CZY DO BATERII SŁONECZNYCH
Przyszła kolej na specjalistyczny news techniczny. Może warto go sobie wydrukować. Niedawno kupiłem baterię słoneczną o mocy 40W (500 zł). Przeglądając konkurencyjne oferty handlowe natknąłem się na reklmę "specjalnych akumulatorów przystosowanych do ładowania małym prądem" (bateriami solarowymi). Oferent tych "specjalnych" akumulatorów przestrzega przed ładowaniem "zwykłych" akumulatorów kwasowych bateriami słonecznymi, bo to niby ma skrócić ich żywot nawet o połowę.To dla mnie nowość. Jako że nie jestem elektrykiem - zwróciłem się do dwóch moich przyjaciół tej profesji: do praktyka Mieczysława Leśniaka oraz do naukowca dr inż. Tadeusza Lisa. W odwodzie konsultantów trzymam w rezerwie jeszcze prof. dr inż. Jacka Czajewskiego.Praktyk, po upewnieniu się, że tym solarkiem mam zamiar podładowywać akumulator o pojemnosci 225 Ah - uśmiechnęł się i zapewnił, że to tylko taki chwyt reklamowy dystrybutora owych "specjalnych" . Pisze dalej - "nawet regulator napięcia nie będzie Ci potrzebny, bo przecież tego słonia solarkiem nie zagotujesz".Naukowiec przysłał bardziej wyczerpującą odpowiedź:Na Boga! Don Jorge - wiem, że doktorat PAN to niezbyt nobilitująca przypadłość, ale ja przede wszystkim zajmuję się budowaniem różnych nietypowych rzeczy - pojazdy specjalne, hybrydowe napedy jachtowe itp.Co do baterii – to oczywisty nonsens – panele słoneczne zazwyczaj idealnie wydłużają żywotność większości baterii kwasowych (typu samochodowego), gdyż kompensują ich samorozładowanie, które wynosi:1% dziennie w temperaturze do 27 st. C (Bałtyk, zamknięta skrzynka akumulatorowa maj-wrzesień)2% dziennie w temperaturze 38 st C (Chorwacja, Grecja, Karaiby)Napisałem "zazwyczaj", ponieważ na małych łodziach nie ma miejsca na duże panele – a te które są, są zazwyczaj przesłaniane przez cień od olinowania, bomu, itp. – a to wbrew temu co sądzą laicy powoduje poważny spadek generowanego prądu.Natomiast dramatyczne niezrozumienie zjawisk w systemach elektrycznych jachtów żaglowych (nie motorowych – to są zupełnie inne systemy ze względu na reżimy pracy) jest porażające – również w polskich firmach, które zawodowo trudnią się wykonywaniem takich instalacji (choć spotykamy indywidualnych artystów w tej branży – głównie starej daty. Niestety większość z nich brzydzi się elektroniki i budowa nawet najprostszego systemu zintegrowanego w oparciu NMEA 0183 – patrz http://en.wikipedia.org/wiki/NMEA_0183 - przekracza ich możliwości emocjonalne).Dotyczy to zarówno strony podażowej – alternatory, panele słoneczne, generatory wiatrowe oraz popytowej – równoważenie instalacji po stronie odbiorów, zabezpieczenia, nie mówiąc o samym wykonawstwie okablowania.W ciągu ostatnich 20 lat nie pływałem na żadnym jachcie, który by nie miał kłopotów z instalacją elektryczną – dotyczy to również masowo produkowanych tanich jachtów stoczniowych. Większość usterek, które usuwałem była rażącym zaniedbaniem inżynierskim – aczkolwiek trzeba jednak oddać sprawiedliwości, że spora ich część powstała jako wynik stosowania niewłaściwych technologii i/lub niewłaściwych materiałów – które być może były wtedy niedostępne lub uznane za zbędne.Na przykład lutowanych połączeń przewodów – podczas kiedy tę gorzką lekcję w przemyśle samochodowym przerobiliśmy już 80 lat temu!Wracając do ładowania akumulatorów zasilanych buforowo z paneli. Problem o który pyta Jurek może być obserwowany – ale jego przyczyna niewłaściwie diagnozowana przez użytkowników-amatorów.Faktycznie akumulator może być uszkodzony w przypadku niewłaściwych nastaw regulatora panelu – punkt odcięcia (na zacisku akumulatora) powinien wynosić 14.2 V, ale niekiedy jest fabrycznie w regulatorze ustawiany na 14.8 V – a to oczywiście wygotuje baterię w dłuższym czasie (każdego typu). Wyższe ustawienia są stosowane w niektórych regulatorach paneli dla skompensowania cienia i podniesienia dziennej produkcji energii użytecznej w godzinach rannych oraz popołudniowych. Niestety zła wiadomość jest taka, że przy dużych panelach i prawidłowo ustawionym punkcie odcięcia (ang. Trip point) również można uszkodzić akumulator – zapobiegają temu jedynie tzw. regulatory próbkujące, które analizują w czasie rzeczywistym krzywe wzrostu napięcia na zaciskach akumulatora (nie panelu!) i po zadanym czasie utrzymywania się napięcia maksymalnego odcinają ładowanie do czasu osiągnięcia dolnego progu załączenia (ustawianego zazwyczaj na 13,7-13,8V). Bardziej zaawansowane modele pobierają dodatkowo sygnał temperaturowy z zacisku akumulatora wprowadzając poprawkę kompensacyjną. Ma to sens zwłaszcza przy zasileniach wieloźródłowych – np. z kombinacji panel słoneczny + generator wiatrowy.Ale w praktyce małych jachtów - słuchajcie zawodowców „Słonia solarkiem nie zagotujesz”. Oto dowód, że ML ma całkowitą rację:Sprawdźmy najpierw, ile możemy średnio uzyskać z darmowego słońca na powierzchni 1 m2 Ziemi (u nas). Tak na marginesie panel słoneczny o powierzchni 1 m2 rozwija u nas moc około 140-160 W (jest to moc bliska maksymalnej – ostrożnie w kalkulacjach! – patrz dalej.) Jurek ma panel 3 x mniejszy – stąd wyniki jak w dolnym wierszu tabeli.
