu bliżej na Śródziemnie niż na Bałtyk - znowu podjął próbę porównań. W jego raporcie nie doczytałem się tylko porównań opłat portowych.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
.
.
_________________________
Drogi Dom Jorge,
Od kilku lat mrożę załogę w majowych rejsach po Bałtyku i w końcu musiałem wybrać się na cieplejsze akweny. Jak zawsze zakupiłem locje, tym razem zrezygnowałem z map. W Niemczech gdzie zawsze czarteruję łódki wszystko jest w pięknym komplecie. Trochę się więc zdziwiłem widząc na swojej Bavarii mapę z roku 2005 i o podziałce godnej mapki ze szkolnego atlasu. Jeszcze bardziej zdziwiłem się w marinie Porto Ferraio gdzie zapytano mnie o rezerwację i "wyproszono".

Stanęłem w sąsiedniej marinie, trochę za miastem. Grzecznie poszedłem szukać hafenmajstra. Jakiś Szwajcar na kei poinformował mnie, że będzie dopiero jutro (była to niedziela). Po spożyciu obiadku właśnie zbieraliśmy się do miasta gdy zapukał jednak zaginiony hafenmajster i poprosił o opuszczenie mariny, mimo że było wiele wolnych miejsc.
Nockę spędziliśmy więc na kotwicy podziwiając piękną panoramę miasta. W kolejnej marinie bosman również bardzo się zdziwił, że nie mam rezerwacji, ale tylko kazał się przecumować w inne miejsce. Po tych doświadczeniach do mariny na wyspie Capraia dzwoniłem więc z drogi. Na Caprai okazało się, że większość załóg cumujących łódek stanowią rodacy. Było tak i w kolejnych portach. Drugie zdziwienie, to nieaktualność planów marin. Nie tylko w locjach, ale i Googlach. Wszystkie mariny są pięknie rozbudowane.

 
Przy odbiorze łódki nikt nie zapytał mnie o patent. Patent przydał się dopiero w ostatnim dniu. Widząc motopompę, która wychynęła zza cypla wyspy, zażartowałem że płyną do nas "carabinieri". Okazało się to prawdą. Najpierw poproszono mnie o papiery łódki (musiałem je przedstawiać w każdym porcie), po kilkuminutowych ich studiowaniu pan w mundurze zażądał mojej umowy czarterowej oraz dokumentu osobistego a po następnych paru minutach i widocznych przez szybę nadbudówki konsultacjach z lądem, mojego patentu. Po kilkunastu minutach wszystko wróciło do mnie jak na śluzie w Guziance.
Pierwszy raz pływałem łódką, która nie posiadała dziennika jachtowego. W Niemczech firma czarterowa zabiera dziennik po rejsie (na życzenie można dostać jego kopię). Podobała mi się obsługa w marinach. Zawsze pracownik mariny pomógł z kei odebrać cumy rufowe (wszędzie staje się ma muringach). Rzucanie kotwicy w porcie, jakie zaliczyłem parę lat temu w Grecji to historia.
Dla zainteresowanych - willa muzeum Napoleona jest zamknięta z powodu remontu.

Pozdrawiam z mieleckiej kei
Bogdan Kiebzak
Komentarze
ceny dwukrotnie wyższe Bogdan Kiebzak z dnia: 2012-05-09 08:10:00