Styczeń Luty Marzec Kwiecień Maj Czerwiec Lipiec Sierpień Wrzesień Październik Listopad Grudzień 0,67kWh 1,68kWh 2,45kWh 3,73kWh 4,96kWh 5,13kWh 5,16kWh 4,45kWh 2,96kWh 1,9kWh 0,86kWh 0,51kWh Ale, z panelu o mocy maksymalnej 50W uzyskamy dziennie tylko tyle - założyłem, że Jurek miał szczęście i kupił bardzo sprawny panel n=15% (wartość w kWh) 0,03 0,08 0,12 0,19 0,25 0,26 0,26 0,22 0,15 0,10 0,04 0,03Teraz jako inżynierowie bierzemy pod lupę miesiąc najintensywniejszym promieniowaniu – czyli czerwiec lub lipiec. Policzymy, ile potrzeba, aby doładować wspomniany akumulator. Ponieważ Jurek jest doświadczonym i oszczędnym inżynierem nigdy nie dopuści, aby rozładować akumulator samochodowy poniżej 50% (dlaczego – o tym w innym artykule) więc musi w niego włożyć tyle ile wyjął czyli:Miał 112,5 Ah. Załóżmy, że Jego oszczędne oświetlenie na diodach LED + nawigacja o nieprzesadnie dużym ekranie (ot, taki Garminek 5,5-6 cali) pożerają 1 A prądu. Jak długo? Teoretycznie przez 112,5 godziny. Zatem jaka energia zostanie pobrana?112,5h * 1A * 12,8 V (średnio) czyli 1440 Wh = 1,44 kWhSprawność ładowania akumulatora ołowiowego (kwasowego) jest na poziomie 80%, czyli nasz panelek musi dostarczyć:1,44 kWh/0.8 = 1,8 kWh.Zatem w wariancie optymistycznym, nasz panelek musi w lipcu pracować nieprzerwanie przez1,8 kWh/0,26 = 6,92 dnia ~ 7 dni (słonecznych).A co potem? Nic - regulator napięcia odetnie ładowanie. Z tym uproszczonym rozumowaniem powinniście się zgodzić po lekcjach fizyki ze szkoły średniej.Ale popatrzmy na to ze zdrową nieufnością – jako inżynierowie praktycy.Sprawdźmy zatem, czy wiosną, gdy łódka będzie zwodowana, a kamper wyciągnięty z garażu, starczy nam energii, żeby skompensować samorozładowanie akumulatora.Tracimy dziennie 1% czyli 2,25 Ah (dla wyobrażenia sobie – jest to akumulatorek niezłej latarki ręcznej, która na diodach LED powinna przy tej pojemności świecić około 5-6 godzin – realnie). Wielkość tej straty jest naprawdę zależna od bardzo wielu czynników – potraktujcie to jako dobre przybliżenie praktyka – dla przeciętnych akumulatorów, których używacie i przeciętnych warunków ich składowania na Waszych jachtach lub samochodach kempingowych.Powtarzamy rozumowanie, pytając – ile energii stracimy w miesiącach zimowych (uwaga: wprawdzie temperatura tutaj jest niższa niż wspomniane wcześniej 27 st. C – to jednak zachodzą inne zjawiska – które to oszacowanie czynią rozsądnym):2,25h (tu do obliczeń bierzemy pełną pojemność – czyli 1% z 225 Ah pojemności nominalnej) * 1A (to trochę naciągane – patrz uwagi dla purystów niżej) * 12,8 V (średnie napięcie) = 28,8Wh ~ 0,03 kWh ~ 0,04 kWh (styczniowy dzień zimy – patrz tabela) LTo sprawdzenie potwierdza, że wybór Jurka jest tutaj sensowny – w zimie (o ile panelek będzie odśnieżany regularnie) będzie istotnie powstrzymywał degradacje akumulatora. A od wiosny już DUŻO LEPIEJ.Co potwierdza tezę, która była do udowodnienia – SŁONIA SOLARKIEM NIE ZAGOTUJESZ – co najwyżej podtrzymasz przy życiu.Teoretyków, których mój prostacki wywód poruszył do głębi pragnę uspokoić – oczywiście, że zrobiłem tutaj kilkanaście założeń i uproszczeń. Np. nic nie pisałem o upływności instalacji, niezerowym prądzie zwrotnym diody w panelu słonecznym, zmianach oporu wewnętrznego akumulatora w trakcie ładowania, zmianach jego pojemności w funkcji przepływającego prądu, itd. Ale jak mówił jeden ze słynnych profesorów fizyki – mówienie o małych wyższego rzędu – hańbi!Zamykając temat – wybierając panel kierujcie się przede wszystkim ilością realnie produkowanej energii w naszych szerokościach geograficznych - a dopiero potem mocą nominalną. Jeśli sprzedawca nie może przedstawić takiego certyfikatu badań laboratoryjnych – to albo macie do czynienia z amatorem, albo z oszustem – ja staram się raczej ograniczać kontakty z oboma typami.Aha! Jeśli chcecie w sposób bardzo uproszczony oszacować, ile Wasz panel dostarczy faktycznie energii (na swoich zaciskach) to dla miesięcy letnich możecie przyjąć, że:· dla takiego panelu (50W) prąd dostarczany będzie na poziomie 2,5 A (to odczytacie z charakterystyki technicznej panelu)· należy przyjąć, że użyteczne dla nas promieniowanie mamy przez 8 godzin letniego dnia (trochę więcej dla paneli śledzących – nierealnych do stosowania na jachcie, trochę mniej dla paneli na zacienianym dachu nadbudówki).Zatem słoneczna elektrownia dostarczy 2,5 A * 8h * 14,2 V = 0,284 kWh – co jest prawie identyczne z danymi za tabeli (sprawność spada ze wzrostem temperatury panelu – pomińmy to).Jaki z powyższego rozumowania wniosek? Panel tej wielkości absolutnie nie może być jedynym źródłem prądu na jachcie morskim – ale uwaga - INNYM NIŻ WEEKENDOWY (bo bilans energetyczny się nie domknie).A jak sporządzić taki bilans – to już zupełnie inna historia. Nie jest to trudne – ale też nie jest takie trywialne, gdyż musimy zamodelować równoległe reżimy pracy poszczególnych odbiorników i generatorów. Jeśli nie wierzycie – to znaczy, że nie żeglujecie z dziećmi które:a) oglądają kreskówki na DVD,b) słuchają muzyki (czasami głośno – bo wreszcie nie ma sąsiadów wokół!),c) nie znoszą wysokich obrotów silnika ładującego akumulator (bo hałasuje) L,d) a każde ma przy pasku dla bezpieczeństwa MOB małą, tanią wodoodporną UKF’kę – którą jakoś trzeba na bieżąco podładowywać …Eh! Życie…Ja zaprojektowałem do tego specjalne arkusze EXCEL’owe – i nie widzę problemu, żeby się nimi podzielić z kolegami z Forum.Generalnie model doboru optymalnego reżimu pracy baterii jachtowych jest dość skomplikowany (i ich podłączenia do instalacji jachtowej) – ale sądzę, że mógłbym opisać zjawiska tu występujące prostym, żołnierskim językiem i podać praktyczne wskazówki odnośnie projektowania i stosowania mało znanych na polskich, amatorskich jachtach rozwiązań w instalacjach, jak na przykład:a) amatorską, głęboką, ale tanią adaptację alternatorów samochodowych do potrzeb jachtu żaglowego (sam zbudowałem kilka takich – rating nominalny 130A-140 A! i bardzo wysoka serwisowalność praktycznie w każdym porcie świata),b) układy dwu-alternatorowe i ich równoważenie w układzie odbiorczym,c) zasadność lub jej brak użycia diod separacyjnych w bateriach akumulatorowych,d) specjalne kontrolery alternatorów (np. xantrexa) i co dostajemy w zamian za wydane niemałe pieniądze,e) strategie projektowania i zabezpieczeń sekcji instalacji jachtowej spełniających zasadę „soft degradation” po uszkodzeniach sztormowych lub pożarze, itd., itd.Warunkiem koniecznym jest zainteresowanie Kolegów i determinacja Mistrza Don Jorge w dręczeniu mnie (jestem dość obciążony pracą zawodową) – dzięki, któremu zostałem właścicielem niezwykłego jachtu i zacząłem sam (a nie załogowo) żeglować w różnych ciekawych miejscach– a co oznacza, że trudno byłoby Mu odmówić napisania takiego artykułu do jego znakomitej strony.Żyjcie wiecznie !Tadeusz==============================================Co na to Praktyk ?Witaj Jurek!W zasadzie zgadzam się z Tadeuszem, chociaż jako praktyk podchodzę do problemu bardziej ... cynicznie.Z praktyki bowiem wynika, że wszelkie działania mające przynieśc oszczędności , poprawić komfort obsługi i bezpieczeństwo, są drogie i zwracają się dopiero w drugim pokoleniu - o ile nie zepsują się wcześniej. Z pozycji praktyka każdy problem należy rozpatrzyć indywidualnie. Na Twoim przykładzie panel 40W to przy 14.2V około 3A .Tyle mniej więcej będzie wynosił prąd biegu jałowego baterii 225 Ah podłączonej do prostownika.Natomiast przy mniejszych (dużo) akumulatorach, lub większej mocy bateriach słonecznychmoże to być problemem. Myślę jednak , że tylko podczas kilkudniowego postoju jachtu. Wtedy jednak można odłączyć baterie słoneczne.Myślę też że okrerślenie "regulator napięcia" dla tych urzędzeń jest rochę na wyrost..To po prostu wyłącznik sterowany napięciem akumulatora.PozdrawiamMietek__________________________Niebawem Tadeusz przygotuje artykuł o akumulatorach jachtowych. Jeśli "Żagle" nie skorzystają (zaraz zaproponuję), to przeczytacie u mnie news zawierający takie oto informacje:- typy, zalety, wady, sumaryczne koszty jednostkowe, odpornośc na ludzka głupotę (jachty charterowe)- umieszczenie na jachcie w zależnosci od przeznaczenia danej sekcji (rozruchowe, hotelowe, obciazeń udarowych, buforowo podtrzymujace itp)- sposoby zabudowy oraz ochrony antyeksplozyjnej- podłączenie do instalacjiKamizelki jeszcze na pomoście !Żyjcie wiecznie !Don Jorge
Nie bardzo wiem jak to działa, ale na wszelki wypadek wszystko robię na zaciski. Nauczyli mnie tego starzy praktycy. Lutowanie zawsze dawało mi w kość i nikomu tego na wodzie nie życzę!
Janusz Cichalewski
s/y Cygnet
i przy przepływie większego prądu po prostu się grzeje.W efekcie może to doprowadzić do wytopienia się lutu.Szczegółnie jest to groźne jeżeli robimy lutem":oczko" na miękkiej lince
miedzianej
Zdzisław Bartkowiak
http://www.sychut.com/dockan/elektrycznosc.html#6
--
pozdrawiam - Wojtek Bartoszyński
Pierwszy jest znany i opisany przez Kolegę - korozja elektrochemiczna na styku lut (stopy głównie na bazie cyny) oraz miedzi (z przewodów).
Zjawisko gwałtownie narasta, gdy naszą łódkę wyprowadzimy na bardziej słone wody - chociażby na Adriatyk. I teraz uwaga Koledzy - wbrew temu co sądzą laicy nie dotyczy to złączy zalewanych morską wodą na przykład w zęzie - ale dotyczy wszystkich połączeń ze względu na wilgoć w powietrzu. Tak na marginesie warto zdawać sobie sprawę, że typowa miękka linka używana w instalacjach samochodowych nie nadaje się do budowy instalacji jachtowych - dyfuzja kapilarna wewnątrz przewodu (pod izolacją) sprawia, że najczęściej w miejscy przegięcia linki tworzy się mikrojeziorko słonej wody sprawiające, że po pewnym czasie w tym miejscu tworzy się opornik (ze względu na tlenki - czarno zielony proszek bardzo brudzący palce) na którym wydziela się dużo ciepła. Można to kompensować - o ile wyrzekniemy się lutowania i będziemy na końcówkach uzywać specjalny typ zacisków oczkowych typu zamkniętego (od czoła) + specjalne koszulki termokurczliwe wypełnione masą uszczęlniającą nasunięte na złącza.
Drugim powodem mniej znanym jest przecinanie włókien linek miedzianych na krawędzi twadrego lutu - tym szybsze, im staranniej zostało wykonane połączenia (np. gdy chcemy przedłuzyć linkę dolutowując kawałek). Skąd to wynika?
Przewody na jachcie morskim poddawane są bardzo silnym drganiom (podobnie jak w samochodzie). Czy pamiętacie upiorne wibracje kadłuba od drgań foka całkowicie zwiniętego na rolerze w ostrym kursie na wiatr? A upadki jachtu w dolinę 4-5 metrowej fali na Morzu Północnym w czasie jesienno-zimowych pływań (lubię to! To znaczy niekoniecznie upadki - ale żeglowanie w takich warunkach). Te drgania przenoszone na lutowane połączenia bardzo szybki je niszczą. Co znaczy bardzo szybko? 2-3 sezony intensywnego pływania. Generalnie jest to problem, z którym radzimy sobie prowadząc okablowanie w specjalnych amoryzowanych gumą uchwytach (niestety nie wiem jak dołączyć do postu odpowiednie zdjęcia). Miejsca takich lutować możecie łatwo zidentyfikować niejako post mortem oglądając wypalone szczątki kadłubów jachtów - są tam charakterystyczne koła przypominające nieco krater wulkanu - tu zaczął się pożar od zwarcia (zwłaszcza w przypadku kabli dwużywłowych - od których zawodowcy wolą się zdecydowanie trzymać z daleka - za wyjątkiem sekcji rzeczywisście nisko prądowych - np. głośników kajutowych prowadzonych od zwykłego odbiornika turystycznego).
Nieco więcej o jachtowych problemach z prądem zebrałem w innym miejscu. Nie wymądrzam się dla fachowców lecz tak układam myśl techniczną aby filolog rozumiał - co mam nadzieję zostanie mi wybaczone.
Baterii słonecznych używam od prawie 30 lat i nie wyobrażam sobie zastąpienia innym źródłem energii. Sądzę że to oczywiste i nie widzę powodu rozpisywania sie na ten temat. Wiele problemów z prądem pochodzi od akumulatorów o czym dość obszernie napisałem w tym samym miejscu.
Zapraszam do lektury, komentowania i współpracy!
Poza tym JS nigdy nie odmówił mi pomocy swoją radą.
Pozdrawiam
Tadeusz Lis.
Nie jestem profesorem a tym bardziej :) inzynierem i mam tylko blade pojęcie o teorii, humanista sum! Sam jednak "policzyłem" parametry i od 10 lat żegluję z solarami. Poprzednio, na ULCE miałem 120W, teraz na CYGNECIE 2x80W. W obu wypadkach stosowałem regulator Morningstar 30A. W moich szerokościach (od Florydy do Wenezueli) jest takie nasłonecznienie, że nie musze doładowywać silnikiem. Używam często autopilota, sondy i GPS. W kabinach dużo punktów świetlnych, wentylatory i godzinami pracujący komputer. Jeśli zostawiam łódkę na dłużej niż tydzień, zasłaniam 3/4 pow. paneli (nie wiem czy to konieczne, ale zdawało mi się, że regulator się grzeje) Na ULCE miałem jeszcze generator wiatrowy AIR X. Do 5B dawał niwiele pradu a powyżej wył jak potępiony! Pamiętam, koło zachodniego wybrzeża Kuby dostalem powyżej 8B. Autopilot nie działał, byłem sam i nie mogłem odejść od koła. Ryk generatora był nie do zniesienia! Pod ręką miałem kłąb linki. Rzuciłem w rotor i...na szczęście został zablokowany! Po dopłynięciu do Key West wywaliłem to całe ustrojstwo i dokupiłem jeszcze jeden solar panel! I to jest to!!!
Żyjcie wiecznie w kamizelkach i z solarami
Janusz Cichalewski
s/y CYGNET
PS akumulatory mam kwasowe typu "deep cycling"
zużyte?
Ponadto do 27 stopni na Bałtyku? Ja może jestem nietypowy ale akumulatory trzymam tam...
na dole (temperaturę mają bliższą temp. wody) a nie na dachu. Ten 1% dziennie też wydaje mi się mocno zawyżony ale pewnie mam już zużyte akumulatory i mają mniej.
Poza tym (a w gruncie rzeczy przede wszystkim) nie wiem jakie było pytanie lub postawiona teza? Jeśli do udowodnienia było stwierdzenie praktyka ,,słonia solarkiem nie zagotujesz" (bez regulatora ładowania) to pan doktor niestety prawdziwości tego stwierdzenia nie udowodnił.
Może ktoś by mi prosto napisał co dowodzi pan doktor w swoim wywodzie.
Tadeuszmałocorozumiejący
Moim celem było przeprowadzenie rozumowania, który pozwoli się zorientować z jakimi rzędami wielkości mamy do czynienia. W praktyce instalacji jachtowych przyjął się pogląd (cytowany chociażby przez Nigela Caldera) według którego:
any solar panel with a rated output of up to 0,5 percent of the Ah capacity of the battery it is charging can safely be left permanently attached without regulation. Above this level of output, some form of disconnect or regulator is required.
Ponieważ nie dysponowałem charakterystyką Jurkowego panela przyjąłem kilka założeń w celu wykonania oszacowań jak wyżej. Pokazują one, że gdyby Jurek nie stosował żadnego regulatora to uzwględniając dodatkowe spadki (nieuniknione) na połączeniach i ewentualnej diodzie zwrotnej (koszt 0,3-0,6 V) to od biedy może podłączyć swój akumulator bez regulatora (ogranicznika napięcia).
c.b.d.o
Oczywiście w tej sytuacji stosowałbym w akumulatorze nie zwykłe (standardowe) korki - tylko rozwiązanie typu Hydrocap (z syntezą wtórną wodoru i tlenu). Wiem, że pisze o oczywistych rozwiązaniach w porządnie zrobionych instalacjach - ale, tak na wszelki wypadek zamieszczam angielski opis rozwiązania:
Można by modyfikować regułę Caldera i podawać inne procenty ale za każdym razem trafiamy na manowce. Nie będę tego rozwijał by nie nudzić.
Zatem aby moje intencje były czytelne napiszę wprost:
Uważam, że mówienie ludziom o tym, że mogą podłączyć jakiś panel ogniw słonecznych (spotykane na łódkach od paru do paruset watów) do jakiegoś akumulatora (od kulkudziesięciu do kilkuset amperogodzin) bez regulatora czy ogranicznika ładowania jest szkodliwe!
Niezależnie od tego czy ów regulator/ogranicznik działa w sposób ciągły czy dwustanowo to powinien w instalacji być. Niezależnie od tego czy kupiony czy samodzielnie zrobiony, ma być i ma mieć prawidłowo ustawione napięcia.
Zatem cały wywód oparty na jakichś założeniach i szacunkach jest, moim zdaniem, zbędny bo też i wynik obliczeń będzie adekwatny do założeń. Dlaczego założył Pan w punkcie początkowym to, że akumulatory są w połowie rozładowane a nie np. w pełni naładowane, tego nie wiem.
Proszę pamiętać o tym, że nie wszyscy żeglarze (czytelnicy tej strony) są na tyle rozeznani w tematyce instalacji i akumulatorów, że odczyty z woltomierza i amperomierza coś im mówią (o ile w ogóle mają je na łódce). Moim zdaniem poprawna instalacja jachtowa to instalacja bezobsługowa a podczas żeglugi i na postoju jest wiele innych ciekawszych zajęć niż patrzenie na wolto-amperomierz lub sprawdzanie czy akumulatory pod kojami już gazują i grzeją się czy jeszcze nie.
Tadeuszniedowierzającyautorytetom
Nigel Calder jest istotnie dla mnie autorytetem - zgromadził ogromną wiedzę i jest w kontakcie bardzo komunikatywny. Czym dłużej uprawiam mój zawód rozglądając się dokoła siebie tym bardziej rośnie liczba ludzi przewyższających mnie inteligencją i wiedzą.
Ponieważ żeglowanie nauczyło mnie pewnej pedanterii i nie lekceważenia rzeczy, które spora część ludzi uważa za drobiazgi - a Mistrzowie mojej młodości, którzy uczyli mnie zawodów inżynierskich - podejrzliwości wobec prawd oczywistych, dlatego też zanim coś powiem czy napiszę - sprawdzam to.
Robie to na różne sposoby:
a) dużo rozmawiając z praktykami i konfrontując to z doświadczeniami z moich łódek lub łodek, ktore budowałem lub serwisowałem,
b) dużo czytając i korespondując - głównie z brytyjczykami (środowisko Practical Boat Owner) i amerykanów, którzy żeglują na skalę dla nas niewyobrażalną - stąd kumulując potężne doświadczenie,
c) wykonując maksymalnie starannie eksperymenty w moim prywatnym laboratorium pod Warszawą lub w laboratorium moich przyjaciół hobbystów (które jest dla mnie doskonałym miejsce odpoczynku :))
Pisze Pan:
cyt. Zatem cały wywód oparty na jakichś założeniach i szacunkach jest, moim zdaniem, zbędny bo też i wynik obliczeń będzie adekwatny do założeń. Dlaczego założył Pan w punkcie początkowym to, że akumulatory są w połowie rozładowane a nie np. w pełni naładowane, tego nie wiem.
Nie ma Pan innego wyjścia - wobec złożoności przyrody zawsze musimy robić jakieś założenia. Uczciwość dyskursu wymaga, aby były one możliwie jasno prezentowane publicznie - tak, aby łatwo można je było zweryfikować.
W swoich wywodach robi Pan silne i niejawne założenie, że w pełni naładowane akumulatory będa zasilane z panelu słonecznego o prądzie (nominalnym!) zgodnie z regułą cytowana przez Caldera - pracującym w trybie ciągłym. Pozwolę sobie zwrócić uwagę, że moim skromnym zdaniem znacznie właściwiej jest posługiwanie sie średnią energią dostarczoną przez panel (a nie prądem, którego zmiany w trakcie doby są bardzo duże).
Dlatego też podtrzymywał bym regułę, że zrównoważony mocą panel z pojemnością banku baterii kompensujący jego samorozładowani można w szczególnym przypadku podłączyć bez regulatora.
Czy nalezy to rozumieć jako zalecenie - na pewno nie! Koszt przykładowego regulatora SOLARA 179CX wynosi zaledwie 200 zł. Jego funkcjonalność (m.in ładowanie pulsacyjne, odrębne progi załączeń - dolny i górny) są bardzo cenne.
Teraz konkret finansowy: Koszt układu panel - akumulator w wersji Jurka wynosi 3 X 400 zł (3 bo, zakładam akumulatory po 75 Ah CENTRA FUTURA 75AH , ze względu na ochronę kręgosłupa przy wywlekaniu ich z łódki na nabrzeże) + 500 zł za panel 50 W (tanio).
Czyli regulator stanowi 200/1200+500 = 12% kosztu instalacji. Czy warto wydać tyle na bezobsługowość - moim zdaniem tak!
Jednak cały czas mam w pamięci ludzi, których bardzo szanuje, żeglujących namiętnie - ale o tak skromnych dochodach, że 200 zł nie wydanych na regulator oznacza dla nich zakup wyżywienia na 2 tygodnie dla 2 osób na wodzie.
Poza wszystkim, Pańska dociekliwość sprawia mi wielką przyjemność!
Łączę wyrazy szacunku - Tadeusz Lis
"W swoich wywodach robi Pan silne i niejawne założenie, że w pełni naładowane akumulatory będa zasilane z panelu słonecznego o prądzie (nominalnym!) zgodnie z regułą cytowana przez Caldera - pracującym w trybie ciągłym"
Nie. Sytuacja o której piszę ma miejsce np. wtedy gdy stoję w porcie i mam przez noc podłączone zasilanie z kei i ładuję akumulatory. Rano mam naładowane akumulatory, ładowarki wyłączam i odłączam zasilanie z kei a mam jeszcze podłączone ogniwo słoneczne, które właśnie rano znów zaczyna dawać prąd. Bliżej południa wydajność ogniw będzie taka, że doprowadzi moje akumulatory do dość wysokiego napięcia jeśli nie będę miał podłączonego ogniwa słonecznego przez regulator/ogranicznik. Moim zdaniem nie muszę się posługiwać wielkością energii a jedynie tym, że powyżej pewnego napięcia mogę zrobić krzywdę moim akumulatorom. Do takiego napięcia na zaciskach akumulatora nie powinienem dopuszczać. Akumulatory ołowiowe niehermetyzowane wiele wybaczają stąd to nieporozumienie, jeśliby były tak wrażliwe na napięcie jak litowo-jonowe nikt by o celowości regulatora/ogranicznika napięcia nie dyskutował.
"zrównoważony mocą panel z pojemnością banku baterii kompensujący jego samorozładowani można w szczególnym przypadku podłączyć bez regulatora"
Tak. Różnimy się jednak zasadniczo bo dla mnie panel 50-watowy dla baterii akumulatorów 225 Ah nie jest panelem tylko kompensującym samorozładowanie, bo dostarcza więcej energii. Dla mnie przypadek kogoś rozbudowującego swoją instalację jachtową nie podpada pod kategorię ,,szczególnego przypadku" i mówienie temu komuś, że może podłączyć panel bez regulatora/ogranicznika uparcie uważam za szkodliwe. Te porady czytają również inni i budują sobie fałszywy pogląd na sprawę.
Dla mnie szczególny przypadek to sytuacja jachtu na oceanie, z dala od portów, kiedy zamontowany regulator uległ uszkodzeniu. Wtedy temu ,,TAK, MOŻNA" towarzyszy jednak mocne zalecenie częstego sprawdzania napięcia akumulatorów, im bliżej 14 V tym częściej.
Rozumiem, że uwaga o ,,ludziach o skromnych dochodach" nie dotyczy kogoś kupującego ogniwa słoneczne i akumulatory za sumę 1700 zł więc jest jakby nie na miejscu. A jeśli nawet dotyczy to wtedy byłbym polecił raczej kupno dwu akumulatorów i regulatora. Zostanie jeszcze 200 zł na jedzenie :-)
Myślę, że w końcu się zgodzimy co do tego, że zainstalowanie regulatora/ogranicznika nie powinno być przedmiotem debaty, podobnie jak nie debatujemy nad tym czy mieć koła i kamizelki ratunkowe na łódce i czy zakładać kamizelki asekuracyjne podczas żeglugi a są one bardzo kosztowne. Dla mnie elektryczność na łódce więcej znaczy dla bezpieczeństwa niż te koła i kamizelki ratunkowe, które wożę. Koszt regulatora/ogranicznika zrobionego przez domorosłego elektronika jest porównywalny z przeciętną opłatą portową w Polsce. Chyba nie tak dużo.
Tadeuszwciążuparty
a) pisać w maksymalnym uproszczeniu - jasność jest ważniejsza niż precyzja,
b) jeden post = jedeń wątek
c) jeśli jakieś rady = to w tonacji czarnobiałej = tak, tak, nie, nie.
Sądzę, że to rozsądne. Poza tym rzeczywiście moje podejście jest trochę typu survival guide.
Często byłem zmuszony improwizować - budowałem awaryjne regulatory napięcia z żarówki i ołówka kopiowego, spawałem cienką blachę elektrodą węglową wpiętą w przewody akumulatorowe, odpalałem zatarte silnika diesla z padniętymi akumulatorami używając starych trików z kwaczami w kolektorze ssącym i dławieniem dopływu powietrza.
Sądzę, że w jednym jesteśmy zgodni - na jachtach tylko bardzo proste rzeczy działają niezawodnie.
Proponuje zamknąć wątek.
Te Hydrocap'y wygladają genialnie! Nie dość, że redukują problem stałego dolewania wody (w tym sezonie wlałem już 4 litry) to jeszcze redukują wydzielanie wodoru poza akumulator czyli niebezpieczeństwo eksplozji.
Tu wygooglałem więcej:
http://www.ibiblio.org/pub/academic/environment/alternative-energy/energy-resources/homepower-magazine/archives/11/11pg37.txt
Ktoś to sprzedaje w Europie czy trzeba sobie z USA sprowadzać?
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Tadeusz Lis
Ale do rzeczy. Jak już temat o dziwnych aparatach co przedłużają żywotność akumulatorów, to proponuje rezygnacje z takich wynalazków jak Hydrocaps, bo sporo kosztuje, a i nie wiadomo czy działa. Może to pobożne życzenie sprzedawcy, wynalazcy i producenta. Ktoś to sprawdził? Lepiej używać szczelnych akumulatorów z certyfikatem "marina" i nie będzie problemu z dolewniem wody destylowanej ani cudownymi "patentami". Kosztują kilka złotych więcej niż samochodowe ale z praktyki wiem że warto je wydać.
Od kilku lat używam urządzenia które mogę polecić aczkolwiek na ryzyko kupującego. Jest to Battery Refresher czyli "Odświeżacz". Nie wiem kto to sprzedaje. Zapewne można szukać u dystrybutora Webasto. Niestety link jaki podaję na swojej stronie (w rozdziale o odsiarczaniu) już jest nieaktualny (kilka razy aktualizowałem). Moim akumulatorom mija już 4 sezon i są w całkiem dobrej kondycji. Nigdy dotychczas nie miałem tak długo bez potrzeby wymiany. Jestem prawie pewny że żywotność przedłużyłem owym "cudownym" aparatem, aczkolwiek nie mogę mieć stu procentowej pewności. Ciekaw jestem czy ktoś ma podobne spostrzeżenia?
Słowa uznania od Tadeusza Lisa sprawiły mi ogromną przyjemność i za nie serdecznie dziekuję! Nie wiedziałem że się znamy?
Witam kolegów, czy z tym samorozładowaniem baterii kwasowej to nie lekka pomyłka. Z mojej praktyki wynika, że to kilka miliamper. Tak na marginesie, częściowo naładowany akumulator 110Ah pozostawiłem w ubiegłym roku jesienią na jachcie. W kwietniu wodowałem. Licząc lekko, ponad pięć misięcy , czyli 150 dni powinno spowodować całkowite rozładowanie. Tak się nie stało. Mój MD1 odpalił po kilunastu sekunadach.
Poadrawiam Mariusz
a) nie jest znany przebieg krzywej temperatur. Intuicja mi podpowiada, że niekoniecznie od jesieni do wiosny (kwiecień) wewnętrzna (podkreślam - wewnętrzna) temperatura nieładowanego akumulatora wynosiła 27 st. C - o ile jacht czekał na Pana w naszym klimacie,
b) utrata pojemności akumulatora na skutek samorozładowania (które tu ewidentnie było mniejsze) nie zmniejsza istotnie jego prądu rozruchowego (może powinniśmy być bardziej precyzyjni - nie zmniejsz liniowo jego prądu rozruchowego).
Wykonajmy zatem szybkie oszacowanie energii, którą Pan pobrał zapalając MD-1.
Zakładam, że akumulator był już nieco padnięty. Szacuje, że rozrusznik pobrał w chwili rozruchu około 300A (prawdopodobnie mniej), który trwał 15 sekund (wg Pana opisu "kilkanaście sekund"). Napięcie na akumulatorz po zimie - 10,5 V (w chwili rozruchu).
Czyli pobral Pan:
15/3600*10,5*300 = 13, 2 Ah (tylko) czyli około12% pojemności nominalnej. Oczywiście, gdyby akumulator był zupełnie rozładowany nie bylibyśmy w stanie pobrać 300 A przy 10,5 V.
Gdybyśmu chcieli być zupełnie ściśli to wraz z rozładwywaniem się akumulatora i pozostawaniu go pzrez dłuższy czas spada jego pojemność (zasiarczanie), a tym samym utrata bezwględna pojemności jest zmienna. tak czy tak pozostawianie na zimę nieładowanego akumulatora to rozwiązanie dość drogie w sensie jego trwałości.
Pozdrawiam. Tadeusz Lis
W zasadzie wszystko się zgadza, za wyjątkiem tego, że we wzorze na pobraną energię w czasie rozruchu nie powinno występować napięcie , a tylko czas i prąd. Inaczej nie wyjdą amperogodziny. Ale to tak na marginesie.
Pozdrawiam
Zgadzam się, nie bedzie 3A. Ale o tym to nawet mówią karty katalogowe. Dla ogniwa 30W maksymalny prąd ładowania baterii wynosi pomiedzy 1,6A a 1,7A. Dla 25W jest to około 1,4A.